Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2018, 22:29   #25
Prince_Iktorn
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację



Drużyna wędrowała niestrudzenie w ciemnościach. W odróżnieniu do innych obszarów Puszczy, tutaj w większości martwe drzewa nie blokowały całkowicie światła gwiazd i to pomagało wędrującym Aldrikowi i Mordredowi dotrzymać kroku widzącym w ciemnościach elfom. Dookoła panowała cisza, przerywana jedynie cichymi przekleństwami Einara, oraz zmęczonym sapaniem Deireda. Cisza tym dziwniejsza, że poprzednia noc w Puszczy pokazała, jak bardzo tętni ona życiem. Tutaj zaś zdawałoby się, że wędrowcy są jedynymi istotami, które nawiedzają to wymarłe miejsce.

Było to jednak wrażenie mylne. Nie dalej jak kilka godzin po zapuszczeniu się w rejony Martwej Puszczy, wysłany naprzód chowaniec Sovelissa nagle zaczął panikować. Jego przerażenie było tak porażające, że sam mag bez wahania ruszył mu na pomoc, wraz z pozostałymi. Po dłuższej chwili poszukiwań odnaleźli ptaka, rozpaczliwie szamoczącego się i trzepoczącego skrzydłami, uwięzionego w pasmach cienkich niczym elfi jedwab, niemal niewidocznych w gwiezdnej poświacie pajęczych nici.
Uwolnienie sowy nie stanowiło problemu, choć same sieci były zaskakująco wytrzymałe i ponownie dało się słyszeć ciche klątwy Einara, gdy znaleziony przez niego na pobojowisku gobliński nóż przywarł do nici i sam najemnik nie był w stanie go uwolnić. W końcu porzucił zdobyczną broń, teraz zwisjacą zdawałoby się w powietrzu i dalej klął pod nosem.

Natomiast Deired wspólnie z Aldrikiem i Ardiel odkryli coś niespodziewanego. Najpierw na jednym drzewie, potem na drugim, aż w końcu wiedzeni ciekawością, także na innych. Wszystkie martwe drzewa miały w sobie otworki. Zawsze parami, czasem dwa a czasem cztery, zawsze w pobliżu korzeni.
- Wygląda jakby coś tutaj, nie wiem, wlano? Jakby ktoś zatruł drzewa...wszystkie... - Deired wzdrygnął się lekko.
Ku zdziwieniu maga, sowa bała się latać dalej. Nawet w jej oczach niektóre pasma pajęczej przędzy między drzewami były niemal niewidoczne.

Zdwajając ostrożność, drużyna ruszyła dalej.
Mijały kolejne godziny wędrówki, tym bardziej męczące, z uwagi na trudny teren i ciągłą gotowość towarzyszy. W końcu dotarli do okolicy, w której według mapy powinna znajdować się siedziba Strażnika. Wiele drzew było opasanych pasmami pajęczyn, jednak z jednego kierunku dało się dostrzec wyraźną poświatę, łunę. Coś się paliło.

Ostrożnie, drużyna zbliżała się do źródła światła. Po chwili ich oczom ukazała się polana, otoczona ścianą drzew pokrytych pajęczynami. Pasm było tak wiele, że w świetle ognia były dobrze widoczne. Sama polana oświetlona była wielkim ogniskiem i kilkoma mniejszymi, w których płonęły świeżo ścięte gałęzie. Grupka czterech hobgoblinów stała razem, popatrując nieufnie na inne kształty, przemieszczające się po polanie. Pająki. Wielkie niczym dorosły człowiek z zadziwiająca szybkością i koordynacją przemykały po polanie, wędrując po drzewach. Największy z goblinów pochylał się właśnie nad jednym z pająków, przyciskając rękę do piersi i zamykając coś w zaciśniętej pięści.

Uwagę zwracało zwłaszcza jedno, duże drzewo, którego kora była całkiem biała, zaś z licznych otworów sączyła się żywica, w świetle ogniska czerwona niczym krew. Drzewo to było obsiądnięte przez pająki, a jego gałęzie pokrywało wiele warstw pajęczyn. Co dodatkowo zadziwiło towarzyszy, to fakt, że w pniu drzewa dało się zauważyć zarysy twarzy. Twarzy, z której oczu i ust sączył się czerwony płyn.


Nagle oczy na pniu otworzyły się. Głos, głęboki, nieludzki, ale przepełniony bólem i cierpieniem odezwał się donośnie.
- Uciekajcie wędrowcy! Uciekajcie lub zginiecie! Ratujcie się!
Drzewo krzyczało. Gałęzie lekko poruszyły się, napinając pasma sieci. Część drużyny zrozumiała już kim był pierwszy ze Strażników Puszczy.
Krzyk drzewa przerodził się w przeciągły jęk, gdy zza pnia wychyliły się wielkie, włochate odnóża. Pająk, większy od pozostałych wypełzł spoglądając wprost na towarzyszy. W tej samej chwili goblin nachylający się nad mniejszym pająkiem podniósł głowę i wskazawszy w stronę drużyny wydał z siebie ni to skrzek, ni to szeleszczący klekot. W tej samej chwili wszystkie pająki obróciły się w stronę towarzyszy. Goblin, noszący jak pozostali tabard ze znakiem Płonącej Pięści, sięgnął po miecz.





 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 23-07-2018 o 22:31.
Prince_Iktorn jest offline