Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2018, 22:54   #79
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po załatwieniu swoich spraw na mieście Bartholomeus w końcu zdecydował się na odwiedzenie tawerny. Nie przepadał za tłumami które się z tym wiązały, ale w końcu musiał gdzieś spać, a i przydałoby się obmyć z kurzu gardło po całym dniu walki. Co prawda nie walczył w pierwszej linii, ale mimo to czuł się spragniony i zmęczony. Gdy wszedł do pomieszczenia od razu uderzyła go duża liczba odwiedzających. Przypuszczał że tego dnia przez tawernę przewiną się wszyscy żołnierze którzy brali w natarciu. Przepchnął się do baru, wyciągnął z mieszka nieco drobniaków i przywołał karczmarza.
- Jedno p-p-p-piwo p-p-proszę. - wyjąkał kładąc zapłatę na kontuarze. Gdy mężczyzna obrócił się by spełnić zadanie, Bartholomeus ostrożnie poprawił kaptur. Przypuszczał że wyglądał debilnie, jak “tajemniczy bohater” z ksiąg przygodowych które tak bardzo lubiła jego matka. Cóż, lepsze to niż żeby ktoś zobaczył jego oczy i podniósł larum.
Po kilku chwilach miał już trunek w garści, który powolutku pił i czekał na rozwój sytuacji.
Raileyn chwilowo był spłukany. To jednak mogło się zmienić, zwłaszcza, gdyby był w stanie otworzyć swój warsztat nie tylko jako punkt zaopatrzenia armii. Gdy wszedł do karczmy, rozejrzał się więc za jakąś znajomą twarzą. Po kilku oddechach przyglądania się obecnym, z lekkim uśmiechem skrytym pod brodą, ruszył do stolika, gdzie siedział jeden z przydzielonych do księżniczki ludzi. Zdecydowanie podszedł do ławy gdzie siedział mężczyzna w kapeluszu i usiadł. - Raileyn Kłos, rzemieślnik. Zdaje się, żeśmy się nie mieli czasu sobie przedstawić w całym tym rozgardiaszu przed przebiciem się tu. - Powiedział brodacz i wyciągnął rękę.
- Bartholomeus M-m-m-mandragora. - odparł jąkając się zakapturzony mężczyzna - A-a-alchemik. P-p-proszę. - dodał wskazując krzesło obok siebie.
- Solidny bajzel tutaj, nie sądzisz? Nie wiem czy nie tak duży jak przy zasadzce gnolli. Alchemik powiadasz? A wiesz może co to? - Kłos wyciągnął z jednej z licznych kieszeni fartucha butelkę z miksturą, którą znalazł przy trupach. - Coś takiego przy gnollach znalazłem. Może powinniśmy dodać do arsenału jakieś oleje łatwopalne. Które łatwo wziąć w miasto i zapalić po rozlaniu na przeciwniku. - Raileyn gadał jak najęty, co do niego zupełnie nie pasowało i pewnie trzeba było zrzucić na karb emocji całego dnia.
- Ogień a-a-alchemików. M-mogę zrobić. Za o-o-odpowiednią ceną. A t-to? D-daj mi chwilę. - odparł Mandragora biorąc małą buteleczkę do dłoni. Ostrożnie ją obejrzał, pokręcił płynem by sprawdzić konsystencję, ustawił pod światło, a w końcu otworzył i bardzo ostrożnie powąchał.
- A jak p-p-przy tym j-jesteśmy. M-moja proca się z-z-zrobiła dziwna. Z-znasz się na t-tym?- spytał podając rzemieślnikowi swoją broń. Po krótkiej analizie oddał miksturę właścicielowi. - M-mikstura o-o-odporności na żywioły.

1. Napój ochrony przed żywiołami (I) - obroni jednorazowo [5] punktów obrażeń od ognia, zimna, kwasu itp.
2. Proca (0) +1 obrażenie
[ulepszenie] + 1 obrażenie, oporność na kontrolę umysłu.
- Zburzenie kamieni - 1 raz dziennie można zniszczyć kamienną osłonę lub ścianę o długości i wysokości 1 metra

- Ciekawa proca, pomaga chronić umysł, czasem można też jej użyć do niszczenia niedużych kamiennych osłon. Nic wielkiego, ale jeśli jakiś goblin się skryje w rumowisku, to idealnie będzie pasować. - Rzemieślnik pokiwał głową z uznaniem. Zadowolony był też z nowo nabytej wiedzy na temat mikstury. Pracując przy palenisku, łatwo było sobie uświadomić, że mogłaby pozwolić wybiec chociażby z pożaru.
- Dz-dzięki. - odparł alchemik odbierając swoją broń. Nie był specjalnie towarzyską osobą i nie wiedział co więcej powiedzieć, dlatego też pociągnął z swojego kufla kolejny łyk piwa i czekał na rozwój sytuacji.

