Bolało. Każde słowo, które wypowiedział było jak kolczasty bicz wyszarpywany z gardła. Dławiłby się nimi gdyby miał jakąkolwiek władzę nad swoim ciałem. Ale nie miał. A gdy ją w końcu otrzymał, mógł już tylko osunąć się na ziemię i szczęśliwie zemdleć...
Z ciemności wyrwało go szarpnięcie. Jego nogi bezwładnie ciągnęły się po ziemi, ale na ramionach czuł już wyraźnie ucisk czyichś rąk. - Ccee... - wychrypiał rozpoznając powoli sylwetkę Gmanagha, zrazu jednak rozkaszlał się tylko i chwilę trwało nim uspokoił - Musimy... musimy znaleźć je...
Nie wyglądał jednak na tyle dobrze, by samemu przejść choćby kilka kroków, nie mówiąc o przeszukiwaniu pałacu. I chyba powoli zdawał sobie z tego sprawę - Ihab... - wycharczał - Dziewczyna z palarni na forum. Ostrzegła... Musimy od niej...
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |