Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-07-2018, 23:12   #261
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Hei-Corellon shar-shelevu, Hiro hyn hîdh… ab 'wanath...

Po zakończeniu rozmowy z drużyną Marduk siedział jeszcze przez chwilę, zatopiony w myślach i wodząc spojrzeniem po nowych towarzyszach broni. Zabicie smoka zniweczyło część jego planów i należało je zmienić. Pomijając wszystko inne de factobył najemnikiem i instytucja łupu wojennego budziła jego żywe zainteresowanie. A Tressendarowie, sądząc po usłyszanych dziś opisach, wydawali się być nadziani gotowizną niczym tuczona gęś figami… No i parę innych możliwości się otwierało, chociażby konfrontacja z banshee...

Jednym haustem wychylił resztkę podłego wina i zgarnął tubus ze zwojem. Czas go gonił, a tak wiele było do zrobienia…


Ślęcząc nad pergaminem słoneczny elf zdał sobie w pewnej chwili sprawę, iż jego myśli co i rusz biegną do Przymierza - organizacji w ogóle - a do metyski o korzeniach rodem z piekielnego Planu w szczególności. Pozwolił sobie na luksus zmarszczenia czoła.

Z tego co zasięgnął języka Przymierze cieszyło się naprawdę pozytywną renomą i trudno było to podważać. Ideały jego twórców były szczytne i w wielu aspektach zbliżone do uniwersalnych idei przyświecających wyznawcom bóstw dobra. Choćby pomysłowi obrony przed najazdami orków musiał przyklasnąć, samemu widząc na własne oczy “dokonania” przedstawicieli tej barbarzyńskiej rasy. To, że czasy świetności Przymierze miało za sobą nie obchodziło go, tak samo jak faktyczne znaczenie i wpływy - wiadome było, że fluktuuje to i zmienia się na bieżąco. Nawet koleje losów tak długowiecznej rasy jak elfowie były istną huśtawką na przestrzeni dziejów.

I wtedy go olśniło. Kilka przebłysków niemal równoczesnych, potwierdzających geniusz rasy Tel’Quessir, wśród których nie najważniejszym było rozszyfrowanie przeznaczenia zwoju otrzymanego od niziołka Trzewika.
- Gazowa forma - Marduk pieszczotliwie przejechał długim, pajęczym palcem po marginesie pergaminu. Dążenie do doskonałości poprzez podnoszenie kompetencji, czy to na polu bitewnym czy w kwestiach teologii lub magii, sztuki albo wiedzy, stanowiło w jego oczach kwintesencję bycia słonecznym elfem.

W poczuciu dobrze wypełnionego zadania Delimbiyra zwinął kartę i zastanowił się. W budynku Przymierza widział wielu oryginałów, jednak trudno było im przebić panią - czy też pannę - Starhold. Zapytani pobratymcy nie mieli pojęcia skąd niewiasta się wywodzi, ale opinia o niej była wybitnie pozytywna. Coś popychało Marduka by się z nią spotkać...


Tej nocy Marduk Delimbiyra nie był jedynym gościem świątyni. Nie był też gościem najważniejszym. Przybysze z Evermeet pojawili się nagle, tuż przed zamknięciem bram miejskich, i przywitani zostali z nieprzyzwoitym wręcz pośpiechem. Tylko hierarchii zdradzili z czym przybyli, ale wszyscy obecni na miejscu synowie Ojca Elfów zgadywali co ich sprowadza do Neverwinter.

Śledczy bez wątpienia szukali tropu zabójcy króla Zaora Księżycowego Kwiatu. Młody kapłan poznawał niektórych z przybyłej grupy a nie był jedynym światowcem tutaj, bywałym na stołecznych salonach. Jako siostrzeniec Smutnej Królowej przystąpił do pobratymców by zapytać o wieści i dowiedzieć się czegoś o poszukiwaniach mordercy, ale spotkało go nader srogie rozczarowanie! Grzecznie acz stanowczo odmówiono mu rozmowy, potraktowano jako mało znaczącego akolitę, plebejusza wręcz! Było to… nieznośne!

Z nowo przybyłych tylko jedna osoba była skłonna z nim pomówić dłużej. Może dlatego, że kapłan Obrońcy, Baelraheal z rodu Bellasvalainon, sam wydawał się być mało znaczącym dodatkiem do grona szacownych, szlachetnie urodzonych możnych wysłanych na wyprawę wymagającą zdolności detektywistycznych, elokwencji… no i oczywiście mocnego ramienia i dobrego ostrza w dłoni. Syn zwykłego piekarza, o cerze niemal brązowej od słońca i dłoniach pokazujących że nie wzbrania się przed pracą fizyczną zamiast eleganckiego ostrza na wzór świętego Sahandriana dzierżył plebejską glewię.


Na wprost większości ludzi, krasnoludów i niziołków zamieszkujących tę krainę i tak wydawał się niemal arystokratą...

Jego pogodne usposobienie i niewymuszona pokora w zachowaniu, nie przystająca - zdaniem Marduka - dumnemu kapłanowi Ojca Elfów, niezmiernie irytowała młodzika. Złotooki pobratymiec nieustannie wydawał się czemuś skrycie rozbawiony, co nie zjednywało mu sympatii Delimbiyri.

Oczywiście, również i Baelraheal nie zdradził niczego Mardukowi o swej misji, ale od słowa do słowa obaj kapłani zawędrowali na nader delikatny temat, niezwykle ważny dla wygnańca. Delikatny, biorąc pod uwagę elfią naturę, podejście do życia i śmierci, etykę i moralność.

- Zdarza się, że wśród nas, sług Ojca, jak i sług innych bóstw poczuwających się do obrony swych dzieci, trafiają się niektórzy - możesz ich nazwać prawdziwie nieugiętymi, niezłomnymi wręcz w swych przekonaniach i wierze - gotowi do wojny z fanatyczną gorliwością i zapałem opętanego przez demona. Oczywiście, nie o opętanie chodzi, tylko o…
- O słuszny gniew i siłę którą Ojciec Elfów wlewa w nasze ramiona; my wszyscy, kapłani, to odczuwamy, ale niektórzy silniej i pełniej od innych
- podniecony Marduk przerwał koledze, dysząc ciężko i odtwarzając w pamięci wszechogarniającą ekstazę kiedy odbierał życie swym wrogom - a przez to, że jego wrogom, wrogom również Jego Ojca. I na odwrót, wrogowie Protektora byli też jego wrogami.

Baelraheal pokiwał głową i spojrzał dyskretnie na innych kapłanów, ściszył głos.
- Trening takiego czempiona skupia się na walce wręcz, choć nie traci się również łask które co noc zsyła nam nasz Ojciec.

- Skąd o tym wszystkim wiesz?
- zapytał naraz Marduk. Corellon Larethian był wojowniczym bogiem, ale ten aspekt był zawsze tylko jednym z wielu branych pod uwagę. Magia, muzyka, sztuka, rzemiosło, poezja… było dużo dziedzin w których kapłan Ojca mógł się realizować, nie tylko w sztuce wojennej. Subtelne reakcje starszego kolegi sugerowały jednak coś innego.

Nie doczekał się odpowiedzi; Baelraheal odwrócił głowę i wpatrzył się w jakiś punkt, jakby dostrzegał tam sobie tylko znajome dziwy. Marduk pokiwał głową, jakby reakcja drugiego kapłana coś potwierdziła. Spoglądał na białawe blizny na brązowych dłoniach i twarzy Tel’Quessir.
- Opowiedz mi więcej - zażądał.


Przed snem Delimbiyra przejrzał w myślach plan działania na następne dni. Tak samo jak Trzewik dokonał rozeznania co do banshee i ich mocy i z przykrością stwierdził, że może Agatha - czy jak ją tam zwano - może być zbyt groźnym dla niego przeciwnikiem, przynajmniej jak na razie. Księgi które miał pożyczyć z rana łatwo było skopiować - niestety, rysunki w nich zawarte wymagały ręki sprawnego a uważnego skryby. Sprawa klątwy w Thundertree nie dawała mu spokoju - czyżby obecność drużyny w tym miejscu coś wywołała? A może to sprawka smoka?

Mus było to sprawdzić.

Marduk wpatrzył się w widok za oknem. Nieugaszona żądza zabijania sprawiała, że całej siły woli musiał używać by zachowywać spokój, zwłaszcza w zbiorowisku, gdzie co krok dostrzegał potencjalnych przeciwników. Smoka mu odebrano; pozostawali jednak kultyści różnej maści, banshee, orkowie… paru przedstawicieli innych ras również zapewne trafi pod rzeźnickie ostrze Delimbiyri. Pewną nowością była wiedza, że stał się celem polowania a za jego głowę została wyznaczona nagroda. Uśmiechnął się zimno; to działało w obie strony, a kości jego przeciwników zaścieliły niejedno pole. Tressendarowie nie byli świadomi że podniesienie ręki na kapłana Corellona oznaczało podniesienie ręki na Ojca - a to oznaczało z kolei, że wrogowie Ojca są wrogami Marduka.

Tym gorzej dla nich.

Elf stał z czołem przytkniętym do szyby tak długo, aż naraz pod czaszką usłyszał widmowy cień... ryku? wrzasku? może wycia? rozlegającego się z nieznanej dali. Zrazu przeraził się… ale w miarę upływu czasu wsłuchiwał się coraz pilniej, nadal niepewny czym jest osobliwy ryk. Zdawało mu się że słyszy w nim jakieś słowa, ale za nic nie był w stanie znaleźć jakiegokolwiek ich znaczenia. Było to… frustrujące, ale Marduk obiecał sobie że dowie się co wywołuje ten hałas…

Odwrócił się, starannie kontrolując każdy ruch do tego stopnia, by każdemu postronnemu obserwatorowi wydawać się rozleniwionym. W rzeczywistości krew łomotała mu w skroniach a przed oczy pchały się wspomnienia stoczonych walk. Czuł, że sen nie nadejdzie szybko.

Położył się, nieświadom dramatycznych wydarzeń które były udziałem towarzyszy z nowej drużyny...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 25-07-2018, 09:26   #262
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter
6 Marpenoth, poranek

Noc była dla wszystkich zbyt krótka, a sen nie przyniósł ukojenia. Rankiem głównym tematem śniadających w głównej sali gości była sprawa zamordowania Shavriego, co tym bardziej pogarszało humor drużyny. Ale musieli to znieść, tym bardziej, że przy stole czekał już na nich Marduk, którego musieli powiadomić o zajściach minionej nocy. Jako elf kapłan nie potrzebował dużo snu, więc mimo nocnej gonitwy myśli był świeży jak skowronek. Wizja złapania i przykładnego ukarania morderców tropiciela dodatkowo poprawiła mu humor, choć oczywiście tego nie okazał, składając kompanom "najszczersze" kondolencje. Tak jak i Joris elf nie wierzył w neverwinterski wymiar sprawiedliwości. Co może zdziałać setka czy dwie strażników w kilkunastotysięcznym mieście z niespecyficznym portretem jakiegoś półelfa? Póki nie podstawią im winowajcy pod nos, to raczej... nic.

Dopiero po chwili do Marduka dotarło drugie dno tego, co opowiedział Joris. Ów Cedryk-skrytobójca szukał Anny. Wcześniej zaś, w lasach Neverwinter najemnicy schwytali sharytę... Obraz medalionu, jaki zdjął z szyi Anny i ukrył przed towarzyszami jak żywy stanął mu przed oczami. Pozostawało pytanie, czy podzielić się tą wiedzą z resztą...

Rankiem Turmalina ocknęła się z nienaturalnego snu, zła i z potwornym kacem wywołanym trucizną. Próba morderstwa wyrwała ją ze stuporu pierwszej zawiedzionej miłości i zmotywowała do działania. Przynajmniej na chwilę... Co prawda zdarzało jej się gubić wątek i zamyślać w pół zdania, ale przynajmniej szło się z nią jakoś dogadać.

Przełknąwszy z trudem kilka kęsów najemnicy zebrali bagaże, dwukółkę, psa, zostawili wiadomość dla Zen i ruszyli do świątyni Selune, do której zanieśli w nocy ciało Traffo. Co prawda tropiciel wyznawał inną boginię, lecz Torikha była pewna, że nie miałby nic przeciwko, zwłaszcza że Sune i Selune łączyły dość zażyłe stosunki.

Odrębną sprawą było to, że pogrzeb miałby odbyć się na neverwinterskim cmentarzu, a tropiciel spocząłby wśród tysięcy obcych mogił. Gdyby chcieli zabrać ciało aż do Phandalin musieli by zapewne zainwestować w zaklęcie utrzymujące ciało w dobrym stanie.

Trzewiczek zamknął się w wozie na świątynnym dziedzińcu dumając nad zamówionymi przez Jorisa zaklęciami. Do sporządzenia zwojów potrzebował spokoju, a przede wszystkim sporo czasu. No i przed oczami co chwila stawało mu martwe ciało tropiciela. Miał poczucie, że powinien coś zrobić i nie są to zwoje... Ale co? Dopilnować, żeby brat Shavriego otrzymał pieniądze na naukę? Nie wiedział gdzie go szukać i po prawdzie nie do końca pamiętał nawet imię otroka! Wiedział jednak, kto może wiedzieć. Ludzie z karawany Leny Marple, a zwłaszcza Marv, z którym - jak się niziołkowi zdawało - znał się jeszcze z rodzinnego miasteczka. Stimy wytężył pamięć by przypomnieć sobie gdzie pojechała karawana Leny. Wschód, ani chybi. Zupełnie jak do Silverymoon.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 01-08-2018 o 09:28.
Sayane jest offline  
Stary 28-07-2018, 14:01   #263
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Neverwinter
6 Marpenoth, noc



Szelest pergaminu i skrobania pióra nie ucichł przez całą noc. Niziołek nie mógł spać po tym wszystkim. Ilekroć zamykał oczy widział poderżnięte gardło człowieka, którego prawie zwał przyjacielem, choć prawda że czuł się przezeń zdradzonym. Teraz jednak to nie miało znaczenia.

Stimy nie miał pomysłu co robić. Ilekroć czegoś się złapał, zaraz zmieniał zdanie, albo coś mu w tym przeszkadzało. Jak na przykład sprawa wskrzeszenia Shavriego. Mógłby spróbować, ale czy powinien?

Przerażony Stimy otworzył gwałtownie oczy, znów zapominając by tego nie robić.

Niziołek spojrzał na nieudolną karykaturę figurki z gliny, która lepił, gdy zjawiła się Tori z wieścią o ataku. Była paskudna. Nie chciałby by Shavri taki był. Tori miała rację. Był do niczego.

Był też śpiący. Do niczego i śpiący, ale zamierzał pomóc Jorisowi tak jak tylko mógł. Czuł wzrastającą złość i frustrację ciągłymi niepowodzeniami, ale teraz doprowadzi coś do końca. Należało zrobić magiczne zwoje to je zrobi, choćby miał nie spać całą noc! Przecież i tak nie mógł spać!

Niziołek przyświecając sobie "ustrojstwem" kreślił dokładnie znaki i stawiał runy, których nie tyle uczył się na studiach, co nauczył się rozumienia w jaki sposób powstają. Dzięki temu był w stanie stworzyć zwój z zaklęciem, którego nie znał. Musiał tylko wyobrazić sobie jego działanie i korzystając z praw magii, utkać splot zgodnie z magicznym kanonem. Stimy nie zapamiętywał zaklęć, by z nich korzystać, po prostu rozumiał i wykorzystywał prawa jakimi rządził się splot.


Czasami zaglądali do Trzewiczka nie bardzo ogarniając cały chaos, jaki utworzył się wewnątrz dwukółki Zenobii. Kiedy oni zajmowali się ciałem Shavriego, Stimy nieprzerwanie, ignorując zmęczenie komponował swoje dzieła. Nie chciał żegnać się z towarzyszem. Spóźnił się na spotkanie tuż przed wymarszem.

To był istny obraz nędzy i rozpaczy. Zawsze skoczny i wesoły niziołek podszedł do nich szurając nogami, ledwo będąc w stanie unieść wszystkie zwoje, które wszak aż tak dużo nie ważyły. Położył je przed Jorisem.

- Dwa wykrycia magii, dwa wykrycia zła, jeden odczytania magii i... ten. - niziołek położył dłoń na jednym z zawiniątek - Wykrywa niewidzialne przejścia. Pomyślałem, że jeżeli te sprawy są połączone... Studnia Siwej Sowy, kopalnia, zaraza... to może i tam są gdzieś sekretne drzwi. Nie musicie za niego płacić. Pojadę też z wami. Ruszajmy natychmiast.

Kiedy na chwilę stracili Trzewika z oczu i znów nań spojrzeli, ujrzeli niezwykle zmęczonego, śpiącego niziołka, który całą drogę do Phandalin najchętniej przespałby na dwukółce i najwyraźniej zaczął wprowadzać już ten plan w życie.
 
Rewik jest offline  
Stary 01-08-2018, 00:54   #264
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Wiedza Jorisa o wskrzeszaniu była mikra. W zasadzie jego wiedza o czymkolwiek co nie było związane z łowiectwem i przetrwaniem w dziczy była mikra, ale ta dotycząca dogmatów nieśmiertelnej duszy i jej wędrówki po planach biła w tym zakresie rekordy. Mimo to chłopak pamiętał pewnego wędrownego kapłana, który cuda takie sprawiał, że ludziom czapki same z głów spadały. Stary był ów człek, obdarty i można by go z łatwością za powsinogę proszalnego wziąć. Potrafił jednak leczyć samym jeno dotykiem jak prawił ciało na równi z duszą. Ile w tym prawdy było tego Joris nie wiedział, ale widział jak dziad wgramolił się na pal palisady i stał na nim dwa dni bez ruchu nijakiego na deszczu i słońcu modląc się do swego bóstwa. Skóra to była, a kości worek, a ni kapki znoju po nim potem znać nie było. Nastoletnim junakiem będąc Joris próbował samemu tak postać, ale ni cholery nie szło się utrzymać na chwiejnym dziadostwie dłużej niźli parę chwil. To i wbiło się teraz w jego głowę, że są ludzie, dla których “nie da rady” nie istnieje.
W świątyni Selune nie podzielano jego entuzjazmu. Znaczy owszem, Świetlista Pani jest wszechmogąca, a jej moc bezgraniczna, ale dostęp do takich łask mają najcnotliwsi wybrańcy, a nie jakieś gajowe czereśniaki. Na pytanie, czy jeśli jednak jakimś cudem Joris zbierze te tysiące sztuk złota potrzebne do rzucenia czaru, to czy ołtarz Selune przyjmie ofiarę, czy też raczej myśliwy ma próbować szczęścia w innej świątyni, uczynny kapłan rozkaszlał się nerwowo i nieco drwiąco życzył szczęścia w kweście. Joris więc podziękował i zamówił rzucenie czaru spowalniającego rozkład, bez którego w ogóle nie było mowy nawet o przeniesieniu Shavriego gdziekolwiek.

Zachowanie Trzewika utwierdziło myśliwego w przekonaniu, że mają szansę. Jakoś od czasu gdy dowiedział się kto był poszukiwanym złodziejem, uznał, że niziołek w razie potrzeby zmyje się pierwszy zostawiając ich ze wszystkim. Tymczasem Stimy wyglądał na naprawdę zapracowanego i przejętego. Oferowane przez niego zwoje były tańsze niż te w świątyni więc nie dla zysku noc zarywał. Co więcej… zdecydował się iść do Thundertree. A przecież mogli tam umrzeć, zachorować… no bezpiecznie to tam w każdym razie nie było. Skoro więc nawet on się ujął po ich stronie, to może los spojrzy na nich łaskawiej? A niech to. Czas pokaże, prawda Tancerko?

Mardukowe wieści jako pierwsze sprawiły, że Joris postanowił zrewidować zamiary. Co prawda to, że Cedryk i Rihar byli braćmi w wierze, niczego nie udowadniał co do win Rihara, ale… Rihar mógł znać Cedryka. I był bogatym paniczykiem. Jeśli maczał w tym palce, to jak mu knieja miła tatuś szaryty dostanie w paczce paluch synka w unurzany w miodzie i martwych mrówkach. I niech sponsoruje wskrzeszanie…
Ale nie mógł odkładać Thundertree.

- Dam znać chmyzom o nowym zleceniu -
ozwał się do elfa - Rihar to babiarz. Może uda nam się go wywabić dzięki jakiejś koleżance Zenobii. Mateczka lubiła Shavriego. Myślę, że pomoże w znalezieniu chętnej… Ale dziś mus mi już do Thundertree. Zemsta nie ucieknie, a zaraza nie próżnuje. Wrócę jutro.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 02-08-2018, 12:14   #265
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter
6 Marpenoth

Marduk, kapłan Ojca Elfów, w milczeniu wysłuchał relacji o morderstwie Shavriego i nocnych wydarzeniach. Nie wszystkie decyzje towarzyszy zrozumiał, ale to nie był czas na roztrząsanie tego. Zrazu machnął w duchu ręką na śmierć tropiciela, ale już po chwili się zreflektował. Młodzik przypadł mu do gustu, miał ikrę i zapał, a Delimbiyra, mimo wszystkich swych zalet, potrzebował sojuszników.
- Cedryk, Rihar, Orlin... Cedryk, Rihar, Orlin… Cedryk, Rihar, Orlin… - kapłan ponuro powtórzył kilka razy te trzy imiona, jakby chciał je sobie wryć w pamięć. Nie potrzebował tego, rzecz jasna, bardziej miał na myśli kompanów. Podzielił się już z nimi informacjami dotyczącymi tragicznych losów Anny, a przynajmniej tym co mogło być istotne… i pominął jej historię czy to, że nadal posiadał kosmyk jej włosów.
- Skontaktujcie się nie zwlekając z informatorami, niech wywiedzą się o tych dwóch - Rihara i Cedryka. Idę skopiować księgi, poszukać skryby i nawiedzić Przymierze. Wrócę najszybciej jak się da, wtedy zdecydujemy co dalej. To moja propozycja - słoneczny elf wstał, z twarzą nieruchomą niczym maska. Podniósł księgi - Spieszcie się.

W tym momencie wtrącił się Joris i Marduk zdumiał się potężnie. Tropiciel spieszył do Thundertree, bo “zaraza nie próżnuje”. A ten cały Cedryk i jego kompani to niby będą czekać? Delimbiyra nie omieszkał o tym wspomnieć.
- Nie udało im się ubić wszystkich was którzy byliście wtedy w karczmie, ale to nie oznacza że nie powtórzą próby - dodał. - Znajdźmy ich jak najszybciej, zaatakujmy, potem wspólnie podążymy do Thundertree. Będzie po drodze do Phandalin, zaoszczędzimy czasu - ku jego zdumieniu to Turmalina wyglądała na poważnie zainteresowaną dopadnięciem zabójców Shavriego.

Tymczasem w okolicach świątyni drużynę dogoniła Zenobia; mimo pracowitej nocy świeżutka jak skowronek i zachwycona pojawieniem się złotego elfa w kompanii. Przynajmniej do czasu aż Turmalina w niewybrednych słowach poinformowała kurtyzanę o nienaturalnym zgonie Traffo.
- Jasne, że tego Rihara dopadnę i tak mu… - tu Zen rzuciła kilkoma żargonowymi określeniami, po których panowie poczuli nieprzepartą chęć sprawdzenia, czy ich własne klejnoty są na właściwym miejscu. - Mam tu kilka zaufanych przyjaciółek, porwanie czy nie porwanie, zorgnaizuje się raz-dwa! Tylko mi tych chłopaczków pokażcie, coście ich najęli.

