Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2018, 23:34   #46
Koinu
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Ścieżka w końcu się urwała i drużyna dotarła do solidnej, żelaznej bramy, przy której stała para wartowników.
Przed bramą znajduje się pół tuzina wbitych w ziemię pali, na które natknięte były wilcze głowy.
Kiedy drużyna zbliżyła się do bramy, strażnicy spojrzeli podejrzliwie i zatrzymali ich.
- W jakim celu? Kim jesteście?
Ismark zaczął się jąkać i nie wiedział co powiedzieć. Ireene wyszła i stanęła przed strażnikami, uniosła wysoko głowę i zamaszystym ruchem wskazała na Ismarka.
- Ja, oraz mój brat, jesteśmy potomkami sołtysa wioski Barovia. Proszę, darujcie sobie wszelkie podejrzenia i przesłuchiwanie. Jesteśmy zmęczeni podróżą i oczekujemy, że nas wpuścicie natychmiast do środka. - Wygrzebała z torby pieczęć rodziny Kolyanovich i pokazała strażnikom. Mężczyźni bez słowa przepuścili drużynę.
Ismark zaczął prowadzić do karczmy.
Po drodze, po lewej stronie ulicy znajdował się odrapany, wiekowy, kamienny kościół z wieżą z tyłu. W ścianach znajdowały się popękane, brudne okna przedstawiające jakichś świętych. Znajdowało się przy kościele wiele nagrobków, otoczonych żelaznym płotem. Pośród grobów pałętała się cienka mgła. Agust jednak odkrył, ku swemu niekłamanemu żalowi, że co prawda kościół jest uświęcony, ale 'świętość' tej ziemi była szczątkowa.
Na razie drużyna minęła kościół i szła dalej prostą drogą.
W końcu dotarli do karczmy. Z wielkiego komina wydobywał się szary dym. Na dachu siedziało kilka kruków. Namalowany znak nad głównym wejściem przedstawiał wodospad. Przed karczmą znajdowała się szeroka studnia. W środku znajdowało się wiele stolików i wiele krzeseł przy barze. Po podłodze walały się krucze pióra. Mężczyzna zza baru przyjrzał się dokładnie drużynie. Był niski, dobrze zbudowany. Miał czarno-siwe włosy i brodę.

- Witam w najbardziej bezpiecznym miejscu w Vallaki! - krzyknął radośnie, donośnym głosem. - Proszę, usiądźcie sobie gdzieś. Ale dzisiaj tłoczno! Podać coś? Może gotowany stek z wilka? Jedyne jedno elektrum za porcję! - Na ścianach widać było trofea z wilczych głów. - A może wino? Mamy najwspanialsze wino w całej dolinie! Mamy Fioletową Winomaź numer trzy za trzy sztuki miedzi, a może wyborny Oddech Czerwonego Smoka? Kosztuje srebrniaka za kufel.
W środku znajdowało się wiele osób. Wszyscy głośno rozmawiali, jedli i pili.
Ale kilka osób zwracało szczególną uwagę.
Na przykład ponura para mężczyzn odzianych w futra i skóry. Mieli na sobie dużo blizn, oraz mieli wiele broni. Wyglądali na łowców.


Znajduje się też tu pół-elf ubrany w kolorowy strój. Z kapeluszem na głowie, lutnią na kolanach, książką na stole. Czasem coś czytał, czasem spoglądał na otoczenie, czasem opowiadał coś słuchającym go ludziom.
Siedział też tu dobrze ubrany, dostojny mężczyzna. Kiedy drużyna weszła do środka, od początku im się przyglądał, starając się nieudolnie nie rzucać w oczy.


Celaena szeptem spytała współtowarzyszy.
- Czy mnie się wydaje, czy ten koleś nas obserwuje? - kiwnęła dyskretnie głową w kierunku mężczyzny.
- Może wprosimy się do jego stolika? - zasugerował Cahnyr. - Ciekaw jestem jego reakcji.
