Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2018, 11:21   #48
BloodyMarry
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
- Mamy gości! - Cely i Cahnyr usłyszeli głos jakiejś kobiety. - No gości mamy, podnieś dupsko! - Kobieta dodała szeptem i pobiegła do pary zaklinaczy. Za nią stał jakiś zaspany mężczyzna.
- Witajcie u Arasków! Proszę, proszę, rozejrzyjcie się, mamy naprawdę dobre ceny. Ja jestem Yelena, a to mój mąż, Gunther. Miło nam was widzieć w naszych progach. Wszystko co tu widzicie jest na sprzedaż, ale jeśli chcielibyście zobaczyć coś “szczególnego”, dajcie tylko znać.
Celeana nie chcąc psuć od razu na wejściu humorów sprzedawców własnymi ofertami sprzedaży rozejrzała się po sklepie. Jej wzrok przykuły małe flaszeczki z napisem “woda święcona”.
- A to? Po ile to macie? - spytała biorąc jedną z buteleczek do ręki.
- Ach, woda święcona. W naszej dolinie to bardzo cenna rzecz. A jakże niespotykana! Ale nie! - Kobieta uderzyła się pięścią w pierś. - My nie wyzyskujemy. Jedyne dwadzieścia pięć złotych monet.
Cely spojrzała na Cahnyra pytającym wzrokiem. Woda święcona mogła być dla nich bardzo przydatna w tych stronach, jednak nie wiedziała czy jest warta tej ceny.
- Cenna rzecz? - Cahnyr pokręcił głową z niedowierzaniem. - Cena jak za płynne złoto - powiedział - a gwarancji żadnych. Bo i tak nikt z reklamacjami nie przyjdzie, jeśli w środku jest woda z fontanny.
- Chyba, że możemy wymienić coś na tę wodę
- wtrąciła Cely pośpiesznie, zanim Yelena zdążyła zareagować na słowa Cahnyra.
- Hmm… a cóż takiego posiadacie? - zapytała kobieta, zakładając ręce na pierś. Mężczyzna stojący na końcu pomieszczenia popijał sobie jakiś gorący napar.
- Może jeden z pierścieni? - Cahnyr spojrzał na dziewczynę. - Prawdziwe złoto, jak by nie było.
Dziewczyna skinęła głową twierdząco, więc Cahnyr położył na ladzie jeden z pierścieni.
- Czy to wystarczy? - Cely spytała patrząc na kobietę.
Kobieta najpierw przyjrzała się błyskotce z daleka. Jakby chciała się najpierw z nią zapoznać. Potem ostrożnie wzięła w dwa palce, przyjrzała się z bliska, stuknęła o ząb.
- Tak, to by wystarczyło. Kim wy jesteście? Nie widziałam was tu nigdy. Pochodzicie z Krezk czy z wioski Barovia?
- W takim razie my weźmiemy wodę, a pierścień jest twój.
- Pół-elfka uśmiechnęła się. - Nie, masz rację nie pochodzimy z tych stron. Nie będę nawet wysilać się z tłumaczeniem skąd jestem, bo to na tyle mała wiocha, że pewnie nikt tutaj nie będzie kojarzył. - Zaśmiała się lekko. - Macie może olej do latarni?
Kobieta skinęła głową i machnęła do męża. Ten poszperał chwilę i wyciągnął butelkę wypełnioną olejem. Podszedł i pokazał klientom.
- Jeden srebrniak za buteleczkę - powiedziała kobieta, po czym zapytała, przyglądając się uważnie parze. - Paracie się magią?
- Tak, trochę
- odpowiedział szczerze Cahnyr. - Dlaczego pytasz? Czyżby w okolicy nie było żadnych magów?
- Potrzebujecie jakiejś magicznej pomocy?
- Cely zaciekawionym głosem odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- No w końcu. Gunther, pokaż im to!
Pan Arasek sięgnął po drewnianą skrzynkę i położył ją na ladzie, zapraszając gestem Cahnyra i Cely. Powoli ją otworzył, ukazując dwa magiczne zwoje.
- Z tego co mi wiadomo, te zwoje zawierają za-klę-cia! Takie prawdziwe. Ten to “animate rope”, a ten to “false life”. Z tego co mi mówili, kiedy je dostałam, to to, że mogą być użyte przez… - wyciągnęła dłoń i zaczęła wyliczać na palcach - czarodzieja, barda, oraz zaklinacza. Cokolwiek to znaczy.
- Mogę je zobaczyć?
- Zaklinaczka spytała delikatnym głosem, wyciągając rękę w stronę skrzyni.
- Proszę. - Zachęciła kobieta. - Tylko ostrożnie.
Cely delikatnie rozwinęła jeden z podanych przez kobietę zwojów i zaczęła go oglądać.
- Ciekawe… - mruknęła pod nosem. - Ile za nie chcecie? - spytała przenosząc wzrok znad zwojów na kobietę.
- Za oba zwoje jedyne 170 złotych monet. - Kobieta oparła się łokciami o ladę.
Celaena słysząc cenę zwojów rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku zaklinacza, po czym odłożyła je z powrotem do skrzyni.
- Niestety nie posiadamy w tej chwili takiej sumy… - odpowiedziała. - Być może, kiedyś. - Uśmiechnęła się do sprzedawców, po czym spojrzała na półki z towarami. - Poprosimy z pięć butelek oleju do lampy. - Wskazała na butelki z olejem, po czym dodała:
- A nie chcieliby państwo może wzbogacić swego asortymentu o kilka ciekawych rzeczy? - Zaczęła powoli wyciągać i wykładać na ladę rzeczy, które chcieli sprzedać.
Pani Arasek zagwizdała.
- No, no, no! A i owszem, chętnie! - Zaczęła oglądać skarby wyłożone przez Cely z pełnym zainteresowaniem.
- Interesuje państwa wszystko, czy jakieś konkretne rzeczy? - spytała Cely.
- Jeśli towar jest nieuszkodzony, co możemy zastanowić się nad wszystkim, co ma jakąkolwiek wartość - pani Arasek uśmiechnęła się.
- Z pewnością nic z tego nie jest uszkodzone - zapewnił Cahnyr. Wziął do ręki pudełko. - Proszę popatrzeć. Nawet najmniejszej ryski.
Demonstrując zalety pudełka równocześnie sam dokładnie je obejrzał - na wypadek, gdyby kryło jakiś sekret, który wcześniej przegapili. Fałszywą ściankę czy coś ukrytego w pokrywce. Pudełko wydawało się nie kryć żadnych tajemnic.
- Tak, doprawdy piękne cacko. Chętnie to od was odkupię.
Po długim czasie wyceniania i oglądania przedmiotów powiedziała:
- Za te błyskotki mogę wam dać łącznie dwieście dwadzieścia złotych monet. Odpowiada wam to?
Cahnyr spojrzał na Cely, a potem skinął głową.
- Uważam, że to dobry interes dla obu stron - powiedział, po czym przesunął wszystkie przedmioty w stronę pani Arasek.
Połowa złota trafiła do sakiewki zaklinacza, drugą część schowała półdrowka.

- Tak przy okazji... - Cahnyr rozejrzał się po zgromadzonym na półkach asortymencie. - Chciałbym kupić parę drobiazgów ze srebra dla mojej... - spojrzał na Cely - narzeczonej. Jakiś pierścionek, bransoletka... Macie coś takiego?
Cely spojrzała na pół-elfa nieco zdziwionym wzrokiem, jednak nie miała zamiaru o nic pytać w tej chwili, w razie jakby była to część jakiegoś planu Cahnyra. Uśmiechnęła się ciepło, wcielając się w rolę “narzeczonej”.
- Kochanie, to miłe z twojej strony, ale nie trzeba… Naprawdę, powinniśmy skupić się na bardziej konkretnych zakupach… - odparła, chociaż gest zaklinacza sprawił, że zrobiło jej się ciepło na sercu.
Cahnyr objął ją i przytulił, czekając na odpowiedź sprzedawczyni.
Pani Arasek uniosła brwi.
- Niestety nie mamy biżuterii. Urocze - mruknęła, spoglądając kątem oka na męża. - Ostatnia błyskotka jaką ja dostałam od swojego mężczyzny to był srebrny pierścień, trzydzieści lat temu. - Westchnęła ciężko. - Szkoda, że “srebro” zeszło z pierścionka po dwu tygodniach.
- To może kupimy jakąś ładną sukienkę?
- Spojrzał na Cely, nieco rozczarowaną odpowiedzią, jaką udzieliła pani Arasek.
- O, z tym zdecydowanie możemy pomóc! - powiedziała uradowana Yelena.
Cely uśmiechnęła się jednocześnie przewracając oczami.
