Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2018, 10:30   #47
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cely i Cahnyr wybrali się we dwoje na spacer po mieście, z zamiarem sprzedaży skarbów z Domu Śmierci.
Miasto Vallaki wydawało się dużo bardziej zadbane i kolorowe. Ludzie tutaj nie byli aż tak zastraszeni i ponurzy a ich ubiory wydawały się bogatsze, mimo, że daleko im było do szlachty. W końcu para dotarła na rynek.
Sklepy i domy, które otaczają rynek, ozdobione są girlandami i drewnianymi skrzyniami wypełnionymi powiędłymi kwiatami. Na północnym końcu rynku stoi rząd dybów, w których zamknięci są mężczyźni, kobiety i dzieci. W sumie siedem osób. Na głowach mają zrobione w prymitywny sposób maski osłów.
- Warto by się dowiedzieć - powiedział Cahnyr na tyle cicho, by słyszała go tylko Cely - za co w tym pięknym mieście trafia się w dyby. Obcy w obcym kraju co rusz może złamać jakieś przepisy, a większość tych, co rządzą, uważa, że nieznajomość prawa nie stanowi usprawiedliwienia.
Cely przytaknęła jedynie głową zgadzając się z zaklinaczem, jednocześnie zaciskając dłonie w pięści na widok dwójki dzieci zakutych w dyby.
- Kochanie, spokojnie - szepnął półelf, który w pewnym stopniu poznał już swoją przyjaciółkę. - Spróbujemy się dowiedzieć, czy i jak można im pomóc - obiecał.
- Przecież to tylko dzieci… - szepnęła Cely. - Jak podłym trzeba być, żeby zakuć dziecko w dyby.
- Zobaczymy. Popytamy i dowiemy się. Z pewnością można będzie jakoś im pomóc.


Pośrodku placu zebrali się chłopi, aby napełnić w wazy i kubki wodę z rozpadającej się, kamiennej fontanny. Na środku fontanny stoi kamienny posąg mężczyzny wskazującego zachód. Wszędzie na całym placu porozwieszane są ogłoszenia:


- Jakie tu muszą być kłopoty, skoro sam burmistrz zapewnia, że będzie dobrze - powiedział zaklinacz, stale tylko do wiadomości dziewczyny. - Może zbyt otwarcie nie wierzyli w te zapewnienia.
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że sam burmistrz nie wierzy we własne słowa.
- Zaklinaczka odpowiedziała, spoglądając na jedno z ogłoszeń.
Postawny mężczyzna z groźną miną, w towarzystwie dwóch miejskich strażników, rozglądał się po rynku. Jego z jego ramion było nienaturalnie duże i miało długie, potężne pazury.


Nakazał strażnikom zdjąć plakaty i powiesić nowe, głoszące:


