Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2018, 18:30   #39
Jendker
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Agust wrócił do ogniska poprawiając włosy, Na sobie miał tylko spodnie, koszule i dublet niósł w rękach. Usadowił się przy ognisku żeby nieco wyschnąć, minęło już trochę czasu odkąd rozgościli się w obozie. Powoli czas było się zbierać. Wychylił jeszcze jeden kufel wina, i zaczął powoli znów się ubierać. Wyczyścił w międzyczasie nieco zbroję, i choć efekt nie był tak oszałamiający jak mógłby chcieć, to było wyraźnie lepiej. Przywdział przeszywanice, na nią zaś elementy pancerza. I tak przygotowany z winem czekał dalej.
Mira również ubrała się pospiesznie, po czym pospiesznie dołączyła do Agusta.
- Dajcie jeszcze wina! - zawołała, siadając koło niego. - Dlaczego w ogóle jesteś paladynem? - zagaiła. - W sensie, wiem że mówiłeś nam o tych wszystkich zakonach i tak dalej, ale czy bycie paladynem nie jest zaprzeczeniem miłości? Szkolisz się, aby zabijać wrogów, uczysz się na pamięć kazań i modlitw, czytasz tylko coraz więcej świętych wersetów… po co to wszystko? - Obrzuciła go badawczym spojrzeniem.
- Myśle że masz nieco mylne wyobrażenie o paladynach. To prawda, niektórzy muszą się uczyć wersetów i tych masy innych pierdół, ale to tylko zależy od ich patrona. - Agust spojrzał na nią najpierw ze zdziwieniem a potem z rozbawieniem.
- Sune nakazuje dbać o piękno i miłość, więc my częściej uczymy się poezji albo utworów muzycznych. Poza tym nie rozumiem dlaczego to miałoby być zaprzeczenie miłości. Walczymy dla miłości, za miłość i dzięki niej. - paladyn puknął półorczycę palcem w noc.
- Bo widzisz są różne rodzaje miłości. A my opiekujemy się ludzkimi sercami. A tak poza tym zawsze chciałem być bohaterem.
- Jak dla mnie nie ma zbyt wiele bohaterstwa w walce. Jest tam dużo krwi, krzyków, mordowania się nawzajem. Może jeszcze tej dzikiej satysfakcji z sieczki dookoła. Ale nie bohaterstwa, bohaterowie są chyba ponad taką nienawiścią. - Wzruszyła ramionami. - Co jak co, wywijać toporem każdy umie.
Agust spojrzał na mirę teraz nieco poważniej.
- Potrafiłabyś kochać swojego wroga? - Po chwili przerwał krótkie milczenie - Czy może inaczej, co by się zmieniło gdybyś dzięki miłości potrafiła odrzucić nienawiść?
- Nie wiem. Nie wydaje mi się, abym umiała odrzucić nienawiść do kogoś. Skoro już sobie ktoś zapracował na to, abym go znienawidziła to nie wyobrażam sobie co musiałby zrobić, abym nagle go pokochała. Ale co do kochania wroga… Tak, czemu nie? To byłoby trudne, ale możliwe.
- Więc wtedy możesz zakończyć krąg nienawiści. Który zawsze jest tak naprawdę bez sensu. Nienawiść zatruwa nas samych. Nie innych. Popycha nas do zemsty. Są wendety które ciągną się tak długo, że w nich uczestniczący nie pamiętają dlaczego kogoś nienawidzą. - Przerwał na chwilę.
- Bohaterstwo jest wtedy kiedy poświęcasz się i dzięki poświęceniu sprawiasz że świat jest lepszy. Czasem to oznacza walkę. Ale potrafimy walczy bez nienawiści w sercu. Więc gdy tylko możemy, opuszczamy broń i pomagamy temu kto był nam wrogiem.
- Pomógłbyś Strahdowi, gdyby się o to poprosił? - spojrzała mu w oczy. - Nie mówię oczywiście o pomocy w wymordowaniu wioski, ani nic takiego. A o nie wiem… Przemianę go znowu w człowieka na przykład.
- Tak.
- Więc może to ja mam problem z tym jak walczę… - spuściła wzrok. - Nie potrafię wtedy z siebie wykrzesać żadnej empatii ani litości, jeśli mam być szczera. Chociaż niepotrzebnie zakładałam, że każdy tak ma. Przepraszam, jeśli cię wtedy jakoś uraziłam.
- Z walczeniem nie masz problemów. Robisz to bardzo skutecznie. - Zaśmiał się Agust.
- Pytanie jakie musisz sobie zadać, to dlaczego walczysz.
- Czasem dla przyjemności, czasem ktoś mnie napadnie, to się będę bronić zamiast bawić w męczennika, a czasem dlatego, że natykamy się na coś, co po prostu nie może dłużej istnieć. Jak te ghule w piwnicy tamtego domu.
- Tamte ghule nie chciałyby się zmienić. Najlepsze co mogliśmy zrobić, to uwolnić ich dusze, choć nie sądzę żeby po śmierci czekał ich lepszy los. Będą musieli zapłacić za swoje winy. Kiedy bronisz się sama, jest to oznaką miłości do siebie samej. Można walczyć dla przyjemności, choć wtedy starałbym się nie wyrządzić drugiemu krzywdy.
- Ale co zrobisz kiedy będziesz potrafiła zniszczyć swego wroga, ale będziesz mogła okazać mu łaskę?
- Lepiej zapobiegać niż leczyć. Więc o ile żywym się mi nie przyda, raczej nie miałby co liczyć na łaskę.


