Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-06-2018, 00:21   #71
 
Taive's Avatar
 
Reputacja: 1 Taive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputację
Zdecydowanie nie wyglądało to na spacer zakochanej pary, chociaż idąc trzymali się za ręce. Przynajmniej przez jakiś czas, bowiem wnet się okazało, że taka metoda przemieszczania się miała (prócz oczywistych plusów) pewne minusy.
- Ciekaw jestem, jak wygląda przemieniona Alex - powiedział Claude-Henri. Z oczywistych powodów mniej uwagi poświęcał swej towarzyszce wędrówki, cały czas rozglądając się dokoła, z bronią gotową do strzału. - Nigdy nie widziałem smoka, jedynie na obrazku, i na początek wolałbym spotkać jakiegoś... oswojonego, jeśli tak to można określić.
- Póki co wszystko wskazuje na to, że spotkamy właśnie takiego smoka jak byś chciał - odpowiedziała Leokadia. Sama nie mogła się doczekać ów widoku. Po drodze wyobrażając sobie Smoka-Alex na wiele różnych sposobów przeważnie związanych z lekturami, które przeczytała przed przejściem na drugą stronę Wrót.
- Kto tam wie, co się dzieje w duszy kobiety, będącej na dodatek smokiem - odparł Claude-Henri. - Ale, ponieważ nie zjadła Ericka, to jest nadzieja, że nagle nie zdziczała.
- Słyszałaś? - zmienił nagle temat. - Drugi smok? To z pewnością nie była Alex.

Tak jak do tej pory Alexis niemal prężyła się do zdjęć, nabywając coraz większą swobodę w panowaniu nad swoim nowym ciałem, tak słysząc potężny ryk sama mimowolnie skuliła się. Nigdzie nie było widać niebezpieczeństwa, ale… Co, jeśli wkroczyła na terytorium innego smoka? Poruszała się niemal swobodnie, ale zdążyła już poznać swoje ograniczenia, wzlatując ponad korony drzew. Jednocześnie mogła przy tym dać się zauważyć innemu drapieżnikowi. Wiedziała, że w walce z bardziej doświadczonym, starszym od niej gadem będzie raczej mało użyteczna, a i ucieczka na dalsze dystanse może być niemożliwa, jeśli nie poćwiczy wcześniej wytrzymałości mięśni skrzydeł. Rozejrzała się czujnie, wyszukując zagrożenia, ale zamiast tego dostrzegła dwóch kolejnych kompanów wycieczki, Claude i Leokadię. “A niech to” stwierdziła w myślach, dając upust swojej próżności. “Musieli mnie zobaczyć akurat, jak się kulę?”. Smoczyca rozpostarła skrzydła i zamachała nimi. Właściwie… Sama jeszcze nie miała okazji wydać z siebie takiego dźwięku, jak jej domniemany przeciwnik, z obawy przed reakcją jej ludzkich sprzymierzeńców. Może sama potrafiła ryczeć głośniej i bardziej… Przenikliwie? Póki co złożyła skrzydła i utkwiła spojrzenie w parze, która nadeszła. Cóż, pewnie i oni będą chcieli “porozmawać”.
- Pięknie wyglądasz, Alex - skomplementował ją Claude-Henri, oglądając smoka, czy raczej smoczycę, od stóp do głów.

- O, hej gołąbeczki - odezwała się Henrietta, która zauważyła przybycie Leokadii i Claude-Henriego dopiero gdy ten drugi skomplementował wygląd panny Sorel. Drobna zmarszczka na czole blondynki i spojrzenie którym rozglądała się po koronie drzew, wskazywało, że czymś się martwiła. - Mam nadzieję, że cokolwiek to było to nie jest blisko i nie widziało ciebie... A może... Może tak by było lepiej? - powiedziała do Alex, a w oczach Francuzki pojawił się pewien błysk.
- Chyba nie chcesz mieć do czynienia z następnym smokiem - powiedział Claude-Henri. - Może najpierw spróbujemy się dogadać z Alex? Umiesz przemawiać w myślach? - zwrócił się do smoczycy. - A może nie zapomniałaś, jak się pisze? Choćby drukowanymi literami?
Alexis spojrzała na swoje łapy. “Pisać? Świetny, naprawdę genialny pomysł. Jak kiedyś zostaniesz smokiem, będę trzymać… No, nie będę niczego trzymać, ale będę życzyć powodzenia.” Pomyślała Alexis. Ale w myślach? Cóż, tego właściwie nie próbowała. Utkwiła swoje gadzie spojrzenie w Claude. “Cześć!” Pomyślała najgłośniej, jak się dało. Niestety mężczyzna nie usłyszał tej myśli.

- A potrafisz zmienić się na powrót w człowieka? To byłaby dość pożyteczna umiejętność. Wiesz, móc jeść nożem i widelcem, a kiedy się chce stać się przepięknym smokiem i unieść się w przestworza - zapytała Leokadia. - Chwilę temu udało mi się przejść przez skalę, która była jakimś magicznym przejściem w korytarz, w którym zniknął jeden wojskowy. Tak sobie myślę, że może twoja przemiana lub próba porozumienia się myślami, o której mówi Henri, może polegać na czymś podobnym. Nie wiem, czy masz ochotę na rady, więc krótko ci tylko powiem, co warto spróbować. Trzeba wywalić z głowy walające się myśli i skupić tylko na jednej. Tym co bardzo pragniesz zrobić. Trochę tak jakbyś wstrzymała wiele godzin siku, a później siadając na toaletę nie mogła się wysikać i musiała skupić na tym całą swoją wolę.
Claude-Henri uśmiechnął się pod nosem, słysząc takie ciekaw rady.
No tak, znalazła się świetna znawczyni od telepatycznego porozumiewania się. “Jak jesteś taka mądra, to sama tak spróbuj” Pomyślała Alexis, jednocześnie kłapnąwszy paszczą. Co prawda nie chciała się z powrotem zamieniać w człowieka, ale rady dotyczące myśli postanowiła wykorzystać. Możliwość powiedzenia czegoś więcej, niż “tak” lub “nie” byłaby naprawdę miłą odmianą. Przymknęła oczy, próbując wyciszyć wszystkie myśli kłębiące się w jej głowie. No tak, dobrze by było jeszcze wiedzieć co właściwie chciałaby powiedzieć. Złapała się pierwszej myśli, która przyszła jej do głowy i zaczęła powtarzać ją w kółko, niczym mantrę, nie dopuszczając żadnej innej myśli do głowy. “Zawsze dobrze mi było w złotym. Zawsze dobrze mi było w złotym. Zawsze dobrze mi było w złotym. Zawsze dobrze mi było w złotym…”

Sorel tak bardzo skupiła się na tej czynności, że nie zwróciła najmniejszej uwagi na to, że jej widownia ponownie się powiększyła. Tym razem byli to trzej Legioniści. Dada widząc Alexis aż zdjął czapkę i przeżegnał się, natomiast Karger miał minę jakby miał ochotę rzucić to wszystko i... Wyjechać w Alpy.
- Nie, nadal uważam, że po prostu to kwestia języka. Trochę się oswoi z tą formą... Na studiach miałam wykłady dodatkowe z logopedii to mogę spróbować pomóc. - Henrietta starała się pomóc na swój sposób.

Wtem rozległ się przeciągły gardłowy warkot, znacznie cichszy od poprzedniego ryku, lecz teraz wszyscy byli świadkami, że to nie Alex była jego źródłem. Dwóch Legionistów złapało za broń i zaczęli rozglądać się po drzewach szukając bestii, która wydawała z siebie te odgłosy.
- Tamten poprzedni ryk to też nie ona? - zapytał szybko Bello.

Tymczasem Sorel poczuła dreszcz na plecach. Ponownie zrozumiała przekaz, a brzmiał on "kto cię przysłał".
 
Taive jest offline  
Stary 01-07-2018, 18:43   #72
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
GATE - 1

- Nie. - Claude-Henri odpowiedział na pytanie Bello. - Inny smok. Tak przynajmniej sądzę. Tylko nie wiem, czy to na pewno jest serdeczne powitanie. Nie wiem, czy tutejsze smoki są stworzeniami stadnymi, czy terytorialnymi. I jak się będą odnosić do Alex, która nie do końca jest smokiem.

Kapral Flanigan zdawał się nieporuszony kolejnym rykiem. Zamiast tego wsparł kolbę Famasa na ramieniu, którego lufę wymierzył w niebo. Rzucił okiem po otoczeniu, skupiając się najbardziej na zebranych a zwłaszcza smoczycy.
- Uwaga! - zawołał Erick, starając się zwrócić uwagę pozostałych. - Oficjalnie oznaczam to miejsce jako miejsce potencjalnego zagrożenia. Koniec przeprowadzania badań, dopóki Legia nie zabezpieczy okolicy. Zrozumiano? - mężczyzna odezwał się głośniej, jakby pouczał niesforne dzieci. Nim jednak “podopieczni” mieli okazję mu odpowiedzieć, kontynuował. - Czy sama Alexis, lub ktoś z was wie już, jak odmienić naszą towarzyszkę w ludzką formę? Jeśli nie, to zalecam mojemu przełożonemu natychmiastowy odwrót do bazy.
- Chcesz ją zostawić samą? Cywila? - spytał Claude-Henri.
- Nie wiemy. Dopiero tu przyszliśmy, potrzeba na to czasu. Czy jesteś w stanie zidentyfikować gdzieś wśród łusek naszyjnik czy medalik, który dotknęła? - zapytała Leokadia.

- Chcę uchować waszą większą część - Erick odparł bez krzty zniechęcenia mężczyźnie. Po słowach Leokadii podszedł bliżej smoka, patrząc na niego wciąż z rezerwą.
- Był bardzo delikatny. Właściwe sam kamień ledwo dotknięty oprawą. Jednak wątpię, że nie zniszczył się po takiej transformacji - odezwał się jeszcze Flanigan, zerkając na szyję smoczej Alexis.
- Jeśli przepadł, to może ta zmiana jest jednostronna? - Claude-Henri spojrzał na smoczycę z pewnym niepokojem. - Ale może właśnie dzięki Alex zdołamy nawiązać porozumienie z przedstawicielami tutejszej cywilizacji? - zwrócił się do Ericka.

Alexis nie wiedziała co zrobić. Nie umiała się z nimi porozumieć, a Erick najwyraźniej chciał zobaczyć jaki ma kolor krwi. I jeszcze drugi smok, który może być zagrożeniem i dla niej, i dla nich. Popatrzyła na ludzi, którzy ją otaczali. Cóż, będą mogli podziwiać, jak się drze. Skoro nie umie dogadać się z nimi, może przynajmniej umie w smoczym. Wyprostowała się i wyciągnęła głowę do góry, zamachała skrzydłami i wydarła się tak, jak umiała. “Nie jestem wrogiem!”
Claude-Henri skrzywił się odrobinę, gdy wydany przez Alex ryk rozdarł powietrze.
- Płuca to ty masz - przyznał. - Krzyczysz na nas, czy mówisz coś do tamtego smoka? Kiwnij głową raz, albo dwa razy.
Smoczyca dwukrotnie kiwnęła głową i przysiadła czekając na odpowiedź drugiego smoka.
- Chociaż coś wiemy - stwierdził Claude-Henri. - Teraz przynajmniej coś wiemy. Poczekajmy, może Alex zdoła się z nim dogadać - zaproponował.
- Właśnie! Może to okazać się to ważne dla naszej ekspedycji! - Henrietta żywo przyklasnęła słowom Kanadyjczyka.

- Nie, nie ma mowy! Japończycy przeciw smokom musieli używać śmigłowców z wyrzutniami rakiet, a my nie mamy środków, żeby się z czymś takim mierzyć - postawił się Dada, który wreszcie zakończył proces oceny zagrożenia. - Wynosimy się stąd i to natychmiast. Wszyscy - mówiąc to skierował wzrok również na smoczycę, w której ewidentnie nie widział bestii tylko tą sympatyczną dziewczynę, którą znał.

Karger już coś chciał powiedzieć, ale dowódca spojrzał na niego wymownie.
- Alex, będziesz musiała trzymać się nisko przy ziemi, żeby to coś nie wypatrzyło ciebie między drzewami - polecił Bello. - A chorąży... Będzie musiał sobie poradzić - dodał z trudem o tym oznajmiając.

Póki co na niebie było cicho, żadna odpowiedź na słowa Sorel nie pojawiła się.


GATE - 2

Mayers parsknął pod nosem po tym jak Mikhail zaczął rozdawać rozkazy.
- Zostańcie tu, ja pójdę na górę - stwierdził i podszedł do schodów, po których ostrożnie zaczął wspinać się na górę. Pozostali czekali.

- Czysto - zameldował z góry Legionista. - Są kolejne schody, i jeszcze jedne na jeszcze wyższy poziom
- Idziemy do ciebie - odparł Young i skinął głową na Claire, która już nie mogła ustać w miejscu. Dziewczyna zwinnie niczym sarenka przeskoczyła po stopniach wchodząc na wyższy poziom. Wkrótce wszyscy znaleźli się na drugim poziomie biblioteki. Wąski korytarz przedzielał półki na lewą i prawą stronę, a po jego środku stały schody.
- No to idziemy dalej... - powiedział Dave i ruszył przed siebie.

Oddalali się coraz bardziej od miejsca z portalem, lecz nie znajdowali niczego poza schludnie ułożonymi na półkach książkami. Mayers szedł na przodzie, sprawdzając każdą alejkę nim pozostali do niej doszli.
- Co... - Dave, zatrzymał się, zaskoczony czymś co zobaczył. Już zrobił krok w prawą alejkę, kiedy coś rzuciło nim w przeciwną stronę. Legionista poleciał w lewą alejkę, jakby uderzony przez wielką niewidzialną rękę i upadł z jękiem na plecy.
Young zareagował natychmiast unosząc karabin.

- Schować się i nisko! - syknął do cywili i zaczął skradać się do alejki w której było coś co zobaczył Mayers.
- Uważajcie to nie jest przyjazne! - warknął Dave, dając przy okazji znać, że żyje.
Normand ściągnął ciężki plecak i odstawił go ostrożnie na ziemię, starając się przy tym nie narobić hałasu. Jego zaufany rewolwer leżał już wygodnie w dłoni, odbezpieczył go więc tylko i wycofał się nieco w tył, tak aby mieć baczenie na alejki równoległe do tej w której krył się przeciwnik. Nie chciał by zostali oflankowani.
Mikail zrzucił plecak na podłogę i rzucił krótko do legionistów.
- Pamiętajcie, że jesteśmy gośćmi! - Następnie wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Otwarta prawica powędrowała w kierunku alejki w której “coś” było. Mamrotał cicho w łacinie. Ot, “komendy” dla ugruntowania podświadomości na rzeczywistości i starał się rozszerzyć swoją aurę w kierunku tego “czegoś” wypełnioną spokojem i ciekawością.

Starania Niemca przyniosły efekt. W myślach zobaczył swoje otoczenie, które gęsto utkane było energią. Magią. A tam, za półkami stała sylwetka, której aura nie przywodziła na myśl nic dobrego. Istota natychmiast spojrzała na niego.
- O kurwa! - zostało przerwane solidnym wybuchem. To co stało za półkami musiało to wywołać. Na podłogę posypały się książki i drzazgi z półek. Oczom wszystkich ukazał się tajemniczy osobnik.


Łysa czaszka, długie szpiczaste uszy, czarne białka oczu i siny kolor skóry. Ubrany był w ciemnobrązową szatę. Wyciągnął w kierunku Mikhaila rękę i wystawił tylko dwa palce - wskazujący środkowy - zupełnie jak dzieci kiedy bawią się, że mają w dłoni wyimaginowany pistolet. Niemiec poczuł, że ma ostro przesrane i instynktownie rzucił się na podłogę.
Ale nim cokolwiek się wydarzyło, rozległ się strzał.
Czarne plamy zaczęły rosnąć na boku ciała nieznanego osobnika. On sam w pierwszej chwili nie wyglądał na przejętego, że seria z karabinu Yunga poszatkowała mu ciało. Wziął do ręki fiolkę, którą do tej pory zwisała na sznurku u jego pasa i jednym haustem wypił jej zawartość. Upuścił fiolkę, która zbiła się jak tylko dotknęła podłogi i zrobił krok w kierunku Mikhaila. Ale noga się pod nim ugięła.