W tym celu należało się wrócić pod Fallen Tower, gdyż to tam pojawiali się shavriowi nieletni informatorzy. Jeden z nich drzemał pod ścianą nieopodal gospody, toteż kilka zdań i złotych monet później ulicznik popędził do swoich z zadaniem śledzenia Rihara i wszystkich osób z nim związanych. Zenobia, bardziej obyta w miejskim tłumie nie była tak optymistycznie jak Joris nastawiona co do zbierania informacji przez byle kieszonkowców spod bramy. Postanowiła więc wykorzystać i swoje źródła. Co prawda nie pracowała w “lepszych” dzielnicach, wiedziała jednak, że paniczykowie o specyficznych gustach zwykle szukali rozrywek w bardziej ubogich dzielnicach, I na to liczyła.

Turmalina postanowiła zostać w mieście na wypadek gdyby kultysta miał zamiar dać nogę. I gdyby Marduk miał zamiar dać nogę z księgami, czego nie powiedziała głośno oświadczając tylko, że z radością dotrzyma towarzystwa dawno niewidzianemu kompanowi. Joris zaś przywiązał śpiącego Trzewiczka do kuca (by jechać szybciej niż wozem po wertepach), wsadził protestującą Torikhę na shavriowego konia i pogonił w stronę Thundertree.


Thundertree
6 Marpenoth

Do zniszczonej wybuchem wulkanu Hotenow osady dotarli wczesnym popołudniem. Ledwie odjechali od miasta a Ruda napatoczyła się nie wiadomo skąd i wskoczyła Jorisowi na siodło sprawiając, że mało nie zleciał ze spłoszonego konia. Niestety Kiry nigdzie nie było widać. Joris mógł przypuszczać, że po puszczeniu luzem na tyle dni tresowane ptaszysko zwyczajnie się zbiesiło i ani myślało wracać do ludzi. Cóż, bywało i tak.

Uwiązali konie spory kawałek od wejścia do osady. Joris nie wiedział gdzie jest źródło zarazy i jak się ona roznosi, więc miejsce było dobre jak każde inne. Pogoda była lepsza niż w Neverwinter, toteż mieli przed sobą jeszcze dobre kilka godzin dziennego światła. Pozostało tylko coś przekąsić i brać się do roboty.

 
Sayane jest offline  
Stary 06-08-2018, 21:00   #266
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Thundertree
6 Marpenoth, wczesne popołudnie


Stimy Yol obudził się, kiedy kucyk przystanął. Budził się też wcześniej. Za pierwszym razem krzycząc wniebogłosy, że jest niewinny.
- Jestem niewinny! Co zawiniłem? - krzyczał nim zorientował się że został związany przez znajomych by nie spadł z kucyk.

Drugim razem obudził się i wdał się w dialog z kucykiem, który uparcie mu odpowiadał, a Stimy nie chciał przestać pierwszy. Uważał to za całkiem zabawne, choć w końcu znów przysnął i było ciszej, a kuc co by już nie gadał, dostał od myśliwego do schrupania kilka ulęgałek zerwanych przy drodze.

Za trzecim razem odezwał się do Jorisa. - Musimy powziąć jakieś założenia. Jedno mamy, szukamy czegoś magicznego lub złego, ale to za mało. Moim zdaniem powinniśmy uznać że wiele rzeczy jest połączonych. Co łączy Thundertree z czymkolwiek? - Stimy nadął policzki i uniósł wskazujący palec do góry. - okładka, którą znalazł lub przytargał tu smok... Przytargał czy znalazł? - zapytał, ale kontynuował - Wybuch wulkanu. Jak łączy się wybuch wulkanu z magią, żywymi krzakami i druidem i okładką? Wybuch, który uwolnił magię? Skąd magia w podziemiach? Magiczna kuźnia i podziemne tajemnice Bowgentle? Magia przywiodła smoka? A okładka? Czego szukamy w Thundertree, kiedy najwyraźniej źródło jest pod ziemią?

Zmęczony nieco podróżą Joris, który sporą część wędrówki pokonał na nogach, przeciągnął się wysłuchując kolejnych pytań niziołka. Nawet sprawiał wrażenie jakby każde rejestrował, ale gdy Stimy zakończył tyradę, myśliwy wciąż przez chwilę w milczeniu kiwał głową, patrząc na porzucone domy jakby nie zorientowawszy się, że niziołek czeka na odpowiedź.
- Okładkę, sobie tak dumam, to nie smok znalazł, a alchemik, który w tej wieży urzędował. Znalazł. Albo dostał. Licho wie. Smoka pewno magia zwabiła w to miejsce… No i to drapieżnik, a dookoła dobre tereny łowieckie. To i przeszukałbym zwojami ruiny zawalonej wieży alchemika w pierwszej kolejności. Jak to nic nie da to jeszcze kryjówkę szarytów, bo w którymś domu tu sobie te swoje bibki urządzali. Pewnie którymś najlepiej zachowanym. Łatwo się zorientujemy.
Niziołek chciał coś odpowiedzieć, ale Joris mu przerwał.
Ale najpierw - wskazał wzgórze pogrzebane przez Turmalinę - wieża. Trzewiku… Na to samo wyjdzie, czy ja ten zwój przeczytam, czy Rika, lub Ty? Bo ja to tego jeszcze nie robiłem i… no dukam trochę i nie wiem, czy to nie zaszkodzi...- Trzeba pamiętać, by nie patrzeć się za długo w jedno miejsce, jeśli chcemy zbadać większy obszar. Po kilku mrugnięciach powinno się już zauważyć aurę. Jeśli jej nie ma, znaczy że jej nie ma i szkoda marnować zaklęcie. - Stimy pokręcił dłonią nos, jakby go swędział - Dobrze gdy wie się na co się patrzy jak już wypatrzy… Nie wiem jakimi zdolnościami dysponuje Torikhę… Może spróbować, ale pana Jorisa bym odradzał!- Wolałabym, żeby to jednak Stimy użył zwoju. Nie mam w tym zbytniej wprawy… - niepewnie rzekła Tori. Stimy uśmiechnął się pod nosem.

Mocno okrojona w składzie drużyna weszła na teren spalonej osady. Mimo że wiedzieli co może ich tu czekać - zarówno z własnych doświadczeń, jak i z opowieści Marduka - kilka ożywionych krzaków, które ruszyły im na spotkanie, nieco ich zaskoczyło. Na szczęście przy obecnych zdolnościach i stopniu opancerzenia najemników chuderlawe patyki nie były dla nich wyzwaniem. Kilka minut później byli już pod domkiem i zawaloną wieżą maga. Na wszelki wypadek obeszli je wokoło, ale było bezpiecznie. W pobliżu nie było ani żarłocznych krzaków, ani olbrzymich pająków.

Tori i Joris spojrzeli wyczekująco na Stimiego. Lekko uniesiona prawa pięta niziołka nieśmiało zakręciła półkola wokół palców stopy.

- Nooo… Boję się tylko że jeśli nawet coś tam jest to mogę nie dojrzeć bo… - Stimy kiwnął ochoczo i twierdząco - bałagan jest.
Chwilę potem bałagan jednak zdawał się mu nie przeszkadzać tak bardzo. Stimy obszedł sobie wieżę dookoła i sprawdził czy drzwi od domku są otwarte. Popatrzył sobie też na domek i okolice szukając co bardziej obiecujących obiektów badań. Wreszcie poprosił Jorisa o jeden z jego zwojów.
- Najpierw popatrzę na wieżę, ale jak nic nie znajdę, poszukam w domku. Jak tam też nie będzie niczego i starczy czasu popatrzę po okolicy.
Trzewiczek zdjął z ramienia plecak i odłożył nie obok, a koniecznie na stopy Toriki. Wygładził swoje kędzierzawe loki, poprawił nogawki i rozwinął pergamin. Odchrząknął.

Dziwne słowa były w zasadzie obce dla Trzewiczka. Wiedział jak je wypowiedzieć, ale w zasadzie nie wiedział co znaczą, jeśli w ogóle coś znaczyły, to było tam coś o tęsknocie za czarującą niewiastą. Może miało to jakieś podłoże w historii smoków. Ktoś tam kiedyś mówił na studiach, że smoczy to język magii, ale dla Trzewika to były tylko odpowiednio dobrane dźwięki, którymi należało wprawić w drgania Splot.

Drahini kome’bak tuna’es!

Mały niziołek ziewnął i było to dość nieoczekiwane i chyba nie związane z zaklęciem, ale zaraz potem zamrugał kilka razy, a jego źrenice zwęziły się, jakby nagle zaczęły odbierać zbyt dużą dawkę światła. Trzewikowi pociemniało w oczach, lecz zaczął też postrzegać świat, trochę tak, jak w vinoglach widział poszczególne przedmioty, na których ustawił odpowiednio szkiełka.

Na początku nie dojrzał nic ciekawego. Domek czarodzieja wydawał się wolny od Splotu; nie pozostał nawet ślad po jego magicznym mieszkańcu. Potem Trzewiczek powoli ruszył w stronę ruin wieży, uważając żeby się nie potknąć i nie stracić koncentracji. Co prawda smocze leże było zawalone, ale poprzednim razem najemnicy odwalili sporą część spróchniałych belek i kamieni by dostać się do smoczego skarbu. Niziołek mógł więc nawet wejść na kamienną podłogę parteru.

I tam zobaczył TO.

Światło pomiędzy kamiennymi blokami, które kiedyś tworzyły wieżę. Jasne niby ognista kula, kłujące wzmocniony magią wzrok niziołka, a równocześnie dziwnie zamglone, przywodzące na myśl zaćmienie słońca, które Stimy widział jako dziecko. Yol aż otworzył usta ze zdumienia, gdyż wiedział, że nie ma przed sobą źródła jakiejś tam magii. Ma przed sobą źródło DZIKIEJ magii! I to wielkie niczym ogrzy łeb! Wydzielana przez nie aura była tak rozległa, że Trzewiczek nie mógł dojrzeć jej granic, ale był całkiem pewien, że dochodząc co najmniej do granic Thundertree.




 
Sayane jest offline  
Stary 11-08-2018, 10:43   #267
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Oczy Trzewiczka rozszerzyły się niemal do rozmiaru jego piąstek. Do końca trwania zaklęcia patrzył się w to jedno jedyne miejsce. Taki pokład dzikiej magii!
- Oooo! Jak to mocno świeci! - niziołek podskoczył dwa razy na próbę, by później nie przestawać przez wiele setek razy. Stale wskazywał coś pod kamieniami, łapał się za głowę, zakładał i zdejmował kapelusz, podrzucał go. Rychło do kapelusza dołączył lewy trzewik. Podbiegał do wskazywanego miejsca, by po chwili odbiec i spojrzeć z daleka. Raz wrócił się po buta, który wypadł mu przy podrzucaniu, aż wreszcie uspokoił się i z sakralną ostrożnością osobiście zajął się odkopywaniem znaleziska.

Obserwując poczynania małego człowieka, Joris i Rika trzymali się mocno za ręce. Myśliwy od początku czuł, że coś tu przegapili w tym całym smoczym zamieszaniu. I wychodziło mu, że to coś to sedno całej tajemnicy Thundertree. Zombi, krzaczorów, pająków, smoka, zarazy i szarytów. I gdy Trzewik zaczął się zachowywać coraz bardziej po trzewikowemu czuł, że serce podchodzi mu do gardła i napięcie to z pewnością kapłanka mogła wyczuć w uścisku chłopaka. Ona co prawda nie widziała w jaki sposób zbliża to ich do wskrzeszenia Shavriego, które wymyślił sobie głupiutki myśliwy, ale to była szansa na księgę Bowgentla. A wraz z nią pomocną dłoń Przymierza…

Oboje ruszyli pomóc niziołkowi w odgrzebywaniu i tylko Ruda wskoczyła na dach domku by rozglądać się po dziczy i przepatrywać otoczenie. Wiewiórce nie potrzeba było tresury ni magicznych przekazów myśli by wiedzieć, że jej kompan-mimo-woli jest gorszy niż wiewiórcze dziecko jeśli idzie o ostrożność. Jak on w ogóle sam dożył tego wieku?

Odkopany kamień miał wielkość ogrzego łba i wyglądał na wulkaniczny; przynajmniej na tyle, na ile najemnicy mogli się na tym wyznać bez Turmaliny u boku. Nieregularny, oblepiony kurzem i zastygłą lawą czy co to to było nie wyglądał na Niezwykły Magiczny Kamień Zagłady. Ot, zwykły głaz, jakich wiele, wyrzucony przez górę Hotenow, który pierdyknął w wieżę i rozwalił sporą jej część. Musiał leżeć w gruzowisku na parterze, stąd przegapili go pierwszym razem magicznie skanując piętro, jak wyjaśnił Trzewiczek. Joris przez ostatnie miesiące zdążył się już zorientować, że magia magią, ale byle kawałek muru może ją zablokować. Oczywiście wyjąwszy magię geomantki, której żaden mur się nie oprze.

Teraz stali we trójkę nad Kamieniem, patrząc na niego jakby miał ich zaraz ugryźć. No może z wyjątkiem Stimiego; niziołkowi nadal wydawało się, że kamień się świeci, mimo że zaklęcie ze zwoju już się wyczerpało. Nie tak mocno jak wcześniej, ale jednak. Widać jego oczy stały się nadwrażliwe od wgapiania się w takie pokłady nienaturalnej magii, na kłębiący się w Kamieniu uszkodzone nici Splotu. Potarł zmęczone oczy, potrząsnął głową by rozgonić mroczki, ale powidok pozostał.

Niziołek odkąd złapał za przedmiot, nie chciał go puścić, mimo że samo dotykanie mogło być niebezpieczne. Nie dbał o ryzyko kiedy czekało nań być może największe odkrycie w życiu.

Ostrożnie odłożył kamień dopiero gdy sięgnął po swoje skomplikowanie wyglądające gogle i szkiełka. Trzewiczek czas jakiś badał znalezisko. Także pod kątem wagi, rozmiaru i kształtu i ewentualnych spękań i porów, których było bez liku. Wcześniej widział, że magiczna aura ma swój początek gdzieś z jednej strony kamienia i w czymś co można było porównać do stożka rozchodziła się hen daleko poza granice dostrzegania.
- Powstał po uszkodzeniu Splotu - powiedział po jakimś czasie, chyba że potężni arcymagowie macali w tym palce. - Rozpoznałem, że to dzika magia, albo taka, która “zdziczała” z czasem. Macie może perły? Mogę nawet odkupić. Spróbowałbym zaklęciem dowiedzieć się więcej, bo w ten sposób nie odkryję co to. Zastanawiam się też, czy nie rozkruszyć kamienia. To czego szukamy może być pod skorupą zastygłej lawy. Wykrycia zła, chyba nie ma sensu używać... - Stimy cmoknął w zastanowieniu i dopiero teraz nabrał respektu do niezwykłego znaleziska. Odstawił kamień i wytarł rękawice o trawę - Może, jak schowamy w sejfie banku, to efekt zmaleje? Byśmy wiedzieli że oto mamy przyczynę zarazy, ale smok chyba powinien też być chory, chyba że odporny na tą magię...
Stimy dźwignął się na nogi.
- Przeszukajmy resztę.

Tori po raz kolejny w swoim życiu doszła do momentu, kiedy zaczynała się zastanawiać “co u licha właściwie tu robi”. Jej towarzysz magicznie zabalsamowany czekał na lepszą chwilę, by go wskrzesić, albo i nie; z ukochanym ramię w ramię tłukła się po liściach z ożywionymi krzakami, a teraz jeszcze wykopała magiczny kamień z podejrzeniami o czyny co najmniej ludobójcze.
“I co ma wspólnego sejf z zarazą?!”
Półelfka nie zamierzała pytać na głos, bo jeszcze uzyskałaby odpowiedź i co by z nią zrobiła? Nie wiedziała, miast tego cierpliwie pomagała swoim towarzyszom w realizacji ich plaanów.

Joris całkiem odwrotnie czuł, że w końcu jest na właściwym miejscu i gdyby wiedział o czym myśli ukochana pewnie by się zaśmiał w duchu nad tym jak wiele ich dzieli łącząc jednocześnie. Nie wiedział jednak o tym toteż cały skupiony był nad możliwościami jakie dawał im kamień.
- Masz - szybko wcisnął w dłonie Stimiego perłę zdobyczną na Pająku.
- A wino i pióro sowy? - Stimy widząc wyraz twarzy Jorisa zrezygnował. Poza tym samemu posmutniał, bo sowa mu o czymś przypomniała. - będziemy musieli to ze sobą zabrać, ale teraz ten domek, co to go niby druid zamieszkiwał.
- Jasne - odparł Joris nadal gmerając w sakwie przechowywania i wybebeszając z niej kolejne drobiazgi niezgorzej niż gnomski druciarz czy losowo wybrana przedstawicielka płci pięknej z zaświatów o jakich Jorisowi się nawet nie śniło - Tu będzie chyba dość miejsca…
Wyraźnie szykował się do wtaszczenia skały do opróżnionej sakwy.
- Mam krasnoludzką przypalankę, jeśli ktoś chce się napić - wtrąciła kapłanka, źle interpretując intencje niziołka, widząc okazję do napicia się. Nawet jeśli nie rozumiała całego magicznego rozgardiaszu o którym opowiadał wynalazca, to słuchała go z zainteresowaniem szkolniaka, który obiecywał sobie, że następną pracę domową odrobi na wzorowy.
- - odpowiedział Stmy - Chodźmy tam! - niziołek wskazał chatkę i już szykował się do zabrania się za kolejny zwój.

Cała procedura powtórzyła się i w tym miejscu i również tutaj coś znaleźli. Magiczna buteleczka czekała skryta pod ziemią. Znów Stimy ucieszył się bardzo. Nie co dzień znajduje się…
- To mikstura unoszenia nad ziemią! Coś jak moje dyski!

 
Rewik jest offline  
Stary 17-08-2018, 08:49   #268
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Trzecie miejsce do którego pognał niziołek, a właściwie, o które najpierw zapytał Jorisa i wtedy pognał we wskazanym kierunku to była zabudowa, która mogła służyć kultystom za schronienie. Niziołek najpierw zwyczajnie się po niej rozejrzał.

Joris zajął się ogarnianiem porozkładanego ekwipunku. Co drobniejsze i bardziej cenne wrzucił do swojego plecaka, a resztę zawinął w zgrabny tobołek owinięty czarną skórą. Po dosztukowaniu kija mógł z nim wędrować, a nawet przy odrobinie szczęścia przyłożyć w łeb. Co przy wypowiedzeniu zaklęcia z magicznych węgielków mogłoby nawet zabawnie wyglądać. Uśmiechnął się do tej myśli i wyglądał na naprawdę zadowolonego. Póki nie spojrzał na Tori. Naiwna psia radość jaka błyszczała w jego oczach nie uleciała, ale pojawił się w niej cień troski.
- Będzie dobrze Rika - ujął ją za dłoń i przycisnął do ust - Jeszcze nie wiem jak, ale to chyba to.
Poklepał sakwę przechowywania z kamieniem wulkanicznym.
- Trzewika aż oczy piekły więc to musi być to. Potężny przedmiot. Szaryci chcieli łapska na nim położyć. Zły pewno jak głodny niedźwiedź, ale go znaleźliśmy, zabezpieczyliśmy i oddamy do zniszczenia twojej świątyni. Albo tej rogatej zołzie. Przychylniej spojrzą na nas. Pomogą. Shavri wróci, a potem my wszyscy z Mardukiem do Phandalin. Wiem… To wcale nie brzmi mniej karkołomnie niż wczoraj, ale… To się po prostu musi udać. Zobaczysz.

Kapłanka po krótkim namyśle kiwnęła spolegliwie głową, uśmiechając się łagodnie do mężczyzny.
- Ta rogata zołza ma całkiem sporą wiedzę i chyba zbyt dużo wolnego czasu, który mitręży na narzekania i wertowanie ksiąg… mogłaby się w końcu zająć czymś pożyteczniejszym… - Stwierdziła cicho Melune, podając myśliwemu swój plecak w którym było trochę miejsca na nowy tobołek.

Po powrocie niziołka i wysłuchaniu jego entuzjazmu, myśliwy był zmuszony znów go przygasić.
- Bardzo chętnie się tam z Tobą wybiorę Stimy. Ale jeszcze nie teraz. To ta skała pewnikiem wywołuje zarazę i nie możemy z nią bumelować po wykrotach. No i czas nas goni, a ten wypad by nas najmarniej dzień kosztował. Musimy wracać do Neverwinter. Koniecznie po Turmi. I… ja zostanę przed miastem. Skoro mówisz Stimy, że ten kamulec tak jątrzy, to w tym mieście napewno nas zaraz ktoś nagabnie. Albo gorzej. Któreś z was sprowadzi Turmi i Marduka.

Stimy pokiwał energicznie głową, choć nie zgadzał się z tym, że artefakt, (bo czym innym mógł być taki kawał magii?!) jest powodem zarazy. Nie bezpośrednio, choć mógł być z tym powiązany.
- Chodźmy! Do Neverwinter! Szybko! Ruszajmy!
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 19-08-2018 o 11:22.
Rewik jest offline  
Stary 17-08-2018, 13:12   #269
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Thundertree
6 Marpenoth

Mimo że najemnicy nie znaleźli nic więcej w chatach, z których korzystał Reidoth i kultyści, byli usatysfakcjonowani. Spaczony kamień zawierał w sobie wielkie pokłady dzikiej magii i wcale nie byłoby dziwne gdyby odpowiadał za leśne choróbsko, lub przynajmniej za mutacje występujące w Thundertree. Joris wcisnął go to magicznej torby, co przynajmniej w teorii powinno było uchronić drużynę przed zgubnym wpływem dzikiej magii. Poniewczasie Stimiemu przyszło do głowy, że skała może wypaczyć i torbę przechowywania, zmieniając ją na przykład w portal do Otchłani. Nic jednak nie powiedział by dodatkowo nie kołować tropiciela. Innego pomysłu na bezpieczne przetransportowanie głazu do Neverwinter i tak nie mieli.

Na wieczornym popasie, z dala od niebezpieczeństw zrujnowanej osady przedyskutowali dostępne opcje. Zniesmaczony Joris musiał przyznać, że ponowna współpraca z Przymierzem daje największe szanse na rozwiązanie problemu magicznej skały, choć wizyty w świątyniach są także godną rozważenia opcją. Póki co postanowili wrócić w okolice miasta i posłać po Marduka i Turmalinę. Co prawda geomantka nigdy nie szczyciła się teoretyczną wiedzą na temat Splotu, przedkładając praktykę nad akademickie rozważania, lecz mogła przynajmniej pomóc w identyfikacji samej skały. Marduk zaś... cóż. Jako dorosły elf z pewnością miał grubo ponad setkę lat na karku i niejeden raz korzystali z jego rozległej wiedzy na różne tematy. W ostateczności Stimy mógł też sprowadzić do obozowiska ciekawskiego Oghmitę, choć wątpił czy jego wiedza miałaby tu praktyczne zastosowanie.