- Wpierw zadbajmy o pokoje dla nas wszystkich. Bezpieczniej będzie wpierw się rozlokować, potem szukać plotek. Zwracamy na siebie uwagę.
- Wojownik zerknął w kierunku barmana.
- Obcy w obcym mieście - odparł Cahnyr, po czym ruszył w stronę barmana, by dowiedzieć się o możliwość noclegu.
- Czy dostaniemy jakieś pokoje? - spytał, gdy znalazł się przy kontuarze.
Hassan stanął nieco za zaklinaczem, czekając na przedstawienie oferty przez karczmarza w kwestii lokum na dzisiejszą noc. Wojownik dostrzegał w tym szansę na pozbycie się skarbu znalezionego w domu Durstów. Złoto i kosztowności, które wydobył z piwnicy przeklętego domu, i z sypialni jak się okazało morderczyni, miały na sobie krew. Rozsądnym się więc wydawało, jeśli pozbędą się ich w dobrej sprawie. Zresztą było takie powiedzenie mędrców - co Jahuar dał, dostać musi Jarmik. Oznaczało to ni mniej ni więcej “znalazłeś, podziel się”.
Mężczyzna uśmiechnął się i powiedział:
- Mamy wolne łóżka. Jedno elektrum za osobę. Oczywiście jak zgłodniejecie, czy złapie was pragnienie, pomożemy wtedy skromnym posiłkiem, wliczonym w cenę. Na górze mamy trzy pokoje, dwa mają po dwa łóżka, a trzeci ma cztery łóżka. Prosiłbym, że jak już sobie wybierzecie po jednym, to żeby pamiętać, które wasze. - Zaśmiał się i złapał za brzuch.
Rozległ się hałas nad głowami klientów. Jeśli ktoś spojrzy do góry, zauważy dwa wewnętrzne balkony, z których można obserwować to duże pomieszczenie. W jednym z nich stało dwóch chłopców, spoglądających na dół.

- Brom, Bray, natychmiast mi tu złaźcie! Ile razy mówiłem, że macie nie biegać? - krzyknął do nich karczmarz.
Do sali weszła wysoka kobieta, z tacą ze stekiem z wilka i kuflem piwa.


- Zaraz po nich pójdę, kochanie - powiedziała spokojnym głosem i poszła zanieść jedzenie klientowi.
- Weźmiemy wszystkie pokoje. - Hassan wyjął z plecaka sakiewkę ze znalezionym u Durstów złotem i potrząsnął nią w taki sposób, aby na jego rękę wypadł jakiś tuzin monet. - Obiad też się przyda. Te steki wyglądają kusząco.
- Czyli, jak rozumiem, siedem łóżek? To byłoby siedem elektrum. A steków ile ma być? Też siedem?
- mężczyzna był bardzo zadowolony z tego, że zaraz zarobi mnóstwo pieniędzy.
- Osiem. Powiedziałem, że weźmiemy wszystkie pokoje. Nie potrzebujemy nikogo więcej. - Hassan potrząsnął jeszcze raz sakiewką, wysupłując kolejne monety. - Steków ma być siedem.
Mężczyzna uniósł brwi i zaśmiał się głośno.
- W porządku, skoro takie jest wasze życzenie! To będzie razem piętnaście elektrum.
Hassan odliczył karczmarzowi osiem złotych monet. “Co to było to elektrum?” zastanawiał się wojownik, mając nadzieję, że taka ilość złota wystarczy.
Do baru podszedł Ismark i powiedział do karczmarza:
- A ja poproszę kufel Oddechu Czerwonego Smoka. Nigdy nie próbowałem waszego wina, a słyszałem o nim wiele dobrego.
- Bardzo dobry wybór! Danika! Nalej proszę Czerwonego Smoka temu panu!
- krzyknął barman, po czym zwrócił się do Ismarka. - Niestety, w najbliższym czasie stracimy możliwość serwowania tego wspaniałego wina. Nasze dostawy nie dochodzą już od trzech dni i nie mamy żadnych wieści z winiarni. To dziwne, nigdy dotąd to się nie zdarzyło. W naszej dolinie wino…
-... to jedyna rzecz, która daje odrobinę nadziei mieszkańcom
- dokończył za niego Ismark. - Wiem. I bardzo mi przykro z powodu pana problemów, panie…?
