Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-07-2018, 12:43   #91
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
w karczmie "Ognisko"

Lae dotarła do karczmy dosyć późno, zerknęła na wiszące na drzwiach ogłoszenie i wkroczyła do środka. Była ciekawa jak w ogóle wyglądała ta cała Sybill i czemu dowództwo tak bardzo się nią interesowało. Szybko rozpoznała bardkę i kilka osób, do których oddaliła się przy ostatnim spotkaniu. Szybko też zrozumiała co mogło być przyczyną jej misji. Karczma przypominała nieco cyrk, w którym ktoś postanowił zgromadzić wszystkie napotkane osobliwości. Chwilę stała w progu starając się zrozumieć co właściwie się tu dzieje i w końcu podeszła do mężczyzny pochylającego się nad jakimś arkuszem. Skłoniła się stojącej obok bardce i odezwała się do notującego mężczyzny.
- Witam. Czy można się jeszcze zaciągnąć? - Odezwała się spokojnym głosem, niepewnie zerkając na stojącego obok misia.

Axim zwrócił uwagę na drowkę z kataną, przez chwilę się nad czym zastanawiając. Następnie zerknął w stronę Randara.
- Pij, przyjacielu, póki możesz. Nie raz zdążysz jeszcze zatęsknić za kuflem - odezwał się Jarnar pogodnie. Kolejno spojrzał na Pluszka, uśmiechając się lekko pod nosem. - Mam nadzieję, że wiesz, na co się piszesz, mały - rzucił do niego.
Na zapytanie Axima odnośnie tego, że przygoda będzie niełatwa i można zginąć Pluszek spojrzał się na starego żołnierza i uśmiechnął.
- Wiem. - powiedział krótko.
Esmond spojrzał na drowkę, na swoją listę, po czym ponownie na drowkę.
- Mam tu jeszcze jedno czy dwa miejsca - powiedział. - Jeśli więc jesteś zainteresowana... - Zawiesił głos.
- Z chęcią wypełnię jedno z tych miejsc. - Drowka uśmiechnęła się nieznacznie do mężczyzny. - Laerune Shandalar, wojownik.
Mag skinął głową i obdarzył drowkę równie skąpym uśmiechem.
- Już wpisuję - powiedział. - A to jest Axim. Ten, co rozmawia z Pluszkiem. Tym misiem - wyjaśnił. - Esmond - przedstawił się. - Miło mi powitać w naszych szeregach.
Lae skłoniła się lekko drugiemu mężczyźnie, przypominając sobie, że to jego imię widniało na wiszącym na zewnątrz ogłoszeniu.
- Bardzo cieszy mnie, że będę mogła wam towarzyszyć. - Głos drowki niezbyt wskazywał na ten entuzjazm, ale postarała się utrzymać delikatny uśmiech. - Towarzyszy mi niziołka, Tifa… nie wiem na ile może to być problemem.
- Żaden problem, przynajmniej dla nas - powiedział. - Ale musi przyjść i sama się zgłosić.
- Opiekuje się moim wierzchowcem... nie byłam pewna czy mogę tu gdzieś wprowadzić. - Lae zerknęła na drzwi, za którymi pewnie oczekiwała jej Tifa.
- [i]Są pokoje, ale nimi zawiaduje Walkiria. Sybill, znaczy. Ale z tyłu jest miejsce dla koni. Możesz tam zostawić swego wierzchowca[/] - poradził Esmond.
Balkazar poczłapał do baru i postawił na nim pusty kufel i monetę. Poczekał na uzupełnienie ulubionego napoju, a następnie skierował kroki w kierunku grupki tłoczącej się nieco dalej. Bez większego problemu dopchał się tak aby zerknąć na listę zaciągniętych.
- Dopisz mnie i Razzadana. Walkiria wyraziła zgodę na jego uczestnictwo - zwrócił się ork do Esmonda. Mag skinął głową i zabrał się za uzupełnianie listy.
Lae przyjrzała się orkowi, odrobinę zbita z tropu. Sybill naprawdę gromadziła specyficzną drużynę. Skłoniła się lekko stojącemu obok zielonemu, który odpowiedział jej skinieniem głowy.
- To.. nietypowe spotkać orka po tej stronie barykady. Laerune Shandalar, chyba dane nam będzie walczyć wspólnie. - Obejrzała się ponownie na Esmonda. - Gdzie znajdę Panią Arunsun?
- Przed chwilą jeszcze tu była. - Esmond spojrzał w miejsce, gdzie niedawno jeszcze stała Sybill. Jedynie jej biały kruk pozostał na tym samym miejscu, spoglądając na wszystkich z poręczy w zainteresowaniu. - Ma na głowie mnóstwo spraw związanych z otwarciem tej tawerny... A niech tam. Zaprowadź konia do stajni i wróćcie tu razem z tą swoją przyjaciółką. Mamy najlepsze piwo i wino w mieście. Balkazar - spojrzał na orka - świadkiem.
Zapewnienie Esmonda wywołało momentalnie uśmiech na twarzy brązowego orka i potwierdzający pomruk.
- Dziękuję - Lae dygnęła i opuściła lokal, by odnaleźć Tifę i swojego wierzchowca.
Balkazar dopił piwo i ruszył na poszukiwania Razzadana. Należało poinformować go o tym aby kręcił się w okolicy głównej sali karczmy. Powinien być obecny gdy zacznie się odprawa,. Nie udało się jeszcze znaleźć lepszego kandydata od niego, a Arunsun w całym zamieszaniu może po prostu o nim zapomnieć. Tuż przed jego nosem śmignęła postać okryta szczelnie szerokim ciemnym płaszczem, którego rozłożysty kaptur skutecznie zasłaniał twarz istoty. Ale ork i Jarnar dobrze kojarzyli kto takiego używał. Sylwetka przeszła przez już całkiem gwarną salę biesiadną i wyszła głównymi drzwiami, gdy te się otworzyły by wpuścić kolejnych gości "Ogniska".
- Witaj Laerune! - Bardka pozdrowiła drowkę ciepło i entuzjastycznie, wracając zaraz do rysowania orczej facjaty złączonej w jedno z kuflem piwa. Dyndała sobie lekko, zwieszoną ze stołu nóżką.
 
Aiko jest offline  
Stary 26-07-2018, 19:12   #92
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po kilku chwilach Caramon, Tika i ich córka Laura byli gotowi do usługiwania w Ognisku. Było widać, że rodzina pracę w karczmach znała od podszewki.
Wśród zwykłych gości w karczmie gapiących się na różnych egzotycznych wojowników przebywały również dwie kobiety wyglądające na kogoś więcej niż zwykłe moczymordy. Pierwsza wyglądała na żołnierza, jej styl poruszania się i bycia przypominał bardzo naleciałości Axima. Jej twarz była opalona, pokryta drobnymi bliznami, a włosy ciemne, lekko sięgające do uszu. Zachowywała się bardzo dumnie, jak kobieta, która zawodowo dowodzi grupami mężczyzn.

Druga kobieta siedziała skryta w kącie. Okryta kapturem zapijała smutki i zmartwienia trzęsącymi się rękoma. Od czasu do czasu puszczała wściekłe spojrzenia w kierunku orka. Jej twarz była blada, a sylwetka wychudzona, wręcz anoreksyjna. Zza kaptura spływał warkocz grubych, długich ciemnych włosów. Kobieta wyglądała na myśliwą lub tropiciela.

… i nagle obok niej zjawiła się Harpia. Spojrzała na kobietę niby to surowo, ale po chwili na ustach wyrósł mały, sympatyczny uśmiech.
- W czym masz problem? - Spytała wprost, bez ogródek.

