- Dziś wróciłem z wyprawy - wyjaśnił mag. - Wróciliśmy - poprawił się, spoglądając na Ryfui. - Nie wiem, czy zechcesz skorzystać z oferty wspólnego noclegu. Ostatnio pod Rdzą się zatrzymałem. Cisza, spokój...
- Ja tu mam izbę - Odezwała się Harpia, po czym położyła klucz na stole, nieco w stronę Atheris. - No chyba, że wolisz męskie towarzystwo Esmonda i jego kościstej dłoni. Mnie się chyba nie boisz? Ja nie gryzę… a przynajmniej nie za mocno - Ryfui wyszczerzyła kiełki zarówno do Maga jak i Bardki, po czym napiła się kolejny, porządny łyk piwa.
- O, widzisz? Już masz ofertę - powiedział Esmond, nie przejmując się ani docinkiem, ani tym, że może stracić ewentualną współlokatorkę. Wypił odrobinę wina. - Nie grozi ci nocleg pod chmurką - dodał.
Elfka w zamyśleniu przeciągnęła dłonią po swym długim uchu, zdziwiona tak śmiałą propozycją przygarnięcia pod “swoje skrzydło” obcej osoby. Chwilę patrzyła się na nich oboje, ale długo nie czekała i capnęła w dłoń kluczyk, ukrywając go w jednej z kieszeni.
- Łatwo poszło..! - Roześmiała się, ale zdawała nieco niepewna swojej decyzji. - Dziękuję. Ja gryzę tylko gdy muszę, ale wtedy potrafię ugryźć dotkliwie.
- Proponowałbym, byś ograniczyła się do gryzienia wrogów - powiedział mag. - Niektóre z obecnych tu osób są jednak groźniejsze od ciebie i ewentualne gryzienie poza... hmmm... igraszkami... mogą się źle skończyć.
- Nie zamierzam kąsać kogo popadnie jak wściekłe zwierzę, ale też nie doceniasz mnie. - Wyraz jej twarzy nieco spochmurniał i kobieta odłożyła niedopite piwo.
- Nie masz co się naburmuszać. - Esmond uśmiechnął się lekko. - Też kiedyś byłem taki pewny siebie. Ale mi to minęło z wiekiem - dodał.
Ryfui z kolei coś burknęła o załatwieniu jakiegoś “żarełka” po czym opuściła na chwilę stolik, by nagabywać karczmarza o coś do przegryzienia.
Duże oczy elfki patrzyły się na niego tajemniczo, nie zdradzając jednak swoich uczuć. Twarz niczym u gracza w karty, pozostała niewzruszona, by uśmiechnąć się delikatnie dopiero gdy odpowiadała.
- Nie wyglądasz na wiekowego człowieka…
- Staram się jak mogę - odparł mag. - To pozwala na łatwiejsze nawiązywanie niektórych znajomości i kontaktów. Ale i tak czasami widać po mnie upływ wieku. - Zabębnił po stole palcami 'szkieletowatej' ręki.
- Potrafię na to coś poradzić. - Atheris zaciekawiona popatrzyła po jego dłoni, ale zaraz uniosła wzrok i wyszczerzyła się zwycięsko. - Ale nie zwykłam tego robić altruistycznie.
- Nie wątpię - odparł Esmond z kpiącym uśmiechem. Trudno było ocenić, czy mówi o możliwościach elfki czy jej braku altruizmu. - Może kiedyś przedstawisz swoje referencje i wtedy porozmawiamy.
- Myślę że rzucam się w oczy na tyle, że bez problemu mnie odnajdziesz jeśli będziesz chciał porozmawiać. - Stwierdziła miękko i równie subtelny uśmiech mu posłała, pozbawiony podtekstów i taki czysto sympatyczny.
- Nie mówiąc o tym, że cię słychać - dopowiedział Esmond, uprzejmie skinąwszy głową.
Elfka musiała zmienić kolano które górowało, zmęczona siedzeniem w jednej i tej samej pozycji dłuższy czas.
- To dobrze czy źle?
Esmond uśmiechnął się lekko.
- To chyba zależy od tego, kto słucha - powiedział. - Jeśli chce znaleźć, to dobrze.
- Cóż za dyplomatyczna odpowiedź. - Bardka aż wywinęła oczami koło, a z jej ust wydobyło się ciche westchnienie. Zatrzymała w końcu wzrok znów w jego oczach. - Podobał Ci się występ?
Mag spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Lepiej nie zadawać pytań, na które mogłaby paść niezadowalająca odpowiedź - odrzekł.
- Doprawdy? Więc sugerujesz że lepiej wzbraniać się od wiedzy, prawdy i wniosków z których można wynieść jakieś doświadczenie tylko dla własnej pychy, by żyć w krzywo przekolorowanym świecie. Łechtać się ślepo komplementami i nie dążyć do rozwoju, spoczywając na laurach? - Ton wiecznie melodyjnego głosu artystki nabrał sporo pewności siebie, a elfka oparła łapki na kuflu, a na nich bródkę. Oczekiwała z zapałem jego odpowiedzi.
- Tyle słów. - Esmond pokręcił głową. - Jakże typowe, dla barda. I nie świadczy zbyt dobrze o mówiącym.
Tym razem Atheris zdała się nieco rozczarowana jego odpowiedzią, a jej emocje lekko opadły.
- Jeśli tak myślisz… - rzekła nie kontynuując jednak, robiąc krótką pauzę którą zakończyła westchnieniem. - Czas już na mnie, moja podróż była dość długa i łóżko wzywa. Dziękuję za towarzystwo. - Powiedziała grzecznie i zaczęła wstawać od stołu.
Esmond spoglądał na nią z rozbawieniem. Jakoś dziwnym trafem każdy prosił o szczerość i prawdę, a potem tylko się obrażał, gdy ową prawdą walnięto go między oczy. Ale Atheris najwyraźniej o tym nie wiedziała.
- Miło było. - Podniósł się. - Przyjemnego odpoczynku po podróży.
Minstrelka pomachała samymi palcami, żegnając się i odwracając na palcach przecisnęła w stronę oberżysty, zamieniła z nim jakieś słowa i poszła na piętro.
- Ciekawe, czy długo pożyje - powiedział mag do wracającej z jadłem harpii, tonem dość obojętnym, po czym wypił kolejny łyk wina.
- Chcesz kurczaka? - Spytała stawiając parującą miskę jadła na stole, po czym… zaśmiała się.
- Tylko bez żadnych durnych żartów o zjadaniu dalekich krewnych dobrze? Bo gdyby karczmarz, nie był karczmarzem, to on by już zarobił za taką gadkę - Uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Nie mam zwyczaju rzucać takimi tekstami w stosunku do tak uroczych kobiet - odparł Esmond. - I masz rację. Samo wino, bez podkładu, to samobójstwo. A piersi są wspaniałe. Palce lizać.
- Też lubisz… piersi? - Wypaliła nagle Ryfui, i głośno się zaśmiała, chyba na całą karczmę, aż jej łezki po policzkach poleciały.
- Kto by nie lubił?. - Mag uśmiechnął się. - Są najlepsze. No, czasami spadają na drugie miejsce.
- Zaraz po alkoholu? - Harpia zagryzła drugie już udko.
- Alkohol jest na bardzo dalekim miejscu - odparł Esmond, dobierając się do wspomnianych wcześniej piersi. Kurczaka, oczywiście.
- A propo alkoholu… to do tego jadła lepsze wino, czy jak? - Ryfui spojrzała na swój pusty kufel piwa, a następnie na pełną do połowy butelkę wina na stole.
- Najlepsze byłoby białe - odpowiedział mag - ale czerwone, wytrawne też jest dobre. Lepsze niż piwo. Proponuję sprawdzić. - Sięgnął po butelkę i podsunął harpii kubek. - Nalać? - upewnił się.
- A lej! - Przytaknęła Harpia.
Wnet kubek po brzegi wypełniony winem znalazł się w dłoniach Ryfui.
- Zdrowie - powiedział mag. - I niech Shelyn, tak jak do tej pory, obsypuje cię łaskami.
Uniósł swój kubek, kierując życzenia w stronę harpii.
Po paru chwilach po kurczakach zostało tylko wspomnienie (i garść kości), a gdy w butelce ukazało się dno, harpia rzuciła krótkie "Do kiedyś tam!" po czym ruszyła w stronę schodów.
Esmond odprowadził ją wzrokiem, wypił do końca wino ze swego kubka, po czym wyszedł z karczmy. Miał jeszcze parę spraw do załatwienia.