- Urwin Martikov.
- Wyciągnął rękę do Ismarka.
- Ismark Kolyanovich. Syn byłego sołtysa wioski Barovia. Słyszałem, że rodzina Martikov posiada winiarnię.
- No… no tak. Ale winiarnia to nie jest własność całej rodziny. Ja posiadam tylko tę tawernę i niestety sam nie mogę się tam wybrać.
- Rozumiem. Życzę panu powodzenia. A, byłbym zapomniał!
- Ismark wyciągnął z kieszeni już przygotowaną sakiewkę. - Proszę. - Wręczył ją Hassanowi. - To moja zapłata za waszą pomoc.
- Nie chcę pieniędzy. Póki mam na wino i dach nad głową nie wezmę do ciebie ani grosza. Robię to…
- Hassan zamilkł na chwilę. - Po prostu mam swoje powody. Ale jeśli cię to uspokoi, podziel pomiędzy moich towarzyszy. Lub daj karczmarzowi jako zadatek za pokoje i jedzenie. Być może dłużej tu zabawimy. Ja podzielę skarby Durstów. - Ściszył głos
Agustowi też nie było śpieszno do odbierania zapłaty. Nie cierpiał na wielki brak funduszy, a Ismark mógłby zrobić z nimi coś bardziej pożytecznego.
- Moją część też zabierz. Zrób w wiosce coś dobrego, jak będziesz mieć dobry pomysł to pewnie sam się do niego dołożę. Za to moje pytanie brzmi, co zamierzasz teraz zrobić. Ireene tu zostanie jak rozumiem, ale na jak długo? Co z tobą?
- Z pieniędzy nic nie ma. Więc, szczerze mówiąc, niezbyt mnie one interesują - mruknęła Mira.
- Może zastanowimy się nad tym i porozmawiamy w czasie obiadu? - zaproponował Hassan. Nie to, żeby nie chciał poznać planów Ireene i Ismarka, ale nie koniecznie chciał, aby o planach rozmawiali stojąc przed ladą właściwie obcego człowieka, z plecakami na plecach i z pyłem Barovii na butach.
- Dobrze, to zaraz o tym porozmawiamy - powiedział Ismark i schował sakiewkę. Był bardzo zdziwiony i jedynie patrzył na Agusta i Hassana wielkimi oczami.
- Czy te steki z wilka to jedyne, co można dostać? - spytał Cahnyr. - Ostatnimi czasy mam dosyć dziczyzny.
- Nie bądź wybredny
- powiedziała Cely. - Ważne, że ciepłe i dobre. - Uśmiechnęła się do barmana.
- Ja i wybredny? - Cahnyr westchnął ciężko. Nie był wybredny, tylko uważał, że nie warto wyrzucać srebra czy złota na kotlet z psa czy jakiegoś jego krewniaka. - Jak więc wygląda jadłospis? I co to za problem z tą dostawą wina? Często się to zdarza?
- Możemy jeszcze podać ciepłą zupę z buraka i dopiero co upieczony chleb, wliczone w cenę wynajmu łóżka - powiedział Urwin. - A co do dostaw, to… taka sytuacja ma miejsce po raz pierwszy. Dlatego się tak martwię. Nie wiem co mogłoby ich zatrzymać. Ludzie się załamią, jak jutro się okaże, że nie dostaną więcej wina.
- Brzmi smakowicie
- stwierdził Cahnyr. - Ta zupa i chleb, a nie braki w dostawach. Próbował ktoś to sprawdzić? Ludzi wszak tu wielu i niejeden na doświadczonego wygląda.
- To prawda. Zamówię sobie chyba nawet…
- rzuciła pół-orczyca.
- Droga stąd do winiarni zajmuje niecałe cztery godziny. Jedyne osoby, które poza wami mogłyby się tym zająć, to Szoldar Szoldarovich i Yevgeni Krushkin. - Dyskretnie kiwnął w stronę dwóch ponurych łowców. - To łowcy wilków. Ale nie chce im się ruszyć dupsk tak daleko, poza tym mówią, że nie mają zbyt wiele wolnego czasu, bo mają już wiele zleceń… zaoferowałem im nawet sto złotych monet, ale powiedzieli, że wystarczająco dużo zarabiają z łowów - powiedział i spojrzał wymownie na zbroje i bronie drużyny.
Na dźwięk słów “sto złotych monet” oczy pół-elfki zabłysnęły niczym dwa ogniki.
- Czyżby szykowała nam się kolejna wyprawa? - rozejrzała się po towarzyszach.
- Brzmi to ciekawie - odparł Cahnyr - ale z pewnością nie dzisiaj.
- To oczywiste, że nie dzisiaj. Mamy już jedną długą drogę dzisiejszego dnia za sobą. Poza tym nie wiem jak wy, ale ja czuję się okropnie zmęczona.
- Ziewnęła. - Nie spałam jakoś najlepiej ostatniej nocy.
- Weźmiemy jedną z tych dwójek?
- zapytał ją zaklinacz.
Cely kiwnęła głową potakująco.
- Tak, i mamy najpierw nasz problem do rozwiązania. - Agust spojrzał ze smutkiem na Cely i Mirę. - Ale jak rozwiążemy ten problem to moglibyśmy się tym zająć. - Potem paladyn przyjrzał się tym wszystkim piórom na podłodze. Taka ilość mogła świadczyć o tym że albo je przyrządzają i nie są zbyt czyści, albo że lata tędy masa kruków.
Spojrzał uważnie na właściciela.
- Sporo tu piór macie.
- Tak, widzieliście te kruki na dachu? Ciągle tu latają. Jeśli będziecie chcieli iść do swoich pokoi, powiedzcie mojej żonie, to was do nich zaprowadzi.

Danika weszła do sali przez drzwi za barem z pięcioma talerzami z wilczymi stekami. Kilka trzymała w dłoniach, kilka miała poustawianych na przedramionach.
- To gdzie siadacie? - zapytała. - Wybierzcie sobie miejsce i wam je podam. Zaraz doniosę resztę.
- I przynieś jeszcze zupkę i kawałek chleba, kochanie.
- Zaraz, zaraz!

Ruszyli całą grupą w stronę jednego z wolnych stołów.
Kobieta podeszła i położyła na stole pięć talerzy. Szybkim krokiem wróciła do kuchni. Karczmarz w tym czasie przyniósł kufel wina dla Ismarka. Hassan dał znać, aby karczmarz przyniósł każdemu po kuflu.
- Wino… Zawsze tylko wino, ale nigdy piwo… - zaczęła narzekać Mira, jednak nie omieszkała się spróbować trunku. - Dziękuję.
- Proszę bardzo. Jesteśmy naprawdę dumni z Oddechu Czerwonego Smoka. Przyjemności!
- odpowiedział barman i poszedł za bar, obsługiwać kolejnych klientów.
- Dobrze jest chwilę się zrelaksować - powiedział Ismark. - Jutro z rana wracam do wioski. Nie mogę zostawić ludzi samym sobie.
”Bogowie. Opuszcza ją?”, myślał gorączkowo wojownik. “Kto zajmie się jej bezpieczeństwem?” Hassan nie wiedział, czy ta informacja smuciła go czy radowała, ale oczy zaświeciły mu się nagle.
- Zdecydowałeś się przejąć stanowisko ojca? - zapytała Ireene.
- Nie chcę. To do mnie nie pasuje. Ale nie ma nikogo innego, kto mógłby zająć się naszą wioską. - Wyciągnął ponownie sakiewkę. - Hassan i Agust odmówili przyjęcia zapłaty, ale naprawdę nam pomogliście, więc proszę, weźcie swoją część - zwrócił się do pozostałych.
