Po krótkiej chwili spędzonej w “Kojocie” dwójka najemników, po raz kolejny weszła na niezastąpiony motocykl i ruszyła w stronę wieżowców, gdzie mieszkał martwy już Tamren. Ulica rozpływała się w pędzie niczym film na przyspieszonej taśmie. Po dziesięciu minutach, dwójka mężczyzn stała na osiedlu wieżowców rosnących jak wielkie betonowe giganty. Na pustym placu zabaw nastolatki piły piwo, jednak widząc poważnie i groźnie wyglądająca dwójkę nie zaczepiła ich. Weszli na klatkę schodową, wybierając dziesiąte piętro. Po ciągnącym się oczekiwaniu kabina podjechała i ślimaczym, wysłużonym tempie w końcu dotarli na górę. Na piętrze cuchnęło uryną a na odpadającej z farby ścianie wypisano mnóstwo graffiti. Jeden napis zwrócił uwagę dociekliwego Karla.
“Będziesz kolejny po swoim wujaszku ty mały…”
Bazgroł mówił sam za siebie. Bratanek Tamrena, wpakował się w kłopoty. Kiedy znaleźli się za drzwiami Sugart pozwolił sobie na ciche pukanie, na które nikt nie zareagował mimo kolejnych prób. Coś jednak mówiło mężczyźnie, że Tammy siedzi w środku, zapewne bardzo przerażony. Rączka popatrzył na Ja-Sona i skinieniem głowy zdecydował się na poważniejszy krok. Swoim cybernetycznym barkiem wpadł w nadgryzione przez czas drzwi powodując duży hałas i momentalne wypadnięcie drzwi z zawiasów. Dwójka najemników weszła powoli nasłuchując. Mieszkanie było umiarkowanie przestronne jak na blok a na ścianach powieszono zdjęcia kotów, które jednak nie wyszły im na przywitanie. Karl skierował się do salonu przechodząc przez krótki przedpokój i wtedy głośne oraz doskonale znane dzięki Ja-Sonowi wibrujące uderzenie minęło jego głowę o kilka centymetrów. W pomieszczeniu uniósła się cuchnąca woń spalonych włosów- prosto z białej czupryny Sugarta.
Przed nimi stał góra dwunastoletni chłopak mierząc do nich z antycznego, ale wojskowego pistoletu laserowego. Był wychudzony a jedno oko spowijała bezwzględnie opuchlizna po solidny prostym.
-Kim wy jesteście? Przyszliście dopaść mnie jak mojego wujka?! Jeden… jeden krok a tym razem nie spudłuje!
Dzieciak wydawał się wbrew pozorom, mieć rację w tej kwestii. Bał się, jednak trzymał broń zdecydowanie, pewnym chwytem wyczekując najmniejszej reakcji. Karl nie chciał bawić się w niańkę, tym bardziej Ja-Son, ale starszy mężczyzna przypomniał sobie słowa umierającego Tamrena, czując minimalną dozę odpowiedzialności.