Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2018, 09:10   #96
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Karczma Ognisko, obraz po bitwie

Choć bijatyka się zakończyła, to na sali nie ustępowało zamieszanie mu towarzyszące. Goście zaglądali co z pokonaną inni przy stolikach omawiali przebieg walki i wymieniali się własnymi mądrościami na temat zapasów z udziałem kobiet.
W takich warunkach mało kto zwrócił uwagę na kolejną postać, która pojawiła się w drzwiach karczmy. Znajomy ciemny płaszcz zwieszał się z pleców Sybill, która w zamyśleni wkroczyła do środka. Jej sylwetka wręcz tonęła w objęciach za dużego okrycia wierzchniego. Ogniste spojrzenie jednoznacznie dawało do zrozumienia temu kto na nią spojrzał, że jest nikim innym jak sławną już w tych stronach Walkirią Wszechstwórcy. Arunsun zdawała się nie zwracać uwagi na zamieszanie, gdy ze spuszczoną głową skierowała swoje kroki prosto ku schodom prowadzącym na piętro.
Balkazar złowił wzrokiem zakapturzoną postać. Wiedział dobrze kim ona jest. Z postury wyczytał jednak jakąś różnicę. Sprawiała wrażenie pozbawionej energii. Ork doszedł do wniosku, że każdy ma swój limit. Ostatnie wydarzenia musiały wycisnąć piętno na walkirii. Najwidoczniej potrzebuje odpoczynku bardziej niż pozostali i należy dać jej spokój. I wkrótce Sybill zniknęła mu z widoku, gdy ruszyła korytarzem na drugie piętro.
Atheris mogłaby starać się bardziej, próbować powstrzymać je obie od tej ostatecznie bezsensownej walki, ale w głębi duszy wiedziała że Ryfui ma rację. Nienawiść i agresja bijąca od dziewczyny musiała spotkać się z karą, a bardka nie będzie przecież altruistycznie nadstawiać za nią karku. Znalezienie się w centrum ich sprzeczki nie było jednak czymś na co miała ochotę i zaraz gdy tylko atmosfera wskazywała jasno że nie ma już odwrotu, zdjęła dłoń z ramienia obcej, sama czmychając do tyłu. Wzruszyła ramionami, jakby nigdy nic - przecież próbowała.
Skoro kuszy nie było już w akcji, harpia nie potrzebowała jej pomocy. Artystka nie podjudzała żadnej ze stron i zamiast tego posadziła tyłek z powrotem na blacie, zgarniając w dłonie swój pergamin i z zapałem coś notując, kątem oka tylko zerkała na wyniki walki które zgodnie z jej przeczuciem okazały się dość jednostronne. Mimo tej całej uroczej przemowy jaką dała wcześniej, teraz wydała się dość obojętna. Upewniła się tylko, że ktoś zajął się leżącą, nieprzytomną dziewczyną i podeszła do harpii, ujmując zwinięty rulon pod pachą. Z lekką pogardą spojrzała na zakład i rozdzielane pieniądze i rzuciła krótko.
- Mam nadzieję że jeśli ja wpadnę w kłopoty to nie będziecie bawić się moim kosztem. - Zwróciła się do orka i alchemika, a po chwili już łagodniejszym tonem do samej Ryfui. - Wszystko w porządku? - Zapytała, bo przecież cała ta sytuacja mogła się na niej nieprzyjemnie odcisnąć.
- Jak bawić twoim kosztem? - zapytał zdumiony Balkazar. - Ryfui nie potrzebowała pomocy. Ty… - ork wykonał chaotyczny gest dłonią w kierunku sylwetki bardki - … to zupełnie inna sprawa. Ciebie trzeba byłoby ratować z opresji. Niektórzy potrzebują żeby sobie trochę pary spuścić, a niektórzy nie. Elfka odpowiedziała nieco łagodniejszym już spojrzeniem, ale wciąż nieco nieufnie.

Axim Jarnar złapał się pod boki, niezadowolony i westchnął, kręcąc głową.
- Ty - starszy najemnik wskazał palcem Bartholomeusa. - Wyciągnij ją na zewnątrz i ocuć. Jeśli możesz, zajmij się jej ranami. Będę potem chciał z nią porozmawiać - polecił głosem nie znoszącym sprzeciwu. Następnie odwrócił się do harpii.
- A ty pomyśl dwa razy, zanim następnym raz znokatujesz naszego informatora. Może i walczyliśmy razem na arenie, ale to nie oznacza, że nie przywołam cię do porządku - pouczył Ryfui, po czym odezwał się głośniej, by wszyscy go usłyszeli. - Ten przybytek należy do Walkirii Wszechstwórcy i jest schronieniem dla wiernych, którzy mają czuć się tutaj bezpiecznie. Jeśli ktoś ma jakiś problem, załatwia to za drzwiami. Następnych awanturników spiorę osobiście.

- Jasne. - mruknął alchemik, złapał kobietę pod ramiona i zaczął ciągnąć ją w kierunku wyjścia. Już na zewnątrz ponownie spróbował ją ocucić, tym razem nie patyczkując się.

Harpia schowała monety, po czym przewróciła oczami na słowa Axima, i spojrzała na niego.
- Wielkim szacunkiem… czy jakimkolwiek szacunkiem, to ta tu nie zabłysnęła, no to jej się dostało - Spojrzała na wciąż zalegającą na podłodze - Nie ważne kim ona jest, obrażać się i wyzywać od najgorszych nie damy. Ciekawe czy taka też będzie przy Walkirii? No ale mówisz i masz szefie - Ryfui podkreśliła ostatnie słowo - Następnym razem będę lała na dworze... - Uśmiechnęła się do niego, tak zwyczajowo, bez żadnych podtekstów, po czym znowu napiła piwa z trzymanego w dłoni kufla.
- Zdecydowanie lepiej będzie załatwiać porachunki na dworze - stwierdził Esmond. - Oszczędzi się na sprzątaniu, a i ilość tych, co zostaną uznani za nieproszonych gości nie będzie się powiększać. - Spojrzał na harpię i pokręcił głową. - Zrobiła się z ciebie panna piwna - powiedział.

Axim, znany też jako Równy Bykowi odetchnął z wyraźną ulgą. Być może obawiał się, iż Ryfui tak łatwo nie będzie dążyć do zgody. Jak wszyscy mieli okazję się przekonać, nawet harpie posiadały odrobinę pokory.
- W porządku - Jarnar przetarł spocone czoło. Obrzucił salę czujnym spojrzeniem, jakby upewniając się, że wszyscy dobrze się bawią. Czy jak to było w przypadku Cienia, po prostu siedzieli spokojnie. Axim wrócił na swoje miejsce, skąd wygłaszał przemowy.
- Serce me raduje się, widząc tak wiele istot gotowych stanąć ze mną w szeregu. Nie ważne, jaką bronią bądź sztuką się posługujecie. Odwaga i hart ducha to jedyne, na co zwracam uwagę wśród braci i sióstr miecza - wygłosił, po czym zrobił krótką pauzę.
- Dobra, dobra - skwitował Balkazar - Ale tamtej też zmyjesz głowę jak Ryfui? - tu ork skinął głową w kierunku właśnie wywlekanaj przez Bartholomeusa kobiecie. - W sumie to ona zagrała nie fair, bo złapała za kufel. Jest winna co najmniej tak samo jak skrzydlata.

- W moim oddziale nie będę tolerował rozrób. Więc jeśli nasza nowa towarzyszka nadal będzie żywiła jakiś uraz do Ryfui, to lepiej, żeby tego już więcej nie okazywała. Dostanie właściwe pouczenie - skwitował najemnik, zerkając na orka. - Tymczasem… zapomnijmy o wszelkich niesnaskach. Jak to głosi wojskowe powiedzenie… dzisiaj pijemy, jutro się bijemy. A więc pijcie i bawcie się! Poznajcie lepiej towarzyszy broni, bo już niedługo przyjdzie wam walczyć ramię w ramię. Musicie nauczyć się polegać na bracie oraz siostrze. Na polu walki, oprócz miecza, nie macie nikogo innego.
- Ramię w ramię to jeszcze ujdzie, ale niektórych to za plecami szczerze bym nie chciał mieć - wymamrotał ledwo słyszalnie Balkazar odwracając się i idąc w kierunku baru…. gdzie po przyjacielsku klepnęła go w ramię Harpia, jednocześnie skrywając śmiech w kuflu z piwem.
- To jak Balkie, wypijemy? - Spytała go.
- No, ba! - wyszczerzył się ork. - Piwo się samo nie wypije. Trzeba mu pomóc.

Wyglądało na to, że informacyjna część spotkania dobiegła końca. Nie pozostało Cieniowi nic innego, jak opuścić to miejsce. Nie wiedział tylko, dokąd dokładnie, więc podszedł do Axima.
- Nic tu po mnie, jeśli chcecie balować, macie moje imię na zwitku. Znajdę tutaj pokój? Jeżeli nie, będę czekał w Zgniłej Cytrynie.i
- Pokoi ci u nas dostatek. Tyle tylko, że karczmę otworzyliśmy dopiero dzisiaj i nie wiem, czy jakieś są przygotowane do przyjęcia gości. Porozmawiam z właścicielką, jeśli chcesz tutaj zostać - odpowiedział Axim.
- Jest mi to obojętne, tutaj po prostu bliżej.
- Parę pokojów jest gotowych - wtrącił się Esmond. - Wolisz z gwiazdką czy słonecznikiem na drzwiach?
- Słonecznik? - odpowiedział niepewnie Cień, nie wiedząc o co chodzi.
- Proszę, oto klucz. - Esmond wręczył mu klucz z przywieszką w kształcie słonecznika. - Taki sam znajdziesz na drzwiach - wyjaśnił.
Cień zastanowił się chwilę, ale ostatecznie niczego nie dodał. Skinął głową i odszedł na piętro, poszukać swojego pokoju. Byle nie grupowego.

