| Randar przechodząc koło „Ogniska” zwrócił uwagę na ogłoszenie. - Kultyści… Zieleni… Ryzyko… – mruknął pod nosem. - Dobrze…- dodał do siebie, po czym wszedł do środka. Krok w krok za nim posłusznie szła Peppa. Przekraczając próg głośno chrumknęła, spojrzała spode łba na śnieżnego lamparta i dotrzymując kroku Żelaznemu Liściowi dotarła do lady. - Szukam Jarnara - burknął krasnolud. - Na wyprawę mu się przydam.
- Piwa? - zaproponował stojący za barem Esmond. - Jarnar niedługo wróci - dodał. - Usiądź i poczekaj. - Dobrze...- przytaknął krasnolud. - Lej żwawo - dodał po chwili, po czym rozejrzał się ponownie po sali w poszukiwaniu miejsca.
- No chyba się nie spieszysz. - Esmond uśmiechnął się odrobinę kpiąco. - Sztuka srebra - powiedział, stawiając przed krasnoludem kufel piwa.
Krasnolud wyciągnął monetę. Na kufel piwa to on nigdy nie szczędził. - Jak przyjdzie ów Jarnar, to skieruj do mnie - polecił, po czym chwycił kufel i ruszył do ławy.
Kolejną świeżą - w przenośni - twarzą w karczmie był elf, wyraźnie jakiś awanturnik lub wojownik, na pewno śmiałek zważywszy z jakiego powodu przyszedł. Ogłoszenie dla Cienia nie było specjalnie zachęcające, ale wspomnienie Axima Jarnara coś zaiskrzyło i po rekonesansie na mieście, można było połączyć jego osobę z samą Walkirią. Warto było zakręcić się przy wielmożnej, albo chociaż wybadać sytuację.
Od razu podszedł do baru, oszczędnym gestem dłoni witając się z mijanym krasnoludem, którego pamiętał z przeprawy do miasta.
- Axim? - Cień zapytał mężczyznę stojącego za barem. Nie było pewne, czy pyta go o imię czy też o skierowanie do rekrutera.
Esmond pokręcił głową.
- Wyszedł przed chwilą - powiedział. - Trzeba na niego poczekać. Zaraz wróci. Usiądziesz?
- Powiedz mi, jak wróci. - elf przytaknął i usiadł bokiem do lady, by lepiej widzieć wejście.
Potraktowane trochę mocniej z buta niż powinne, drzwi wejściowe karczmy, otworzyły się z małym łomotem, ukazując stojącą w nich Harpię.
- Ops, przepraszaaaam - Ryfui zrobiła dobrą minę do złej gry - To gdzie te nasze gołąbaczki… znaczy się, walczna i nieskazitelna Walkiria, i równie waleczny, i bardziej skażony Axim? - Spytała, wchodząc do środka - Macie własny interes? Ja nie mogę… to trzeba to opić! Dostanę piwko na krechę? - Na widok samej Sybill, Harpia pochwyciła w szponki dłoni rąbki swego skromnego stroju, po czym przekomicznie, niby dworsko, dygnęła.
- I Esmonda mają za barem! - Krzyknęła radosnym tonem, podchodząc bliżej - To może i dla mnie fuchę znajdziecie? Razem z Balkiem będziemy tłuc naprzykrzających się gości? Cześć przystojniaczku! - Pozdrowiła na końcu Balkazara dłonią, jednocześnie do niego mrugając.
Balkazar uniósł w geście pozdrowienia trzymany kufel pełen piwa i skinął potwierdzająco na złożoną przez Hapię ofertę tyczącą się niemile widzianych gości. Na mrugnięcie odpowiedział tak samo, a znaczenie tego komunikatu było czytelne tylko dla ich starych kompanów. Gdy harpia odwracała do kolejnego z rozmówców zauważyła, że spojrzenie orka zsunęło się na jej krągłe pośladki. Rysy Balkazara wygładziły się jakby przywołał jakieś miłe wspomnienie.
- Sama piękna Ryfui we własnej osobie w naszych skromnych progach. - Esmond uprzejmie skłonił głowę. - To teraz goście zaczną walić drzwiami i oknami. A ci, których spróbujesz odpędzić od siebie, zaleją się w trupa z rozpaczy. Axim wybył, ale wróci - dodał - skoro jest tu Sybill. Poczekasz?
