Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2018, 20:20   #42
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cahnyr natychmiast przyklęknął przy nieprzytomnym paladynie. Otworzył mu usta i powoli wlał mu do ust zawartość fiolki z miksturą leczącą. Paladyn zaczął kaszleć po tym, jak Cahnyr wlał w niego miksturę. Niektóre rany się zasklepiły, ale nadal Agust był nieźle pokiereszowany i na pewno potrzebował dobrej opieki i odpoczynku.
Celaena odprowadziła Strahda i jego świtę wzrokiem pełnym grozy, po czym przypadła do paladyna i klęczącego nad nim pół-elfa.
- Wyjdzie z tego? - spytała. - Myślałam, że już jest martwy…
- On nie może umrzeć! Nawet tak nie mówcie!
- rzuciła Mira, rzucając się do paladyna. - Niech ktoś go ocuci, już!
- No, dochodzi już do siebie
- odparł Cahnyr, odepchnięty przez półorczycę na bok. Był pewien, że Mira nawet tego nie zauważyła.
Agust otworzył oczy by zobaczyć nad sobą resztę kompani. Zakaszlał nieco.
- Nic wam nie jest? Wszyscy cali? - powiedział słabym głosem ciągle leżąc na ziemi.
- Aguście, jeśli zrobisz coś takiego raz jeszcze, to na wszystkie duchy tego miejsca, przysięgam że cię zaduszę gołymi rękoma! Coś ty sobie myślał?! - wrzeszczała Mira.
- Tak, wygląda na to, że tak - uśmiechnęła się Cely. - Choć niedużo brakowało, a jeden z nas by nie był. Następnym razem nie rób z siebie bohatera, jesteśmy drużyną.
Hassan sprawdził zbroję paladyna, oglądając ewentualne wgniecenia, zajrzał mu w oczy, obejrzał głowę szukając śladów krwii, nacisnął lekko napierśnik kirysu, szukając śladów złamań ale raczej nie wyglądał na rannego. Brakło mu za to kosmyka włosów.
- Wygląda na całego. Obił go tylko - mruknął uspokojony. - Cely ma rację. Na drugi raz nie ładuj się w coś takiego - powiedział z troską w głosie wojownik
- Ktoś musiał - odpowiedział paladyn słabym głosem.
- Nie wiem, dlaczego wybrał ciebie i tylko ciebie. Zamierzałem być następny w kolejce - uśmiechnął się Hassan.
Z domu wybiegł Ismark.
- Przepraszam, że nie wyszedłem wcześniej. - Zaczął nerwowo drapać się po głowie. - Ja, no ten… nie chciałem narażać Ireene na niebezpieczeństwo! Pomóżcie mi go wnieść do środka. Nie powinniście ryzykować bezpośredniego spotkania ze Strahdem. - Wszystko mówił bardzo cicho, na wypadek, gdyby Strahd jeszcze go słyszał. Podszedł pospiesznie do Agusta, aby razem z kimś go wnieść do środka.
- Nie trzeba mnie nieść, dajcie tylko wsparcie. - Po czym Agust wyciągnął jedną rękę tak, by ktoś go złapał, a drugą położył sobie na szyi. Lecznicza moc nie przyniosła jednak wystarczających rezultatów. To było coś więcej niż zwykłe obrażenia.
Hassan pomógł ułożyć paladyna na podłodze, po czym zabarykadował ponownie drzwi.
- Gdzie Ireene? - zapytał Ismarka.
- Zdołała już zasnąć. Chyba przyzwyczaiła się do częstych wizyt Strahda. Ja cały czas nasłuchiwałem co się u was dzieje. Myślałem, że kiedy dojdzie co do czego, to będę w stanie stawić mu czoła. Ale ja byłem naiwny… - powiedział Ismark i usiadł na krześle, oparł się łokciem o stół i zakrył twarz dłońmi.
- Wszystko da się zabić. Tego Strahda jeszcze nie wiem jak, ale znajdę sposób - rzucił Hassan do Ismarka. - Weź się w garść. Jeszcze będziesz nam potrzebny, więc idź odpocząć. Biorę pierwszą wartę. - Hassan zaczął przygotowywać pochodnię, którą zamierzał odpalać od rozpalonego kominka, przy którym leżał paladyn.
- Tak, dobrze, dziękuję. Powinienem się wyspać przed jutrzejszą wyprawą. Dziękuję wam, że tu jesteście - powiedział Ismark i ruszył do swojej sypialni. Jednak zatrzymał się w progu i powiedział, nie odwracając się do drużyny:
- Słyszałem dziś, jak niektórzy szeptali na ulicach naszej wioski o waszych wyczynach. No wiecie, o przegonieniu wiedźmy i pomocy Donavichowi. Nie będę przesadzał, mówiąc, że teraz są wypełnieni nadzieją, ale coś poruszyliście w ich sercach - i zniknął w korytarzu.
Cely spojrzała na korytarz w którym zniknął Ismark i powiedziała.
- No, to jeśli dalej mamy krzewić tę nadzieję w ich sercach równie sprawnie, to chyba wszyscy musimy się wyspać przed jutrzejszą drogą. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń… - “jednych przyjemnych, innych niekoniecznie” pomyślała.