- Ciekawe, czy to sam burmistrz, czy tutejszy kat - powiedział cicho Cahnyr. - Trzeba będzie rozpytać. Ale to może w sklepie.
- Jakoś nie wygląda mi na burmistrza, choć to miasto wydaje mi się tak porąbane, że kto wie?
- szepnęła dyskretnie zerkając na mężczyznę.
Cely kątem oka zauważyła, że samotny mężczyzna, który obserwował ją i jej towarzyszy w gospodzie Urwina, podąża za nią i Cahnyrem w pewnej odległości i co jakiś czas zatrzymuje się i opiera o ścianę, udając, że czyści paznokcie, czy zwyczajnie rozgląda po mieście.
- Skarbie… - szepnęła do zaklinacza. - Nie odwracaj się, ale mam wrażenie, że ten typ za nami nas śledzi…
- W takim razie chodźmy do tego Podwórka Araski
- zaproponował Cahnyr. - Do sklepu czy kramu każdy może iść. A przy okazji obejrzymy kawałek miasta i sprawdzimy, na ile ten ktoś jest zainteresowany naszymi osobami. A może to właśnie na ciebie zwrócił uwagę... Nawet bym mu się nie dziwił. Może jest nieśmiały…?
- Mało obchodzą mnie jego powody… Musimy go zgubić
- odpowiedziała szeptem, przyspieszając odrobinę krok.
- Najwyżej sami się zgubimy - zażartował Cahnyr, dopasowując swój krok do tempa, jakie wyznaczyła Cely. Co prawda wolałby porozmawiać z tym, co za nimi lezie, ale to mogło poczekać. - Chodźmy tam. - Skierował się w stronę odchodzącej od rynku uliczki, z pewnością nie prowadzącej w kierunku Araski. - Skręcimy parę razy, a on nie będzie wiedzieć, dokąd szliśmy.
Mężczyzna podążał za parą zaklinaczy, również przyspieszając. Ciężko sapiąc, ukrywał się nieudolnie za rogiem jednego z wielu domów, zerkając zza niego na Cely i Cahnyra.
- Uparty facet - szepnął Cahnyr. - Skręcimy za następny róg i schowamy się w jakiejś bramie? Albo na czyimś podwórku? - zaproponował.
- Tak, koleś zaczyna mnie irytować - szepnęła. - On naprawdę sądzi, że nie wiemy, że za nami lezie?
- Może sądzi, że jesteśmy tak sobą zajęci, że świata poza sobą nie widzimy?
- odszepnął.
- Myślisz, że tak wyglądamy? - zapytała półżartem, jednocześnie rozglądając się dyskretnie za ich “ogonem”.
- Ja, na przykład, nie widzę świata poza tobą i tego typka bym w ogóle nie zauważył...
- Oooo, to urocze z twojej strony.
- Przez chwilę wpatrywała się w oczy zaklinacza, jednak chwilę potem potrząsnęła głową jakby wytrącając się z jakiegoś transu. - Ale chyba, powinniśmy zwracać uwagę także na otoczenie, nie tylko na siebie. - Uśmiechnęła się. - Jak widać tu nawet ściany mają oczy…
Cahnyr cmoknął nosek dziewczyny, a potem ruszył prawie biegiem, pociągając ją za sobą.
- Kto ostatni stawia wino! - powiedział na tyle głośno, by śledzący ich mężczyzna sądził, że to zwykłe przekomarzania zakochanych.
- O zapraszasz mnie na wino? - zażartowała, wychwytując o co chodzi zaklinaczowi.
Ręka w rękę rzucili się w stronę najbliższej uliczki, chcąc zniknąć za rogiem, a potem zrealizować swój plan.
Pół-elfka biegnąc za Cahnyrem rozglądała się czy natrętny obserwator dalej za nimi podąża.
Po krótkim biegu Cahnyr i Cely zgubili szpiega, przeprawiając się przez ciasne uliczki i podwórka mieszkańców. Ostatecznie udało im się dotrzeć do "Podwórka Araska". Faktycznie było to ogrodzone podwórko, z kilkoma zamkniętymi shopami stojącymi nieopodal przestronnego magazynu. Nad wejściem do magazynu widniała nazwa przybytku.
Na południowym krańcu podwórka zaparkowany był solidny, karnawałowy wagon, od którego odchodziła kolorowa farba.


Na boku napisane było wyblakłymi literami "Karnawał Cudów Ricardio". Ciężka kłódka zabezpieczała drzwi do wagonu.
- To była niezła zabawa - powiedział Cahnyr, po czym obdarzył Cely krótkim, acz nader gorącym pocałunkiem.
- Tak… - odpowiedziała, odsuwając się od chłopaka z uśmiechem lekko chichocząc, po czym rozejrzała się dookoła.
- To chyba jesteśmy na miejscu. Co robimy? - spytała.
- W niezłym pojeździe podróżuje nasz znajomy z karczmy. Ale na razie chyba darujemy sobie odwiedziny w tym cyrkowym wozie - odparł, patrząc na solidną kłódkę. - Wchodzimy do sklepu i zaczynamy rozmowy. Jeśli nie masz nic przeciwko, to początek pozostawię w twoich rękach.
Spojrzał na Cely i ruszył w stronę drzwi, nad którymi napis głosił "Podwórko Araska".
- Myślę, że nie będzie to problem. - Uśmiechnęła się, stając obok pół-elfa przed drzwiami. - To co? Wchodzimy?
- Proszę bardzo.
- Otworzył przed nią drzwi.
Cely weszła do środka wodząc wzrokiem po wnętrzu lokalu.
- Dzień dobry - rzekła.
Cahnyr wszedł równocześnie z dziewczyną.
- Dzień dobry - powtórzył, ułamek sekundy później.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 21-07-2018 o 11:30.
Kerm jest offline