Kobieta drgnęła i wyciągnęła kuszę z wymierzonym bełtem w harpię. Jej twarz była nerwowo zaciśnięta, a w oczach miała ślady po płaczu.
- Z wami mam problem! Z wykolenicami rasowymi! Siedzicie sobie wygodnie w naszym mieście, a wasi pobratymcy mordują całe nasze rodziny, nie masz tu prawa przybywać! Ty, ani ten parszywy ork! Wracaj sobie do swojej przeklętej siostry przy rzece Świstu! - Dziewczyna zacisnęła palce na kuszy mierząc w piersi harpii.

- Posłuchaj no panienko... - Dłonie Harpii spoczęły na blacie stołu, po którym przejechała pazurami, zdzierając blat - Ja w tym mieście żyję już dłużej niż 25 lat. Wychowana jestem przez samego Jerzego III do spółki z Lysanderem Gosmanderem, więc skończ mi tu pieprzyć o tym, kto tu ma prawo przebywać, a kto nie. Nie każdy nie-człowiek musi zaraz być potworem. Albo więc mi powiesz, w czym tak naprawdę masz problem, a wraz z Walkirią może ci jakoś pomożemy, albo za chwilę zrobi się naprawdą nieprzyjemnie... - Dłonie Ryfui spoczęły na kancie blatu stołu. Była gotowa go gwałtownie unieść w górę, by osłonić się przed strzałem, a może i jednocześnie wkomponować owy stół w twarzyczkę zakapturzonej…

Do tej pory bardka wesoło rysowała sobie coś z brzegu swojego pergaminu i nawet nie zwróciła specjalnej uwagi na kolejne osoby. Powinna była, ale pochłonięta ulepszaniem karykatury która powstała usilnie walczyła próbując dokonać poprawek. Zastrzygła uchem i uniosła twarz zaskoczona tą nagłą agresją i dość niespodziewaną sytuacją. Z pewnością nie chciała by komuś stała się krzywda, jeszcze zanim w ogóle wyruszyli! Ludzie niestety mieli tendencje do tworzenia zbędnych kłopotów. Elfka odłożyła pergamin na stół i usiadła na brzegu gotowa zeskoczyć, zamiast tego jednak zwróciła się wprost do mierzącej z kuszy dziewczyny. Starała się być jak najłagodniejsza, ale rzeczowa, mówiąc z jakąś troską w swym płynnym głosie.

- Słońce, nie rób tego. Ona nie jest odpowiedzialna za to co przeżyłaś i tych których straciłaś.. Nie zasłużyła na to. Straciłam niedawno w bardzo głupi sposób bliską mi osobę. Nie chcę patrzeć na kolejną bezsensowną śmierć. Chcesz się stać taka jak ci których nienawidzisz, którzy strzeliliby do nieuzbrojonej osoby? Odłóż tę kuszę, bo to bez sensu.

Bardka wykonała drobny gest dłonią, a z pobliskiego wazonu wysunęła się pojedyncza róża, uniosła w powietrze i powolutku zbliżyła między spięte kobiety, upadła lekko na stół już odcięta od magii, mieniąc miękką czerwienią w świetle świec.

Dla Esmonda taka sytuacja nie była niczym nowym - nie-ludzie często wywoływali przeróżne uczucia - od uwielbienia po krańcową nienawiść. Nie można było jednak pozwolić, by uczucia z gatunku negatywnych wyładowywano w tej akurat karczmie, na dodatek na tych, którzy walczyli z wrogami królestwa.
W mig znalazł się po drugiej stronie kontuaru i podszedł do kobiety, chcącej ustrzelić Ryfui.
- Jest mnóstwo okazji - powiedział - by walczyć z prawdziwymi wrogami, a nie z tymi, co nam pomagają. Ryfui ma już na swym koncie i gobliny, i orki, i inne paskudztwa z piekła rodem. Balkazar, ten ork, podobnie. Skoro chcesz utopić swój gniew w morzu krwi, to może zamiast topić smutki w winie czy wyżywać się na sojusznikach, bo tylko tych można znaleźć nie ruszając się ze stołka, ruszysz z Walkirią do walki? Wtedy się też przekonasz, ile są warci ci, którzy, jak to określasz, siedzą sobie wygodnie w tym mieście.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 26-07-2018, 20:27   #93
 
Avdima's Avatar
 
Reputacja: 1 Avdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputację
Karczma "Ognisko" część kolejna.

Cień dawno nie spotkał się z uprzedzeniami rasowymi, aż nie przeszło mu przez głowę, że może być problem. W tym mieście za to świadkiem był już drugi raz, harpia z orkiem łazili po karczmach, a miejscowym było to nie w smak. Tylko kto tutaj był miejscowym, jeżeli harpia nie kłamała?
- Posłuchaj go - zawtórował elf, wciąż siedząc przy ladzie - najlepiej zobacz na własne oczy, jak harpia walczy po naszej stronie. Jeżeli nas wezmą na misję, możesz mi towarzyszyć. Wyglądasz na taką, która stroni od uwagi. Powinniśmy się dogadać.

Kobieta spojrzała przed siebie na osoby, które broniły harpii. Jej ręka zadrżała, powoli opuściła kuszę. Rękawem drugiej ręki otarła ślady po łzach. Coś musiało do niej dotrzeć, coś paskudnie znajomego i krążącego pod czaszką każdego kto stracił bliskie osoby na wojnie - zemsta.
- Straciłam towarzyszy z oddziału zwiadowczego w lesie, gdzie śledziliśmy wóz ochraniany przez wielu zielonoskórych. W środku znajdowała się wielka orczyca zakuta w ciężkie kajdany.

Bardka ucieszyła się z takiego obrotu sytuacji i zsunęła tyłek ze stołu, powoli podchodząc do zapłakanej dziewczyny. Spojrzała na Ryfui wymownie, by nie dąsała się i schowała dumę w sobie mimo że została niesłusznie zaatakowana.
Miękko zatrzymała się obok i słuchając nieznajomej oparła z troską dłoń na jej ramieniu, starając się być delikatna i kojąca w dotyku, niczym zatroskana matka. Cień zaś westchnął w duchu, czując, że nadchodzi czas opowieści, który zatrzyma cały proces rekrutacji na kilka minut, Esmond zaś, który z pewnością nie był typowym barmanem, zamiast w skupieniu wysłuchiwać zwierzeń wrócił za kontuar.

- W pewnym momencie las ożył, z krzewów wyrosły kolce i pnącza, które łapały za ręce i nogi. Rośliny ciemniały zmieniając się w ciernie równie wytrzymałe co stal. Nie było można się przez nie przerąbać mieczem ni toporem. Nie było jak ratować uwięzionych towarzyszy przebijanych i ściskanych przez krzewy - dziewczyna położyła dłoń na dłoni Bardki i przytuliła do niej swój policzek.
- Żeby się ratować musieliśmy biec naprzód, podążać za wozem dla którego otwierały się nowe ścieżki. Nagle wyskoczyła na nas ogromna przerośnięta jaszczurka, której dosiadał gobliński szaman. Straciliśmy tak wielu ludzi, tak nagle. Jakimś cudem udało mi się dotrzeć do mostu linowego gdzie zatrzymał się wóz z jeńcem. Gdy byli w połowie przechodzenia przez most zaatakowała ich harpia. Walczyła jak ucieleśnienie furii. Dostała jednak strzałą w plecy ze strony murów twierdzy i spadła na ziemię. Ruszyłam w jej stronę by dać jej osłonę strzelając z kuszy do przeciwników przy niej na ziemi. Jednak jeździec na jaszczurce wyskoczył bezpośrednio z korony najbliższego drzewa. Zrzucił mnie z klifu do rzeki, która wyrzuciła mnie na brzeg kilka kilometrów dalej. - Kobieta zacisnęła mocno pięści i uderzyła nimi o stół.
- Tamta miała przynajmniej odwagę walczyć. Ta grzeje dupsko w ciepłej karczmie i świeci cycami szukając prowokacji i rozrywki. - Wskazała oskarżycielsko palcem na Ryfui - Jędza nie ma w sobie tyle przyzwoitości by pamiętać, że jej opiekun nazywa się Gormanter, a nie Gosmanter, Godne pożałowania. - Kobieta splunęła na ziemię z pogardą i odwróciła wzrok od harpii.
- Jeśli ktoś się wybiera na Świszczące Wzgórze dowalić tym przeklętym zielonym może liczyć na moją kuszę. Reszta niech złazi mi z oczu!

Esmond westchnął. Wyglądało na to, że dziewczynie brak piątej klepki. Wrócił do stołu, przy której siedziała opowiadająca.
- Chciałem ci uprzejmie zwrócić uwagę, że ty grzejesz sobie tu dupsko - powiedział. - Poza tym... ona jest naszą towarzyszką broni i widzieliśmy ją w walce. W przeciwieństwie do ciebie. Jeśli więc ktoś komuś zniknie z oczu, to ty nam. Chyba że przestaniesz pieprzyć trzy po trzy i zaczniesz się zachowywać odpowiednio, jak przystało na inteligentną istotę.

Tymczasem Axim Jarnar spojrzał na drzwi, w ślad za wychodzącą zakapturzoną sylwetką. Mężczyzna zajmujący się rekrutacją stracił chwilowo uwagę i wydawał się gotów gdzieś ruszyć. Nagła chęć musiała zostać zwalczona przez poczucie obowiązku, bowiem pozostał na swoim stanowisku.
- Spokój, ludzie. Zachowajcie swój gniew na przeciwnika - zawołał, odwracając się ponownie do zebranych. Jego twarz błyszczała już od potu. Wszak nosił na sobie pełną zbroję, a pod nią gruby kombinezon. Przy zaduchu, jaki powstawał w pełnej karczmie ludzi oraz innych istot, ciężko było zachować świeżość. - Czy jest jeszcze ktoś, kto pragnie się zaciągnąć? - zapytał, łypiąc czujnym wzrokiem po sali.

Podniosła się kłótnia i wszelkie istoty zaczęły mierzyć się nieprzyjaznymi spojrzeniami. Pluszek rad, że nikt nie sprawiał mu problemu z dalszym towarzyszeniem Walkirii i jej przyjaciołom siadł na krawędzi jednego ze stołów i zaczął majtać nóżkami odzianymi z dziecięce kaloszki. Uniósł głowę, kiedy usłyszał podniesione głosy, a parę sekund po tym jak zapadła pełna napięcia cisza odezwał się swoim przyjemnym i smutnym głosikiem.
- Proszę. Nie kłóćcie się. Każdy stracił na wojnie kogoś bliskiego. Balkazar nie jest winny tego co zrobili inni orkowie, tak jak Ryfui nie jest winna tego co robią inne harpie. - minka zrobiła mu się bardzo smutna - Powinno być ważne dla nas jacy oni są, a nie jacy są ich pobratymcy.
Gdy skończył mówić zwiesił głowę, ale zamiast wcześniejszej beztroski i wesołości teraz promieniował przygnębieniem.
Podczas przemowy misia Esmond wrócił na swoje miejsce, ewentualne zapobieganie spięciom pozostawiając w rękach Axima. Jakby nie było - nie płacono mu za utrzymywanie porządku w Ognisku.

Gdy Lae wkroczyła ponownie do karczmy tym razem w towarzystwie Tify, poczuła że coś się zmieniło. Wskazałca niziołce Esmonda i wspólnie ruszyły w kierunku kontuaru. Drowka starała się podczas tego krótkiego spaceru rozeznać w sytuacji i zrozumieć co się dokładnie wydarzyło.
- To Tifa Leafsong - Wskazała młodą kobietę, niziołka z rudymi włosami za szyję i zielonymi oczami. - Zna się na tropieniu i zwierzętach… Czy coś się stało?
- Panienka nadużyła trunku i wylewa swe żale na wszystkie orki i harpie - odpowiedział mag, kwestię innych nieludzi dyplomatycznie pomijając milczeniem. - No i starła się z Ryfui. Zapisać cię, Tifo? - spytał, by się upewnić, że niziołka chce iść na wojnę z własnej i nieprzymuszonej woli. - Jestem Esmond, miło cię poznać.
Tifa jednak nie zdążyła odpowiedzieć.
 
Avdima jest offline  
Stary 26-07-2018, 21:52   #94
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Balkazar wraz z Razzadanem wrócili do karczmy kilkanaście sekund po Laerune. Wojownik wskazał szamanowi miejsce w którym sam zazwyczaj siedział i ruszył w kierunku lady. Dopiero po kilku krokach dotarła do niego napięta atmosfera wisząca w pomieszczeniu. Nie zatrzymał się jednak, ale intensywnie przyglądał konfliktowi między harpią i ludzką kobietą.
- Dwa piwa - złożył zamówienie Balkazar kładąc dwie monety na blacie, a następnie odwrócił się opierając łokciami o bar aby nie tracić widowiska z oczu.

Harpia w tym czasie, trzymając nerwy na wodzy… ich nie utrzymała. Skoczyła do pyskatej, po czym najzwyczajniej w świecie strzeliła ją z pięści w tą niewyparzoną gębę..

- Dajesz Ryfui! - zawołał Balkazar do skrzydlatej dziewczyny. Nie wiedział o co chodzi, ale bójka zawsze oczyszczała atmosferę. - Stawiam 10 monet na harpię! - krzyknął tym razem na całą karczmę.
- Odniosłam wrażenie, że to nowa karczma… jesteście pewni, że powinny się tu pojedynkować? - Lae spojrzała najpierw na orka, a potem na stojącego za barem mężczyznę.
- Mam nadzieję, że Axim zrobi z nimi porządek - powiedział Esmond. - [/i]W razie czego zapłacą lub odpracują wszystko. A ty, Balkazarze, nie dolewaj oliwy do ognia. Lepiej weź wiadro wody i ostudź obie dziewczyny. [/i]
- Hejże, co tam się wyprawia?! - ryknął Axim, ruszając z miejsca. Stal jego zbroi zabrzęczała, kiedy w pośpiechu doskoczył do szamotających się, próbując ich rozdzielić. - Basta! Basta powiedziałem!
- Eeeeej! Zostaw je! - zaoponował Balkazar. - Nie wiem co to jest ta nowa, ale jak to do zaciągu to lepiej jakby sobie dziewczyny wyjaśniły to i owo bo potem będzie toksyczna atmosfera. Tak samo z Grzmotem miałem... - tutaj ork zamilkł nagle, bo przyłapał się na tym, że pewnie nikt nie wiedział o nocnej sprzeczce, a dodatkowo Grzmota nie było już wśród nich.
- Też stawiam na harpię. - Lae pokręciła głową. - Kto rozsądny w ogóle wszczyna takie bójki.
- Nikt nie powiedział, że Rufui jest rozsądna - stwierdził Esmond. - A ta pijana dziewczyna z pewnością rozsądkiem nie grzeszy.
- Masz rację. - wtrącił się alchemik w rozmowę i wyciągnął ze swojego plecaka butelkę rumu - Ktoś ma ochotę na coś m-m-mocniejszego?
- Własne alkohole najwyżej w swoich pokojach - zwrócił mu uwagę Esmond.
Mandragora wzruszył ramionami i schował butelkę.
- Jasne. Ale ja p-p-postawię piątaka na płaczliwą - rzucił zaskakując zapewne przy tym wszystkich i zwrócił się do orka, ciemnoskórej elfki i jej towarzyszki - B-bartholomeus M-mandragora - przedstawił się podając im dłoń.
- Płaczliwa to ona będzie po wszystkim. - Drowka uścisnęła dłoń jąkającego się mężczyzny. - Laerune Shandalar.
- Miło p-poznać. - stwierdził i otaksował wzrokiem ekwipunek kobiety - F-fajny m-miecz - rzucił wskazując katanę - Nigdy takiego n-nie widziałem, mogę?
- Wolałabym nie rozstawać się z bronią, dopóki one między sobą wszystkiego nie ustalą. - Wskazała podbródkiem na harpię i jej ofiarę. - To katana, typowa samurajska broń.
- Oh. - westchnął tonem który oznaczał mniej więcej tyle że nie zrozumiał co kobieta mogła mieć na myśli. - Wybacz moją za-zaściankowość, ale kim jest samuraj? Jakiś wo-wojownik?
- Wojownik, tylko przynależący do klanu i przestrzegający kodeksu. - Lae uśmiechnęła się do mężczyzny. - A ty czym się zajmujesz?
- Alchemia. Warzę różne m-mikstury i inne zabawki, a na p-polu bitwy wybieram coś co mi się n-nie podoba i to usuwam. - wyjaśnił ogólnikowo - B-bardzo ciekawa praca, ale łatwo o w-wypadki. - dodał wskazując blizny na swojej twarzy.
- Zmiatać mi tutaj za bar, a nie gadać o pierdołach - zrugał ich ork nie dowierzając, że w takiej sytuacji może kogoś interesować coś innego jak bójka. - Albo wynajmijcie sobie pokój i w spokoju pooglądajcie co tam chcecie sobie popokazywać. Ja zostanę i jakby co rozdzielę ję zanim sobie zrobią coś poważnego - zadeklarował Balkazar wykonując głową gest w kierunku szamoczących się dziewczyn.
- Bar to moje królestwo - powiedział stojący za ladą Esmond - ale gości przyjmuję - dodał, kierując te słowa do obu dziewczyn i alchemika.
Bartholomeus oszacował dystans do walczących kobiet i pokręcił głową.
- Chyba aż tutaj nie d-dolecą.
- A bo ja wiem… - zastanowił się głośno Balkazar. - U naszych wojowników bójka kończy się po kilku ciosach, ale samice to potrafią walczyć nawet aż jedna z nich straci przytomność. Tu chyba może być podobnie. Ja bym jednak uznał, że mogą tutaj dolecieć - skwitował.

Widząc, że jego interwencja nic nie dała, zasmucony miś zeskoczył ze stołu i ewakuował się z centrum wydarzeń, przenosząc się na okienny parapet. Obrócił głowę, aby mieć widok na zewnątrz i znieruchomiał, przez co teraz przypominał całkiem normalną zabawkę. Oczy miał zwrócone ku szybie, aby móc obserwować co dzieje się na zewnątrz.

Dziewczyna dostała w nos od harpii i upadła na ziemię. Splunęła krwią na podłogę i rzuciła się z krzykiem na harpię uderzając ją w lewą pierś. Obie pod wpływem impetu runęły na ławę rozchlapując piwo i resztki jedzenia po sobie. Kobieta chwyciła za szklany kufel piwa gotowa w gniewie przywalić nim Ryfui.

- Odkładaj ten kufel cwaniaro! - Warknęła Harpia, gotowa do dalszej bitki, unosząc pięści gdzieś na wysokość własnego barku. Dłużej już nie czekając, i nie strzępiąc sobie języka, skoczyła ponownie do bitki. Atak frontalny, choć by w razie czego przesłonić się lewą ręką przed kuflem, a prawą znów wyprowadzić cios. Najlepiej w szczenę tej wrednej suki.

Harpia zasunęła podbródkowym dziewczynie, która aż podskoczyła i padła nieprzytomna na podłogę. Wyglądało na to, że Ryfui dopięła swego, a jej pióra przesiąkły zapachem piwska.

Alchemik westchnął donośnie, wyciągnął z mieszka pięć złotych monet i położył je na kontuarze.
- Słaby z-zakład. - skwitował.
Drowka przytaknęła wypowiedzi Bartholomeusa.
- Pieprzona rasistka - Skwitowała całą sytuację Ryfui, po czym stanęła przy barze, by napić się jeszcze jednego piwa - Może ktoś sprawdzić, czy ona żyje? I zajmijcie się nią, może jakiś zimny okład albo wiaderko wody na głowę, albo ją wyrzucić na bruk, na co tam macie ochotę... - Wzruszyła ramionami.
Balkazar rozdzielił monety leżące na ladzie. Dwie z nich podsunął przed Shandalar, a trzy pozostałe przed Ryfui.
- Masz. Obstawiliśmy na ciebie. Dobra walka. Zasłużyłaś - wyszczerzył się ork.

Cień wrócił do nasłuchiwania w sprawie misji, jak gdyby nic się wielkiego nie stało. Pomyślał, że dziewczyna jednak nie należała do tych, co stronią od uwagi. Do tego trafiła na temperamentną harpię. Przysporzyła sobie więcej kłopotu, niż miała do tej pory. Teraz pewnie będzie chodzić naburmuszona całymi dnami, chcąc zemścić się na harpii, oprawcy jej drużyny, wszystkich przystających na obcowanie z orkami i harpiami... Gdyby Cień nie nauczył się odpuszczać - niekoniecznie wybaczać - dzisiaj pewnie sam by zbierał baty, rzucając się na ciemnoskórą elfkę, co to ma nieszczęście dzielić rasę z byłymi oprawcami Cienia.

Bartholomeus podniósł się ciężko i podszedł do leżącej kobiety. Sprawdził jej puls i potem delikatnie nią potrząsnął.
- P-p-pobudka. - rzucił.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 26-07-2018, 22:06   #95
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
W poszukiwaniu przewodnika i wizyta Sybill w świątyni Wszechstwórcy

Walkiria szybko opuściła karczmę "Ognisko" zostawiając Nedii pieczę nad wszystkim. Sama skierowała swoje kroki tam gdzie Kadle wspominał, że spotka przewodniczkę. Nie chcąc zostać poznaną, cały czas miała na głowę zaciągnięty kaptur. W chwili takiej jak ta tęskniła za czasami, kiedy nikt nie zwracał na nią uwagi i mało kto potrafił nazwać z imienia. Dłuższą chwilę zajęło Sybill znalezienie miejsce pobytu, a kiedy tam się znalazła, poddała się i zaczepiła postronną osobę.
- Gdzie znajdę Sesrea Arrol? -zapytała Arunsun, nie zrzucając kaptura z twarzy.
- Poszła sprawdzić nową karczmę. Podobno jakaś tam wybranka bogów coś tam otworzyła, ale nie ma to jak sikacze pod Zgniłą Cytryną - Mężczyzna czkając złapał za kolejny kufel przed sobą.
- Oh... - Sybill była zaskoczona. Najwyraźniej musiała się z przewodniczką minąć po drodze. - Dziękuję - rzuciła niedbale i odeszła, nim mężczyzna mógłby się zechcieć lepiej jej przyjrzeć. Arunsun ruszyła przed siebie zastanawiając się czy wracać. Już miała skierować kroki do swojej karczmy, kiedy przypomniała sobie, że w tym zamieszaniu zapomniała odwiedzić świątynię. Może i Axim jej nie towarzyszył, ale mogła spróbować znaleźć kogoś kto byłby w stanie jej poradzić jak sprawdzić czy jej ukochany nie został skażony złem, wtedy gdy stracił panowanie nad sobą.

Dlatego Walkiria przyśpieszyła i poszła wprost do miejsca kultu jej boga.
Jeden z kapłanów rozmawiał przed wrotami świątyni z zebraną grupą ludzi, pocieszając ich i doradzając. Następnych pewnie można spotkać w środku przy ołtarzu lub w dalszych kwaterach.
Sybill wciąż kryjąc się pod szerokim płaszczem i jego rozłożystym kapturze, minęła kapłana, nie chcąc mu przeszkadzać w posłudze. Weszła za plecami wiernych do świątyni. Przestąpiła kilka kroków aż znalazła się na środku wielkiej sali modlitewnej. Dopiero wtedy zrzuciła kaptur z głowy i potrząsnęła głową, by włosy jej się swobodnie ułożyły. Spojrzała na sufit, gdzie znajdowało się malowidło przedstawiające ogień oczyszczenia. Nie tak dawno temu była tu przyjmowana niczym wróg, uzurpujący sobie miano wybrańca. Teraz, po próbach, zapracowała sobie na szacunek nawet najwyższych kapłanów.
Pewnym krokiem, Arunsun skierowała się do ołtarz przy którym modliło się kilku kapłanów i kapłanek. Był to akurat czas kiedy wierni nie przebywali we wnętrzu świątyni, przez co w spokoju słudzy Wszechstwórcy mogli oddawać mu cześć. Sybill zatrzymała się za ich plecami, ale jej rozchodzący się echem stukot obcasów, sprawił, że kapłani wiedzieli, że do nich ktoś zmierza.
- Chciałam się poradzić was bracia i siostry w sprawie opętań - powiedziała od razu o celu swej wizyty.
- Zadaj swe pytania Pani - starszy kapłan pokłonił się kobiecie i podszedł parę kroków.
Sybill skinęła mu głową z szacunkiem.
- Jeden z moich towarzyszy został ugryziony przez pomiot przyzwany przez kultystkę Lamashtu. Stracił wtedy on kontrolę nad sobą i zaatakował swoich towarzyszy - przedstawiła sprawę dość ogólnikowo. - Po fakcie, gdy odzyskał świadomość, mówił, że odpłynął całkiem myślami do swej przeszłości i nie miał zupełnie świadomości co dzieje się z jego ciałem. Martwię się, że to opętanie mogło zostawić jakiegoś rodzaju piętno na moim towarzyszu.
Kapłan zamyślił się przez chwilę podpierając rękę o podbródek.
- Z opisu wygląda na to, że został zaatakowany przez pomiot szału. W zależności od natury pomiotu po ugryzieniu wywołują w swoich ofiarach na powierzchnię jeden z grzechów ukrytych w głębi serca. W tym przypadku był to ślepy, nieokiełznany szał bitewny. - Kapłan ponownie się zamyślił.
- Pojedyncze ugryzienie nie powinno stanowić problemu, ale niech unika następnych, bo może postradać zmysły lub samemu przemienić się w ohydny pomiot, bez szans na odwrócenie skutków. Magia Lamashtu nie bez powodu jest określana potworną.

Nagle boczne drzwi trzasnęły z wielką siłą skupiając uwagę wszystkich zebranych. W ciemnym korytarzu pojawiła się sylwetka kobiety o płonących oczach z wyciągniętym olbrzymim mieczem.
- Ha! Więc faktycznie istniejesz! - Mocno umięśniona blondynka o długich włosach wkroczyła do pomieszczenia. Zamachnęła się potężnym mieczem zdmuchująć drewniane klęczniki odgradzające ją od ołtarza. Powoli zbliżała się ku Sybill przypatrując się jej z uwagą. Wojowniczka była imponującej postury, równać mógł się z nią jedynie Grzmot lub Balkazar.
- Twoje oczy płoną, ale jaki artefakt podtrzymuje ich energię, co? - Kobieta zmrużyła oczy przypatrując się pospolitym szatom Sybill.
Arunsun musiała zadrzeć głowę do góry by spojrzeć w twarz nieznajomej, której nic a nic nie kojarzyła. Przyszło jej na myśl, że wojowniczka przybyła wraz z wojskami księżniczki i była nowa w mieście, dlatego nigdy wcześniej mogła jej nie widzieć.
- Owszem istnieję - zaczęła Sybill mrużąc nieco oczy. Nie miała pojęcia czego się spodziewać po nieznajomej, a jej pytanie nawet zbiło ją z tropu. "Czyżby miała na myśli tarczę?" pomyślała. - Moja moc pochodzi wprost od samego Wszechstwórcy - odparła w końcu z przekonaniem w głosie.
- Hmh, czyli kleryczka - parsknęła i stwierdziła kobieta. Odwróciła się stronę kapłana.
- Nie była wam na rękę wojownicza walkiria, więc sobie zrobiliście nową pasującą bardziej do waszych dogmatów? Wywodzącą się z kleru? To wiele ułatwia prawda? - Kobieta wręcz kpiła sobie ze starszego kapłana.
- Do ciebie mała nic nie mam, jesteś mi nawet na rękę. Ja odbiję miasto, a ty dalej przejmuj na siebie spojrzenia tłumów. - Kobieta przewiesiła miecz na plecy i puściła rękojeść. Płomienie w oczach zgasły i pojawiły się niebieskie źrenice. Jej masywna sylwetka powoli zmalała i zrównała się rozmiarom Sybill. Kilka szybkich ruchów palcami poprawiło dosyć skromny za duży strój. Zrównała się ramię w ramię z Sybill.
- Skoro twoja moc pochodzi od samego Wszechstwórcy to powiedz mi, jak wyglądał, gdy go spotkałaś? Co ci powiedział? - Wojowniczka ruszyła przed siebie i wyszła zostawiając Arunsun z pytaniami.

Walkiria czuła się rozbita tym nagłym niczym huragan spotkaniem z kobietą, która zdawała się nie mieć do nikogo szacunku. Jej słowa ubodły Sybill i wywołały w niej nieprzyjemne wątpliwości. I te płonące oczy... "Kim ona jest?!". Arunsun nie zamierzała tego tak zostawić. Ruszyła biegiem za nieznajomą.
- Za kogo się masz, że tak bezczelnie zakłócasz spokój świątyni? - rzuciła zezłoszczona Sybill do jej pleców, a echo jej słów poniosło się wysoko pod sklepieniem dachu budowli.
- Jestem Sagila Maakrin, przywódczyni Złotych Lwów, a przede wszystkim Walkirią Wszechstwórcy! Jestem jego siłą, gniewem i furią domagającą się sprawiedliwości za wszystkich wymordowanych mieszkańców i ich rodziny. Przeszłam przez wszystkie jego próby, jako jedyna wykazałam się spośród wszystkich kandydatek. - Kobieta gniewnie spojrzała na Sybill. - Kim jesteś ty?
-Ja... - zaskoczyło ją to nagłe zainteresowanie skierowane ku niej równie bardzo jak przedstawienie się nieznajomej jako Walkiria. - Byłam kapłanką Wszechstwórcy, łatającą rannych żołnierzy na froncie. Do czasu, aż nie poległam w walce. Wtedy zostałam wskrzeszona przez samego boga i wyniesiona do roli jego Walkirii - odpowiedziała nie spuszczając swojego płomiennego spojrzenia z kobiety.
- Tak po prostu nie zostaje się Walkirią, nie ma drogi na skróty. Nie masz nawet przy sobie niebiańskiego artefaktu. Oczy nie powinny płonąć tak długo, niebiański płomień konsumuje życiową energię, przyspiesza spalanie się organizmu w zamian za moce Wszechstwórcy, Powinnaś dawno się przewrócić i być niezdolna do ruchu. Albo jesteś nieudolną podróbką stworzoną przez kapłanów, albo jakąś anomalią.
- Kapłani nie mają nic do tego, a choć byli do mnie negatywnie nastawieni to przeszłam każdą próbę jaką mi postawili i to na oczach wiernych - odparła z przekonaniem Sybill. - Moje oczy płoną odkąd tylko powróciłam do życia i nie zapowiada się by to miało się zmienić. I nie, nie wypala się przez to moje życie. Powiem więcej, nigdy w życiu nie czułam się tak dobrze jak teraz - Arunsun mówiąc to miała nieustępliwy wyraz na twarzy. - Zostałam stworzona przez samego Wszechstwórcę - dodała z przekonaniem.

- Heh, zadufani kapłani nigdy nie rozczarowują, oh próby kapłanów nie mają znaczenia, to zabawa pod publiczkę. Prawdziwe próby zsyłają niebianie Wszechstwórcy. Pewnego poranka zjawia się taki świetlisty przezroczysty jegomość z wolą bożą. Odnajdź niebiańską tarczę w pradawnych katakumbach na dnie jeziora i zostaw na arenie jako nagrodę w igrzyskach. Odnajdź niebiański miecz tkwiący od wieków w brzuchu czarnego smoka. Masz pojęcie jak trudno jest odnaleźć konkretnego smoka? Ile lat zajmują podróże, badania i tropienie? Ehhh… - kobieta pokręciła ze zrezygnowaniem głową.
Sybill odetchnęła przeciągle. Była zdumiona słysząc skąd jej tarcza znalazła się na arenie, ale nie chciała uwierzyć, że ten przedmiot był jedynym powodem, że zmartwychwstała. To był tylko przedmiot bo prawdziwą bronią bożą była przecież ona sama.
- Jedyna świetlista istota jaką spotkałam to ta, która objawiła się mi kiedy oczyszczałam z plugastwa studnię, skażoną przez moce Lamashtu - stwierdziła. - Nie chcę się licytować kto jest lepszą Walkirią... Choć do tej pory myślałam, że jestem jedyną żyjącą. Mamy wspólny cel. Nie traćmy sił na kłótnie - wyciągnęła ku niej rękę. - Jestem Sybill Arunsun - przedstawiła się jej.
Sagila uśmiechnęła się, w taki sposób jak drapieżnik chwilę przed rozszarpaniem ofiary. Wyciągnęła rękę i zacisnęła dłoń Sybill. Ręka została prawie zgnieciona w mocarnym uścisku, tak że nie dało się jej wyciągnąć. Po dwóch podjętych próbach uwolnienia się, Arunsun znieruchomiała i w napięciu czekała nie wiedząc co Sagila planuje jej zrobić. Maakrin w drugą rękę ujęła miecz, a jej oczy zabłysły płomieniami. Jej wargi poruszyły się wypowiadając niezrozumiałe słowa, a zaciśnięte dłonie kobiet zaświeciły słabym błękitnym światłem. Słowa wciąż były wypowiadane, a światło zmieniało barwy co kilka chwil.
- Interesujące, mówisz prawdę lub mówisz to co uważasz za prawdę. Jednak jedno jest pewne, twoje oczy są prawdziwe i mają swój własny koszt, który zbiera już żniwo. - Kobieta poluźniła uścisk na swojej broni, a jej oczy wróciły do normy, poluźniła również chwyt na dłoni Sybill i chwyciła ją jak należy potrząsając nią lekko. Jej drapieżny uśmiech zmienił się w łagodny wyraz, prawie smutny. - Cóż może te miasto nie jest tak małe, jak mi się wydaje i pomieści dwie Walkirie. Zabawiłam tu już i tak za długo, muszę iść. Bywaj. - Ruszyła do wyjścia zamaszystym krokiem znikając za wrotami.
Arunsun dopiero po jej wyjściu zdała sobie sprawę, że wstrzymywała oddech obawiając się co też druga Walkiria chciała jej zrobić, a po jej minie należało zakładać, że nie było to nic dobrego. Odetchnęła, ale nie poczuła ulgi. Martwiła się co tamta miała na myśli mówiąc, że jej moc również ma swój koszt.

Sybill wciąż nieco wstrząśnięta tym spotkaniem, rozcierając obolałą dłoń, odwróciła się w końcu ku kapłanom.
- Mam nadzieję, że nie będzie ona już wam ubliżać - powiedziała do nich i po lekkim skinieniu głowy ruszyła do wyjścia, ale jej krok był powolny, nie chcąc przypadkiem ponownie napotkać tamtej Walkirii.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 27-07-2018, 09:10   #96
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Karczma Ognisko, obraz po bitwie

Choć bijatyka się zakończyła, to na sali nie ustępowało zamieszanie mu towarzyszące. Goście zaglądali co z pokonaną inni przy stolikach omawiali przebieg walki i wymieniali się własnymi mądrościami na temat zapasów z udziałem kobiet.
W takich warunkach mało kto zwrócił uwagę na kolejną postać, która pojawiła się w drzwiach karczmy. Znajomy ciemny płaszcz zwieszał się z pleców Sybill, która w zamyśleni wkroczyła do środka. Jej sylwetka wręcz tonęła w objęciach za dużego okrycia wierzchniego. Ogniste spojrzenie jednoznacznie dawało do zrozumienia temu kto na nią spojrzał, że jest nikim innym jak sławną już w tych stronach Walkirią Wszechstwórcy. Arunsun zdawała się nie zwracać uwagi na zamieszanie, gdy ze spuszczoną głową skierowała swoje kroki prosto ku schodom prowadzącym na piętro.
Balkazar złowił wzrokiem zakapturzoną postać. Wiedział dobrze kim ona jest. Z postury wyczytał jednak jakąś różnicę. Sprawiała wrażenie pozbawionej energii. Ork doszedł do wniosku, że każdy ma swój limit. Ostatnie wydarzenia musiały wycisnąć piętno na walkirii. Najwidoczniej potrzebuje odpoczynku bardziej niż pozostali i należy dać jej spokój. I wkrótce Sybill zniknęła mu z widoku, gdy ruszyła korytarzem na drugie piętro.
Atheris mogłaby starać się bardziej, próbować powstrzymać je obie od tej ostatecznie bezsensownej walki, ale w głębi duszy wiedziała że Ryfui ma rację. Nienawiść i agresja bijąca od dziewczyny musiała spotkać się z karą, a bardka nie będzie przecież altruistycznie nadstawiać za nią karku. Znalezienie się w centrum ich sprzeczki nie było jednak czymś na co miała ochotę i zaraz gdy tylko atmosfera wskazywała jasno że nie ma już odwrotu, zdjęła dłoń z ramienia obcej, sama czmychając do tyłu. Wzruszyła ramionami, jakby nigdy nic - przecież próbowała.
Skoro kuszy nie było już w akcji, harpia nie potrzebowała jej pomocy. Artystka nie podjudzała żadnej ze stron i zamiast tego posadziła tyłek z powrotem na blacie, zgarniając w dłonie swój pergamin i z zapałem coś notując, kątem oka tylko zerkała na wyniki walki które zgodnie z jej przeczuciem okazały się dość jednostronne. Mimo tej całej uroczej przemowy jaką dała wcześniej, teraz wydała się dość obojętna. Upewniła się tylko, że ktoś zajął się leżącą, nieprzytomną dziewczyną i podeszła do harpii, ujmując zwinięty rulon pod pachą. Z lekką pogardą spojrzała na zakład i rozdzielane pieniądze i rzuciła krótko.
- Mam nadzieję że jeśli ja wpadnę w kłopoty to nie będziecie bawić się moim kosztem. - Zwróciła się do orka i alchemika, a po chwili już łagodniejszym tonem do samej Ryfui. - Wszystko w porządku? - Zapytała, bo przecież cała ta sytuacja mogła się na niej nieprzyjemnie odcisnąć.
- Jak bawić twoim kosztem? - zapytał zdumiony Balkazar. - Ryfui nie potrzebowała pomocy. Ty… - ork wykonał chaotyczny gest dłonią w kierunku sylwetki bardki - … to zupełnie inna sprawa. Ciebie trzeba byłoby ratować z opresji. Niektórzy potrzebują żeby sobie trochę pary spuścić, a niektórzy nie. Elfka odpowiedziała nieco łagodniejszym już spojrzeniem, ale wciąż nieco nieufnie.

Axim Jarnar złapał się pod boki, niezadowolony i westchnął, kręcąc głową.
- Ty - starszy najemnik wskazał palcem Bartholomeusa. - Wyciągnij ją na zewnątrz i ocuć. Jeśli możesz, zajmij się jej ranami. Będę potem chciał z nią porozmawiać - polecił głosem nie znoszącym sprzeciwu. Następnie odwrócił się do harpii.
- A ty pomyśl dwa razy, zanim następnym raz znokatujesz naszego informatora. Może i walczyliśmy razem na arenie, ale to nie oznacza, że nie przywołam cię do porządku - pouczył Ryfui, po czym odezwał się głośniej, by wszyscy go usłyszeli. - Ten przybytek należy do Walkirii Wszechstwórcy i jest schronieniem dla wiernych, którzy mają czuć się tutaj bezpiecznie. Jeśli ktoś ma jakiś problem, załatwia to za drzwiami. Następnych awanturników spiorę osobiście.

- Jasne. - mruknął alchemik, złapał kobietę pod ramiona i zaczął ciągnąć ją w kierunku wyjścia. Już na zewnątrz ponownie spróbował ją ocucić, tym razem nie patyczkując się.

Harpia schowała monety, po czym przewróciła oczami na słowa Axima, i spojrzała na niego.
- Wielkim szacunkiem… czy jakimkolwiek szacunkiem, to ta tu nie zabłysnęła, no to jej się dostało - Spojrzała na wciąż zalegającą na podłodze - Nie ważne kim ona jest, obrażać się i wyzywać od najgorszych nie damy. Ciekawe czy taka też będzie przy Walkirii? No ale mówisz i masz szefie - Ryfui podkreśliła ostatnie słowo - Następnym razem będę lała na dworze... - Uśmiechnęła się do niego, tak zwyczajowo, bez żadnych podtekstów, po czym znowu napiła piwa z trzymanego w dłoni kufla.
- Zdecydowanie lepiej będzie załatwiać porachunki na dworze - stwierdził Esmond. - Oszczędzi się na sprzątaniu, a i ilość tych, co zostaną uznani za nieproszonych gości nie będzie się powiększać. - Spojrzał na harpię i pokręcił głową. - Zrobiła się z ciebie panna piwna - powiedział.

Axim, znany też jako Równy Bykowi odetchnął z wyraźną ulgą. Być może obawiał się, iż Ryfui tak łatwo nie będzie dążyć do zgody. Jak wszyscy mieli okazję się przekonać, nawet harpie posiadały odrobinę pokory.
- W porządku - Jarnar przetarł spocone czoło. Obrzucił salę czujnym spojrzeniem, jakby upewniając się, że wszyscy dobrze się bawią. Czy jak to było w przypadku Cienia, po prostu siedzieli spokojnie. Axim wrócił na swoje miejsce, skąd wygłaszał przemowy.
- Serce me raduje się, widząc tak wiele istot gotowych stanąć ze mną w szeregu. Nie ważne, jaką bronią bądź sztuką się posługujecie. Odwaga i hart ducha to jedyne, na co zwracam uwagę wśród braci i sióstr miecza - wygłosił, po czym zrobił krótką pauzę.
- Dobra, dobra - skwitował Balkazar - Ale tamtej też zmyjesz głowę jak Ryfui? - tu ork skinął głową w kierunku właśnie wywlekanaj przez Bartholomeusa kobiecie. - W sumie to ona zagrała nie fair, bo złapała za kufel. Jest winna co najmniej tak samo jak skrzydlata.

- W moim oddziale nie będę tolerował rozrób. Więc jeśli nasza nowa towarzyszka nadal będzie żywiła jakiś uraz do Ryfui, to lepiej, żeby tego już więcej nie okazywała. Dostanie właściwe pouczenie - skwitował najemnik, zerkając na orka. - Tymczasem… zapomnijmy o wszelkich niesnaskach. Jak to głosi wojskowe powiedzenie… dzisiaj pijemy, jutro się bijemy. A więc pijcie i bawcie się! Poznajcie lepiej towarzyszy broni, bo już niedługo przyjdzie wam walczyć ramię w ramię. Musicie nauczyć się polegać na bracie oraz siostrze. Na polu walki, oprócz miecza, nie macie nikogo innego.
- Ramię w ramię to jeszcze ujdzie, ale niektórych to za plecami szczerze bym nie chciał mieć - wymamrotał ledwo słyszalnie Balkazar odwracając się i idąc w kierunku baru…. gdzie po przyjacielsku klepnęła go w ramię Harpia, jednocześnie skrywając śmiech w kuflu z piwem.
- To jak Balkie, wypijemy? - Spytała go.
- No, ba! - wyszczerzył się ork. - Piwo się samo nie wypije. Trzeba mu pomóc.

Wyglądało na to, że informacyjna część spotkania dobiegła końca. Nie pozostało Cieniowi nic innego, jak opuścić to miejsce. Nie wiedział tylko, dokąd dokładnie, więc podszedł do Axima.
- Nic tu po mnie, jeśli chcecie balować, macie moje imię na zwitku. Znajdę tutaj pokój? Jeżeli nie, będę czekał w Zgniłej Cytrynie.i
- Pokoi ci u nas dostatek. Tyle tylko, że karczmę otworzyliśmy dopiero dzisiaj i nie wiem, czy jakieś są przygotowane do przyjęcia gości. Porozmawiam z właścicielką, jeśli chcesz tutaj zostać - odpowiedział Axim.
- Jest mi to obojętne, tutaj po prostu bliżej.
- Parę pokojów jest gotowych - wtrącił się Esmond. - Wolisz z gwiazdką czy słonecznikiem na drzwiach?
- Słonecznik? - odpowiedział niepewnie Cień, nie wiedząc o co chodzi.
- Proszę, oto klucz. - Esmond wręczył mu klucz z przywieszką w kształcie słonecznika. - Taki sam znajdziesz na drzwiach - wyjaśnił.
Cień zastanowił się chwilę, ale ostatecznie niczego nie dodał. Skinął głową i odszedł na piętro, poszukać swojego pokoju. Byle nie grupowego.

Tymczasem zignorowana przez harpię bardka podeszła do Axima, zatrzymała się chwilę nad czymś myśląc i w końcu powiedziała cicho, ale stanowczo.
- Aximie, jak możesz mieć pretensje do Ryfui? Przecież ta Twoja informatorka mierzyła do niej z naładowanej kuszy! Ryfui mogła leżeć martwa, a jej twarz zbieralibyście z podłogi. “TO” nie było w porządku i niech informatorka się cieszy że udało się choć trochę załagodzić sytuację, bo ktoś mógł tutaj dziś zginąć. Wiele osób zabiłoby ją tylko po to by mieć pewność że ona nie strzeli pierwsza. Kto pierwszy uniósł broń? Masz swoją winną całego zdarzenia i jego eskalacji. - Elfka zrobiła chwilę przerwy i przybrała trochę łagodniejszy ton. - Poza tym zebraliśmy się tu tylko po to by wpisać się na listę? Nie usłyszymy żadnych szczegółów apropo tego co trzeba zrobić?