Każdy oprócz Hassana w końcu poszedł do swojej sypialni. Agust z Mirą, Cahnyr z Cely, a Ismark z Ireene.

* * *

Hassan miał spokojną wartę. Kiedy Strahd i jego towarzysze odeszli, zrobiło się cicho i spokojnie. Wszyscy w domu wydawali się teraz pogrążeni w słodkich snach. Do czasu…
Kiedy Hassan przechadzał się po korytarzu, usłyszał jednocześnie trzy krzyki. Początkowo myślał, że to zabawny zbieg okoliczności i może po prostu każdego w tym samym czasie złapał romantyczny nastrój. Lecz krzyki i pojękiwania zaczęły nabierać nieprzyjemnej barwy. Brzmiały, jakby Agust, Mira i Cely równocześnie zaczęli doświadczać czegoś bardzo nieprzyjemnego, cierpieć.
Hassan uchylił lekko drzwi do pokoju Miry i Agusta, podnosząc do góry pochodnię.
Zobaczył paladyna i pół-orczycę śpiących, wijących się w łóżku. Mieli spocone czoła i wykrzywione twarze.
Jęki Cely obudziły teraz też Cahnyra, który usiadł na łóżku, by po chwili namysłu spróbować obudzić dziewczynę.
- Cely, kochanie, obudź się. - Potrząsnął ją za ramię.
Cely się wybudziła, lecz… przerażające koszmary nie odeszły wraz ze snem. Otworzyła oczy i mimo to nadal widziała to co w koszmarze. Swojego ojca robiącego krzywdę jej matce. Nie mogła nic zdziałać, nie mogła go powstrzymać. Mogła tylko patrzeć jak jej matka cierpi. Mówił, że potem przyjdzie po nią. Cely była zdezorientowana. Nie rozumiała, czy w końcu dalej śni, czy jest już na jawie.
- On tu jest! Moja matka! Muszę jej pomóc! - dziewczyna krzyczała, nie reagując na próby budzenia jej, podejmowane przez pół-elfa.
- Cely, tu nikogo nie ma! Tylko my! Cely, to tylko zły sen…!
Hassan wyszedł z pokoju Miry i Agusta i skierował się po cichu do kuchni. Miał nadzieję, że gospodyni trzyma tam kasztany, o których słyszał, że włożone pod poduszkę odpędzają je.
Hassan po kilku minutach intensywnego przeszukiwania kuchni znalazł mąkę, owoce w koszu, sól, chleb, ale zero kasztanów. Jęki trojga towarzyszy nie ustępowały.
Hassan zmarszczył brew i poszedł do pokoju Cahnyra i Cely. Potrzebował porady czarownika, a tylko jeden… nie jęczał. Cichutko otworzył drzwi, i poświecił pochodnią.
- Nie wiem, co się dzieje. - Cahnyr na moment spojrzał w stronę drzwi. - Cely, obudź się. To tylko sen - powiedział. - Przynieś wodę - rzucił do Hassana.
Hassan nie namyślał się długo tylko skoczył po jakieś naczynie z wodą z kuchni.
Znalazł drewnianą miskę. Zauważył też kilka bukłaków wypełnionych wodą.
Chwycił miskę, chwycił dwa bukłaki pod pachę i pobiegł na górę, mając nadzieję, że czarownik wie co robi - trzymaj - wojownik napełnił miskę wodą z bukłaka i podał ją zaklinaczowi. Jednocześnie dotknął jej głowy, sprawdzając czy nie ma gorączki i jednym palcem podważył jej powiekę, chcąc zobaczyć oko.
- Odejdź! Zostaw mnie! - Cely odskoczyła od Hassana, ponieważ zdawało jej się, że to jej ojciec. - Odejdź!
Cahnyr był pewien, że dźgnięcie Cely czymś ostrym czy przypalenie pochodnią wyrwałoby dziewczynę z przeklętego koszmaru i na kimś innym z pewnością by to zastosował, ale Cely nie mógłby zrobić czegoś takiego.
- Dawaj tę wodę! - Zabrał z rąk Hassana miskę. - Zanurz głowę… twarz… - poprosił dziewczynę.
- Nie zbliżaj się do mnie! - wrzasnęła machając rękoma jakby przygotowywała się do rzucenia zaklęcia.
Hassan widząc co się święci złapał dziewczynę za ręce i trzymał, dopóki zaklinacz nie poradzi sobie z lekarstwem. Choć ciężko było nazwać lekarstwem miskę z wodą, choć wojownik docenił jego pomysł.
Ismark i Ireene przybiegli na korytarz i zajrzeli do pokoju.
- Co się dzieje?! - zapytał Ismark i zaniemówił, kiedy zobaczył zamieszanie w pokoju.
- Wasz uroczy domek jest przeklęty i tyle - odparł Cahnyr, po czym chlusnął wodą w twarz Cely. - Idźcie stąd! - rzucił w stronę nieproszonych gości.
- Mają chyba złe sny. To tylko złe sny - wmawiał sobie Hassan.
