Napięcie było tak silne, że w momencie gdy Camden wypuścił strzałę, na twarzy Liwarda odznaczył się grymas. Jedynie dzięki najgorszym swoim doświadczeniom, oduczył się zamykać oczy i odwracać wzrok. Ale i tak to być może on najgłośniej odetchnął, gdy kamienna bestia nie ożyła. Do tego, podświadomie, bo nie do końca chciał przyznać przed sobą, cieszył się, że to nie jemu przypadło w udziale niesienie figurki. Mogła ożyć w kieszeni i zacząć kąsać. Wtem ocknął się, zdawszy sobie sprawę że powinien na wodzy trzymać instynkty, wiodące go ku paranoi. Jeszcze mogłoby się zdarzyć, że pozostałby w tyle. Tak się jednak nie stało, ponieważ należało wybrać dalszą drogę.
On również był zwolennikiem tego by poruszać się do przodu, a nie tkwić ciągle w tych korytarzach.
-Tu nie ma co oglądać, tu trzeba dalej iść - odwrócił się w stronę przejścia, które miałoby drużynie zapewnić dalszą drogę.
Kto teraz pierwszy? Ja, Kea, Camden, Ryś? - zdał się na resztę drużyny, by ustalić kolejność.