- Ty jak się uprzesz, to już nie da się ciebie przegadać, co? - Pocałowała chłopaka w policzek. - Ale w sumie chyba przyda mi się coś nowego. - obejrzała się na swoją czerwoną szatę, która nosiła wyraźne ślady różnych przygód.
- Podoba ci się coś z tego? - Cahnyr wskazał na szereg znajdujących się na wieszaku sukien.
Pół-elfka podeszła do wieszaka i zaczęła przeglądać suknie.
- Hmmm… a może to? - Wyciągnęła długą, czarną dopasowaną sukienkę z czerwonym wzorem przedstawiającym smoka. Miała ona rozcięcie na nodze podobne do tego w obecnej sukni zaklinaczki, głęboko wycięty, sznurowany dekolt i odsłonięte plecy. - Myślisz, że będzie mi pasować?
- No, może być...
- powiedział, zdając sobie sprawę z tego, że nadmierny entuzjazm wpłynie niezbyt korzystnie na jego sakiewkę, a miał przecież jeszcze inne plany.
Zaklinaczka pytająco spojrzała na pół-elfa przekrzywiając głowę.
- Nie podoba ci się?
- Dość dużo tych sznureczków...
- powiedział. Pozwolił, by dziewczyna dopowiedziała sobie resztę.
- Więcej zabawy - zażartowała - To może ty coś zaproponujesz? - uśmiechnęła się wskazując na wieszaki.
- Skoro ci się tak podoba…- Cahnyr zrobił minę, w której entuzjazmu zbyt wiele nie było. - Co prawda nie wiem, gdzie się w tym pojawisz..
- A to dlaczego? Nie po to kupuje się ubrania, żeby ich nie nosić…
- spytała, coraz bardziej zdziwiona zachowaniem Cahnyra.
"To zależy od ubrania", pomyślał półelf.
- Wybieramy się na festyn do burmistrza? - spytał. - Kto jest burmistrzem? - spojrzał na właścicielkę sklepu.
Cely położyła sukienkę na blacie.
- Tę poproszę - powiedziała, po czym przeniosła wzrok na zaklinacza.
- Myślę, że można się wybrać na ten festyn. Plakaty wiszą po całym mieście, to musi być coś ciekawego - odrzekła udając zainteresowanie wydarzeniem.
- Nie przymierzysz?
- W sumie racja… Się okaże jeszcze, że nie będzie dobrze na mnie leżeć
. - Uśmiechnęła się biorąc szatę z powrotem do rąk. - Gdzie mogę to przymierzyć? - Spojrzała na sprzedawców.
- Tam. - Wskazała pani Arasek. - Możesz zakryć się tą kotarą zwisającą z sufitu. A co do festynu, to lepiej żebyście poszli. Burmistrz nie lubi widzieć ludzi nie podzielających jego entuzjazmu i nie zgadzających się ze słowami “wszystko będzie dobrze”! - Kobieta przewróciła oczami. - Tylko nie rozpowiadajcie, że zadrwiłam sobie z tego. Chcę jeszcze trochę pożyć.
- Przyjemny gość, nie ma co…
- Pół-elfka skomentowała, znikając jednocześnie za kotarą.
- A kim jest... mężczyzna z taką nietypową ręką? - spytał Cahnyr. - Widzieliśmy go w asyście strażników. Rozwieszali ogłoszenia o festynie.
- Ach, Izek Strazni, to pewnie o nim mówisz.
- Po raz pierwszy odezwał się sam z siebie mąż pani Arasek. - To osobisty strażnik burmistrza. Jest potężny i przerażający. Podobno dawno temu, kiedy był na polowaniu ze swoją rodziną, jeszcze jako wyrostek, został zaatakowany przez wilkory. Został ugryziony przez jednego w rękę. Jego siostra zaginęła w całym tym motłochu i nigdy jej nie odnaleziono. Ale co najdziwniejsze, następnego dnia jego ręka odrosła! Tylko dużo większa i obrzydliwsza. I podobno sama z siebie potrafi czarować.
- Ee, bajek się nasłuchałeś, stary głupcze
- skomentowała pani Arasek i machnęła ręką - ale fakt, dziwak z tego Izka. Podobno co najmniej raz w tygodniu składa wizytę Gadofowi Blinskiemu- naszemu miejscowemu twórcy zabawek. Ciekawe po co? Nawet nie ma dzieci.
- Ten koleś już na pierwszy rzut oka wydał mi się dziwny
. - Cely rzuciła zza kotary. - Na bogów! Ile tu tych sznurków! - zawołała mocując się z wiązaniami sukni.
- Pomóc ci, czy dasz sobie radę? - Cahnyr obrócił się w stronę zasłony.
- Dam radę! A jeśli to nie problem, to chciałabym zapytać o tych ludzi w dybach. Szczególnie o dzieci, za co one zostały tam uwięzione? - spytała z troską w głosie. - Uff… nareszcie. Dobra mogę wyjść. - Odsunęła kotarę i okręciła się, żeby pokazać jak suknia leży.
Cahnyr z uznaniem pokiwał głową.
- Jak na miarę szyta - powiedział. - Idealnie. I w ogóle - dodał.
Pół-elfka zaśmiała się.
- Mało jesteś przekonujący. - Uśmiechnęła się i puściła mu oczko, po czym zwróciła się do kupców. - Wracając do tematu, za co ci ludzie zostali uwięzieni?
- No ładnie, ładnie. Pasuje ci. Bardzo podkreśla talię. Pamiętam jak sama byłam taka smukła… - Na chwilę kobieta rozmarzyła się. - Ach, ludzie w dybach. Narzekali, że wcale dobrze nie będzie. Że Strahd nas pozabija. Że cotygodniowe “najlepsze w tym roku” festyny to tylko mydlenie oczu. I burmistrzowi się to nie spodobało. Oskarżył ich o zakłócanie spokoju i celowe obniżanie morale oraz wprowadzanie nieprzyjemnej atmosfery. - Rozłożyła bezradnie ręce i pokręciła głową.
- I co, macie po prostu chodzić uśmiechnięci nawet jak jest wam źle i na nic się nie skarżyć? To chore, ten człowiek jest chory… - Cely skrzywiła się słysząc słowa kobiety.
- Widać pan burmistrz nie lubi, gdy kto ma inne zdanie... Długo tak siedzą? Kiedy ich wypuszczą? - spytał Cahnyr, nie spuszczając jednak wzroku z Cely.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała smutnym głosem sprzedawczyni. - Niestety, taki nasz los. Nie możemy na to nic poradzić. Ee… czy to wasz znajomy? - spytała, kiwając dyskretnie głową w stronę otwartych drzwi. Na zewnątrz widać było mężczyznę, który wcześniej podążał uparcie za Cely i Cahnyrem. Spokojnie czekał, oparty o płot.
- Nie do końca… - zaczęła Cely. - Nie znamy tego człowieka, ale od jakiegoś czasu mam wrażenie, że nas śledzi…
Cahnyr podszedł do drzwi i zamknął je.
- On może poczekać - powiedział. - Z panią się bardzo przyjemnie rozmawia - zapewnił. - Poza tym miałbym jeszcze parę pytań. Dlaczego ludzie biorą wodę z fontanny? Czy w mieście są z tym jakieś kłopoty? Niedaleko chyba jest jezioro...
- Spokojnie skarbie, daj zastanowić się państwu nad jednym pytaniem, potem zadawaj następne.
- Cely wstrzymała zaklinacza, dając szansę na odpowiedź Yelenie i jej mężowi.
Kobieta pokręciła głową.
- Z wodą nie mamy żadnych problemów. Nie każdy ma studnię na podwórku, więc czerpią ją po prostu z fontanny. Jest czysta i zdatna do picia, zapewniam.
- Kogo przedstawia posąg z fontanny?
- spytał Cahnyr.
- Nikt tego nie wie na pewno. Ale burmistrz twierdzi, że przedstawia jego przodka, pana Vallakiego, założyciela miasta. Szczerze, to nie mam na ten temat opinii.
- To co? Bierzemy tę?
- Cely wtrąciła pytanie, spoglądając na pół-elfa.
- Oczywiście, kochanie - odpowiedział. - Wyglądasz w niej ślicznie. To ile? - spojrzał na panią Arasek. - I czy może tę suknię pani jakoś... zapakować? Czy też chcesz - przeniósł wzrok na Cely - wracać w tym do gospody.
- Mam ochotę się nią trochę pochwalić
- odparła niewinnie.
Cahnyr skinął głową. Prawdę mówiąc tego się właśnie spodziewał. No i, nie da się ukryć, myślał też o tym, jaką będzie mieć przyjemność z wysupłuwania Cely z tych wszystkich sznureczków.
- A niech będzie dziesięć sztuk złota - powiedziała pani Arasek.
- Kochanie, ale to kosztuje piętnaście - odezwał się mąż.
- Cicho tam, ty się akurat znasz - warknęła pani Arasek.
