Gdy zbrojni odjechali, Galina oparła się o wóz i z nieukrywanym zachwytem przyglądała się żywiołowej wymianie zdań i gestów między Wunglem a Dymitrem. Obojgu nie brakowało temperamentu, co szalenie jej się podobało.
Po jakimś czasie wtrąciła się, również przechodząc na rodzimą mowę:
– Dima, a mnie wsjo rawno kto z kim, gdzie, po co i za ile. I tak ufam tylko wam. – Wzruszyła obojętnie ramionami.
– Nie sądzisz, że gdyby chcieli nas zabić, nasze truchło już dawno by użyźniało ziemię? – Popukała się niedwuznacznym gestem w czoło.
– Poza tym, nie wiem jak wy, ale ja jestem ciekawa, kim jest ten cały Navarro. Może on będzie miał więcej rozumu niż ta swołocz? – Szturchnęła Kislevitę zaczepnie i przeniosła spojrzenie na Griszę, usiłując odgadnąć co mu w duszy gra.
– Nu, a teraz „weźcie przykład z piękniejszej i mądrzejszej części waszej grupki” i pomóżcie mjenia sprawdzić, co jest w tej beczce. Nie podoba mi się jak nas potraktował ten włochaty karzełek. – Zarechotała swobodnie i, nie zaszczycając krasnoluda nawet jednym spojrzeniem, wskoczyła na wóz, by opukać zbiornik.