- Będziesz wracał sam? Ta droga jest chyba niebezpieczna, jak sam twierdziłeś. - Agust upił sobie trochę wina z kufla. - No i mam do ciebie kilka pytań. Na przykład, kiedy zwyczajowo sprzedawane są te ciastka? - I tu paladyn mrugnął mu porozumiewawczo. - Bo spodziewam się że prędzej czy później nasza przedsiębiorcza staruszka tam wróci.
- Nie wiem jakie są teraz jej plany. Może będzie się bała, że wy tam jesteście? Mam taką nadzieję. Gdyby przyszła, nie stawiłbym jej sam czoła. A co do powrotu, to jeśli nie będę miał wyboru, to wrócę sam. Wcześniej martwiłem się o bezpieczeństwo Ireene. Teraz nic mnie nie powstrzymuje. No, ale jeszcze zostało nam trochę dnia i może uda mi się znaleźć kogoś do eskorty.

Hassan wskazał głową dwóch mężczyzn wyglądających na łowców
- Wyglądają na twardych ludzi - mruknął sugerując Ismarkowi rozwiązanie.
- Pewnie za leniwi - mruknął Cahnyr, pamiętając wypowiedź karczmarza.
Ismark wzruszył ramionami.
- Warto spróbować - odparł i podniósł się z krzesła. - Zrobię to teraz, zanim się upiję. To wino jest jakieś mocne. - Posłał nieśmiały uśmiech w stronę towarzyszy i poszedł do łowców.
Spojrzeli na niego znudzonym wzrokiem.
- Witam, panowie. Słyszałem, że jesteście łowcami wilków, więc wiecie jak się przed nimi bronić, w razie niebezpieczeństwa. Tak się składa, że muszę samotnie podróżować do wioski Barovia i potrzebowałbym eskorty.
- Mamy dużo na głowie, poszukaj kogoś innego
- odparł jeden z nich, z bliznami na twarzy.
Ireene również wstała i podeszła do nich.
- Mój brat zna okolicę wioski jak nikt inny. Z łatwością wam wskaże siedliska wilków, na które moglibyście zapolować. Oczywiście też wam zapłaci i w żadnym razie nie będzie stratni.
- Bierzemy pięć złotych monet za dzień przewodnictwa. Nie walczymy, kiedy jest to niepotrzebne, tylko w samoobronie. I jeśli trafi się okazja, to zatrzymujemy się, aby coś upolować i klient nie będzie marudził. Pasuje?

Ismark pokiwał głową.
- Widzimy się jutro, w tym samym miejscu, z samego rana - I wrócił z siostrą do stołu.
- Musimy się z nimi zadawać? - prychnęła Mira. -
- My nie, Ismark tak - odrzekł krótko Agust popijając z kufla. - Poza tym, czemu aż tak ci przeszkadzają?
- Nie wiem… Może tak polują na bogu ducha winną zwierzynę tylko po to, aby sobie napełnić kieszenie? Niezbyt to dobre ani godne.
- Wilki nie są aż tak bogu ducha winnymi stworzeniami - stwierdził Cahnyr, które do wilków żywił uczucia z gatunku mieszanych. - Poza tym dzięki nim masz coś konkretnego na talerzu.
- Robią co uważają za słuszne i dbają o rodzinę. Tyle. Mordować je dla pieniędzy… To się nie godzi. - Wzruszyła ramionami. - Zresztą, jest zupa. I chleb. Więc i bez nich się bym najadła.
- Tutaj zapewne traktują to tak, jak w innych stronach zwierzęta hodowlane - odparł Cahnyr. - Też bym wolał coś innego, na przykład kawałek sarniny czy królika. Ale, jak słyszałaś, nie ma.
Nie dodał, że wspomnianą sarnę też trzeba zabić.
- Jak dla mnie zabijanie tych zwierząt dla pieniędzy to też brak godności. - Wzruszyła ramionami.
- Ale czymś takim zwykle zajmują się myśliwi. - Cahnyr nie do końca rozumiał obiekcje Miry. - Polują, sprzedają to, co upolują, kupują sobie rzeczy, niezbędne do życia.
- No i zawsze wilk może upolować myśliwego
- dodał.
- Nie mam nic przeciw polowaniu samemu w sobie, nie lubię gdy ktoś robi to dla pieniędzy - odparła Mira.
- Więc co z tym wilkiem, którego masz na plecach? - Agust był ciekawy logiki Miry, zwłaszcza że argument w postaci wilczyzny w żołądku całkiem do niego przemówił.
- Bo z naszej perspektywy to nielogiczne. Po co polować skoro się nie zje. A co z tymi którzy nie potrafią polować, ale potrafią inne rzeczy? Oni też chcą jeść. Oni są gotowi za to zapłacić. - Agust popił danie ostatnimi łykami wina, które rzeczywiście było całkiem niezłe.
- Mi się wydaje, że ty po prostu nie do końca zdajesz sobie sprawę, czym jest pieniądz, i go demonizujesz. Czy wymienią wilki na złoto czy bezpośrednio na towar barterem, to bez różnicy. Złotem jest po prostu łatwiej.
- Nie zabiłam go dla pieniędzy? - rzekła urażona, podnosząc nieco wzrok. - Zabiłam go, bo najpierw on chciał zabić mnie. To zupełnie co innego niż polowanie dla zysku.
- To prawda, to co innego niż polowanie. Ale powiedziałaś że nie masz problemów z polowaniem. Więc zapytam inaczej, czy twoi ludzie robili kiedyś zapasy na zimę. - Sunnita zdawał sobie sprawę, że musiał ją podejść nieco inaczej żeby móc się z nią porozumieć.
- Tak, to prawda. Zbierali zapasy na zimę. Co z tego?
- Czyli zbierali więcej niż potrzebowali w danym momencie? Więcej niż mogli potrzebować, bo nie wiedzieli jak surowa zima będzie? Prawda? - Agust się uśmiechnął, bo chyba był już blisko.
- Zdażało się, ale wtedy polowali aby nie głodować, nie dla pieniędzy… - powiedziała przeciągle, nie rozumiejąc o co chodzi paladynowi.
- To nie istotne czy polowali dla pieniędzy czy nie. Bo w momencie w którym polowali na więcej niż potrzebowali w danym momencie, polowali dla zysku. Zysku który miał ich zabezpieczyć, zapewnić przetrwanie w ciężkiej zimie. Nie różnicie się tym od nas za bardzo. Pewnie zdarzało wam się wymieniać mięso i skóry których mieliście naddatek w zimie z innymi plemionami, które nie przygotowały się tak dobrze za inne przydatne wam rzeczy. To też zysk. - Paladyn uśmiechnął się, bo naprawdę miał nadzieję że teraz zrozumie.
- Wewnątrz plemienia chyba też wymieniacie mięso na inne towary, prawda? Wszak nie wszyscy polują - wtrącił Cahnyr.
- To… - Zmarszczyła brwi, usiłując pojąć ten koncept. - Nie wiem, może i nie są tacy źli. Nigdy na to od tej strony nie patrzyłam…
Agust się uśmiechnął, i zamówił sobie jeszcze jeden kufel, tym razem piwa.
- Zupełnie nowi w Dolinie, co? - Karczmarz zmarszczył nos. - Nie znam miejsca, gdzie można byłoby dostać piwo. Jest tylko wino, gorsze, bądź lepsze. Lepsze macie u mnie w karczmie.
Paladyn skinął głową, po czym wrócił do rozmowy.
- No z tymi osądami to ostrożnie. Jedyne co chciałem to zwrócić uwagę że polowanie dla zysku nie jest złe. Ale polowanie z chciwości już tak, jest złe. Pieniądz nie jest zły. To rzecz, tylko i wyłącznie.
- Byle nie było to polowanie na inteligentne istoty
- dorzucił zaklinacz.
- Dla chciwości czy dla zysku, o ile głód ci nie grozi, dla mnie to bez różnicy. - Wzruszyła ramionami.
- W tym rzecz, że nigdy nie wiesz czy nie grozi ci głód. Czy nie przyjdzie zaraza, albo wojna. Czy nie przyjdzie powódź albo pożar nie strawi twojego dobytku. Nigdy nie wiesz. Stąd rozsądne jest by zawsze mieć trochę więcej niż ci potrzeba obecnie. Bo nie wiesz kiedy będziesz potrzebować czegoś więcej. - Agust liczył, że czysty pragmatyzm tej myśli będzie bardziej przemawiał do półorczycy, która zdawała się być odporna na myśli ekonomii.
- To już nie lepiej po prostu gromadzić zapasów jedzenia, zamiast je sprzedawać po to, aby wtedy je znowu kupić? - Zmarszczyła czoło jeszcze bardziej. - Strasznie to sobie utrudniacie, jak na mój gust. Ale dobrze, niech wam będzie, że to polowanie aby nie głodować. I tak mi się nie podobają za bardzo, niby tacy groźni, a cztery godziny marszu to już im za daleko.
-[i]A skąd wiesz że to jedzenia będziesz potrzebować? A niektórych rzeczy nie możesz przetrzymywać w nieskończoność.[i] - Agust, odwrócił wzrok w kierunku łowców.
- No cóż, mi też się nie podobają. Ale póki nie robią nic złego…
- Tu, zdaje się, cieszą się dobrą opinią - powiedział Cahnyr. - Ale proponowałbym już zmienić temat. Jest tu kościół, pewnie i kapłan się znajdzie. Trzeba by rozpytać. Może będzie umieć więcej, niż Donavich.
- Co racja to racja. Zjedzmy, zostawmy rzeczy w pokojach i idźmy do świątyni.- Po czym paladyn zaczął wdrażać tenże plan.
Drużyna przed wyjściem poprosiła żonę Urwina o pokazanie drogi do pokoi. Zaprowadziła wszystkich do schodów na końcu sali i weszła z nimi na górę.
Drużyna zobaczyła barwnie odzianego pół-elfa, wchodzącego do jednego z pokoi.
- To pan Ricardio, bardzo spokojny, ale dziwny pan. Przybył z jakichś odległych krain. Ma tu swój prywatny pokój. Tutaj jest pokój mój i mojego męża, a tam naszych chłopców. Wasze pokoje są na końcu korytarza i jeszcze tam po prawej. Proszę, oto wasze klucze. - Wręczyła każdemu po kluczu. - Tylko nie zgubcie, bo trzeba będzie zapłacić za wyrobienie nowych. W pokojach macie puste szafy i dużo wolnego miejsca, myślę, że będzie wam wygodnie. Wodę możecie czerpać ze studni przed karczmą. Jeśli będziecie mieli jakieś pytania, śmiało przychodźcie do mnie, albo mojego męża. To chyba byłoby wszystko - powiedziała i ruszyła w stronę schodów, którymi przyszli.
- Ewentualna kąpiel? - Cahnyr zadał pytanie zanim Danika zdążyła zrobić pierwszy krok.
Kobieta spojrzała na Cahnyra i uśmiechnęła się pod nosem.
- No proszę, jakie czyścioszki. Nieopodal miasta jest Jezioro Zarovich, tylko nie radzę kąpać się po nocach. No i nie będzie mi przeszkadzać, jak zamiast tego, użyjecie po prostu wody ze studni.
- Najwyżej nachlapiemy na podłogę
- z uśmiechem powiedział Cahnyr, który zdecydowanie wolałby balię, niż miednicę i dzbanek wody. - Ale dziękuję za pozwolenie.
Kobieta skinęła głową i energicznym krokiem ruszyła ponownie w stronę schodów, zaś Cahnyr spojrzał na Cely.
- Mira i Agust wybierają się do świątyni. Obejrzymy w tym czasie miasto?
- Myślę, że możemy się trochę przejść
- odparła zaklinaczka.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 21-07-2018 o 11:30.
Koinu jest offline