W karczmie zjawiła się… Harpia. Najprawdziwsza Harpia, pół-człowiek, pół-ptak, z pazurami, ptasimi nogami, piórami. Jako kobieta, mimo tych dodatków, była atrakcyjna, a przynajmniej tak uważała większość mężczyzn, która miała okazję ją spotkać. Usiadła przy jednym ze stolików, po czym odezwała się głośno do karczmarza:
- Piwa! I byle szybko! - Wyszczerzyła swoje małe kiełki, po czym zaczęła napełniać fifikę, by sobie puścić dymka.
- Moja ulubiona towarzyszka walk i wędrówek - powiedział Esmond, który w karczmie pojawił się niemal w tym samym momencie, lecz bez towarzyszącego mu jak cień sir Erskine'a. - Można się dosiąść? - spytał.
- Jak musisz... - Odparła Harpia dziwnym tonem, ale obdarzyła mężczyznę kolejnym błyskiem kiełków - Gdzie ducha zostawiłeś? - Dodała.
- Dzięki za zaproszenie - odpowiedział z lekką kpiną. Usiadł przy stole. - Musi odpocząć po spotkaniu z tą galaretą - odparł. Tak jak i my wszyscy - dodał.
- Ja tam to gorzej przeżyłam spotkanie z cieniem... - Ryfui odchyliła własny pancerz, by spojrzeć z góry przez szparę na swoje piersi(!), po czym wzruszyła ramionami - No ale już lepiej - Dodała, i w końcu odpaliła fifikę. Roztoczyła wokół siebie przyjemną woń jakiegoś egzotycznego tytoniu.
- Widzę, że lepiej - stwierdził Esmond. Pokiwał głową. - Jeszcze trochę i ponownie będą doskonałe, a już teraz nic im nie brakuje.

Alchemik był mocno zaskoczony pojawieniem się tak egzotycznej istoty na sali. Nikt nie podniósł alarmu, nikt się na harpię nie rzucił z mieczem, może i on mógł się odsłonić. Po dłuższym namyśle ściągnął kaptur, odsłaniając swoją poznaczoną bliznami twarz i ukazując fosforyzujące, wężowe oczy.
- M-m-mógłbyś m-m-mi zrobić d-dobry miecz? - spytał Raileyna.
- Tak, jak najbardziej. Miecz i kilka innych rzeczy, jakiś pancerz. Będę oczywiście potrzebował materiałów. - Powiedział spoglądając to na rozmówcę, to na harpię i zdecydował się jednak zamówić piwo. To był ciężki dzień i nie zapowiadało się, żeby miał zwolnić.
-Ś-ś-świetnie. - odparł Mandragora i zamilkł.
- A ja mam zbroję do odsprzedania... - Odezwała się Harpia, słysząc rozmowy przy stoliku obok, po czym napiła się piwa…
Bartholomeus spojrzał na harpię i po krótkim namyśle wziął swoje krzesło i przystawił je do stolika które zajmowała wraz z nieznanym mu mężczyzną.
- B-b-bartholomeus M-mandragora. - przedstawił się krótko - Co t-t-to za zbroja? - faktycznie potrzebował czegoś lepszego.
- Ryfui - Powiedziała Harpia, co chyba było jej imieniem? Przez chwilę nad czymś myślała, po czym pacnęła się dłonią w czoło - Wiesz co… z tą zbroją to ja się jednak pomyliłam. Zmęczona jestem po ostatniej wojaczce. Pancerz już oddałam, już sprzedany, a zresztą to i tak był kobiecy... - Wyszczerzyła kiełki po czym wzruszyła ramionami - No nic, pomylić się można.
- Po takiej walce trudno się dziwić pewnemu zmęczeniu. - Esmond wziął harpię w obronę. - Esmond - przedstawił się. - Niestety, zbrojami nie handluję.
Alchemik westchnął cichutko. Z drugiej ręki pewnie byłoby taniej niż kupno nowej, tym bardziej że Kłos miał wykuć mu nowy miecz. Nie był pewien czy będzie go stać na kolejny wydatek.
- Miło p-poznać. - odpowiedział podając drugiemu mężczyźnie dłoń - N-nie kojarzę was z na-natarcia. - wydukał - D-długo w mieście?
- Raczej długo poza miastem - odparł Esmod. - Walczyliśmy i tu, i tam, a jak kto jest dobry, to stale go gdzieś wysyłają. A Ryfui świadkiem, że nie było łatwo.
- Ah. Czyli p-pewnie dużo już walczyliście. - doszedł do wniosku, uprzejmie ignorując fakt że Esmond nieco się przechwalał. Ale to była chyba cecha typowa dla weteranów. - N-n-nie p-przeszkadzam już, ale g-gdybyście p-potrzebowali usług alchemika to b-będę gdzieś w pobliżu. - dodał podnosząc się - Jeszcze n-nie wiem co księżniczka zrobi z swoim oddziałem, ale do t-tego czasu p-pewnie będę tu. - stwierdził zataczając ręką wąski łuk.
- Ty się tak zawsze jąkasz, czy ostatnio dostałeś w łeb? - Harpia napiła się piwa, po czym puściła dymka.
- A wyglądasz mi na jakiegoś… mądralę, to może ubijemy interes w drugą stronę, czym się zajmujesz i co możesz zaoferować? - Spytała z prowokacyjnym uśmieszkiem.
- Jak b-byłem mały to za-zachorowałem i od t-tego czasu tak mam. Oczy t-też takie z tego powodu. - odparł lekko zirytowany postawą harpii. Niby czemu miał zabiegać o ich względy? - Jak p-powiedziałem jestem alchemikiem. A czym się alchemicy za-zajmują?
- Alchemicy zajmują się… no, alchemią! - Powiedziała Harpia, po czym zaśmiała się głośno - To ten… jakieś alchemie mi możesz skombinować, co bym mogła na wrogach wykorzystać? - Dodała z zadziornym uśmieszkiem.
- Na wrogach, na sobie. - odparł wzruszając ramionami - O-ogień którego nie da się zgasić, patyczki d-dymne, mikstury p-przyspieszające ruchy i inne za-zabawki.
- Interesujące zabawki - stwierdził Esmond, lecz dalszą rozmowę przerwało pojawienie się w tawernie kolejnej osoby.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline