Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2018, 21:56   #44
Rozyczka
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Gdy pierwsza osoba z drużyny obudziła się i poszła do kuchni, zobaczyła Ismarka, który już dawno był na nogach. Przygotował proste śniadanie.
Nie chciałem was budzić. Mam nadzieję, że w końcu się wyspaliście. Proszę, jedzcie.
Dzień dobry — powiedział Cahnyr, który jako pierwszy się obudził. Lub, co było bardziej możliwe, jako pierwszy dotarł do kuchni. — Przydało się nam trochę odpoczynku. A to… — spojrzał na stół — …wspaniale wygląda. Wezmę trochę do pokoju, jeśli nie masz nic przeciwko temu… Cely się jeszcze nie do końca wyszykowała.
Oczywiście — uśmiechnął się Ismarkczujcie się jak u siebie. Na ile to możliwe…
Dziękuję — odparł Cahnyr, nakładając na tacę jedzenie dla dwóch osób. Dostawił dwa kubki i napełnił je parującym napojem. — Raz jeszcze dziękuję, po czym ruszył do pokoju, który nazywał już ich sypialnią. Ich, czyli Cely i swoją.
Jak po prostu będziecie gotowi do podróży, to powiedzcie — powiedział Ismark. Widocznie miał jakieś wyrzuty sumienia z powodu braku możliwości bycia dobrym gospodarzem — Ja i Ireene wstaliśmy już dawno i jesteśmy w pełni gotowi.
To była “delikatna” sugestia, że należy się pospieszyć, więc Cahnyr postanowił nie nadwyrężać cierpliwości gospodarza… Szczególnie że sam też chciał ruszyć w drogę w miarę wcześnie.

* * *

Agust zszedł na dół. Wygląda już o niebo lepiej niż wczoraj, co znaczyło że jak zwykle wyglądał oszałamiająco. Poczęstował się śniadaniem, a gdy pozostali zjawili się w kuchni rozwinął mapę.
Mam kilka przemyśleń apropo podróży. Przede wszystkim chciałbym uniknąć niepotrzebnych spotkań z bandytami. Dwa, unikajmy tego przeklętego zamczyska tak długo jak można. Dlatego mam taką propozycję trasy. — I przejechał palcem pokazując całą trasę.
Na rozwidleniu nie idziemy do Vistanii, unikamy kontaktów z ludźmi. W tym miejscu skrócimy przez wzgórze jeżeli to nie problem. Powinniśmy mieć też choć odrobinę lepszy widok na most. To ważne, bo to pierwsze wymarzone miejsce dla bandytów. Dlatego chciałbym je ominąć. Pójść wzgórzami w kierunku wodospadu, wzdłuż koryta rzeki, przeprawić się a potem wzgórzami i po obrysie lasu wrócić na drogę. Ominiemy tak ziemię przy zamku no i tą bramę z lasem z nią, które to miejsce jest drugim wymarzonym na zasadzkę. A potem już normalnie drogą. Nie wchodzimy do lasu.Agust wstał od mapy i rozejrzał się a następnie zapytał gospodarza. — Czy jest coś Ismarku, o czym wiesz, co mogłoby utrudnić lub uniemożliwić tą drogę? Znasz te ziemie lepiej niż ja.
Nie powinno być większych problemów. Ale oczywiście żyjemy w Barovii, a poza tym, zadarliście ostatnio z wiedźmami i Strahdem. A dodatkowo, prowadzimy Ireene, czyli coś na czym Strahdowi bardzo zależy i myślę, że jeśli coś ma się wydarzyć, to albo to będzie zaplanowane przez niego, o ile już wie o naszej wyprawie, albo przypadkowe spotkanie jakiegoś paskudztwa. Ale nie przejmujcie się. Wiem, że jesteście osłabieni i mam zamiar stanąć u waszego boku z moim mieczem w ręku.
Ja też nie mam zamiaru przyglądać się biernie, gdy zagrozi nam coś — powiedziała Ireene, wchodząc do kuchni.
TuCahnyr pokazał miejsce na mapie, niedaleko za Tser Falls — też można bez problemu przejść na drugą stronę tej rzeczki? Dzień dobry — przywitał Ireene. — Czy tam są wodospady?
Ismark przyjrzał się mapie i zamyślił.
Rzeka ma około pięćdziesięciu stóp szerokości, ale myślę, że w tym miejscu, gdzie chcecie przejść, znajdziemy jakieś węższe przejście. Musimy tylko uważać, aby nie trafić na zgłębienia. Czasem potrafią sięgać do dziesięciu stóp, ale jeśli dobrze poszukamy, na pewno znajdziemy też przejście o głębokości pięciu stóp, to tylko kwestia czasu. Ale wyruszamy wcześnie, więc mamy go trochę w zapasie.
