| Jako że drzwi nie zwykły długo tu być zamknięte, choć nie sprzedawano nawet żadnego jadła, kolejna postać zawitała do środka. Nie zwracała na siebie uwagi łupiąc w drewno z buta, tylko grzecznie je otworzyła. Bardka weszła ubrana w pełnym ekwipunku, jakby dźwigała dom na plecach, mimo to nie było tego wiele. W przeciwieństwie do wczoraj jednak, dziś jej cieniowane włosy były rozpuszczone, a miękko falując sięgały połowy pleców. Gdy wczoraj stała w drzwiach, ktoś ją potrącił więc dziś od razu weszła głębiej w karczmę i usiadła przy jednym z pustych stolików, jakby uciekając od towarzystwa.
Jej uwagę zwrócił jakiś tajemniczy elf którego dostrzegła chyba ostatnio i tak samo jak wtedy siedział po cichu w samotności, obserwując otoczenie niczym szpieg. Po chwili skojarzyła go z podziękowaniem za występ i dobrym słowem. Wewnątrz zobaczyła też inne znajome twarze, co sugerowało że dobrze trafiła, a jednak nic się tu nie działo. Zrozumiała że musi cierpliwie czekać i miała tylko nadzieję że Ryfui nie będzie jej zachęcać do bycia centrum uwagi. Nie podchodząc do nikogo, nie zaczepiając i nie witając się, zaszyła się w swoim kącie jak myszka, opierając policzek na złączonych dłoniach. Myślami odpłynęła poza to miejsce i czas, w sobie znanym kierunku.
Esmond obrzucił wchodzącą obojętnym spojrzeniem, po czym zabrał się za ulubione zajęcie wszystkich barmanów - za pucowanie szklanki, której do stanu idealnej czystości nic nie brakowało.
Nie było niczym dziwnym, że drzwi karczmy “Ognisko” otworzyły się raz jeszcze tego dnia. Tym razem dla odmiany zjawił się w nich człowiek. Mężczyzna na oko pod czterdziestkę nosił na sobie stalowy pancerz, taki, jaki nosili co mniej zamożni rycerze. U pasa miał przewieszone dwa miecze. Jeden surowy, widziany zwykle u legionistów, drugi zaś zdobiony, z dużym, magicznym klejnotem, który roztaczał wokół siebie delikatną, karmazynową poświatę. Część z zebranych w karczmie dobrze go już znała, inni słyszeli o nim na mieście. Atheris i Raileyn mieli nawet okazję zobaczyć go dzisiaj w sklepie. Axim Jarnar wszedł do sali, rozglądając się zaciekawiony.
- Axim, na bogów! - powiedział Esmond. - Pół miasta cię szuka - wskazał na kłębiący się w karczmie tłum - a ty się gdzieś włóczysz... - Wybacz, Esmond. Musiałem się jeszcze przebrać - odparł głośno z uśmiechem, po czym skinął do maga. - Miałem szukać rekrutów, a wychodzi na to, że to oni tropili mnie - dodał, kręcąc przy tym głową. Następnie zbliżył się bardziej do środka sali i wspierając pięści pod biodra, wypiął pierś. - No, to kto przyszedł się zapisać na wojnę? - zawołał hardo.
- Mam nawet kawałek papieru - powiedział Esmond, wyciągając spod lady pokaźnych rozmiarów kawał papieru, tudzież pióro i pojemnik z inkaustem. Wpisał swoje imię na pierwszym miejscu. - Ciebie też wpisać, Aximie? - zażartował. Najemnik jedynie potaknął.
- Chyba.. ja? - Elfka pisnęła tak nieśmiałym głosem, że mogło wydawać się to komiczne, uniosła się od stołu, wciąż opierając na nim dłonie i dodała już bardziej pewnym siebie głosem. - Jeśli uda nam się dzięki temu dostać do króla i przywrócić to miasto do normalności? - wygięła palce niepewnie leżące opuszkami na blacie, dość spięta sytuacją.
Esmond spojrzał na mówiącą wzrokiem, w którym nadmiaru entuzjazmu z pewnością nie było.
- Atheris... i co dalej? - Zapisał imię na trzecim miejscu na liście. Spojrzał ponownie na elfkę.
Dziewczyna oderwawszy się w końcu od stołu, zwinnie podskoczyła do nich niczym sarenka. Wyprostowała się i zadarła nos z jakąś dumą lub wyuczoną manierą.
- Nie wiem jakie są szczegóły tego zadania i nie spieszno mi umierać… ale w moich prywatnych interesach jest by to oblężenie dobiegło końca. - Odpowiedziała grzecznie, po czym ponownie rozległ się kobiecy pisk, bardziej przesycony ekscytacją. - Nie usiedzę tu spokojnie, kiedy miałaby mnie ominąć taka przygoda!
Axim spojrzał na elfkę z góry, unosząc przy tym brew. Był wyraźnie zmieszany ekscytacją dziewczyny, ale ostatecznie skinął poważnie głową.
- Bardka... - mruknął Esmond. - [/i]Prosiłem o nazwisko, a nie o motywy[/i] - wyjaśnił. - Ale, ostatecznie, wystarczy samo imię. Kto następny? - spytał głośniej.
- A wpisz mnie, zobaczę jak się buty sprawują w terenie. A pan panie Axim z trzewiczków wyskakuj, bo boso biegać chyba nie chcesz w strefie walki. Kłos, Raileyn Kłos. - Powiedział głośno rzemijuk. - Żeby się na wojnę zapisywać musieć jeszcze tutaj. - Mruknął jeszcze w brodę.
Esmond wpisał na listę kolejnego ochotnika.
- Musimy wiedzieć, kto z nami wyrusza z miasta - wyjaśnił.
Alchemik uniósł swój trunek, jakby pozdrawiał maga. - Wpisz mnie. B-bartholomeus Mandragora.
- Już się robi - zapewnił Esmond. Zanurzył pióro w kałamarzu, a potem w dopisał podane imię i nazwisko na liście. - Z trzewików wyskoczę, mistrzu rzemieślniku. Tylko rekrutację zamkniemy - odparł Axim. - Cieszę się, że będziemy mieć waszmości na pokładzie - dodał, po czym zwrócił się do Bartholomeusa. - Witamy w załodze- zagaił do niego, jakby próbował dodać pewności siebie.
Cień czekał, aż pierwsze osoby się zgłoszą. Nic nie tracił znajdując się dalej na liście, a nie musiał też walczyć o uwagę skryby, który jeszcze niedawno był szynkarzem.
- Iarlath - powiedział krótko Cień, wskazując na papier. Następnie podszedł do Axima i przywitał się skinieniem głowy - zwiadowca. W porównaniu z Atheris małomówność kolejnego ochotnika była dla Esmonda jak balsam dla uszu.
Jarnar zmierzył mężczyznę od stóp do głów, po czym zachęcająco odwzajemnił gest. - Dodatkowa para wprawnych oczu i uszu będzie w cenie - skomentował Axim.
Bardka zaś usiadła w tym czasie na jednym z pustych stolików, wyjęła obszerny pergamin który oparła na podstawce, wspartej o wygięte kolano i coś tam sobie na nim piórem bazgrała, nie chwaląc się przy tym, ale uśmiechając pod nosem.
Słysząc, że lista już się wypełnia miś zeskoczył z parapetu, podreptał do kontuaru i podciągnął się, aby wypatrzeć, kto już został wpisany na następną wyprawę.
- A mnie już wpisałeś? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie byłem pewien, czy chcesz się zgłosić - odpowiedział ze skruchą Esmond. - Już cię wpisuję.
Wnet na liście pojawiło się imię Pluszek.
Elfka zrobiła wielkie oczy i zamarła otwierając usta z niedowierzaniem dopiero teraz dostrzegając żywego pluszaka. Po chwili dopiero przymknęła usta i obserwowała jak wszyscy wokoło zdają się zupełnie nie zaskoczeni. - Randar pisz tam! Żelazny Liść - krzyknął druid odkładając kufel złotego trunku.
- Tak, tak, oczywiście, już piszę - odpowiedział Esmond. - Jeden mało uprzejmy krasnolud.
Wyglądało to tak, jakby zanotował właśnie to drugie zdanie.
__________________ In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun |