W drużynie podążającej ku nieznanemu, znalazł się i milczący, posępny wojownik. Korytarz nie był jakiś nieskończenie długi, ale odczuwalne zimno i Liwardowi dało się we znaki. Nie owijał się szczelniej w płaszcz w owym momencie, chociaż dreszcz który przeszył całe ciało, nie omijając ran, siłą rzeczy musiał pozostawić niedobre wrażenie. Podburzyło to niejako Liwarda, przez co dało się wyczuć, że jest zirytowany. A jakkolwiek by to brzmiało, jego wrogość najmocniej uderzyła w źródło zimna. Chciał je zniszczyć, a przynajmniej odwzajemnić negatywne wrażenia. Zwłaszcza że była to ścieżka, jaką uchodził stres, by nie powiedzieć -panika, biorąca się z faktu, że położenie całej grupy nie rokowało dobrze.
-Nie wszyscy muszą iść, ale ja nie będę zawracać. Tam mogą być rzeczy nam potrzebne. A jak są jacyś wrogowie, to nawet jeśli przeżyją walkę, będą gorzko ją pamiętać.
Podszedł na skraj lodowej tafli, chcąc przygotować się do ostrożnego przejścia. W tym celu obserwował również fragment płyty, rzucony przez Camdena.