Pomimo zszarganych nerwów i odnalezienia kilku skarbów nie zapomnieli po co tu przybyli. Ich cel ciągle nie został odnaleziony. Oko mogło znajdować się za kolejnymi drzwiami, być schowane w ukrytej komnacie lub też w ogóle go tu nie było. Od czasu do czasu w ich głowach pojawiała się myśl powracająca niczym natrętna mucha, i tak jak brzęczący owad dała się odganiać tylko na krótką chwilę. Być może rzeczywiście tkwią w pułapce bez wyjścia. Dali się złapać i zamknąć, a teraz czeka ich obłęd, śmierć z głodu czy pragnienia, a potem wieczne potępienie i pilnowanie grobowca jak robili to przeklęci strażnicy, z którymi walczyli.
Postanowili ruszyć dalej nowym korytarzem, który zdawał się wracać do miejsca, skąd zeszli do tych podziemi. Chcieli sprawdzić każde miejsce, w którym mogło chować się Oko. Chować … lub czekać na nich.
Przejście nie różniło się znacząco od innych. Kamienne, popękane płyty, kurz i pył, pajęczyny w rogach i wszechobecna cisza, jeśli pominąć odgłosy ich kroków czy pobrzękiwanie broni. Za załomem czekały kolejne drzwi, a gdy zbliżyli się do nich,
Kea – idącą na samym przedzie – wyczuła zimno. Ręka ogromnej dziewczyny aż odskoczyła po dotknięciu niespodziewanie mroźnej klamki. Szukali wszędzie pułapek, ale albo ich nie było, albo nie potrafili ich odnaleźć.
-
Chyba jest bezpiecznie – stwierdziła słabym głosem
Iskra po chwili zastanowienia, a krasnolud jakby ośmielony jej słowami przecisnął się pomiędzy pozostałymi i otworzył przejście.
Drewniane drzwi skrzypnęły głośno odsłaniając niewielkie pomieszczenie, zupełnie puste. Na przeciwległej ścianie widzieli następne drzwi. Teraz wszyscy już poczuli przenikliwe zimno, ich oddechy zamieniały się w małe obłoczki pary. Podłoga wyglądała na gładką i szklistą, jakby pokrywała ją warstwa lodu.