- Nie przeszkadzamy? - Cahnyr (wyglądający jakby właśnie wyszedł z kąpieli) usiadł obok, przy nim miejsce zajęła, zawinięta w płaszcz Cehnyra, Cely. - O czym sobie rozmawiacie?
Cely wyciągnęła ręce w kierunku ogniska.
- Ale przyjemne ciepło - stwierdziła po czym przeniosła wzrok na pół-orczycę i paladyna, również ciekawa tematu ich rozmowy.
Jedna z Vistanie natychmiast podała im kubki z winem. Cahnyr podziękował z uśmiechem.
Zmierzchało już, kiedy w krąg światła rzucanego przez ognisko wkroczył Hassan, z luźno zarzuconą, białą koszulą i swoją czerwoną szatą, niedbale przerzuconą przez bark. Dopinał swój szeroki pas, dysząc głośno. Koszula przykleiła mu się do mokrych pleców a buty człapały po trawie, niechybnie po rzecznej kąpieli. Wojownik zobaczył siedzących już przy ognisku towarzyszy, i bezceremonialnie przysiadł się obok nich. Niebawem i jemu podano kubek z winem, które łapczywie wypił, aż pociekło mu po węźlasto umięśnionej szyi
- Ach...tego mi było trzeba… - mruknął wojownik i ponownie podsunął kubek do napełnienia.
- Ten obóz przypomina mi czasy, kiedy moja orta ruszała na wojnę. Zapach porannej kawy, smród wielbłądziego łajna, pył piasku pustyni, i śpiew towarzyszy, szykujących się na śmierć… - Wzrok wojownika wpatrzony w ogień stał się dziwnie zamglony, a głos nieco nostalgiczny, wydawał się jakby zamyślony i nieobecny.
Cely spojrzała na wojownika ociekającego jeszcze wodą i rzuciła wesołym głosem.
- Widzę, że ktoś tu korzystał z uroków tutejszej rzeki.
Hassan zerknął na Celaenę, jakby wybudzony ze snu po czym uśmiechnął się szeroko
- chyba nie ja jeden - kubkiem wskazał ociekające wodą z pod płaszcza kobiety ubranie - magiczna ta rzeka. Ani chybi - zachichotał.
- Tak, ma w sobie coś magicznego, to miejsce ogólnie jest wyjątkowe… Aż nie chce się wierzyć… - ściszyła głos - że ten lud mógłby współpracować, no wiecie z kim…
- Raczej sami są sobie sterem, żeglarzem, okrętem - odparł równie cicho Cahnyr. Upił łyk wina i podał kubek dziewczynie. - Ale o parę rzeczy warto ich spytać - dodał.

- Tak, na przykład o wierzchowce. Przydałyby się do jutrzejszej drogi. - Zaklinaczka skinęła głową potakująco.
- Mają same pociągowe. Dobre do wozu, nie do wierzchu. Ale od biedy mogłyby ujść. Jednakże potrzebujemy ich tyle, że musieliby zostawić tu te wszystkie wozy. Może jednak warto zapytać o jednego konia z wozem? - zaproponował Hassan
- Tak, to chyba lepszy pomysł. - dziewczyna odpowiedziała wojownikowi.
- Lepiej, szybciej... oczywiście gdyby się zgodzili. - Cahnyr przytaknął pomysłowi.
- Teraz pytanie, do kogo powinniśmy skierować się z pytaniem? Nie sądze by wszyscy zarządzali posiadanymi przez nich dobrami… - zauważyła Celaena.
- Pamiętasz, co mówił ten... strażnik? Wszyscy są tu równi. Wystarczy spytać jakiegoś albo jakąś Vistana.
"Hassan zawarł tu już jakieś znajomości", pomyślał z odrobiną ironii.
- Mam nadzieję, że mówił prawdę, bo z tego co pamiętam to mówił też, że Madame Eva odpoczywa i nie pozwoli by ktoś jej przeszkadzał. Tak że ona odpada. - Cely odpowiedziała, po czym pociągnęła łyk z kubka, który chwilę wcześniej podał jej Cahnyr.
- Ja wątpię czy potrzebujemy dla nas wozu. Konie byłyby świetne, ale tyle nie dostaniemy. A na co nam tak duży wóz na naszą piątkę. - Agust spojrzał porozumiewawczo na resztę, której wino oraz sielski nastrój nieco rozluźnił języki. - Poza tym, oni w tych wozach mieszkają. Może by i sprzedali, ale na pewno nie tanio.
- W wozie można ukryć kogoś, kto nie chce aby go widziano. Jest tu wiele czujnych oczu dokoła. Zbyt wiele - mruczał Hassan i wychylił kolejny kubek wina. Zamierzał poprosić jednego z Vistanich, aby napełnili mu na odchodne cały bukłak - po za tym są tam tylko beczki z winem.
- Mogliby nas podwieźć - zaproponował Cahnyr. - Wynająć konie, wóz i woźnicę.
- A to mnie zarzucają chęć luksusów. - Agust się uśmiechnął. - Naprawdę, potrzebujemy, wóz, dla, naszej, piątki?- Paladyn wznosił się teraz na szczyty porozumiewania się półsłówkami.
- Nie rozumiesz, że chodzi o czas, a nie o wygodę? - Cahnyr zdumiony spojrzał na paladyna.
- Widzisz, a ja bym pewnie skorzystał ale innym razem. Mamy okazję zwiedzić okolicę. - Po czym paladyn pokazał mu pięć palców na jednej dłoni i dwa na drugiej, te dwa podniósł nieco wyżej, potem ręką przetarł ręką pod brodą. ”Na boginię, za chwilę będę musiał krzyczeć, żeby nie paplali ozorem, może wtedy dotrze” - pomyślał.
 
Jendker jest offline