Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2018, 12:27   #77
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Claude-Henriemu niezbyt spodobało się zaproponowane rozwiązanie, ale doszedł do wniosku, że nie zdoła przekonać wojaków do zmiany decyzji. Ale jeden problem widział.
- Chcecie go zostawić? Z pewnością da sobie radę, ale może warto by zostawić mu informację, notatkę, że w pobliżu może się smok kręcić?
- Czekajcie. Wy nie żartujecie? - Leokadia spojrzała zdziwiona na wojskowych - Naprawdę chcecie ściągnąć do bazy smoka? Ja wiem, że to jedna z naszych i nie możemy jej zostawić. Przed chwilą ewidentnie słyszeliśmy drugiego smoka. A to może być zagrożenie dla wszystkich a może i dla całej misji. I dla niej. Co zrobią Ci z bazy jak zobaczą smoka? Zaczną grzecznie pytać, kto to, czy strzelać? Nie znacie innego miejsca w którym można ją bezpiecznie ukryć i sprowadzić zaznajomionych ze sprawą naszych?
- W bazie nie zaczną strzelać, jeśli zostaną uprzedzeni - odparł Claude-Henri. - Ale jeśli ruszymy do bazy, to możemy tam ściągnąć tego drugiego smoka. A to nie Alex może być zagrożeniem dla wszystkich, tylko tamten, o którym nic nie wiemy.
- Dokładnie o niego mi chodziło - Leokadia przytaknęła. - A gdyby się rozdzielić? Cześć przejdzie przez ścianę szukać chorążego, a druga część ukryje Alex i wezwie posiłki?
- To by, chyba, było najlepsze wyjście. - Claude-Henri skinął głową Leli, po czym spojrzał na Dadę, który pod nieobecność Higginsona dowodził wojskowymi. - Dałoby to szansę uniknięcia niebezpieczeństwa i pewne zyski. Byłaby szansa, że nikogo nie stracimy.
- Ja i Henri, jeśli się zgodzi - tu Lela spojrzała na rzeczonego, który natychmiast skinął głową - moglibyśmy powalczyć z tą ścianą. Przydałby nam.się jakiś mały ładunek wybuchowy.
Ta opcja, z wysadzaniem czegokolwiek, mniej się Claude-Henriemu spodobał, ale nie zamierzał na ten temat dyskutować, bo osłabiłoby to ich pozycję negocjacyjną.
- Tylko w razie ewentualności - dodała dziewczyna na wszelki wypadek.
- Leokadia już raz się przez ścianę przedostała - dorzucił Claude-Henri. - Bez użycia siły - podkreślił. - Może uda się jej mnie też przeprowadzić. A wtedy smok by nam nie zagroził, a poza tym moglibyśmy odszukać Arthura.
Leokadia energicznie pokiwała głową, żeby było wiadomo, że zgadza się z każdym słowem Claudie-Henriego.

- Gówno a nie będzie musiał sobie poradzić - warknął Erick na stwierdzenie Bello o losach chorążego Higginsona. - Legia nie zostawia swoich. Tak więc zabieraj stąd cywili, a ja wyciągnę chorążego - dodał z zawzięciem, po czym zerknął na Claude-Henri i Leokadię. - Mógłbym skorzystać z waszej pomocy, jeśli wiecie, jak się przedostać przez tę cholerną ścianę.
- Chcesz tam przejść, a jeśli nie znajdziesz Arthura, zostać po tamtej stronie? - spytał Claude-Henri. - Bo sam nie wrócisz. Lepszym rozwiązaniem będzie, jeśli w trójkę ruszymy za Arthurem.
- Najpierw zobaczmy, czy uda nam się przejść, potem zdecydujemy - odparł Erick.
Alexis rozpostarła skrzydła i zamachała nimi, jakby próbowała je rozciągnąć przed lotem. Ani jej się śniło wracać do bazy. Bezpiecznie, to też nudno. Baza z kolei nie dość, że na pewno brzmiała nudno, to w dodatku nie brzmiała nawet bezpiecznie. Nie widziała też specjalnego sensu rozdzielać się. Jeśli cokolwiek grozi grupie ze strony drugiego smoka, to ich rozdzielenie się może przynieść najwyżej same problemy. Co prawda Alexis “nie miała głosu”, a jednak… Nieco znudzona dalszymi dyskusjami poderwała się do lotu - zdecydowanie bardziej skutecznie niż za pierwszym razem - i przeleciała kilkanaście metrów nad grupą, w stronę, z której przybyli. Wylądowała, spojrzała znacząco na nich, na miejsce z którego przyszli, po czym wydała z siebie pytający dźwięk.
- Z Alex raczej nie podyskutujemy - powiedział Claude-Henri. - Ona zdecydowanie ma swoje zdanie na różne tematy. Wracajmy do tej ściany, za którą jest Arthur.
Uznał, że dość czasu stracili na gadanie, więc nie czekając na pozostałych ruszył we wskazanym przez siebie kierunku, pociągając równocześnie za sobą Lelę.
- Ruchy! - ponaglił Erick. - Dada, wracaj do bazy zdać raport. Niech chorąży Maelstrom zadecyduje, co robić. My w tym czasie spróbujemy wydostać Arthura.
Claude-Henri nie czekał na reakcję Dady. Uważał, że Legia może sobie swoje sprawy załatwiać między sobą, natomiast pozostali powinni robić to, co powinni zrobić, by osiągnąć zamierzony cel. W tym przypadku - przedostanie się przez 'magiczną' ścianę.

Bello przyglądał im się z powątpiewaniem. Zapewne w to co chcieli zrobić i w pomysł by we dwóch wracać do bazy. Ale na wyglądało by był zły na Flanigana za przejęcie inicjatywy.

W tym czasie ci najbardziej zmotywowani, czyli wszyscy poza Dadą i Rainbowem, którzy ciągnęli się na końcu skierowali swoje kroki do feralnej magicznej ściany. Najwięcej z tym problemu miała Alex, z uwagi na znaczny rozmiar ciała, ale ruch sprawiał, że coraz lepiej panowała nad nim i z każdą chwilą oswajała się z nim.
Na miejscu zainteresowani stanęli w półokręgu, by każdy miał okazję widzieć z czym mają do czynienia.
- Jak się w to strzela to się tak jakby rozdziera - wspomniał Rainbow.
- Ale po chwili "zrasta się" - dodał Bello.
- A Lela potrafi przez nią przechodzić - odezwała się Henrietta. - Może zacznijmy od sprawdzenia czy może przeprowadzić kogoś więcej, niż tylko siebie? - zaproponowała rozpoczynając burzę mózgów.
- Może ja, skoro już wcześniej wysunąłem taką propozycję - zasugerował Claude-Henri. Poza tym, czego nie zamierzał mówić, uważał, że lubi Lelę bardziej niż pozostali i mniej niż inni jest gotów ryzykować jej życiem. - No ale to ona, jako... przewodniczka - spróbował znaleźć odpowiednie słowo - powinna zdecydować - dorzucił kolejny argument.

- Nie traćmy czasu - mruknął Erick, co jakiś czas zerkając na boki.
- Tak - odparła Leokadia - nie traćmy czasu. Najlepiej jeśli pierwszą próbę podejmę z Henrim. Z wielu względów. - Których najwyraźniej nie miała zamiaru wymieniać. Gestem wskazała Henriemu skałę i nie czekając na ewentualne protesty sama ruszyła w jej kierunku.
- Spróbujemy - powiedział Claude-Henri, który nie miał nic przeciwko tej propozycji, a z kolei wiele za. Z powodów, o których również nie zamierzał rozmawiać.
- Złapać cię za rękę, czy może lepiej objąć w pasie? - spytał, gdy znaleźli się oko w oko z zamaskowanym przejściem, na którym nie widać było ani odrobiny śladów po wcześniejszym ostrzale. - Może w tym drugim wypadku skała potraktuje nas jak jedno ciało.
Skojarzenia z pewnym cytatem z Biblii nasunęły mu się już po wypowiedzeniu ostatnich słów. Miał jednak nadzieję, że nikt ich nie skojarzy.
- Stań za mną i połóż swoje dłonie na moich. Myślę, że jeśli uda nam się przełożyć dłonie, to przejdziesz… - Leokadia zamyśliła się nad doborem słów - tak jak to sam ująłeś.
Dziewczyna stanęła na wprost do ściany i położyła na niej swoje dłonie. Kątem oka obserwowała swojego przyjaciela, który natychmiast spełnił jej prośbę, nie tylko łącząc ich dłonie ale i przytulając się do dziewczyny.
Lela na moment zapomniała co ma robić. To było bardzo miłe uczucie, znaleźć się tak blisko Henriego. Można by rzec, zaskakująco miłe. Zamknęła oczy wyobrażając sobie, że stają się jednym ciałem. Dla ściany. Jednym ciałem dla ściany…
Skupienie się na odpowiedniej myśli zajęło jej chwilę. W końcu naparła na ścianę, próbując odtworzyć scenariusz ze swojego poprzedniego przejścia.
Claude-Henri spróbował myślami wesprzeć Lelę, chociaż miał świadomość, że ściana na niego i jego myśli raczej nie zareaguje. Miał jednak nadzieję, że z czasem, po kolejnej próbie, i to się zmieni. Wszak palcami dotykał nie tylko dłoni dziewczyny, ale i - czubkami palców - skalnej ściany. A nuż magiczne przejście nauczy się go rozpoznawać...
- O czym myślisz? - zapytała szeptem dziewczyna.
- O ścianie. Żeby nas przepuściła - odparł jeszcze ciszej. - I o tobie, chociaż nie powinienem.
- Nie powinieneś - przyznała. - Ja też - dodała Leokadia, starając nie poruszyć się i zachować całkowitą powagę. Dobrze, że stała tyłem do Henriego.
- Muszę przyzwyczaić się do twojej bliskości - odparła po chwili.
- Bardzo mi będzie przyjemnie, jeśli będziesz moim stałym przewodnikiem - odrzekł Claude-Henri. - I... - nie dokończył.
- I? - zapytała Lela.
- Nie będzie żadnego 'i' dopóki nie uporamy się ze skałą - odparł. - Nie chcę jeszcze bardziej rozpraszać ani siebie, ani tym bardziej ciebie.
Przez myśli Leli przeszło tysiące myśli zakańczających owo “i”. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie myśl o ścianie. Myśl o przejściu. I zamknij oczy - poprosiła.
Spełnił jej prośbę i zaczął sobie wyobrażać otwierające się drzwi.
Leokadia zaś po tej krótkiej wymianie zdań starała się skupić znów na przejściu. Tym razem sięgając po pokłady samodyscypliny. Teraz nie chciała dostać się tam by do niego wrócić ale by iść wraz z nim. Tak jak poprzednio uspokoiła oddech, wyciszyła niepotrzebne myśli. Gdy poczuła się gotowa, łagodnie ale stanowczo zaczęła napierać na ścianę.

Przyglądający się scenie Erick, splunął w bok z krzywym grymasem. Nie słyszał, o czym szeptali, jednak z obserwacji mógł się tylko domyślać.
- Na co ja się kurwa zgodziłem… - mruknął pod nosem, poprawiając karabin.

 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline