- Łomatko! - sapnął zaskoczony odgłosem wybuchu Svein. - Dobrze żeśmy pod dachem, gdy tamtym niebo wali się na głowy.
Szczurołap mimo pozornego optymizmu nienawidził miejsca, w którym się znalazł. Nie dlatego, że było siedzibą miejscowej biurokracji noszącej nosy wyżej niż czubki głów. W obecnym stanie zbyt przypominało dom pewnego alchemika...
Panujący tu rozgardiasz nie podobał się Sveinowi za grosz. Wykorzystując jednak swoje niepodważalne doświadczenie w dziedzinie penetrowania ponurych budynków dobył kuszy, załadował ją i po cichutku zaczął się skradać od drzwi do drzwi długim korytarzem. Pobieżnie oglądał wnętrze każdego pomieszczenia po czym ruszał dalej aż znalazł się przy schodach.
- Wiara nie taka silna we mnie, bym szedł przodem. Za cicho tu.