Obcy miał minę jakby po raz pierwszy w życiu coś go zaskoczyło. Upadł na podłogę, zalewając ją własną krwią, która była czarna jak smoła. Przyłożył dłoń do ran i... skonał, ale na jego twarzy pozostał grymas niedowierzania.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 02-07-2018, 18:23   #73
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Kiedy Mikali dostrzegł w myślach sylwetkę obcej istoty poczuł coś niegodziwego. Wiedział, że To Coś go widzi i wiedział, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Gwałtownie otworzył oczy, by je przymknąć kiedy wybuch posypał drzazgi wszęcie wokoło. Postać patrzała na niego, a on wiedział, że ma przesrane...

Właśnie stał się celem do zlikwidowania.

Wyciągnięte palce Czegoś w jego kierunku nie zwiastowały wesołej zabawy. Zwiastowały rychły koniec. Instynktownie rzucił się na podłogę. Nie miał zamiaru zwiedzać biblioteki w tysiącu małych kawałków mięsa i kości!

Wtedy odezwała się krótka seria z karabinu, a Psycholog, z pozycji podłogowej patrzał jak postać robi krok i pada na posadzkę. Tak niedaleko od niego. Tak, było blisko. Zbyt blisko jak dla Niemca, ale co tam. Żył i tylko to się liczyło. Żył i... miał fizyczny dowód na to, że magia istnieje!

Nie chcąc umoczyć się w poszerzającej się plamie czarnej krwi wstał z posadzki. On, Mikail Küchler, był zadowolony. Delikatny uśmiech zawitał na jego twarzy. Choć nie było to przyjazne pierwsze spotkanie z obcą formą życia... ale wiedział, że i on posiądzie sekret magyji. Miał nową motywację. Nowe sił, by do tego dotrzec!
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 03-07-2018, 12:37   #74
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Anestezjolog szybko obrzucił wzrokiem okolicę. Wyglądało na to że jest bezpiecznie. Płynnym ruchem zabezpieczył rewolwer i schował go do kabury, równocześnie drugą ręką podrywając z ziemi swój plecak. Podbiegł z nim do leżącego Mayersa, naciągnął na dłonie lateksowe rękawiczki i zaczął go badać.

Gdy jego ręce były zajęte pacjentem, umysł gorączkowo analizował sytuację. Wyglądało na to że to Biblioteki było więcej niż jedno wejście. Inaczej obcy by ich nie zaskoczył, wątpił by ten dał radę się przebić przez wszystkich ludzi pilnujących "ich" przejścia. Do tego sposób w jaki się zachowywał... Był wyraźnie nieprzyzwyczajony do przegrywania, może nawet do bólu. Nie nosił też na sobie żadnej widocznej broni, a mimo to rzucał Mayersem jak zabawką. Jak to robił? Nie sprawiał wrażenia przesadnie sprawnego fizycznie.

Z rozmyślań wyrwało go jęknięcie żołnierza. Miał wybity bark.
- Mayers to będzie bolało, masz wybicie górne barku. - powiedział i stanął za głową pacjenta. Pociągnął rękę delikatnie ku dołowi i tyłowi, spokojnie, ale zdecydowanie zwiększając nacisk. Mógł mu dać znieczulenie, ale nie mogli sobie pozwolić na to żeby jeden z członków wyprawy był totalnie wyrwany z rzeczywistości, a próba wykonania bloku nerwowego... W takich warunkach i bez ultrasonografii była ryzykowna, mogła nawet skutkować całkowitym paraliżem ręki.
W końcu bark wskoczył na swoje miejsce z donośnym trzaskiem, któremu towarzyszyła jeszcze głośniejsza wiązanka przekleństw. Wolff wyjął z plecaka bandaż z którego zrobił nosidełko do którego wpakował dłoń Mayersa.
- Przez najbliższe dwa tygodnie nie obciążaj tej ręki, unikaj aktywności fizycznej i biegania z karabinem. Odrzut mógłby znowu wybić ci bark, masz ponadrywane więzadła.- poinstruował żołnierza i pomógł mu się podnieść.

Wzrok francuza znowu pobiegł do leżącego obcego. To coś wyraźnie próbowało zabić Kuchlera. Francuz otaksował niemca ostrożnie. Ten nie był ani specjalnie wydolny fizycznie, ani nie nosił ze sobą żadnej broni poza tym absurdalnym mieczem. Nie stanowił żadnego zagrożenia. Mimo to obcy obrał go za cel bez sekundy zawachania. Normand potrząsnął głową. Czego jego logicznie myślący umysł nie widział? Co umykało jego analizie?
 
Zaalaos jest offline  
Stary 11-07-2018, 20:26   #75
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Za Magiczną Barierą

Arthur słysząc przerażający ryk złapał instynktownie za karabin i wymierzył lufą w kierunku smoka. Zamierzał rzucić mu wyzwanie równie potężnym rykiem z automatu. Nagle uzmysłowił sobie, że to nie jakiś gnojek z uzi po kilku głębszych. Momentalnie jego nogi zadrżały i ugięły się, odmawiając posłuszeństwa. Jak worek kartofli osunął się na pomnik, za którym się chował. Gęsty pot lał mu się po czole, włosy zjeżyły na karku, a trzymany wyzywająco karabin zaczął klekotać ze strachu w ręku. Umysł wrzeszczał spieprzaj, ręce krzyczały strzelaj, a nogi dawno już wybrały padnij trupem. Powoli do głosu przechodził żołądek proponując zrzucenie zbędnego balastu w gacie, bo lżej będzie uciekać, a obsranego też mało kto będzie chciał ruszyć.
Higginson zagryzł powoli szczękające zęby i wysyczał:
- Pierdolony… smoczy... strach! - Część jego umysłu wróciła do książek jakie czytał w młodości, gdzie każdy wystawiony na widok smoka popadał w paniczny strach odbierający kontrolę nad ciałem, a często i umysłem. Jednym pękało serce, drugim odbierało na stałe rozum, ci co ostawali się jedynie z brudną bielizną uchodzili za farciarzy.
- Weź się w garść! Dawaj! Wiesz co jest i co potrafi! Rusz się! Dawaj! - Arthur z każdym słowem bił się wolną ręką po nogach miękkich jak wata. Przytulony do pomnika wyjrzał zobaczyć co robi gadzina.

Zobaczył, że gad nieruchomo tkwił na kopule wieży. Jedynie jego nozdrza pracowały, węsząc powietrze. Niski i cichy pomruk wydobył się z paszczy, którą smok nieco uchylił. Stworzenie nieco cofnęło się, jakby miało zamiar odpuścić, może nawet odlecieć lecz wyraźnie zawahało się. W końcu, trzymając łeb nisko, powoli zaczęło zsuwać się z dachu, wyraźnie zmierzając w kierunku Legionisty.

-Cholera! Nie dobrze! - mruknął do siebie Arthur przewieszając karabin przez ramię. Zaczął klepać się desperacko po kieszeniach łudząc się, że znajdzie jakieś granty. Gdzie jesteś piękny Bello i pęk twych granatów kiedy jesteś mi najbardziej potrzebny. Ręka Arthura napotkała manierkę przy pasie ze wzmocnioną zawartością. To przyszła pora na ostatniego małego! Arthur szybko łyknął małego ognistego kopa i wygrzebał się za pomnika.
- Hej ślicznoto! Co za drań tak cię pokiereszował? - Arthur próbował przybrać zawadiacką pozycję, tak jakby przemawiał do pięknej kobiety w barze, ale jego wnętrzności wciąż się skręcały, a nogi trzęsły. Ze strachu zgubił gdzieś język francuski i dukał w swoim ojczystym.
- Może potrzebujesz pomocy z tym łańcuchem na szyi? Strasznie jest nietwarzowy. Kompletnie nie pasuję do tych ślicznych łusek. - Arthur desperacko się łudził, że smok posiada wysoką inteligencję lub magicznego tłumacza z ludzkiego na smoczy. Oby był to smok, bo jeśli to wywerna, to miał przesrane. Arthur uniósł powoli ręce do góry pokazując, że nie jest uzbrojony. Czujnie obserwował zbliżająca się jaszczurkę z nadzieją na ślady inteligencji.

Gadzina już zdążyła zleźć z budynku i całkiem blisko podeszła do pomnika. Smok zbliżając się do Legionisty wyraźnie starał się nie nastawiać ku niemu zranionym bokiem. Nic a nic nie zareagował gdy Higginson dukał do niego po francusku. Może nawet bardziej szczerzył na niego zębiska.