Poranek przywitał najemników deszczem, nie na tyle uciążliwym jednak by utrudnić jazdę. Torihce udało się nawet złapać rytm końskiego kroku i nie bujała się już chaotycznie w siodle jak trzcina na wietrze. Za to Stimy... Stimy od pobudki się patrzył. I patrzył... i patrzył... i napatrzyć się nie mógł. Bo na towarzyszach - i na nim samym - wszystko się świeciło! Znaczy nie wszystko, ale i buty, i płaszcz, i sejmitar, kusza i wisior z dyskiem... Nie było to tak jasne światło jakim emanował kamol, ba! Nie było nawet tak wyraźne jak po rzuceniu zaklęcia wykrycia magii. Eteryczny poblask przyciągał jednak wzrok pozwalając z grubsza... tak! Odróżnić przedmioty magiczne od niemagicznych!



Neverwinter
7 Marpenoth, popołudnie

Do miasta dotarli po południu, rozbijając obóz nieopodal rogatek. Tori poszła sprowadzić drużynowych czaromiotów, a mężczyźni zostali przy koniach... no i przede wszystkim przy felernej skale.

Turmi znaleźć było o wiele łatwiej niż Marduka, ale w końcu oboje stawili się w obozowisku. Nabzdyczona geomantka (nieco zła, że dnia poprzedniego wyraźnie przepadła jej chwila chwały i mądrzenia się) obejrzała kamień i stwierdziła, że jest cięższy niż wulkaniczna skała być powinna. Faktycznie pod skorupą może coś być; niekoniecznie przedmiot oczywiście. W końcu lawa zastyga na przeróżnych skałach wyrzuconych podczas wybuchu wulkanu. Nie była jednak przekonana czy rozwalanie kamienia jest dobrym pomysłem. Subtelności Splotu, a zwłaszcza wypaczonego Splotu były jej obce.

Ze swojej strony Turmalina nie miałą wiele wieści. Informatorzy podali Zenobii kilka nazwisk i teraz kurtyzana uruchamiała stare i nawiązywała nowe kontakty by wywiedzieć się o potencjalnych kultystach czegoś więcej. Uliczni złodziejaszkowie mieli w bogatszych dzielnicach bardzo ograniczone możliwości. Jednak półświatek nie miał dla Zen tajemnic i od słowa do słowa wyciągnęła z otroków nieco więcej informacji. Ot choćby o "konkurencji", która w czasie pracy dla Shavriego weszła na teren młodocianych przestępców. Zen zasugerowała, że mogli być to szpiedzy nasłani by śledzić drużynę, i by najemnicy mieli się na baczności. Ciężko było powiedzieć, czy tamci pracowali dla żądnego zemsty (czy czegokolwiek innego) Cedryka, dla Rihara, czy dla nich obu. Trzeba by w tym celu któregoś złapać.

Chwilowo jednak drużyna miała większy problem na głowie; a raczej w torbie przechowywania.

 
Sayane jest offline  
Stary 21-08-2018, 19:08   #270
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Podczas gdy Turmalina dawała popis swojej wiedzy na temat skał, Tori podeszła do słonecznego elfa i nie zważając na to, że ten może być zajęty uważnym słuchaniem geomantki, czy Jorisa, zaczęła pytać na palący ją temat ksiąg.
- Czy udało ci się wszystko załatwić tak jak chciałeś? Obawiam się, że nie mamy za wiele czasu i musimy wracać czym prędzej do Phandalin, by już żadna niewinna istota nie ucierpiała więcej w tym głupim nieporozumieniu…
Delimbiyra spojrzał na nią przeciągle. Przez moment coś złośliwego cisnęło mu się na język, ale w końcu wzruszył ramionami i odpowiedział grzecznie:
- Nie, panno Torikho. Czekam na wieści o miejscu pobytu Shaarytów którzy zamordowali waszego towarzysza, Shavriego. Wolę zapobiec temu by w dalszym ciągu szerzyli zło.
Selunitka popatrzyła znacząco na rozmówcę, zastanawiając się czy ten kiedykolwiek pokusił się na obiektywne myślenie. Nie mogła się jednak na niego złościć, bo to Joris zignorował jej sprzeciw i uchronił jednego… jedynego kultystę przed śmiercią, a następnie wyrzucił go na zbity pysk po dniach katorgi jaką przeżył w lochu. Miał prawo się mścić, niezależnie jakiego boga wyznawał, a że wyznawał akurat Shar… ale wracając.
Zemsta została dopełniona, a żądza krwi u Rihara i jemu podobnych, na pewien czas zaspokojona. Z jakiegoś powodu, kapłanka czuła, że chłopak nie nabroi o wiele więcej, bo go na to po prostu w tej chwili nie stać, a więc miast przejmować się pojedynczym śledziem w morzu ławic, trzeba było zająć się rekinem, który był głodny.
Omar pragnął krwi. Krwi… niewinnych. Starych i dzieci. Mężczyzn i kobiet. Tori choć trawiona własną, wewnętrzną chęcią odpłacenia się smarkatemu białasowi z bogatego miasta, który nie dość, że życia nie widział, to z nudy zabawiał się w mroczne kulty i mordy, nie mogła pozwolić, by jej własna ambicja przysłoniła cele.
Chciała szerzyć pomoc, bronić niewinnych i wypleniać zło, jak wypleniała ogródek z wszelkiego chwastu.

„Cholerna męska duma! Co z tymi facetami się dzieje?! A żeby was tak wszystkich cholera zabrała..!”
Dopiero kilka chwil później, dziewczyna poczuła wstyd za swoje własne myśli. Cóż, może jednak nie wszystkich ta cholera powinna zabrać. Joris pomimo swoich wad, był dobry.
Był jak promyczek światła, iskierka nadziei na lepsze jutro. Tak… jego cholera nie musi zabierać. Ale tego OMARA?! Albo… Marduka? Bogowie, cholera to za mało!

- W takim razie oddaj mi te księgi, sama je zaniosę Omarowi. Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu - zaproponowała stoicko, błądząc wzrokiem za ruchliwym niziołkiem, który wprawiał ją w jakieś osikowe drżenie, niczym matkę, nie potrafiącą nadążyć za własnym berbeciem.
- Nie skończyłem z ich kopiowaniem - Delimbiyra zwrócił jej uwagę, nieświadom gonitwy myśli dziewczyny.
- Termin puszczenia całego Phandalin z dymem zbliża się wielkimi krokami, nie ma czasu na kończenie kopiowania - odparła półelfka kręcąc w zrezygnowaniu głową.
Elf zgrzytnął zębami i zmusił się do rozważenia całej sytuacji na zimno, bez oglądania się na osobiste sympatie czy antypatie.
- Poczekajmy chociaż na wieści o miejscu pobytu Rihara czy tego … Cedryka - rzucił wreszcie. - Może będzie sposobność dobrać im się do skóry szybko i skutecznie.

Trzewiczek przez cały czas chłonął nowe informacje i… nową rzeczywistość całym sobą. Słuchał, patrzał, dotykał. Czasem wyjmował przy tym swoje szkiełka. Mówił, że je dostraja, nie chcąc zdradzać pochopnie cudownej właściwości, jaką został obdarzony.

Kiedy rozmawiali Stimy pstryknął palcami, a towarzysze spojrzeli się na niego, lecz nie powiedział ani słowa.
~ Widzę magiczne przedmioty, ot tak! Czyli to prawda co mówił wykładowca Joachim Frantz-Guttenberg!

Stimy stanął na murku, żeby przyjrzeć się magicznej torbie, w której był magiczny kamień. Wszystko to tak ładnie świeciło. Usłyszał wtedy słowa Torihki, że chce wracać do Phandalin i słowa Marduka, że chce zająć się wymierzaniem zemsty.
- … a co zrobimy z tym? - zapytał - może schowamy do mojej skrytki w banku? - zaproponował, mając nadzieję, że będzie mógł pobyć z kamieniem sam na sam. Zyskałby w ten sposób również trochę kontroli nad znaleziskiem, bo już słyszał po drodze bezsensowne pomysły, by oddać tak wspaniałe znalezisko komuś innemu… jeszcze pewnie za darmo, albo dopłacając... - no i… jeśli mam spróbować dowiedzieć się czegoś więcej, to potrzebuję wina, żeby sporządzić odpowiednią miksturę. Poczekacie tutaj?