Tymczasem zignorowana przez harpię bardka podeszła do Axima, zatrzymała się chwilę nad czymś myśląc i w końcu powiedziała cicho, ale stanowczo.
- Aximie, jak możesz mieć pretensje do Ryfui? Przecież ta Twoja informatorka mierzyła do niej z naładowanej kuszy! Ryfui mogła leżeć martwa, a jej twarz zbieralibyście z podłogi. “TO” nie było w porządku i niech informatorka się cieszy że udało się choć trochę załagodzić sytuację, bo ktoś mógł tutaj dziś zginąć. Wiele osób zabiłoby ją tylko po to by mieć pewność że ona nie strzeli pierwsza. Kto pierwszy uniósł broń? Masz swoją winną całego zdarzenia i jego eskalacji. - Elfka zrobiła chwilę przerwy i przybrała trochę łagodniejszy ton. - Poza tym zebraliśmy się tu tylko po to by wpisać się na listę? Nie usłyszymy żadnych szczegółów apropo tego co trzeba zrobić?

Wysłuchując słów elfki, Jarnar przybrał zmęczoną minę. Przyjrzał się jej raz jeszcze, jakby ostatnim razem poświęcił jej za mało uwagi, a następnie odezwał się spokojnym głosem.
- Nie wiem, skąd pochodzisz, Atheris, jednak wyglądasz na taką, co z niejednego pieca chleb jadła. Z kimkolwiek wcześniej przystawałaś, zrozum, że teraz jesteś w wojsku. Nie pierwszy i nie ostatni raz zobaczysz, jak brat na brata rzuca się z pięściami albo łapie za miecz. Moim obowiązkiem jest pilnowanie dyscypliny i by żaden z zwaśnionych nie zrobił czegoś głupiego. Każdy taki wybryk trafi pod sąd polowy. Ponieważ nie zawsze towarzysz broni będzie twoim kochankiem albo największym sympatykiem, jedyne, czego od was wymagam, to posłuszeństwa i współdziałania w grupie. Co zaś do samej kuszniczki, dostanie swoją lekcję. - Mężczyzna przestąpił z nogi na nogę, opierając dłoń na rękojeści miecza.
- Usłyszeliście już, co macie robić. Poznać się. Dzisiaj zamykam pierwszą turę rekrutacji. Jako koty, najpierw przejdziecie podstawowe szkolenie. Zwołam was z rana na musztrę. Dopiero później weźmiecie udział w odprawie na kolejną misję. Jeśli jednak musisz wiedzieć, a widać po tobie, że zrobisz wszystko, by się dowiedzieć… najpewniej będziemy ratować jedną z wiernych Walkirii. Osobę bardzo ważną i kluczową do osiągnięcia przewagi w tej wojnie.
- Chybaś mężczyzno zmysły postaradał! - oburzył się Randar stawiając z impetem kufel. - Kotem mnie zwałeś właśnie?! - powstał z miejsca patrząc groźnie na Axima.
Lae odrobinę zaskoczona podniosła brwi i chwilę przyglądała się krasnoludowi.
- Odprawa jak odprawa, co za różnica jak cię zwą. - Zerknęła ponad kontuarem na Esmonda. - Znajdzie się jakieś piwo dla mnie i mojej towarzyszki?
- Oczywiście, mamy piwo - odparł Esmond.
- Odprawa, odprawą! Musztra, musztrą! A kot, kotem! Jak ciebie mają tak zwać, długoucha, niech zwą. Mnie nie!!- krasnolud uderzył pięścią o stół.
- Takie małe i takie głośne. - Lae westchnęła głośno. - Jak cię zwać krasnoludzie?
- Już mówił to! Jam Randar Żelazny Liść! - zagrzmiał głośno krasnolud.
- A od dzisiaj kot… - zaczął poważnie Balkazar by po chwili wybuchnąć szczerym śmiechem - Nie bierzcie sobie Jarnara tak mocno do serca. Stary jest. Życie w dupę mu dało. Za poważnie do wszystkiego podchodzi. Sprawa między dziewczynami załatwiona. Teraz już tylko z górki może iść. Zrobi się odprawę, sprawdzi się kto co umie, czego się po kim można spodziewać. Kochać się nie musimy, ale w kupie raźniej. Nie? - zapytał ale nie czekał na odpowiedź.
- Zdrowie! - powiedział Balkazar w nienagannym krasnoludzkim i skierował kufel w kierunku Randara.[/i]
- Tak...może być łatwiej jak nie będziemy sobie podstawiać nóg. - Lae powstrzymała grymas, który cisnął się na jej twarz gdy usłyszała krasnoludzki język.
- Zdrowie! - powtórzył znowu Balkazar tym razem w kierunku, ale używając nienagannego elfiego języka. Na koniec podstawił kufel pod usta, powiedział coś po orczemu, wyżłopał piwo duszkiem do dna i stuknął kuflem o blat zachęcając innych aby zrobili to samo. Randar po chwili mu zawtórował, po czym z rysującym się wciąż na twarzy niezadowoleniem, posadził swój zad na ławie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline