Rada: zadawaj konkretne pytania, bo herszt ma wiele na sumieniu i kazanie mu gadać może nic nie przynieść dobrego
Berdych, Eldred i R
Pół ork sadził wielkimi susami w kierunku portu, za nim Eldred i R. W końcu dobiegli do portu. Ku ich zdziwieniu okazało się, że statek dryfuje ku morzu. Na pokładzie coś się działo. Dwóch czarno odzianych osobników zdrowo przetrzebiło załogę. Wróbel skakał jak poparzony z liny na linę pokrzykując i prowokując jednego z czarnych.
Nagle Berdych wrył się piętami w bruk. Kolejn z czarnych stał na nabrzeżu i właśnie odwrócił się w ich kierunku. Swobodnym krokiem ruszył w ich stronę. To czego nie spostrzegł Berdych zobaczył Eldred, przejrzysta powłoka otuliła czarnego.
- Odłóżcie broń i poddajcie się - powiedział wyjmując wystudiowanym ruchem miecz. -
Bo inaczej może was to zaboleć. Wróbel - Nawet jakbyś dawał pięć razy więcej nie dogadalibyśmy się - odparł Lamare -
Wyrobiło się markę to trzeba trzymać pion. Nawet jak złoto kusi.
Rana doskwierała Lamarowi, bo nie był już tak szybki. Ale wciąż był groźny. Kuba unikał ciosów o włos, czasem i tracąc włosy. Nic co nie odrośnie, ale rany w wyglądzie były znaczne. Nie wspominając o przeciętym piórze przy kapeluszu! Aż w końcu kolejny cios doszedł celu. I znowu ledwo obcierka, draśnięcie. Kto inny już by był jak baran na rożen nawleczony, ale nie Lamar. Nawet
wlokąc bebechy po ziemi wciąż był groźny i nie sposób było go zostawić samego by zająć się wąsikiem. Samą swą obecnością
budził respekt wśród marynarzy.
A wąsik… cóż ten był szybszy niż kapitan. Właśnie wkładał bełt w łoże, gdy zakrwawione ostrze zatoczyło łuk i przecięło cięciwę. Nawet dwóch majtków nie spowalnio wąsika w chęci odwetu za postrzelenie. Kapitan, klnąc upuścił kuszę i wyszarpnął rapier. Ale już na pierwszy rzut oka Kuba widział, że brak mu wprawy i sam kapitan szybko padnie w tym starciu.