Neverwinter
6 Marpenoth, poranek
Noc była dla wszystkich zbyt krótka, a sen nie przyniósł ukojenia. Rankiem głównym tematem śniadających w głównej sali gości była sprawa zamordowania Shavriego, co tym bardziej pogarszało humor drużyny. Ale musieli to znieść, tym bardziej, że przy stole czekał już na nich Marduk, którego musieli powiadomić o zajściach minionej nocy. Jako elf kapłan nie potrzebował dużo snu, więc mimo nocnej gonitwy myśli był świeży jak skowronek. Wizja złapania i przykładnego ukarania morderców tropiciela dodatkowo poprawiła mu humor, choć oczywiście tego nie okazał, składając kompanom "najszczersze" kondolencje. Tak jak i Joris elf nie wierzył w neverwinterski wymiar sprawiedliwości. Co może zdziałać setka czy dwie strażników w kilkunastotysięcznym mieście z niespecyficznym portretem jakiegoś półelfa? Póki nie podstawią im winowajcy pod nos, to raczej... nic.
Dopiero po chwili do Marduka dotarło drugie dno tego, co opowiedział Joris. Ów Cedryk-skrytobójca szukał Anny. Wcześniej zaś, w lasach Neverwinter najemnicy schwytali sharytę... Obraz medalionu, jaki zdjął z szyi Anny i ukrył przed towarzyszami jak żywy stanął mu przed oczami. Pozostawało pytanie, czy podzielić się tą wiedzą z resztą...
Rankiem Turmalina ocknęła się z nienaturalnego snu, zła i z potwornym kacem wywołanym trucizną. Próba morderstwa wyrwała ją ze stuporu pierwszej zawiedzionej miłości i zmotywowała do działania. Przynajmniej na chwilę... Co prawda zdarzało jej się gubić wątek i zamyślać w pół zdania, ale przynajmniej szło się z nią jakoś dogadać.
Przełknąwszy z trudem kilka kęsów najemnicy zebrali bagaże, dwukółkę, psa, zostawili wiadomość dla Zen i ruszyli do świątyni Selune, do której zanieśli w nocy ciało Traffo. Co prawda tropiciel wyznawał inną boginię, lecz Torikha była pewna, że nie miałby nic przeciwko, zwłaszcza że Sune i Selune łączyły dość zażyłe stosunki.
Odrębną sprawą było to, że pogrzeb miałby odbyć się na neverwinterskim cmentarzu, a tropiciel spocząłby wśród tysięcy obcych mogił. Gdyby chcieli zabrać ciało aż do Phandalin musieli by zapewne zainwestować w zaklęcie utrzymujące ciało w dobrym stanie.
Trzewiczek zamknął się w wozie na świątynnym dziedzińcu dumając nad zamówionymi przez Jorisa zaklęciami. Do sporządzenia zwojów potrzebował spokoju, a przede wszystkim sporo czasu. No i przed oczami co chwila stawało mu martwe ciało tropiciela. Miał poczucie, że powinien coś zrobić i nie są to zwoje... Ale co? Dopilnować, żeby brat Shavriego otrzymał pieniądze na naukę? Nie wiedział gdzie go szukać i po prawdzie nie do końca pamiętał nawet imię otroka! Wiedział jednak, kto może wiedzieć. Ludzie z karawany Leny Marple, a zwłaszcza Marv, z którym - jak się niziołkowi zdawało - znał się jeszcze z rodzinnego miasteczka. Stimy wytężył pamięć by przypomnieć sobie gdzie pojechała karawana Leny. Wschód, ani chybi. Zupełnie jak do Silverymoon.