Lecz gdy mężczyzna zaczął jak najęty nawijać w swoim rodzimym języku, gad zamarł w bezruchu. Później uniósł łeb wyżej, jakby w zdziwieniu, nieco przekrzywiając go, jakby próbował przeszyć go wzrokiem.

Arthur prawie się poszczał, gdy gadzina podeszła bliżej i wyszczerzyła zębiska. Przez łeb przeszła mu szybka myśl, aby się zastrzelić, ale karabin był mało poręczny w tej kwestii, szczególnie z żywą wyobraźnią Higginsona, który naoglądał się sporo horrorów, w których ludzie, którzy postrzelili się w łeb budzili się chwilę później w wielkim bólu, bo kula poleciała za krzywo i nie zabiła.

Wtem gad uniósł łeb jak zdziwiony szczeniaczek? Arthur wybity z rytmu wyobrażania własnej śmierci spróbował posłuchać o czym jego własna gęba gada.
- Tak, właśnie tak, zaprzyjaźnimy się prawda? Pomogę ci zdjąć te ustrojstwo, a ty nie zrobisz mi nic złego. Jesteśmy kumplami, najlepszymi, a najlepsi kumple się nie zjadają. Yyyyy, nooo czasem się zjadają, jak są silne uczucia, pożądanie i miłość, ale póki co to, to nam nie grozi. - Arthur sypał suche suchary jak na wojskowej potańcówce w męskich barakach. Próbował przesunąć powoli nogę do tyłu, jakby poczwara chciała go chapnąć to może zdąży odskoczyć.
- Ja jestem Artur! Ja przyjaciel, a jak ty się nazywasz? - Teraz dukał jak jakiś przedszkolak w pierwszej klasie, próbujący zagadać pierwszy raz w życiu do dziewczyny.
 
Ranghar jest offline  
Stary 19-07-2018, 22:18   #76
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Nadal z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy i z iskierkami w oczach Psycholog wpatrywał się niczym zahipnotyzowany w martwe truchło humanoidalne. Magia istniała!
- Wszyscy cali? - zapytał z nutką radości w głosie której nie dało się ukryć.
- To nie był bibliotekarz, wierzcie mi. - sprostował jeszcze dla pewności.
- Może i nie. - odparł Wolff - Ale jest pierwszą inteligentną formą życia na jaką trafiliśmy. Powinniśmy zgarnąć jego ciało. - dodał podchodząc do istoty. Szybko założył lateksowe rękawiczki i zaczął szukać oznak życia, po czym zabrał się za przeszukiwanie kieszeni oponenta.
Mikail również podszedł do truchła, ale nie uklęknął jak lekarz, a stał. Z otwartą dłonią i zamkniętymi oczami starając się zobaczyć świat trzecim, magicznym okiem, czy aby ta postać nie miała jakiejś “magii” na sobie. Tak, łatwiej i szybciej by było, gdyby brał każdy przedmiot do ręki, ale musiał praktykować!
Magia w istocie zgasła niczym zdmuchnięta świeczka. To co jeszcze tliło się tą energią to medalion, który miał na szyi tajemniczy osobnik. Jego krew zalała już całą podłogę, a sprawdzenie pulsu dało jednoznaczną odpowiedź, że napastnik jest martwy. Oczywiście istniała możliwość, że fizjonomia istoty znacznie odbiegała od ludzkiem i wtedy musiałby improwizować.
- Ja pierdole, ale się uwziął na ciebie - powiedział Mayers, rozmasowując sobie nastawiony bark. Kontuzja doskwierała mu, ale nawet nie syknął gdy Wolff go nastawiał.

- O ja... Spotkaliśmy pierwszą osobę z tego świata - Claire wychyliła się zza półki. - I ją zabiliśmy...
- Samoobrona - wszedł jej w słowo Young, który to pociągnął za spust. - Wyraźnie nie miał przyjaznych zamiarów - spojrzał na Niemca i zmarszczył czoło. - Zgadzam się, że to nie był bibliotekarz. Nie niszczyłby wtedy biblioteki, a tamte wcześniejsze ślady wyglądają jak jego sprawka

- Bardzo martwy. - stwierdził głośno Wolff po skończeniu oględzin - Jego ciało jest cenne, nawet bardzo. Damy radę je dotaszczyć do bazy, czy zrobić sekcję tutaj? - spytał kontynuując przeszukiwanie kieszeni istoty, a Mikail sięgnął po medalion który nosiła istota.
- Ciężko będzie go taszczyć przez ten las... - Mayers podrapał się po głowie.
- Jeśli masz co potrzebne to krój go lepiej tutaj - pokiwał głową Young.

Anestezjolog zdjął rękawiczki i wyciągnął z plecaka notes oraz długopis. Rzucił przedmioty niemcowi.
- Zapisuj co mówię, Claire? Rób zdjęcia. Będę mówił co masz łapać. - powiedział i założył nowe rękawiczki. Pamiętał, że panna Durand miała ze sobą aparat. Ze swojego plecaka wyciągnął skalpel i chamski wojskowy bagnet. Nie miał wszystkich narzędzi które były potrzebne do przeprowadzenia porządnej sekcji, ale musiał sobie poradzić z tym co miał.
- Rozpoczynam sekcję, obcy 01, lokalizacja ekstraplanarna biblioteka. - powiedział z kamienną twarzą. - Imię zmarłego nieznane, płeć nieznana, wiek nieznany, rasa nieznana. Zgon w wyniku urazu i powikłań po postrzałoweych. Sekcję przeprowadza Normand Wolff, lekarz specjalista anestezjologii i intensywnej terapii. Claire zrób zdjęcie całej sylwetki. - poinstruował kobietę lekarz - Skóra zabarwiona szaro, gładka, bez widocznych znamion i znaków szczególnych. Stan odżywienia dobry. Skóra pozbawiona włosów. Cecha szczególna, długie odstające uszy. Claire, zdjęcie twarzy, z boku by złapać uszy. Paznokcie czarne, nie jestem wstanie ustalić czy to barwa naturalna, czy efekt stosowania kosmetyków… Oczy o czarnych twardówkach. Widoczne rany postrzałowe w okolicy prawego dołu biodrowego i śródbrzusza prawego...- kontynuował swój monolog zapadając coraz głębiej w swoim zadaniu. Było to niemal jak trans.

[media]https://i.imgur.com/nobcIRb.jpg[/media]