“Trzeba wziąć liny” — pomyślał wojownik i popatrzył na towarzyszy. Agust był dobrze zbudowany, nieco atletyczny i choć daleko mu było do postury Hassana i Miry, wojownik widział jego siłę. Mira miała bezdyskusyjnie bardzo potężne mięśnie. Widział jej krągłości ledwie mieszczące się pod ubraniem i kolczugą i podejrzewał brutalną siłę. W swoją ufał jak nikt inny. Czarownicy zaś, postury byli mikrej, ale trzech przeniesie nad przepaścią nawet sześciu, o ile dobrze to zorganizują. Hassan siedział milczący, pochylony nad miską śniadania. Niemal nie ruszał łyżką.
“Pięć stóp? Nie będzie to przypominać kąpieli w obozie Vistani” — pomyślał Cahnyr. Spojrzał na projektodawcę trasy, który pewnie nie pomyślał o takich drobiazgach. Przemoczenie wszystkiego, co mieli ze sobą, było czymś, co średnio mu odpowiadało.
Mamy, w razie czego, liny — powiedział, wyobrażając sobie, jak siódemka nagusów, z plecakami na głowach, będzie się przeprawiać przez rzekę.
Uważam, że się mylisz — rzucił w stronę Agusta. — Nie ominiemy obozu. Być może Madame Eva zna jakiś sposób, by nas zabezpieczyć przed takimi sytuacjami jak wczorajsza noc. Ja bym nie chciał przez to przechodzić raz jeszcze, a jestem pewien, że Cely i Mira również. To nie jest jakaś oszustka i na pewno ma wielką wiedzę na różne tematy.
Spojrzał na obie dziewczyny, wyraźnie oczekując poparcia.
Zaklinaczka spojrzała po towarzyszach zmęczonymi oczami. Widać było, że wydarzenia, które miały miejsce w nocy odbiły się na jej dzisiejszej formie.
Jeśli będzie ona w stanie pomóc, to również chcę jechać przez obóz Vistani. Nie chcę, żeby to co działo się wczorajszej nocy się powtórzyło… — oparła łokcie o blat stołu i schowała twarz w dłoniach.
Hassan wyczuwalnie spiął mięśnie, i każdy, kto obserwowałby jego twarz dostrzegłby pewien grymas. Czy to był strach? Obawa? A może wściekłość? Policzki Hassana pokrył czerwony rumieniec po chwili jednak twarz wojownika była równie poważna jak zwykle.
— To tylko szansa, ale musimy spróbować — stwierdził Cahnyr. — Nie skorzystać z niej to byłaby głupota.
— Rozmawiałem z nią po tym jak wyszliście. To nie jest typ pomocnej kobiety, a my nie jestesmy jej przyjaciółmi. Może pomoże, może nie, na pewno nie za darmo. Jestem w stanie nas zabezpieczyć na kolejną noc. Nie będę tak skuteczny w walce z wampirami czy innym tałatajstwem, bo będę musiał oszczędzać siły ale mogę nas zabezpieczyć. A zatrzymywanie się w obozie Vistani to moim zdaniem proszenie się o kłopoty. Powinniśmy unikać ludzkiego wzroku aż do Vallaki. Gdybyśmy to byli tylko my nie byłoby problemu, ale pamiętajmy że to nie jest zwykła wyprawa tylko eskorta. I to komplikuje sprawę. O pomoc będziemy mogli poprosić też w Vallaki, w tamtejszej kaplicy. Więc będę się upierał żeby ominąć ich obóz. — Agust wstał od stołu i nalał sobie nieco wody do szklanki.
— Twoje argumenty do mnie nie przemawiają — stwierdził Cahnyr. — Za każdą pomoc i tak będziemy musieli zapłacić, a jaką masz gwarancję, że w Vallaki ją dostaniesz? Żadnej. A zadanie pytania nic nie kosztuje. Najwyżej powie “nie pomogę”, a idąc koło obozu nie stracimy czasu.
— Nie ma pewności. Gdyby nie to że sam mogę to zapewnić, że jestem w stanie nas przed tym zabezpieczyć, to bym tego nie oponował.
— Tak jak w nocy? — Cahnyr spojrzał na niego z niedowierzaniem. — Jakoś nie zadziałało. Więc nie możesz powiedzieć, że nas zabezpieczysz.
— Lepiej niż w nocy — przerwał mu Agust. — Bo się do tego przygotuje. Wczoraj zużyłem zbyt wiele sił na walkę z Doru żeby to załatwić szybko. Dziś, i aż do rozwiązania problemu wiedźm się będę oszczędzał.
— Bo wiesz, że nic złego po drodze nas nie spotka i nie będziesz musiał zużyć swych sił? — W głosie zaklinacza brzmiał cały ocean wątpliwości. — Dasz za to głowę? Poza tym uważam, że to one powinny zdecydować, bo ona najwięcej ucierpiały.
— Ale ja nie decyduje, wyrażam moją opinię, jest nas piątka. — Agust podszedł do Cahnyra. — Możesz wierzyć że zrobię co trzeba żeby was zabezpieczyć.
— Rycerz ma rację… — bąknął Hassan. — Powinniśmy obrać kierunek na Vallaki i ominąć obóz Vistanich. Im szybciej opuścimy tą przeklętą wioskę i dotrzemy do miasta, tym lepiej.
— Skończcie już, bo mi głowa pęknie — przerwała im Cely. — Jedziemy prosto do Vallaki… Agust ma rację, to nie jest zwykła wyprawa, tylko eskorta. A jeżeli Vistani faktycznie pracują dla Strahda, to pewnie wiedzą, że ma on oko na Ireene. Co jeśli będą chcieli nam ją uprowadzić?. — ciągnęła słabym głosem.
— O naszej wyprawie już pewnie wszystkie ptakie ćwierkają — powiedział Cahnyr, niezbyt zadowolony z tego, że Cely zmieniła zdanie. — I wszystkie nietoperze. Ale to twoja wola i z tobą spierać się nie będę.
“Chociaż uważam to za krańcową głupotę z twojej strony” — dodał w myślach.
Normalnie bym poszła do Vistani, może i naprawdę mogliby nam pomóc. Ale raz, że ta starowizna wiedziała o nas tyle, że gdyby miała jakiekolwiek pojęcie o tych urokach, powiedziałaby nam o nich, a dwa, że im więcej nadłożymy drogi tym pewniejsze będzie, że coś się podczas tej eskorty rypnie. Także ten, Cahnyr, skończ biadolić o tym uroku, najgorsze za nami, teraz pozostało tylko iść do przodu — rzekła Mira.
“Inaczej porozmawiamy, jak cię znów dopadnie” — pomyślał Cahnyr, nie mając już ochoty na dalszą dyskusję.
Uważam, że pod koniec wędrówki powinniśmy skrócić drogę idąc przez las. — zmienił temat rozmowy. — Ściąć ten cypelek.
Pokazał na mapie.
Czekając na decyzje pozostałych wyciągnął z kieszeni znalezioną poprzedniego dnia figurkę i spróbował się przekonać, czy kryje jakąś tajemnicę. Figurka wydawała się zwykła. Wyglądała jednak tajemniczo i widać, że została dobrze wykonana. Gdyby mechanizm nie był zepsuty, byłaby naprawdę ładnym, a jednocześnie przydatnym przedmiotem. Teraz już była tylko ładna.
Mnie też to kusiło, ale te lasy są niebezpieczne, a ja nie znam się na przeprawach przez dzicz. — Napomknął paladyn. — Nie próbowałbym tego, chyba że jest tu ktoś kto zna się na przeprawach i wytyczaniu szlaku przez knieję. Ale jeśli nie, to tego bym nie próbował. Mały zysk, duże ryzyko.
Hassan kiwnął głową do paladyna
Dzicz to dla mnie nie nowość. To dobre miejsce na skrót.
Też nie specjalnie kusi mnie przeprawa przez las — wtrąciła Cely opierając się o stół. — O widzę, że nie rozstajesz się ze swym znaleziskiem. — Wskazała palcem na figurkę, którą zaklinacz wyciągnął chwilę wcześniej.
Mówicie tak, jakby miła wędrówki przez las stanowiła tygodniową przeprawę przez dżunglę — powiedział Cahnyr. — A kto chciał iść na skróty do obozu Vistani? Dużo dłuższa droga. — rzekł, po czym odpowiedział CelyJestem ciekaw, czy kryje jakieś tajemnice, a równocześnie nie chcę jej zniszczyć. Może ten fachowiec w Vallaki zdoła ją postawić na nogi. Znaczy naprawi zegarek.
Zabrał się za odkręcanie ledwo widocznych śrubek.
Podróż wzdłuż strumienia to co innego niż podróż przez las, gdzie może nie być jakiegoś punktu odniesienia. Wtedy nawet na tak małym terenie można zbłądzić. Ale skoro dla ciebie to miły spacer, to rozumiem że znasz się na tym, prawda? — zaciekawił się paladyn. — Dasz radę nas poprowadzić?
Nie mówisz do kogoś, kto całe życie spędził w bibliotekach, a las widział tylko na obrazku — odparł Cahnyr. — Wędrowałem nieco. Mira, co sądzisz o małym spacerku przez las? — zwrócił się do pół-orczycy.
Ja i las to jedno, mogę was poprowadzić, jeżeli chcecie. Razem z Hassanem, ma się rozumieć.
Wojownik drapał się po rozwichrzonej brodzie i kiwnął głową twierdząco.
No to załatwione — powiedział Cahnyr.W takim razie chyba możemy iść. Jak tylko zabierzemy nasze rzeczy — dodał.
 
Rozyczka jest offline