Ireene wpadła w objęcia Ismarka i zamknęła oczy. Jęki z jednej strony, pół-elfka tracąca zmysły z drugiej.
- Bracie, kiedy to całe szaleństwo się skończy?
Ismark zabrał Ireene do kuchni i zaczął uspokajać.
- Cahnyr? - Cely spojrzała na pół-elfa, który gestem zasugerował Hassanowi, by się wyniósł. - Czemu trzymasz tą miskę? I czemu jestem mokra, no i czemu do cholery on mnie trzyma, puść mnie! - wrzasnęła do Hassana. Nadal widziała kątem oka przerażające wizje i głosy. Nie opuszczały jej nawet na chwilę.
- Bo mamy kłopoty - odparł Cahnyr, usiłując zachować spokojny ton głosu. - Śnią ci się koszmary na jawie i widzisz rzeczy, których nie ma.
Hassan uśmiechnął się, wziął miskę z rąk Cahnyra i z bukłakami poszedł do pokoju Miry i Agusta
- Tu jest mój ojciec! Groził mi! - Słowa Cahnyra nie docierały do dziewczyny. - I moja matka… On ją… - przywarła do pół-elfa i najzwyczajniej w świecie się rozpłakała.
- Cely, kochanie, nikogo tu nie ma. - Cahnyr obejmował dziewczynę, próbując ją uspokoić. - Jesteśmy tylko my. To wpływ tego domu - dodał. - Ktoś chyba rzucił jakieś przekleństwo na te ściany. Teraz jesteśmy tu sami.
- Jesteś pewien? On.. mówił, że przyszedł po mnie…
- Spojrzała na zaklinacza przerażonymi oczami.
- Jesteśmy sami, nikogo tu nie ma i nie było - zapewniał ją Cahnyr. - Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał…
Pogłaskał dziewczynę po głowie.
Dziewczyna kątem oka ujrzała sylwetkę o skórze szarej jak jej własna, stojącą w kącie.
- Przecież on tam stoi! - wrzasnęła i wskazała palcem w stronę gdzie pojawiła się wizja jej ojca.
Cahnyr obrócił się, lecz prócz ścian nic nie zobaczył.
- Tam nic nie ma. To tylko ci się zdaje, że on tam stoi. Gdyby tu był, to z pewnością nie stałby w kącie jak słup soli.
- Przecież widzę, że tam stoi!
- krzyknęła i próbowała wybiec z pokoju.
CAHNYR! PRZYPROWADŹ TU CELY! SZYBKO! - Dało się słyszeć głos Agusta z pokoju obok.
- Chodź, idziemy - powiedział Cahnyr, zawijając dziewczynę w koc i biorąc na ręce. - Pewnie potrzebują naszej pomocy.

- Ireene, Ismark, chodźcie mi pomóc. Trzeba ich wybudzić! - wojownik nie hamował już głosu, skoro i tak większość się obudziła.
Rodzeństwo natychmiast przybiegło do Hassana. Byli gotowi pomóc mu we wszystkim, czego potrzebował.
Hassan zaczął metodycznie. Wpierw obudził rycerza. Chlusnął mu zawartością miski prosto w twarz, a potem delikatnie zaczął uderzać go ręką po policzku.
- No dawaj chłopie. Agust, zbudź się! Ismark, w razie czego łap za ręce. Jeszcze gotów wziąć młot. Ireene, napełnij miskę, może trzeba będzie kilka razy go oblać.. - Po czym wrócił do budzenia.
Jak kazał, tak też uczynili. Agust szybko się przebudził. Śniło mu się, że spotyka swoją rodzinę. Na spotkaniu, na jego oczach postacie w ciemnych szatach zarzynały jego rodzinę i nic nie mógł na to poradzić.
Paladyn poczuł dotyk i usłyszał głos wojownika, jednak obrazy nie znikały sprzed jego oczu. To nie był zwykły koszmar. Ktoś się z nimi bawił, używał magii. Po chwili zwrócił uwagę że słyszy jeszcze jedne jęki. To Mira.
- Hassan co się dzieje?
- Koszmary. Obudź się chłopie.
- Potrząsał silnie rycerzem, licząc, że ten dojdzie do zmysłów - zwalcz to!
- Ja jestem obudzony! Ale dalej to widzę, słyszę, czuje. Hassan co z resztą? - Agust próbował patrzeć dookoła ale obrazy zlewały się ze sobą.
- Nie ma czasu! Budź ją! - wskazał na Mirę i wziął miskę z rąk Ireene, nakazując Ismarkowi złapać za jedną rękę pół-orczycy. Zmarszczył brew i oddał Ireene miskę z powrotem, pokazując, że to ona ma ją oblać. Sam zaś złapał za drugą. Bądź co bądź, brutalna siła uwolniona z jakiegoś koszmaru mogła skutkować czyjąś połamaną szczęką
- Hasssan co z resztą? Gdzie są? Nie widzę dobrze - powtórzył paladyn
- Cely i Mira też mają koszmary! - zakrzyknął Hassan. - Teraz! - wojownik wskazał Mirę Ireene, wciąż trzymającą miskę. Ireene na polecenie Hassana oblała Mirę wodą, budząc ją tym samym. Ją również prześladowały wizje brutalnej śmierci bliskich z jej plemienia.
