Komnata z zamarzniętą podłogą podzieliła drużynę. Ponownie rozpoczęli sprzeczkę na temat drogi, którą powinni obrać. Kawałek kamiennej płyty rzuconej przez
Camdena spadł na lodową taflę, usłyszeli trzask pękającego lodu. W miejscu upadku odłamka pojawiła się mała siatka pęknięć rozchodzących się promieniście. Kamień potoczył się dalej i po chwili zatrzymał.
Liward ostrożnie postawił stopę na śliskiej powierzchni, ale odskoczył szybko słysząc trzeszczenie lodu, gdy tylko zaczął przenosić ciężar ciała.
-
To nie ma sensu, diabli wiedzą gdzie spadniemy, jeśli to pęknie pod nami – stwierdził Fungi drapiąc się po głowie. –
Powoli, a bezpiecznie.
Tak też zrobili. Wrócili znaną już sobie drogą przez ukryte pomieszczenia. Odgłosy ich kroków odbijały się od sklepienia sal i korytarzy. W marszu cicho uzgodnili między sobą konieczność sprawdzenia niezbadanej części podziemi w poszukiwaniu wyjścia i Oka. Nowy korytarz nie wyróżniał się niczym szczególnym. Na jego końcu znajdowały się drzwi i domyślali się, że za nimi jest pokój z lodową podłogą.
Znacznie ciekawiej wyglądała niewielka krypta po ich lewej stronie, odgrodzona od korytarza żelazną kratą z grubych prętów. Nie widzieli żadnych zamków ani kłódek. Wewnątrz, na pękatym postumencie z czarnego kamienia, leżała trupia czaszka wykonana ze srebra, z dwoma wielkimi rubinami w oczodołach. Czaszka drżała, cichuteńko pojękiwała i leciutko poruszała żuchwą.
-
A co to za diabelstwo? – mruknął krasnolud i dołożył krótkie przekleństwo.
-
Chyba nie muszę mówić, że jest zaczarowana? –
Iskra przecisnęła się między wszystkimi przyglądając się z uwagą całej krypcie.