Kolejne dwadzieścia minut minęło mu na dość szybkim krojeniu ciała obcego i oglądaniu kolejnych narządów wewnętrznych. Dyktował Kuchlerowi wszystkie informacje, które musieli mieć na papierze. Czuł że z tymi narządami było coś mocno nie tak. Były dziwnie zabarwione i coś w ich wyglądzie… Wydawało się mocno nie na miejscu.
- … narządy wewnętrzne denata w porównaniu z ludzkimi zdecydowanie ciemniejsze, nierównomiernie zabarwione, być może cecha gatunkowa, ale nie można wykluczyć działania czynników zewnętrznych, pomijając to makroskopowo i w ich wzajemnym ułożeniu nie odbiegają od narządów ludzkich. Pobieram wycinki w celu analizy mikroskopowej. - to powiedziawszy wykroił skalpelem małe fragmenty z kilku narządów, mózgu, nerek, serca i wątroby. Każdy wycinek wrzucił do oddzielnej torebeczki strunowej i zalał roztworem soli fizjologicznej. Nie miał ze sobą ani formaliny, ani odpowiednio stężonego alkoholu by je lepiej zabezpieczyć. Do tego pobrał do strzykawki nieco krwi. Był pewien, że zanim ją doniosą do bazy to zdąży wykrzepić, ale nawet taka była wiele warta. Wydłubał też z ciała obcego wszystkie pociski i zebrał łuski leżące na ziemi. Na sam koniec pobrał całą gałkę oczną, którą włożył do oddzielnego woreczka.
- Skończyłem. - powiedział w końcu ściągając rękawiczki i pakując swój sprzęt - Zmywajmy się stąd. - dodał patrząc na wypatroszone zwłoki obcego. W normalnych warunkach po sekcji technik włożyłby wszystkie narządy na powrót do środka i zaszył ciało, aby ładnie się prezentowało dla rodziny, ale to… Wyglądało gorzej niż scena z jakiegokolwiek horroru, z posadzką utytłaną w dziwnej krwi, i narządami rozrzuconymi przy ciele. Jakby zainteresowane dziecko rozebrało środek swojej popsutej zabawki i zbyt szybko się znudziło, nie składając jej ponownie.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 20-07-2018, 12:27   #77
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Claude-Henriemu niezbyt spodobało się zaproponowane rozwiązanie, ale doszedł do wniosku, że nie zdoła przekonać wojaków do zmiany decyzji. Ale jeden problem widział.
- Chcecie go zostawić? Z pewnością da sobie radę, ale może warto by zostawić mu informację, notatkę, że w pobliżu może się smok kręcić?
- Czekajcie. Wy nie żartujecie? - Leokadia spojrzała zdziwiona na wojskowych - Naprawdę chcecie ściągnąć do bazy smoka? Ja wiem, że to jedna z naszych i nie możemy jej zostawić. Przed chwilą ewidentnie słyszeliśmy drugiego smoka. A to może być zagrożenie dla wszystkich a może i dla całej misji. I dla niej. Co zrobią Ci z bazy jak zobaczą smoka? Zaczną grzecznie pytać, kto to, czy strzelać? Nie znacie innego miejsca w którym można ją bezpiecznie ukryć i sprowadzić zaznajomionych ze sprawą naszych?
- W bazie nie zaczną strzelać, jeśli zostaną uprzedzeni - odparł Claude-Henri. - Ale jeśli ruszymy do bazy, to możemy tam ściągnąć tego drugiego smoka. A to nie Alex może być zagrożeniem dla wszystkich, tylko tamten, o którym nic nie wiemy.
- Dokładnie o niego mi chodziło - Leokadia przytaknęła. - A gdyby się rozdzielić? Cześć przejdzie przez ścianę szukać chorążego, a druga część ukryje Alex i wezwie posiłki?
- To by, chyba, było najlepsze wyjście. - Claude-Henri skinął głową Leli, po czym spojrzał na Dadę, który pod nieobecność Higginsona dowodził wojskowymi. - Dałoby to szansę uniknięcia niebezpieczeństwa i pewne zyski. Byłaby szansa, że nikogo nie stracimy.
- Ja i Henri, jeśli się zgodzi - tu Lela spojrzała na rzeczonego, który natychmiast skinął głową - moglibyśmy powalczyć z tą ścianą. Przydałby nam.się jakiś mały ładunek wybuchowy.
Ta opcja, z wysadzaniem czegokolwiek, mniej się Claude-Henriemu spodobał, ale nie zamierzał na ten temat dyskutować, bo osłabiłoby to ich pozycję negocjacyjną.
- Tylko w razie ewentualności - dodała dziewczyna na wszelki wypadek.
- Leokadia już raz się przez ścianę przedostała - dorzucił Claude-Henri. - Bez użycia siły - podkreślił. - Może uda się jej mnie też przeprowadzić. A wtedy smok by nam nie zagroził, a poza tym moglibyśmy odszukać Arthura.
Leokadia energicznie pokiwała głową, żeby było wiadomo, że zgadza się z każdym słowem Claudie-Henriego.

- Gówno a nie będzie musiał sobie poradzić - warknął Erick na stwierdzenie Bello o losach chorążego Higginsona. - Legia nie zostawia swoich. Tak więc zabieraj stąd cywili, a ja wyciągnę chorążego - dodał z zawzięciem, po czym zerknął na Claude-Henri i Leokadię. - Mógłbym skorzystać z waszej pomocy, jeśli wiecie, jak się przedostać przez tę cholerną ścianę.
- Chcesz tam przejść, a jeśli nie znajdziesz Arthura, zostać po tamtej stronie? - spytał Claude-Henri. - Bo sam nie wrócisz. Lepszym rozwiązaniem będzie, jeśli w trójkę ruszymy za Arthurem.
- Najpierw zobaczmy, czy uda nam się przejść, potem zdecydujemy - odparł Erick.
Alexis rozpostarła skrzydła i zamachała nimi, jakby próbowała je rozciągnąć przed lotem. Ani jej się śniło wracać do bazy. Bezpiecznie, to też nudno. Baza z kolei nie dość, że na pewno brzmiała nudno, to w dodatku nie brzmiała nawet bezpiecznie. Nie widziała też specjalnego sensu rozdzielać się. Jeśli cokolwiek grozi grupie ze strony drugiego smoka, to ich rozdzielenie się może przynieść najwyżej same problemy. Co prawda Alexis “nie miała głosu”, a jednak… Nieco znudzona dalszymi dyskusjami poderwała się do lotu - zdecydowanie bardziej skutecznie niż za pierwszym razem - i przeleciała kilkanaście metrów nad grupą, w stronę, z której przybyli. Wylądowała, spojrzała znacząco na nich, na miejsce z którego przyszli, po czym wydała z siebie pytający dźwięk.
- Z Alex raczej nie podyskutujemy - powiedział Claude-Henri. - Ona zdecydowanie ma swoje zdanie na różne tematy. Wracajmy do tej ściany, za którą jest Arthur.
Uznał, że dość czasu stracili na gadanie, więc nie czekając na pozostałych ruszył we wskazanym przez siebie kierunku, pociągając równocześnie za sobą Lelę.
- Ruchy! - ponaglił Erick. - Dada, wracaj do bazy zdać raport. Niech chorąży Maelstrom zadecyduje, co robić. My w tym czasie spróbujemy wydostać Arthura.
Claude-Henri nie czekał na reakcję Dady. Uważał, że Legia może sobie swoje sprawy załatwiać między sobą, natomiast pozostali powinni robić to, co powinni zrobić, by osiągnąć zamierzony cel. W tym przypadku - przedostanie się przez 'magiczną' ścianę.

Bello przyglądał im się z powątpiewaniem. Zapewne w to co chcieli zrobić i w pomysł by we dwóch wracać do bazy. Ale na wyglądało by był zły na Flanigana za przejęcie inicjatywy.

W tym czasie ci najbardziej zmotywowani, czyli wszyscy poza Dadą i Rainbowem, którzy ciągnęli się na końcu skierowali swoje kroki do feralnej magicznej ściany. Najwięcej z tym problemu miała Alex, z uwagi na znaczny rozmiar ciała, ale ruch sprawiał, że coraz lepiej panowała nad nim i z każdą chwilą oswajała się z nim.
Na miejscu zainteresowani stanęli w półokręgu, by każdy miał okazję widzieć z czym mają do czynienia.
- Jak się w to strzela to się tak jakby rozdziera - wspomniał Rainbow.
- Ale po chwili "zrasta się" - dodał Bello.
- A Lela potrafi przez nią przechodzić - odezwała się Henrietta. - Może zacznijmy od sprawdzenia czy może przeprowadzić kogoś więcej, niż tylko siebie? - zaproponowała rozpoczynając burzę mózgów.
- Może ja, skoro już wcześniej wysunąłem taką propozycję - zasugerował Claude-Henri. Poza tym, czego nie zamierzał mówić, uważał, że lubi Lelę bardziej niż pozostali i mniej niż inni jest gotów ryzykować jej życiem. - No ale to ona, jako... przewodniczka - spróbował znaleźć odpowiednie słowo - powinna zdecydować - dorzucił kolejny argument.