- Dziękujemy bardzo - powiedział Cahnyr, kładąc złote monety na ladzie. - Gdybyśmy mogli kiedyś być pomocni, to proszę o nas pamiętać.
- Doceniam
- pani Arasek wyszczerzyła się i kiwnęła głową w podzięce.
- Jeszcze jedno. - Cahnyr zatrzymał się, gdy byli już przy drzwiach. - Gdzie znajdziemy tego twórcę zabawek?
- Jego sklep znajduje się niedaleko na zachód od rynku, tuż na południe od karczmy “Błękitna Woda”, na pewno musieliście o niej słyszeć. A może... może chcecie plan miasta? Tylko jedna sztuka złota?
- Weźmiemy
- powiedziała bez chwili wahania Cely, która za moment stała się właścicielką pięknego, kolorowego i dokładnego planu.
Kliknij w miniaturkę
- Tu jest nasz sklep - powiedziała pani Araska - tu "Błękitna Woda", a tu mieszka pan Blinski.
Cely skinęła głową i schowała plan.
- Dziękuję! Dziękujemy - zabrzmiał dwugłos, a po chwili para zaklinaczy opuściła progi "Podwórka"


- Czym możemy służyć? - Cahnyr zwrócił się do mężczyzny, który stale podpierał płot i wpatrywał się w wejście do sklepu.
Mężczyzna odsunął się od płotu i wyprostował. Przyłożył pięść do ust i odchrząknął kilka razy.
- Lady Watcher zaprasza was do swojej posiadłości na kolację. Ma dla was pewną propozycję. Czy ci, którzy byli z wami wcześniej w karczmie, to wasi towarzysze? Jeśli tak, to też mogą czuć się zaproszeni - powiedział poważnym tonem.
- Ciekawy sposób przekazywanie zaproszenia, nawet jeśli chodzi o kogoś nieznajomego - odparł Cahnyr. Spojrzał na Cely, której kreacja nadawała się na oficjalną wizytę. - Kim jest lady Watcher i gdzie mieszka?
- Mieszka na północ od karczmy Błękitna Woda. Z całą pewnością z łatwością rozpoznacie jej posiadłość, gdyż jest najznamienitsza i największa w Vallaki. Lady Watcher jest wysoce szanowaną personą i jest głową najwspanialszej, szlachetnej rodziny w tym mieście. Chciałbym tylko zaznaczyć, że na zaproszenie Lady Watcher “się nie odmawia”. Lady Watcher jest gotowa przyjąć was na kolację dziś, bądź jutro wieczorem.
- Cóż… Wygląda na to, że mamy już plany na wieczór…
- stwierdziła Cely. - Tylko pytanie jak reszta zareaguje na zaproszenie…
- Proszę powiedzieć lady Watcher, że z przyjemnością przyjmiemy jej zaproszenie.
- Cahnyr spojrzał na mężczyznę, zapewne jakiegoś przydupasa pani Watcher. - Przynajmniej my dwoje. Ale chciałbym się jeszcze dowiedzieć, dlaczego nie podszedłeś do nas w gospodzie.
- Cahnyr, jeszcze będzie okazja, żeby o to spytać. Wracajmy powiadomić resztę o zaproszeniu
- powiedziała Cely.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, szczęście ty moje. - Cahnyr skłonił się uprzejmie swojej dziewczynie, przyjaciółce, kochance i potencjalnej narzeczonej zarazem. - Chodźmy więc do gospody. Znajdziemy naszych przyjaciół. Z pewnością się ucieszą.
Dziewczyna skinęła głową, po czym wzięła chłopaka pod rękę.
- A tak w ogóle, to rozumiem, że awansowałam? - powiedziała żartując z tego, że zaklinacz przedstawił ją jako swą narzeczoną.
- A nie sądzisz, że to dobrze brzmi? - Cahnyr uśmiechnął się lekko. - Ale nad oficjalną stroną tego zagadnienia będę musiał jeszcze popracować.
- Hahaha, brzmi ładnie. Chociaż trochę chyba zbyt oficjalnie, jak na tak dość krótką, bardzo przyjemną, ale krótką znajomość.
- Pocałowała go delikatnie.
- Krótka przemieni się w dłuższą - odpowiedział, unosząc do ust jej dłoń. - Chodź, księżniczko. Trzeba powiadomić pozostałych o tym radosnym zdarzeniu.
 

Ostatnio edytowane przez BloodyMarry : 21-07-2018 o 11:28.
BloodyMarry jest offline