Stimy bynajmniej nie oczekiwał od nikogo zgody. Po tych słowach zeskoczył z murka i już miał pobiec do straganów, gdy przypomniał sobie o czymś. Obejrzał sobie dokładnie Marduka od stóp do głowy, zwracając szczególną uwagę na ewentualne pierścienie na dłoni.

Kapłan obrzucił bacznym spojrzeniem niziołczego złodziejaszka - czy też ofiarę złodziejaszków; już mu się to myliło. Nie wiedział, że Bezgłowy wypatrzył iż “świecą” się na nim rękawice, zbroja, Talon czy buty. Aura pierścienia zapewne nikła, zmieszana z emanacjami innych przedmiotów, tym bardziej że ukrył go, nie chcąc nikogo kłuć w oczy.
- Być może w świątyni Ojca Elfów albo Oghmy udałoby nam się dowiedzieć więcej, może magowie Przymierza byliby w stanie powiedzieć cokolwiek o tej skale - doradził.
Stimy poprosił elfa, by się nachylił.
- O co chodzi? - kapłan pochylił się z rezygnacją ku maluchowi.
Niziołek stanął na palcach i zaczął szeptem, nie zważając na to, że pozostali członkowie grupy stali obok i na to patrzyli.
- Do Przymierza w ostateczności, bo nam to zabiorą, tak jak okładkę, poza tym to partacze. - Stimy obniżył się z powrotem na pięty - Masz śmieszne ucho!
Marduk wyprostował się jak oparzony.
- Jestem brudny na uchu?! - czym prędzej sięgnął po miecz by przejrzeć się w gładkiej klindze. Z uwagą obejrzał słuchy, szukając czegoś niepokojącego.
- Jeśli to żart, to kiepski - warknął wreszcie, ogniskując spojrzenie na niziołku. - Nie wiem skąd taka twoja opinia o specjalistach Przymierza, ale zapewne mają więcej doświadczenia z takimi tajemniczymi znaleziskami niż my. Zawsze zostaje świątynia Oghmy albo Obrońcy. Nawiasem mówiąc, by ograniczyć szansę iż magia tego kamienia sprowadzi nieszczęście na miasto, należy go trzymać w pudle czy kufrze obitym ołowiem.
- Na przykład w banku - przytaknął niziołek.
- Na przykład w banku - powtórzył Delimbiyra.
- Tak, tak! Ale najpierw jeszcze spojrzę na kamol pod jeszcze jednym kątem. - mówiąc to Trzewiczek zaczął iść wypełniać swoją groźbę- kupić wino.

- Marduk dobrze gada że to cholerstwo gotowe więcej nieszczęść szerzyć. Dlatego czym prędzej nam trzeba do kapłanów żeby dziką klątwę zdjęli, czy co to tam siedzi.
Co rzekłszy Joris pokiwał głową na znak, że w pełni się ze sobą zgadza. Kontrolnie też przyjrzał się pozostałym również takiej zgody szukając. Miał jednak poważne wątpliwości czy się takiej dopatrzył.
- Słuchajcie… Tu o Shavriego idzie. I tylko ten kamulec może nam pomóc skłonić kogoś do przywrócenia go. To jest nasz cel.
Ostatnie zdanie powiedział bardzo dobitnie podkreślając słowa “nasz” i “cel”.

Kapłan zerknął na tropiciela i odwrócił wzrok. Nawet króla Zaora nie przywrócono do życia, choć jeśli ktokolwiek miałby powstać z martwych to właśnie władca Evermeet, dzięki wstawiennictwu najpotężniejszych i najbardziej pobożnych sług panteonu Seldarine. Ale może… może był ku temu jakiś powód i Delimbiyra nie mógł się powstrzymać od zimnego ukłucia gniewu skierowanego przeciwko królowej Amlaruil.

- Chcesz oddać ten kamień byle komu? Czy ty się bogów nie boisz? Jorisie! Jeśli to prawda, że niesie on ze sobą zarazę… w niepowołanych rękach może wywołać wojnę! - odezwała się strwożona Tori. - Nie znałam Sharviego zbyt długo… ale wątpię, by się ucieszył, jakim kosztem przywróciliśmy go do życia.
Joris wyraźnie speszył się po tej reprymendzie.
- Myślałem raczej o jakimś najwyższym kapłanie Selune. Albo i tej Elizie jeśli coś to zmieni... Im chyba zależy żeby takie przedmioty się po dziczy nie walały…
Westchnął bezradnie. Bo rzeczywiście… może przesadzał. Może czas był pożegnać Shavriego… Choć jakaś straszna złość w nim wzbierała na tę myśl.
- Och… - Melune podrapała się w zakłopotaniu po szpiczastym uchu. -[i] Nie wiem czy tutejsi selunici mają tyle mocy, poza tym… martwię się, że gdy pójdzie fama na całe miasto co posiadamy i czym “handlujemy” mogą wyjść z tego tylko kłopoty…
- Spróbujmy więc z moją świątynią. Przy czym mój warunek to zabezpieczenie skały ołowiem przed przekroczeniem bram miasta - skwitował Marduk. - Nie zaryzykuję wybuchu epidemii w środku miasta.

Po tych słowach doszli do porozumienia, że przedmiot schowają w magicznej torbie i jeszcze kufrze Jorisa. Jakoś wtedy Trzewiczek znów się pojawił. Miał już wszystko co potrzebne do lepszego rozpoznania splotów utkanych wokół magicznych przedmiotów. Zwykle wystarczały jego szkiełka, ale to było na tyle ważne wydarzenie, że Stimy nie chciałby czegokolwiek przegapić. Dlatego bez żalu skruszył perłę i wraz z piórem jakiegoś ptaka wymieszał w winie. Wypił i raz jeszcze spojrzał na tajemniczą skałę.

Mina Trzewiczka po tym wszystkim nie była wesoła. Odkrył w znalezisku rodzaje magii, które jakoś nie kojarzyły mu się dobrze ze studiów, zwłaszcza w tym zestawieniu.
- Transmutacja… emm… wywołanie i… no tak - Stimy ściszył głos, a jego zwykła radość uleciała gdzieś w nieznane - ...nekromancja. Zabierzmy to czym prędzej do banku, a potem popytamy w świątyniach, jak oni nie pomogą pójdziemy do Przymierza, ale nikt nic nie sprzedaje bez mojej wiedzy, dobrze? Jeśli będą chcieli to zobaczyć, to zaprowadzimy ich do skrytki... Choć najlepiej byłoby znaleźć Czarnego Kija.
- A kto to tym razem? - zapytał Marduk, nieco zagubiony w obliczu tak szybkich zmian tematu.
Oczy Trzewiczka zaświeciły się w rozmarzeniu i tęsknocie za niedostępną wiedzą.
- Potężny mag. Mieszka w Waterdeep, ale nie każdy może się z nim rozmówić. Drugi najbardziej słynny spośród ludzi, obok Bowgentle’a. Nie słyszałeś o nim?
- Pewnie słyszałem, choć nazwisko mógłby sobie wybrać bardziej oryginalne
- skwitował sucho kapłan - [i]Ludzie mają jakieś fetysze z tymi laskami, kijami czy różdżkami.
- Zenobia mówiła mi, że to dobra nazwa. Dobrze określa jego wielkość, ale masz rację mi też średnio się podoba i trochę tego nie rozumiem - przyznał lekko speszony Stimy

Po dłuższej chwili milczenia zabrali się za wypełnianie tego co postanowili. Torba z magicznym tworem wulkanicznym została ostatecznie umieszczona w kufrze, który Stimy zabezpieczył zamkiem.

Tak uzbrojeni ruszyli do elfickiej świątyni, mając na uwadze kolejne punkty podróży. Stimy podbiegł po kapłana Oghmy, by udał się z nim “do elfów” , a jakby to nie pomogło mieli udać się i do Przymierza. Chcieli załatwić to możliwie prędko, bo rzekomo pod Phandalin już krzesano ogień.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172