- A propo gości i walenia drzwi i okien... - Ryfui wyszczerzyła kiełki - Jakbyś kościstego za barem postawił, może by to furorę zrobiło? Nie co dzień piwo nalewa zjawa, czy czym on tam jest... - Harpia postukała dłonią w blat baru, domagając sią w ten sposób chyba napitku - No nie ma sprawy, poczekam na Wielebną... - Tym razem mrugnęła do Esmonda.
- Może dołączysz do mnie po tej stronie lady?[/i] - spytał Esmond. - Sir Erskine mógłby jednak być antyreklamą zakładu. Coś w stylu 'oto skutki picia w tym miejscu'. A tak w ogóle to poznaj Chisanu. - Na dźwięk swego imienia lampart podniósł łeb i spojrzał na harpię. - Może go pamiętasz z więzienie... wyglądał wtedy nieco gorzej.
- Ano tak... - Harpia zręcznie usadowiła tyłek na barze, po czym po okręceniu się, z odrobiną gracji ześliznęła się po drugiej stronie - ...pamiętam, pamiętam… i myślałam, że dla takiego zwierzaka, przyda się ręka Tropiciela, nie Maga... - Powiedziała, stając wyyyyyjątkowo blisko Esmonda. Można i powiedzieć, że za blisko. Jej biust dotknął bowiem torsu mężczyzny.
- Polubił mnie - odparł mag, który zdążył się już nieco uodpornić na ten widok. Olśniewający zresztą. - Ja jego też. Poza tym nie potrafi latać... Może lepiej jakiś orzeł? Znam pewnego tresera i weterynarza - dodał.
Po chwili do sali wszedł zakapturzony osobnik. Rozejrzał się po pomieszczeniu i natychmiast zauważył znajome twarze. - Cześć Ryfui, cześć Es-esmond. - wydukał Bartholomeus podchodząc do maga i harpii. Gdy zbliżył się do baru ściągnął kaptur, ukazując swoje niemrugające, wężowe oczy. - Szu-szukam Axima Jarnara w sprawie o-ogłoszenia. Wiecie g-gdzie go szukać?
- Witaj. W tym momencie nieobecny - odparł Esmond. - Usiądziesz i poczekasz? - Jasne - odparł alchemik i wyciągnął z mieszka jedną monetę - Gdzie jest b-b-barman?
- A co pijesz? - spytał mag. - Jest wino, jest piwo. Jedno i drugie najlepsze w mieście - dodał. - P-poproszę wino. P-piwo już dzisiaj piłem.
- Ryfui, nalejesz? - Esmond spojrzał na harpię ciekaw, czy mu pomoże, czy też będzie tylko robiła za piękny i egzotyczny ozdobnik. Wydał resztę ze sztuki złota, a po chwili alchemik mógł się delektować winem.
Po jakimś czasie, przez drzwi karczmy przeszedł brodacz w fartuchu kowalskim. Miał w torbie ze sobą towary na przeróbkę butów, ale klient dalej nie dostarczył mu samych butów. Kiedy wracał do warsztatu, rzuciło mu się w oczy ogłoszenie z imieniem. - Szukam Axima, Raileyn pyta. - Miał.zamiar odebrać buty, skoro i tak był po drodze do warsztatu a przy okazji wywiedzieć się na temat organizowanej wyprawy.
- Nie ty pierwszy, nie ty ostatni - powiedział Esmond. - W każdym razie trafiłeś pod dobry adres - dodał. - Jeśli usiądziesz i poczekasz, to z pewnością go spotkasz. Piwo? Wino? - Uznał, że trzeba też dbać o interes firmy. - Sztuka srebra lub trzy za wino. Trunki najlepsze w mieście - zapewnił.
-Wody, interes ma do mnie. Po drodze do warsztatu zajrzałem. - Powiedział, jakby miało to wszystko wyjaśniać. Mężczyznę kojarzył mgliście z poprzedniego wieczora w karczmie, jak zresztą całkiem sporą część obecnych.
- Może być i woda - odparł Esmond, po czym nalał do kubka wody z wiaderka. - Klient nasz pan - rzucił tradycyjną formułkę. Zdecydowanie nie odpowiadającą rzeczywistości. |