- Nie traćmy czasu - mruknął Erick, co jakiś czas zerkając na boki.
- Tak - odparła Leokadia - nie traćmy czasu. Najlepiej jeśli pierwszą próbę podejmę z Henrim. Z wielu względów. - Których najwyraźniej nie miała zamiaru wymieniać. Gestem wskazała Henriemu skałę i nie czekając na ewentualne protesty sama ruszyła w jej kierunku.
- Spróbujemy - powiedział Claude-Henri, który nie miał nic przeciwko tej propozycji, a z kolei wiele za. Z powodów, o których również nie zamierzał rozmawiać.
- Złapać cię za rękę, czy może lepiej objąć w pasie? - spytał, gdy znaleźli się oko w oko z zamaskowanym przejściem, na którym nie widać było ani odrobiny śladów po wcześniejszym ostrzale. - Może w tym drugim wypadku skała potraktuje nas jak jedno ciało.
Skojarzenia z pewnym cytatem z Biblii nasunęły mu się już po wypowiedzeniu ostatnich słów. Miał jednak nadzieję, że nikt ich nie skojarzy.
- Stań za mną i połóż swoje dłonie na moich. Myślę, że jeśli uda nam się przełożyć dłonie, to przejdziesz… - Leokadia zamyśliła się nad doborem słów - tak jak to sam ująłeś.
Dziewczyna stanęła na wprost do ściany i położyła na niej swoje dłonie. Kątem oka obserwowała swojego przyjaciela, który natychmiast spełnił jej prośbę, nie tylko łącząc ich dłonie ale i przytulając się do dziewczyny.
Lela na moment zapomniała co ma robić. To było bardzo miłe uczucie, znaleźć się tak blisko Henriego. Można by rzec, zaskakująco miłe. Zamknęła oczy wyobrażając sobie, że stają się jednym ciałem. Dla ściany. Jednym ciałem dla ściany…
Skupienie się na odpowiedniej myśli zajęło jej chwilę. W końcu naparła na ścianę, próbując odtworzyć scenariusz ze swojego poprzedniego przejścia.
Claude-Henri spróbował myślami wesprzeć Lelę, chociaż miał świadomość, że ściana na niego i jego myśli raczej nie zareaguje. Miał jednak nadzieję, że z czasem, po kolejnej próbie, i to się zmieni. Wszak palcami dotykał nie tylko dłoni dziewczyny, ale i - czubkami palców - skalnej ściany. A nuż magiczne przejście nauczy się go rozpoznawać...
- O czym myślisz? - zapytała szeptem dziewczyna.
- O ścianie. Żeby nas przepuściła - odparł jeszcze ciszej. - I o tobie, chociaż nie powinienem.
- Nie powinieneś - przyznała. - Ja też - dodała Leokadia, starając nie poruszyć się i zachować całkowitą powagę. Dobrze, że stała tyłem do Henriego.
- Muszę przyzwyczaić się do twojej bliskości - odparła po chwili.
- Bardzo mi będzie przyjemnie, jeśli będziesz moim stałym przewodnikiem - odrzekł Claude-Henri. - I... - nie dokończył.
- I? - zapytała Lela.
- Nie będzie żadnego 'i' dopóki nie uporamy się ze skałą - odparł. - Nie chcę jeszcze bardziej rozpraszać ani siebie, ani tym bardziej ciebie.
Przez myśli Leli przeszło tysiące myśli zakańczających owo “i”. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie myśl o ścianie. Myśl o przejściu. I zamknij oczy - poprosiła.
Spełnił jej prośbę i zaczął sobie wyobrażać otwierające się drzwi.
Leokadia zaś po tej krótkiej wymianie zdań starała się skupić znów na przejściu. Tym razem sięgając po pokłady samodyscypliny. Teraz nie chciała dostać się tam by do niego wrócić ale by iść wraz z nim. Tak jak poprzednio uspokoiła oddech, wyciszyła niepotrzebne myśli. Gdy poczuła się gotowa, łagodnie ale stanowczo zaczęła napierać na ścianę.

Przyglądający się scenie Erick, splunął w bok z krzywym grymasem. Nie słyszał, o czym szeptali, jednak z obserwacji mógł się tylko domyślać.
- Na co ja się kurwa zgodziłem… - mruknął pod nosem, poprawiając karabin.

 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 21-07-2018, 09:52   #78
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Gad zmrużył oczy i cofnął się od Arthura o krok. A że był wielki jak autobus to był to całkiem spory kawałek dla mężczyzny. Smok znów zaczął węszyć, ale zupełnie przestał szczerzyć zęby. Zdawał się sam nie wiedzieć co zrobić. Nagle coś go musiało zezłościć bo warknął a następnie z jego paszczy rozległ się przeciągły gardłowy warkot, znacznie cichszy od poprzedniego ryku, ale wciąż niósł się po okolicy. Nie było już w tym czuć grozy, raczej Arthurowi wydawało się jakby smok go o coś pytał.

Arthur całkowicie zbaraniał w tym momencie i miał nadzieję, że smok nie pomyli go przez to z baranem. Z jednej strony mógł spierniczyć, aż by się za nim kurzyło, z drugiej strony nawiązał chyba jakiś pierwszy pieprzony kontakt z inteligentną formą życia, a co dziwniejsze ze smokiem?
- Yyyy trochę będzie mi ciężko wymówić twoje imię, masz może skrót? - Arthur paplał co mu ślina na język przyniesie, jego gadanie zdawało się uspokajać zarówna gada jak i jego samego.
- Yyyy, aaa, zastanawiasz się pewnie skąd się tu wziąłem? Nooo, widzisz były tu takie duże wrota, a później znaki, o takie - Mężczyzna próbował wygiąc ręce w kształt swastyk jakie widział ze swoją grupą. - Później były niewidzialne drzwi, korytarz z lasu i spotkałem tu Ciebie! - Arthur popadał powoli w jakiś obłęd próbując ułożyć sobie przebieg ostatnich paru godzin w logiczną całość.
- Kto ci to zrobił? Bardzo cię boli? - Mężczyzna zaczął przejawiać symptomy porwanej nastolatki, która zaczęła mieć uczucia do swojego porywacza.

Smok z uwagą słuchał jego słowotoku, a kiedy Arthur zakończył swój monolog, gad przestąpił dwa, może trzy kroki i znalazł się tuż przed mężczyzną. Następnie łuskowaty kolos opuścił głowę na wysokość człowieka i mrużąc oczy uważnie się przyjrzał jego sylwetce, węsząc przy tym.
Pomruk wydobył się z jego zamkniętej paszczy i odstąpił, dając Arthurowi dystans.
- Niee jeeestess staaad - smok wypowiedział te słowa jakby z namaszczeniem, dokładnie wypowidając słowa w rodzimym języku Higginsona.

Arthur rozdziawił usta sięgając nimi prawie do swoich sutków. Chyba oszalał, na pewno oszalał, a jednak smoczy strach sprawił że postradał zmysły, a nie czystą bieliznę. Nieeee, to niemożliwe, to powiew wiatru musiał odbić się od cielska smoka i coś wyburczeć przy jego oddechach, ale co mi szkodzi.
- Zgadza się, jestem z innego świata, ktoś stąd zaatakował nasz świat i teraz badamy czy był to przykry przypadek, czy celowa inwazja. W miarę możliwości chcielibyśmy żyć w pokoju z… Istotami z tego świata.Wymienić się kulturą i pomóc w rozwoju obu światów. - Do jasnej cholery, nikt go w wojsku nie szkolił co robić w przypadku kontaktu z gadającym smokiem, w dodatku rannym smokiem. Jak się udziela pomocy smokowi? Czy krew smoka to nie przypadkiem lawa? Kto lub co do cholery mogło tak pokiereszować smoka?
- Słuchaj, a może masz ochotę udać się za mną do mojego obozu?! Powinno być tam bezpieczniej niż w miejscu, z którego przybywasz. Wypoczniesz, zregenerujesz siły, moi ludzie mogliby spróbować zdjąć z Ciebie te łańcuchy. Tylko nie mozesz ich zjeść, za kilkoma bym nawet tęsknił. Może mógłbym poświęcić jakąś blondynę dla dobra sprawy, ale jeśli jadasz tylko dziewice, to się bardzo rozczarujesz naszym światem - Arthur z wielkim entuzjazmem zarzucił propozycją gadzinie, gubiąc z potem w butach resztki rozsądku.

Kolejny słowotok zalał gadzinę, która z uwagą i zdumieniem rysującym się na pysku, słuchała Legionistę. Miał on wrażenie, że smok nieco się rozłuźnił i już nie wyglądał jakby w każdej chwili miał go pożreć.
- Jaaak siee tu dostaaau... - zapytał, ale tuż po jego słowach niebo przeciął ryk, podobny do tego który wydał z siebie biały gad, lecz ten dobiegał z jakiegoś dystansu. Nie niósł też w sobie grozy jak ten, z którym rozmawiał Arthur.
Ale "jego" smokowi to się nie spodobało. Bardzo.
W mgnieniu oka wielka łapa przygniotła Higginsona, pozbawiając go tchu. Smok przygniótł go do ziemi i wściekle.
- Jesteees z łoowcaaaami! - warknął oskarżycielsko.

- Jezus! Maria! - Zakrzyknął Higginson żegnający się z życiem pod łapą smoka.
- Nie jestem z łowcami! Jesteś pierwszą istotą jaką tu napotkałem! - Arthur zaskrzeczał jak mała dziewczynka, którą rodzina oskarżyła o zbicie talerzyka, którego w życiu na oczy nie widziała. Mężczyzna nerwowo odchrząknął poprawiając swój głos i sięgając do resztek męskości jakie mu zostały - Potrzebujesz mnie, aby się stąd wydostać! Nawet jeśli znajdziesz sam wyjście to bronią go moi ludzie, którzy zabiją wszystko co z niego wyjdzie, a nie będzie mną! Z drugiej strony ja potrzebuje Ciebie, aby uciec przed łowcami, bo szybciej się ruszasz ode mnie i możesz mnie ponieść! Więc zabieraj ze mnie tą łapę przerośnięty kurczaku i ruszajmy, bo nie mam ochoty spędzić życia zakuty w łańcuchy! - Arthur w desperackim odwecie próbował zdominować smoka, jak wrogo nastawionego psa, któremu nie można pokazać cienia strachu przy konfrontacji. To on tu jest pieprzonym starszym chorążym, a nie jakaś prehistoryczna kupa łusek!. Mężczyzna odruchowo sięgnął do kieszeni na udzie i zacisnął dłoń na chłodnej stali granatu. Jeśli smok go zaatakuje to wyloguje się stąd na własnych zasadach, zostawiając rozrywkową pamiątkę po sobie. - No dawaj! Twoja rasa ma być mądrzejsza od mojej! Pora to udowodnić! - Mężczyzna grał na czas, albo smok się z nim zabierze, albo kupi tyle czasu, aby łowcy mogli zaatakować.
 
Ranghar jest offline  
Stary 22-07-2018, 22:10   #79
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Podczas całego procederu krojenia i gadania Psycholog miał zamknięte oczy wyraźnie na czymś skupiony. Wczuwał się w medalion, który ściągnął z trupa i… coś było z nim nie tak. Było to… tam… w środku. Skupił się mocniej, wytężając umysł i dostrajając wewnętrzne oko do nowej płaszczyzny.
I wtedy to poczuł. To jak przy patrzeniu na śmiertelnie chorego. Samo spojrzenie mówi, że niewiele czasu zostało by ktoś przekroczył Zasłonę i… właśnie to odczuł. Nieprzyjemne zniekształcenie. Skazę. Spaczenię.
Odrzucił od siebie medalion otwierając oczy. Twarz wygięta była w niezbyt przyjemnym wyrazie repulsji. Ten świat, choć może i piękny to miał w sobie odrzucające elementy. Aż strach pomyśleć co by się stało z człowiekiem gdyby miał takie coś nosić… aż się przypominał Władca Pierścieni…
- Trzymajcie się z dala od tego medalionu i niech bogi chronią nikt go nie zakłada. - powiedział stanowczym, pewnym tonem głosu.

Legioniści i Claire powiedli spojrzeniem w kierunku gdzie z brzękiem upadł medalion.
- A co w nim jest takiego? - zainteresował się Young.
- Pewnie to ten sam co sam miał - stwierdził z rozbawieniem Mayers.

- Może odejdziemy stąd? - zaproponowała panna Durand, która choć przez cały czas sekcji zachowywała zimną krew, to jednak jakaś taka bardziej blada się zrobiła.

- Tak, zmywajmy się. - zgodził się Normand - Nie ma tutaj niczego dla nas.

- Odejść? - zapytał zdziwiony psycholog - Tu jest wiedza. Może nawet nauczymy się tego co To coś. To by była niespodzianka dla miejscowych.
Tu spojrzał na Younga i powiedział tajemniczo z wiedzącym uśmiechem
- Skaza, wypaczenie.

Anestezjolog znowu się skrzywił. Może i w psychologu było coś niezwykłego czego on nie zauważał, ale nie oznaczało to że miał zamiar wyzbyć się zdrowego rozsądku.
- Tak, może kiedyś jak nauczysz się tłumaczyć z nieznanego, być może martwego języka, którego użytkownicy nigdy nie rozmawiali z nikim na ziemi i który używa alfabetu zupełnie niepodobnego do czegokolwiek co znamy. Na chwilę obecną musimy zebrać dupę w troki, wrócić do bazy i przyjść tutaj z większą siłą żeby zabezpieczyć teren. Masz rację, tutaj jest wiedza, nawet jej ogrom. - powiedział zataczając ręką szerokie koło, jakby obejmował wszystkie książki - Ale na chwilę obecną jest dla nas bezużyteczna, a w piątkę w życiu nie przebijemy się przez to wszystko żeby mieć choćby szansę na cokolwiek co może przynieść nam jakąś korzyść. Dlatego teraz powinniśmy się stąd zabrać.

Psycholog pokiwał powoli głową.
- Będziemy potrzebować naprawdę solidnego wsparcia… ale będzie to warte zachodu.

- Dobra Küchler, jedna sprawa - Young podszedł do Niemca. - Na jakiej podstawie określasz, że jest z nim coś nie tak? Jakie spaczenie? Jakieś promieniowanie? - dociekał Legionista.

Psycholog westchnął. Ignoranci i tak by nie zrozumieli to co nie obieralne w słowa. Sięgnął do kieszeni i wydobył pudełko zapałek, wyjął jedną, a kartonik powędrował do kieszeni.
- Jest to kurewsko męczące i zajmuje trochę czasu. No, i nie daje gwarancji sukcesu. - powiedział i uniósł zapałkę, lewa dłoń powędrowała nad nią. - Nie przeszkadzajcie, patrzcie i zachowajcie otwarty umysł.
Zamknął oczy i oczyścił myśli. Zaczął mamrotać w łacinie skupiając się na wnętrzu dłoni i zapałce. Energia przepływała z lewej dłoni w dół skupiając się na siarce na szczycie drzazgi. Prawa dłoń tworzyła sferę zamkniętej energii wokoło zapałki ogniskując ją na łatwopalnej bryłce. W umyśle wizualizował jak ogień pochłania zapałkę.

Niemiec usłyszał cichy syk, świadczący jednoznacznie, że udało się odpalić zapałkę. Mikail otworzył oczy i zobaczył zdumione miny Legonistów. Claire z zaciekawieniem zbliżyła się, oglądając płonącą zapałkę jakby to miała być jakaś sztuczka ulicznego iluzjonisty.

- Jak? - syknął Young. - Skąd to potrafisz?

Normand westchnął delikatnie. Miał odpowiedź na swoje pytanie. Kuchler był magiem.
- Zastanowimy się nad tym później. - przywołał wszystkich zgromadzonych do porządku - Jeśli to coś… czuło twój potencjał, to istnieje duża szansa że pobratymcy wyczują faktyczne wykorzystanie tej umiejętności. - Wolff zgrabnie unikał użycia słowa magia - Podobnie jak ty twierdzisz że wyczuwasz aurę tego medalionu. Zbierajmy się. - powtórzył po raz kolejny.

Mikail wzruszył nieznacznie ramionami od niechcenia.
- Specyfika tego świata i nie, nie czytam w myślach. - prychnął i spojrzał na lekarza ręką wskazując truchło - Wątpię, ale zgaśnięcie tej świecy jak najbardziej. Chodźmy lepiej.

Psycholog nie był zadowolony, ale nie widział innego wyjścia. W sumie to nawet nie szukał, ale Young był legionistą, żołnierzem, a oni nie przyjmowali niczego innego niż konkrety. Prawda, mógł łgać jak z nut, ale… i tak by wyszło. Zresztą, ich miny były tego warte, a zainteresowanie młodej… hmm… tak czy inaczej trzeba będzie tutaj wrócić i coś czuł, że klasyczna łacina może być kluczem. W końcu w dawnych czasach mity i legendy mieszały się z rzeczywistością, prawda? Może wtedy te dwa światy były połączone? Tylko… co sprawiło, że kontakt się urwał?
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 22-07-2018 o 22:20.
Dhratlach jest offline  
Stary 29-07-2018, 02:22   #80
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
GATE 1 - Arthur

Gadzia łapa jeszcze mocniej zaczęła przyduszać Legionistę, a łeb zbliżył się do jego twarzy, ustawiając ją bokiem by spojrzeć na niego jednym okiem.
- Raaaciaa. Mój luuud jeszt madszejrzszy - wysyczał smok i w chwili kiedy wypowiedział ostatnie słowo, Arthur poczuł coś jakby śruba wkręcała mu się w sam środek mózgu. Wnet stracił czucie w całym ciele, a przed oczami pojawiły mu się obrazy z jego przeszłości. Przelatywały niczym film na przyspieszeniu tak wielkim, że rozmazywało się wszystko, a próba skupienia się na czymś kończyła się napadem mdłości.