- CAHNYR! PRZYPROWADŹ TU CELY! SZYBKO! - wykrzyczał Agust. Sam w tym czasie zaczął zbierać siły. Chwycił mocniej łańcuch świętego symbolu, jak zawsze zawieszonego na jego nadgarstku. Obiema rękami trzymał teraz symbol, i trzymał go nad oczami, sam zaś klęczał. Czekał aż wszyscy będą blisko.
- Skończcie to! Ratujcie moich braci i siostry! - zawołała Mira, łapiąc się za głowę i zamykając oczy, aby tylko nie musieć na to patrzeć. Niestety, nie było skuteczne. - Niech ktoś mnie uderzy, to musi być sen!

Cahnyr, niosący zawiniętą w koc Cely, zjawił się po małej chwili.
Agust uniósł symbol. Ireene zakryła usta i oparła się o Ismarka a przynajmniej tak myślała, bo pomyliła osoby i opierała się o Hassana. Ten uśmiechnął się i mocno ją przytulił oboma rękami próbując ukoić jej ból i odpędzić strach. Serce załomotało mu ponownie, tak jak w obozowisku Vistanich, ale to było inne. Fascynujące, a jednocześnie cudownie bolesne, rozlewające się po jego brzuchu falą gorąca. Z trudem był w stanie się opanować, i zachować spokój.
- Ciii, spokojnie. Nic ci nie grozi… - Wojownik uspokajał kobietę kojącym głosem. Zamknął oczy i chwilę ją chłonął. Zmysłami.
- Do mnie, bliżej. - Gdy to zrobili paladyn rozpoczął modlitwę.
- Ognistowłosa, najpiękniejsza z pięknych. Pani miłości, obrończyni serc, wysłuchaj swego sługi. Odgoń te potworne wizje. - Z każdym wypowiedzianym słowem, symbol rozbłyskiwał coraz mocniej przyjemnym ciepłym światłem. W końcu cały pokój wypełniło bardzo jasne światło, i czuć było przyjazne ciepło.
Natychmiast przerażające wizje opuściły Agusta. Lecz Mira i Cely nadal były nękane.
- Czemu mnie w to zawinąłeś! Przecież on za nami idzie! Puść mnie! - Cely wrzeszczała na trzymającego ją Cahnyra, który nie zamierzał spełniać jej prośby.
- Nikogo tu nie ma - powiedział. - Nikt inny nikogo nie widzi - próbował ją przekonać.
- Proszę… Skarbie, puść mnie… - powiedziała błagalnym głosem. - On naprawdę tu jest.
Agust mógł już teraz widział normalnie, lecz jego towarzyszom to nie pomogło. Obie kobiety dalej wykrzywiały się w przerażeniu, patrząc nieobecnym wzrokiem. Nagle doznał olśnienia.
- Wiedźma! - Po czym podszedł wyjrzeć przez okno. Jednak nic nie przykuło jego uwagi. żadnych postaci nie widział na podwórzu domu.
- Skoro moje odegnanie nie zadziało to mamy teraz tylko jedno wyjście. Musimy iść do kościoła. Na uświęconą ziemię. Zbierajmy się.
- Nie mam czasu na modlitwy, musimy ratować moje plemię! Czemu zwlekacie? Gdzie mój topór? - krzyczała Mira, usiłując zerwać się na równe nogi.
- Może wystarczy pójść po kapłana? Mogę pójść - zaoferował się Hassan brutalnie obudzony ze swoich fantazji.
Celeana zaczęła się szarpać i próbowała wyrwać się pół-elfowi.
- Cahnyr, jeśli to co między nami ostatnio zaszło cokolwiek dla ciebie znaczy, to puść mnie, bo na bogów pomyślę, że jesteś z nim w zmowie! - krzyknęła, próbując wyswobodzić ręce spod koca. Wizja jej ojca stała w drzwiach i przyglądała jej się z sadystycznym uśmiechem. Uśmiechem, który sprawił, że dziewczyna szarpała się jeszcze bardziej.
- Puść mnie, albo obiecuję, że nigdy więcej w życiu mnie nie dotkniesz!
Cahnyr zaklął w duchu.
- Chodź - powiedział. - Jeśli mamy z nim walczyć, to zrobimy to razem. Ale to nie będą zapasy w błocie - dodał ciszej - więc chodź się ubrać, chyba że chcesz świecić przed tym zwyrodnialcem gołymi cyckami. Ucieszy się - dorzucił. - Podasz mu się jak na talerzu.
Cely nagle uświadomiła sobie, że jest całkowicie naga i przestała się miotać, aby koc przypadkiem się nie zsunął.
- Chcesz je wlec w takim stanie przez wieś? Mówię, że mogę pójść po kapłana. Kaplica sama nie odczyni uroku. - Wojownik był sceptyczny, czy należy z kobietami w takim stanie gdziekolwiek wychodzić.
- W jakim stanie?! - oburzyła się Cely. - To wy jesteście ślepi i nie widzicie co się dokoła dzieje!
