- Moje piórko! - krzyknął Wróbel, który przejął się tym bardziej niż raną. Rana się zagoi a blizna doda uroku, ale gdzie w dzisiejszych czasach znajdzie dobre pióro do kapelusza? Zawył i z wściekłością rzucił się do ataku. Przynajmniej tak miało to wyglądać dla przeciwnika. W rzeczywistości rzucił się do liny, złapawszy ją przebiegł się po relingu niczym parkourowiec i przeleciał poza zasięgiem wroga do drugiego, zajętego psuciem całkiem dobrej kuszy kapitana. Nie żeby Kuba miał coś przeciwko przejęciu dowodzenia, ale kogoś, kto dotrzymuje umów należy szanować. A poza tym przybycie w ostatniej chwili i uratowanie dnia to cecha definicyjna swashbucklera, choćby i pirata.
Plan miał być wykonany co prawda dopiero po śmierci Lamare'a, ale przecież nie zawsze dostaje się to co się chce. Chociaż, jeśli się czasem postarać, można dostać to czego się potrzebuje...