GATE 2

Mikail wyjawił swój mały sekrecik, ale w obecnej sytuacji miał poczucie, że dobrze zrobił. Towarzysze byli zaskoczeni, jednak nie wyglądali by zamierzali w najbliższym czasie przygotować dla niego stos i spalić niczym rasową czarownicę. Zabrali co było ich i ostrożnie skierowali się do portalu.
Przejście z biblioteki do jaskini ponownie najbardziej odbiło się na osobie psychologa. Zrobili więc kwadrans przerwy pozwalając Niemcowi dojść do siebie i dopiero po tym czasie ruszyli korytarzem w górę.

Suday powitał ich skinieniem głowy.
- Tu spokojnie a co u was? - odezwał się, badawczo przyglądając się każdemu.
- Wracamy. Opowiemy już po drodze - odparł Young.
- Ale, że do bazy? - dopytał Aakash.
- Mieliśmy pierwszy kontakt - wciął się Mayers na co Turek uniósł w zaskoczeniu brwi. Nie pytał o nic więcej najwyraźniej dobrze czytając z min swoich towarzyszy broni. Już bez ociągania oszukiwacze skierowali się do wyjścia z jaskini.


GATE 1

Pod magiczną ścianą nastała atmosfera wyczeniwania. Leokadia i Claude-Henri stali przy barierze, starając się spełnić pokładane w Zawadzkiej nadzieje. Poza chorążym tylko ona potrafiła przechodzić przez barierę i jeśli mieli iść Legioniście na pomoc to musiała przeciągnąć na drugą stronę pozostałych.
Dziewczyna instruowała mężczyznę samej jednak nie będąc pewną czy dobrze to robi. Skupieni na jednej myśli stali w milczeniu, czując na sobie spojrzenia pozostałych. To rozpraszało i irytowało. Zamknęli oczy i skupili się na pragnieniu przejścia przez ścianę, napierając splecionymi ze sobą palcami dłońmi o barierę. Leokadia czuła jak ugina się ona, wpierw tylko odrobinę, a następnie coraz bardziej. Korciło ją żeby otworzyć oczy, ale powstrzymała się i napierała dalej.

GATE 1 - Leokadia i Claude-Henri

Tak jak i poprzednim razem, bariera ustąpiła niczym pękająca bańka mydlana, a dziewczyna poleciała do przodu, tracąc przy tym punkt oparcia. Wylądowała na miękkiej trawie po drugiej stronie, a po chwili poczuła jak coś ciężkiego na nią spadło i przygniotło do ziemi. Kanadyjczyk podniósł się z Zawadzkiej, tak szybko jak na to pozwolił mu jego refleks i usiadł na trawie, odwracając głowę w kierunku z którego przybyli. Henri widział wysoką ścianę, która jednak połyskiwała.
Ta sama ściana, dla Leokadii wyglądała zupełnie inaczej. Widziała jak Dada i Henrietta zaglądają przez nią i coś mówią, jednak głos nie dochodził do niej. Czuła się jednak zmęczona i zaczynała boleć ją głowa. Ale znajdowali się na ścieżce.




GATE 2

Pierwsze dwa kwadransy drogi spędzili na opowiadaniu Sudeyowi co znaleźli i co wydarzyło się w bibliotece. Turek kręcił głową z niedowierzaniem.
- Słaby ten pierwszy kontakt - skomentował.
- Zauważyliście zaskoczenie tego dziwoląga jak oberwał serią? - zauważyła Claire, która do tej pory szła cicho, zamyślona nad wydarzeniami. - Zupełnie jakby zdziwił się, że coś było w stanie go skrzywdzić
- Dobrze, wolę nie myśleć co by się stało gdyby kule się go nie imały. Skoro zaatakował bez ostrzeżenia to opcji na przyjaźń raczej nie mieliśmy - skomentował Young.
- Lepiej, żeby jego koledzy równie bardzo się zdziwili - sarknął Mayers. - Nie dość, że gościa zajebaliśmy to jeszcze doktorek go zostawił w takim stanie, że posądzą nas o sadyzm i tortury - zaśmiał się z zadowoleniem i skinął z uznaniem Wolfowi.

- Stop - syknęła panna Durand nagle się zatrzymując i dając ręką znać by nie ruszali się. Wskazała kierunek. Z początku wydawało się, że między drzewami, kilkadziesiąt metrów od nich nic nie ma i jedynie liście ocierają się o siebie szeleszcząc. Yung wyciągnął małą lornetkę i jego mina zrobiła się poważna. Dał znak, by skryli się za rozłożystym krzewem porastającym skałę. Po tym co przeszli w bibliotece nic dziwnego, że adrenalina od razu im podskoczyła. Dowódca po kolei przekazywał lornetkę, by każdy mógł zobaczyć o co to zamieszanie.


Daleko przed nimi, między drzewami przechodziła dziwaczna istota. Na oko miała dwa i pół metra wysokości, może więcej, bo miała przygarbioną sylwetkę. Sprawiał wrażenie jakby szedł bez celu i nie zauważył ich. Rogaty stwór, o łysej czaszce, z rysami nieco przypominającymi wcześniej zastrzelonego przez nich osobnika, ale skóra na dłoniach i głowie przypominała strukturą drewno. Ubrany był w futrzane skóry różnych zwierząt. Początkowo poruszał się równolegle do ich trasy, ale po jakiejś chwili zaczął odbijać ku ich ścieżce, lecz oddalał się od nich. Z dużego dystansu widzieli jak przeciął trasę poszukiwaczy i poszedł dalej, w końcu całkowicie znikając w leśnej gęstwinie.
- Odczekamy dziesięć minut - szepnął Yung, który po dzisiejszym dniu miał już najwyraźniej dość spotkań z tubylcami.


GATE 1 - Erick i Alex

Tak długo nic się nie działo przy magicznej ścianie, że gdy w końcu się zadziało to w pierwszej chwili nikt nie zareagował.
- Udało jej się - stwierdził oczywistość Rainbow, a Dada podszedł w tym czasie do miejsca gdzie jeszcze chwilę temu Leokadia i Claude-Henri opierali się o chropowatą ścianę.
- No jasne, że się udało. Czemu miałoby nie udać się? - prychnęła Henrietta i również podeszła by zbadać skałę. - Wspominała o tunelu. Nie wiemy czy Alex się zmieści - powiedziała i odsunęła się, wracając do smoczycy.

- Alex. A może spróbujesz podlecieć, zobaczyć jak to wygląda z góry? - zaproponowała blondynka, ale zaraz żachnęła się w problemie, jakim było zdanie relacji z tego oblotu. - Zabrałabyś mnie ze sobą i później bym reszcie opowiedziała co widziałyśmy.

Natomiast Erick zupełnie nie skupiał się na wydarzeniach dziejących się przed ścianą. Rozpraszało go coś. Nie wiedzał co to było więc spróbował się skupić na tym przeczuciu. Skierował spojrzenie w kierunku z którego przyszli. Miał dziwne wrażenie że coś tam się znajdowało. Wtedy zdał sobie sprawę, że już podobne odczucia miał w tym świecie. Wpierw przy spotkaniu z mega-wilkami, a później z tym małym skrzydlatym wszarzem.

GATE 1 - Arthur

Arthur miał wrażenie, że jego katorga trwała wieczność. Czuł roztrzęsienie. Minęła dłuższa chwila nim zorientował się, że nic go już nie przyciska do ziemi. W głowie czuł tępy, pulsujący ból, a cała zawartość jego żołądka domagała się wolności. Jeszcze przez jakąś chwilę po głowie tłukła mu się melodia Kick Axe "Nothing gonna stand in our way".
Kiedy udało mu się zogniskować wzrok, pierwsze co zobaczył to olbrzymią białą plamę, która wkrótce nabrała szczegółów i przybrała postać znajomego smoka. Gad znajdował się kilka metrów od niego i siedział w pozie kociej, z ogonem owiniętym wokół miejsca gdzie siedział i przypatrywał mu się.
- Pszzepraszam... - odezwał się widząc jak Higginson z trudem usiadł. - Mówilesss prawwdeu, człowieku z innneego swiaaata - mówił dalej. - Musssiałaam mieć pewność. Przeprasszam, że weesszłam ci do glooowyy... Andrew
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 29-07-2018 o 12:30.
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172