- Cicho, spokojnie, skarbie. On nie wie, co mówi.
- Cahnyr spróbował uspokoić Cely, choćby kosztem Hassana. - Chodź, pomogę ci się ubrać. Nie zostawię cię samej ani na chwilę.
Z niestawiającą chwilowo oporu dziewczyną ruszył w stronę ich pokoju.

- Hassan, musimy je zabrać na święconą ziemię. tam będą mogły się z tego wyrwać. Sam kapłan nic nie poradzi… on jest tylko wyznawcą, do tego nie wtajemniczony w obrządki. - Agust zakładał zbroję. Większość pancerza znalazła się już na nim, bełt w łożu kuszy, a młot w ręce. Podszedł do Miry.
- Zaufaj mi! Idziemy. - Po czym włożył jej w ręce jej topór.
- Dobrze. - Wojownik skinął głową. - Tracimy czas. Ruszajmy co rychlej. - Wojownik wpierw podniósł głowę Ireeny, która wciąż była w niego wtulona, delikatnie ujmując jedną dłonią jej policzek, gładząc go czule i patrząc w jej głęboko w oczy. - Zamknijcie dobrze drzwi. Nie zabawimy tam długo.
Ireene nie wiedziała co powiedzieć, po prostu potrząsnęła pospiesznie głową i stanęła przy drzwiach, gotowa wypełnić swoją rolę.

- Obronię was wszystkich, bracia i siostry! - wrzasnęła Mira, po czym dzierżonym przez nią toporem roztrzaskała najbliższą szafkę. - Giń, nieumarła kanalio!
Ismark uniósł ręce, odsunął się i złapał się za głowę. Ale nic nie powiedział.
Agust złapał Mirę od tyłu i trzymał mocno. Szeptał jej do ucha.
- To nie jest naprawdę. Powstrzymaj się na razie. Zaufaj mi, zaraz to przerwiemy. Zaufaj mi.
- Ha! Skąd mam mieć pewność, że to co mówisz to prawda?
- spiorunowała go wzrokiem.
- Musisz mi zaufać. Ufasz mi? - Agust nie puszczał jej dalej.
- Ja… Niech wam będzie. Ale jeśli to jakaś sztuczka, pozabijam was!
- Dobrze, a teraz idziemy.
- Po czym paladyn wyciągnął Mirę na korytarz i ruszył w kierunku wyjścia. - Cahnyr, chodź!

W swoim pokoju, pod osłoną koca, który odgradzał ją od znienawidzonego ojca, Cely przebrała się tak szybko, jak tego nie zrobiła jeszcze nigdy w życiu. Chwilę potem wyszła zza koca nerwowo obserwując otoczenie.
- Stań za mną - poprosił Cahnyr, który również zaczął się ubierać. - Wtedy nic ci nie… Co to było? - Zza ściany dobiegł ich trzask rozbijanego mebla.
- Mówiłam, że on tu jest! To nie zdaje mi się! - wrzasnęła spanikowana Cely.
- Idziemy do świątyni - powiedział zaklinacz, wciągając buty. - Weź płaszcz i idziemy.
- Myślisz, że będę spacerować w tych okolicach po nocach?!
- spytała. - Dopiero co spotkaliśmy się ze Strahdem! To już wolę ojca!
- Strahd sobie poszedł
- zauważył Cahnyr. - A w świątyni będziemy bezpieczni przed wszystkim, co ktokolwiek sobie wymyśli. Uwierz mi.
- Agust też tak uważa.
- Spróbował się podeprzeć autorytetem paladyna.
- Agust zdecydował się stoczyć pojedynek sam na sam z wampirem! Zaczynam wątpić w jego rozsądne myślenie - odparła.
Cely stawiała dzielny opór, a Cahnyrowi powoli zaczynało brakować argumentów w tej nocnej dyskusji. No ale kobiecy upór był legendarny i od początku miał świadomość, że prędzej czy później przyjdzie mu się z nim zmierzyć.
- Każdy paladyn jest trochę… tego… - powiedział - a co dopiero paladyn Sune. Ale musisz przyznać, że na swojej robocie się zna. Sama widziałaś, jak sobie radził w nawiedzonym domu. Z pewnością nie jest byle amatorem.
- Co nie zmienia faktu, że chodzenie w tych okolicach po nocy to szaleństwo.
- Skrzyżowała ręce na piersiach. - Pójdę do świątyni, ale rano. Wolę całą noc uciekać przed ojcem niż ryzykować spotkania ze Strahdem lub kimś z jego świty.
- W takim razie chodźmy zobaczyć, co z pozostałymi
- poprosił Cahnyr. - Może ich namówisz, by zmienili plany…
- Na to mogę się zgodzić, ale do świątyni nocą nie idę
- powiedziała stanowczo, po czym skierowała się w stronę drzwi, rozglądając się przy tym czy nigdzie nie ma prześladującego ją drowa.
Cahnyr westchnął, wspomniawszy na słodkie chwile, spędzone z Cely w obozie Vistani, chwile, które nieprędko zapewne miały wrócić, potem ruszył za dziewczyną.
Cely szła z podniesioną głową, udając stanowczą, jednak jej wzrok wodził po ścianach w obawie, że ktoś może w każdej chwili na nią wyskoczyć. Zerknęła na idącego za nią pół-elfa i zatrzymała się. Wtuliła się w niego, chowając twarz by nie patrzeć mu w oczy.
- Przepraszam za to, że krzyczałam na ciebie… Ja po prostu… po prostu się boję.
Cahnyr przez moment milczał, ograniczając się do przytulenia dziewczyny i uspokajającego głaskanie po głowie.
- Nie masz za co przepraszać - powiedział po chwili. - Rozumiem cię. Nie mam pojęcia, jak bym się zachował w twojej sytuacji. Ale nie zamierzam cię zostawiać samej z tym kłopotem. Nie uciekniesz ode mnie, o nie.
- I nie jesteś na mnie zły?
- spytała cicho odsuwając się od niego i powoli ruszając znowu do pokoju w którym przebywała reszta ich towarzyszy.
- Nie. - Pocałował ją w policzek, po czym, nie wypuszczając jej z objęć, ruszył wraz z nią.
- Cahnyr, chodź! - Dało się słyszeć Agusta już z korytarza.
- Już idziemy - odparł zaklinacz, przekraczając próg pół kroku za Cely.
- Gdzie idziemy? - zapytała zdziwiona zaklinaczka. - Mówiłam przecież, że nocą stąd nie wyjdę. - Zatrzymała się.
- Na razie jesteśmy tu, ze wszystkimi - odparł Cahnyr. - Może oni cię przekonają - spojrzał na Agusta i Hassana - że pójście do kościoła to dobry pomysł. Mira idzie, prawda?
Argument był niezbyt uczciwy, a dokładniej to, co kryło się za tymi słowami.
Hassan podszedł do Cely.
- Ciii, uspokój się. Nic ci nie będzie. Zamknij oczy, nie będziesz go widzieć. Daj mi ręce - Hassan starał się mówić spokojnym, rzeczowym tonem, nieznacznie nakazując, licząc, że odrobina dyscypliny pozwoli dziewczynie się ogarnąć.
Pół-elfka wzięła głęboki oddech po czym zamknęła oczy. Wyciągnęła nieśmiało ręce w kierunku wojownika, jednak po chwili nagle je cofnęła. Dalej nie otwierała oczu.
Wojownik popatrzył w niebo, westchnął, jakby prosił bogów o cierpliwość, chwycił Celaenę za nadgrastki i zgrabnie przerzucił sobie przez bark w taki sposób, aby nogi zaklinaczki dyndały się elegancko z przodu.
Zaklinaczka otworzyła oczy i zdziwionym głosem zaczęła rugać wojownika.
- Co ty robisz? Co ty sobie wyobrażasz? Że możesz mnie sobie przerzucić przez ramię jak worek kartofli? - Uderzała swoimi smukłymi dłońmi w plecy Hassana.
- Jak nie przestaniesz krzyczeć, to przyjdą sługusy Strahda. Nie będę mógł walczyć i umrę z ręką na twoim tyłku. Chyba tego nie chcesz? - zarechotał, jedną rękę kładąc na jej udach, aby dziewczyna nie spadła mu z ramienia a drugą ręką ujął pewniej glewię.
- Idziemy! - rzucił tylko odchodząc od drzwi, kierując się w jedną z alejek.
Cely nie odpowiedziała na żart wojownika, uderzyła jego plecy jeszcze kilka razy, po czym poddała się z obrażoną miną.
Drużyna była w końcu gotowa do wyjścia na nocny spacer do kościoła Donavicha. Kiedy wyszli, Ireene natychmiast zamknęła i zabarykadowała drzwi. Ulice wioski były puste.
Agust trzymał pochodnię przed sobą, a druga ręką obejmował Mirę tak by ta się nie szamotała. Miał nadzieję że to ją choć na chwilę uspokoi.
- Szybko! Odprawiajcie te swoje rytuały, zanim te bestie ich wszystkich pomordują! - krzyczała pół-orczyca, starając się wyrwać na przód.
Cahnyr szedł na końcu, rozglądając się na wszystkie strony.
W wielkim chaosie, robiąc dużo hałasu, drużyna szła przez wioskę. Nic nieprzyjemnego po drodze się nie stało, jednak gdy dotarli przed kościół usłyszeli jakieś odgłosy zza kościoła.
Cmentarz emanował zieloną poświatą. Wynurzała się z niego ponura procesja składająca się z samych zmarłych. Szli jeden za drugim. Martwe kobiety z mieczami, mężczyźni z drewnianymi łukami, krasnoludy z błyszczącymi toporami i magowie w przedziwnych szatach z brodami i z jeszcze dziwniejszymi, spiczastymi kapeluszami. Wszyscy oni i wiele, wiele innych, wychodzili z grobów na Starą Swaliską Drogę, kierując się do zamku Ravenloft. Zupełnie nie zwracali uwagi na drużynę.
- Widzicie to, co ja? - spytał niepewnie Cahnyr, nie wiedząc, czy - dla odmiany - on nie dostrzega rzeczy, których nie ma.
Cely i Mira zaczęły odczuwać duży ból, trudny do zdefiniowania i zlokalizowania.
- Co to jest? Wyglądają na upiory - mruknął Hassan gapiąc się na tajemniczą procesję.
Trzymana przez Hassana Celaena głośno jęknęła z bólu.
- Cely? Hassanie, za mocno ją trzymasz! - powiedział Cahnyr, przenosząc wzrok z makabrycznego pochodu na dziewczynę.
- To nie ja. Naprawdę! - zdziwił się Hassan - Zobacz, Mirę też boli! Znów czary! - W głosie wojownika dało się już wyczuć irytację. Ta kraina miała ze sobą poważny problem, i zamierzał coś z tym zrobić. Nie wiedział jeszcze co, ale zamierzał. Tymczasem stał jednak jak wryty, mając nadzieję, że paladyn i czarownik, którzy powinni się na tym znać lepiej niż on, znajdą jakieś rozwiązanie.Był zirytowany swoją bezsiłą. Nie widział wroga którego mógł poćwiartować swoją glewią.
- Nie ma czasu! Do świątyni! - Agust ponaglił resztę podtrzymując teraz Mirę, która osłabła przez ból. - Cokolwiek to jest, zaczyna na nie mocniej działać.
- Cely, wytrzymaj, jeszcze chwila
- powiedział Cahnyr, chociaż wcale tej pewności nie czuł.
Hassanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Rzucił się najszybciej jak mógł w stronę kościoła.
Z łatwością otworzył drzwi i wbiegł do środka, pozwalając tym samym zrobić to samo.
Po chwili jedne drzwi otworzyły się i wybiegł z nich zszokowany Donavich.
- Na litość Porannego Pana, wystraszyliście mnie. Co tu się dzieje?
Hassan złapał za talię Cely i zgrabnie postawił ją na ziemi. Cahnyr podtrzymał ledwo stojącą na nogach dziewczynę.
- Plugawe czary! Trzeba odczynić! Mają majaki na jawie! - wyjaśnił głośno Hassan.
Mimo, że w kościele paliły się świece, to nie dawały zbyt mocnego światła. Donavich wyciągnął przed siebie rękę i nad jego dłonią rozbłysła kula światła.
- Nie jestem największym autorytetem pośród kapłanów. Ale pokażcie mi je! - podszedł do cierpiących dziewczyn i obejrzał je dokładnie. Marszczył czoło ze zmartwienia.
- Użyłem odpędzenia złego, niestety podziałało tylko na mnie. Stwierdziłem że uświęcona ziemia pozwoli im się uchronić przed tym, cokolwiek to powoduje. - Paladyn położył Mirę we wnętrzu świątyni.
- Nie będę tu siedzieć i patrzeć bezmyślnie na tę sieczkę! Wypuście mnie, zasiekam tych nieumarłych!
Kapłan spojrzał na paladyna z uznaniem.
- Mądre posunięcie z odpędzeniem. Czyli jednak coś nad nimi wisi. - Pokręcił głową. - Ta świątynia już dawno przestała być pełnowartościową świątynią. Niestety już wiele zła ją splugawiło. Wstyd mi, ale tak jest. Nie mogę patrzeć jak one cierpią…
Dziewczyny coraz bardziej wiły się z przerażenia i bólu. Aż… w końcu wszystko nagle ustało.
- Chyba się uspokoiło! Ale to na pewno nie dzięki “świętości” tego miejsca. Poczekajcie, przyniosę zimnej wody, pewnie są wycieńczone. Czy chcecie je nakarmić? Mam trochę chleba i sera. Czy ktoś jest ranny? Mogę pomóc. - mówił Donavich, czuł się winny, że nie potrafił pomóc.
- Nie… dzięki ci. - Hassan zmarkotniał, po czym tknięty nagłym przeczuciem, wybiegł z kaplicy, pędząc w stronę domu sołtysa. Zamierzał uspokoić Ireene, która najpewniej niepokoiła się o nich, i była przerażona, kiedy opuszczali dom.Pędził po pustej ulicy tak szybko, jakby goniły go wszystkie demony piekieł. Dobiegł do drzwi domostwa i zwolnił, opanowując nerwy i oddech. Zapukał, wołając aby otworzono mu drzwi.

- Cely? Jak się czujesz? - spytał cicho Cahnyr. - Zniknął?
- Tak… ale słabo mi
- odpowiedziała.
- Siadaj. - Cahnyr podsunął dziewczynie jakieś nieco zdezelowane krzesło. - Już wszystko jest dobrze. Tu ci nic nie grozi.
- Mira, jak się czujesz? Wszystko w porządku?
- Paladyn starał się ją podnieść do pionu.
- Ja… Bywało lepiej, ale mogę stać… - odparła Mira. - Ja… Chyba znowu majaczyłam. Mam nadzieję, że trzeciego razu już nie będzie…
Agust przerzucił jej rekę przez swoją szyję i pomógł jej wstać.
- Wracajmy i znajdźmy Hassana, gdziekolwiek go wywiało. - Odwrócił się do kapłana. - Co byłoby potrzebne żeby znów uświęcić tą ziemię? To źle że ludzie nie mają gdzie schować się przed złymi mocami.
- A nie lepiej zostać tu do rana?
- spytał Cahnyr, który zdecydowanie nie chciał po raz kolejny widzieć dręczonej koszmarami Cely.
- Sam słyszałeś, ziemia została zbezczeszczona. Pobyt nic nam tu nie da - odpowiedział Agust.
- To dlaczego wszystko się skończyło? - Cahnyr nie ustępował.
- Widać miało się skończyć, zaklęcie zebrało swoje żniwo. W domu Ismarka będziemy bezpieczniejsi niż tutaj. No i Hassan chyba tam pobiegł. Nie powinniśmy się rozdzielać. Na tę magię nic nie poradzimy, gdyby to znów zaczęło się dziać, to po chwili odpoczynku mogę jeszcze raz użyć odegnania, może następnym razem zadziała lepiej. A jeżeli wypocznę dłużej to jutro będę mógł nas zabezpieczyć przed tym, tylko muszę zregenerować siły. - Agust kierował się już do wyjścia, czekał tylko na odpowiedź kapłana.
- Następnym razem? Ja nie chcę następnego razu… - Cely wsparła łokcie na kolanach i zakryła twarz dłońmi - Ja nie chcę więcej koszmarów. Cahnyr położył dłonie na jej ramionach, ale prawdę mówiąc nie wiedział, jak ją pocieszyć.
- Będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze… - powiedziała Mira. Głos miała słabszy niż zazwyczaj, ale jeszcze nie słaby. - Znajdę tę wiedźmę, czarnoksiężnika, diabła czy kto to tam rzucił ten urok i będę mu łamać kość za kością, póki nam nie powie jak pozbyć się tego czaru.
Kapłan spojrzał na paladyna i odparł z zakłopotaniem:
- Ten kościół już nie ma żadnej siły. Ludzie już od wielu miesięcy nie przychodzą tu się modlić. Może, gdyby jakiś potężny kapłan przyszedł tutaj i poświęcił ten teren? Ale nie wiem, czy sam potrafiłbym utrzymać to miejsce w należytym porządku. Robię co mogę, ale ludzie w naszej wiosce są niemal jak te zombie Strahda. Jak skorupy, zupełnie puste w środku.
- A co nam możesz powiedzieć o tym korowodzie duchów?
- Cahnyr zwrócił się do Donavicha. - Widzieliśmy je idąc do kościoła.
Donavich niemal podskoczył w miejscu.
- Och, to się dzieje od zawsze. Na szczęście te upiory nie wydają się chętne na krzywdzenie żywych. Po prostu co noc wstają z grobów i idą do zamku Ravenloft. Wybaczcie, dla mnie to już jest zwyczajny element krajobrazu.
- Czy ktokolwiek pamięta, dlaczego tak wędrują? Co lub kto ich do tego skłoniło? Pewnie nikt nie wie, czy pojawiają się nowe…
- powiedział zaklinacz.
- Ja nie wiem. Niektórzy powiadają, że co noc wybierają się na upiorny bankiet lorda. Ale dla mnie to już brzmi nazbyt groteskowo…
- Dobrze, mierzmy siły na zamiary, dziś już nic nie wskóramy. Wracajmy. I znajdźmy tego narwańca Hassana. To do niego niepodobne.
- Po czym Agust poprawił Mirę, którą teraz podtrzymywał, i ruszył z kościoła.
Wszyscy pożegnali się z Donavichem i poszli za Agustem do domu Ismarka i Ireene, modląc się w duchu, że resztę nocy będą w stanie spędzić spokojnie. Doszli do domu bez żadnych problemów. Ismark otworzył im drzwi, a zaraz potem przeprosił i udał się do sypialni.
- Hassan przyszedł? - spytał Cahnyr, nim Ismark zdążył zniknąć za drzwiami.
- Tak, przyszedł tu przed wami. Dobranoc wam, mam nadzieję, że wszystko dobrze poszło - powiedział zaspany.
- Dziękuję, dobranoc - odparł zaklinacz.
Hassana nie chciał wołać. Skoro nie przyszedł ich przywitać, to może znalazł sobie jakieś zajęcie.
Cely podpierająca się na pół-elfie spojrzała na gospodarza.
- Przepraszam za te wszystkie hałasy i wrzaski… - powiedziała cichym, słabym, pełnym skruchy głosem.
- To mi przykro, że was to spotkało…
- To nie twoja wina
- zapewnił go Cahnyr. - Ani ty, ani Ireene nie macie z tym nic wspólnego, z tym atakiem na nas. Chodźmy spać - zaproponował, chcąc wykorzystać jak najwięcej z tego, co pozostało z nocy.
Agust zaprowadził osłabioną Mirę do pokoju. Przed wejściem tylko jeszcze rzucił do Cahnyra.
- Gdyby coś się działo, biegnijcie natychmiast do mnie. - A potem zniknął w pokoju.
- Dobrze - obiecał Cahnyr, kierując się wraz z Cely do ich sypialni.
 
Kerm jest teraz online