Wysłuchując słów elfki, Jarnar przybrał zmęczoną minę. Przyjrzał się jej raz jeszcze, jakby ostatnim razem poświęcił jej za mało uwagi, a następnie odezwał się spokojnym głosem.
- Nie wiem, skąd pochodzisz, Atheris, jednak wyglądasz na taką, co z niejednego pieca chleb jadła. Z kimkolwiek wcześniej przystawałaś, zrozum, że teraz jesteś w wojsku. Nie pierwszy i nie ostatni raz zobaczysz, jak brat na brata rzuca się z pięściami albo łapie za miecz. Moim obowiązkiem jest pilnowanie dyscypliny i by żaden z zwaśnionych nie zrobił czegoś głupiego. Każdy taki wybryk trafi pod sąd polowy. Ponieważ nie zawsze towarzysz broni będzie twoim kochankiem albo największym sympatykiem, jedyne, czego od was wymagam, to posłuszeństwa i współdziałania w grupie. Co zaś do samej kuszniczki, dostanie swoją lekcję. - Mężczyzna przestąpił z nogi na nogę, opierając dłoń na rękojeści miecza.
- Usłyszeliście już, co macie robić. Poznać się. Dzisiaj zamykam pierwszą turę rekrutacji. Jako koty, najpierw przejdziecie podstawowe szkolenie. Zwołam was z rana na musztrę. Dopiero później weźmiecie udział w odprawie na kolejną misję. Jeśli jednak musisz wiedzieć, a widać po tobie, że zrobisz wszystko, by się dowiedzieć… najpewniej będziemy ratować jedną z wiernych Walkirii. Osobę bardzo ważną i kluczową do osiągnięcia przewagi w tej wojnie.
- Chybaś mężczyzno zmysły postaradał! - oburzył się Randar stawiając z impetem kufel. - Kotem mnie zwałeś właśnie?! - powstał z miejsca patrząc groźnie na Axima.
Lae odrobinę zaskoczona podniosła brwi i chwilę przyglądała się krasnoludowi.
- Odprawa jak odprawa, co za różnica jak cię zwą. - Zerknęła ponad kontuarem na Esmonda. - Znajdzie się jakieś piwo dla mnie i mojej towarzyszki?
- Oczywiście, mamy piwo - odparł Esmond.
- Odprawa, odprawą! Musztra, musztrą! A kot, kotem! Jak ciebie mają tak zwać, długoucha, niech zwą. Mnie nie!!- krasnolud uderzył pięścią o stół.
- Takie małe i takie głośne. - Lae westchnęła głośno. - Jak cię zwać krasnoludzie?
- Już mówił to! Jam Randar Żelazny Liść! - zagrzmiał głośno krasnolud.
- A od dzisiaj kot… - zaczął poważnie Balkazar by po chwili wybuchnąć szczerym śmiechem - Nie bierzcie sobie Jarnara tak mocno do serca. Stary jest. Życie w dupę mu dało. Za poważnie do wszystkiego podchodzi. Sprawa między dziewczynami załatwiona. Teraz już tylko z górki może iść. Zrobi się odprawę, sprawdzi się kto co umie, czego się po kim można spodziewać. Kochać się nie musimy, ale w kupie raźniej. Nie? - zapytał ale nie czekał na odpowiedź.
- Zdrowie! - powiedział Balkazar w nienagannym krasnoludzkim i skierował kufel w kierunku Randara.[/i]
- Tak...może być łatwiej jak nie będziemy sobie podstawiać nóg. - Lae powstrzymała grymas, który cisnął się na jej twarz gdy usłyszała krasnoludzki język.
- Zdrowie! - powtórzył znowu Balkazar tym razem w kierunku, ale używając nienagannego elfiego języka. Na koniec podstawił kufel pod usta, powiedział coś po orczemu, wyżłopał piwo duszkiem do dna i stuknął kuflem o blat zachęcając innych aby zrobili to samo. Randar po chwili mu zawtórował, po czym z rysującym się wciąż na twarzy niezadowoleniem, posadził swój zad na ławie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 27-07-2018, 09:25   #97
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Esmond napełnił dwa kufle i postawił przed Lae.
- Dwie sztuki srebra. Pytałaś wcześniej o pokoje?
- Tak… wygodniej by nam było być obok, skoro mamy działać razem. - Lae położyła monety na kontuarze i obejrzała się za plecy ciekawa czy zaraz nie zarobi jakimś toporem w plecy. - Znalazłoby się coś?
- Dwa obok siebie? - spytał Esmond. - Dwójek, niestety, nie mamy.
- Jaka zamożna karczma. - Lae powstrzymała cisnący się na twarz uśmiech. - Skoro tak, mogą być dwa obok siebie, choć pewnie zmieściłybyśmy się nawet w jedynce. - Stojąc obok ziolka, która próbowała się dostać do swego kumpla, aż parsknęła.
Esmond przez chwilę grzebał w skrzynce z kluczami, potem podał Lae dwa - jeden ozdobiony gwiazdką, drugi z niewielkim księżycem.
- Na drzwiach są takie same oznaczenie - powiedział. - Jeśli się okaże, że się pomyliłem i nie są obok siebie, to wymienię - zapewnił.
- Dobrze - Lae przyjęła podane klucze i przyjrzała im się. Na pewno będą miały tu wygodniej niż wśród elfów. Zerknęła w dół na swoją towarzyszkę, podając jej piwo i jeden z kluczy. - Napijemy się w spokoju, co? - Niziołka przytaknęła i obie ruszyły w kierunku stołów.
- Gdyby w pokojach czegoś brakowało - dodał Esmond, nim odeszły - to zwróćcie się do Laury. - Wskazał na dziewczynę, która na moment mignęła w okolicy schodów.
Drowka zatrzymała się i po chwili uśmiechnęła delikatnie.
- Dziękuję. Gdy skończysz, może byś się do nas przyłączył?
Esmond rozejrzał się po sali. Wszyscy mieli co pić, a w razie konieczności Ryfui mogła się na coś przydać i go zastąpić.
- Parę chwil znajdę, nawet teraz. - Opuścił miejsce za barem, by dołączyć do nietypowej pary. - Mam nadzieję, że nie ma to być złożenie jakichś skarg na obsługę... - Uśmiechnął się na znak, że nie mówi tego poważnie. - Czym mogę służyć?
- Opowieściami.
- Lae przysiadła się do niziołki i upiła nieco piwa. - Długo jesteś z tą grupą? - Wskazała na Jarnara, po czym potoczyła dłonią po reszcie towarzystwa.
- Część z nich to starzy wyjadacze - odparł Esmon, który usiadł tak, by móc obserwować i wejście, i kontuar - i tych znam od samego początku. Paru dołączyło po drodze. A o innych tyle wiem, co nic.
- Od samego początku? - Lae oparła się o stół przyglądając się mężczyźnie.
- Ledwo tu przybyliśmy, to wyprawiono nas na poszukiwanie krasnoludzkich dokumentów - odparł. - I tak się poznaliśmy. Sybill, Axim i ja. Parę innych osób też, ale teraz ich tu nie ma.
- Walczysz? - Lae krytycznie przyjrzała się strojowi Esmonda.
- Zwykle nie wręcz i raczej nie w mieście - odparł wyraźnie rozbawiony Esmond. - I nie w tym stroju - dodał. - Podczas starć różnych ubrania się niszczą. Poza tym sama chyba wiesz, że na wyprawach raczej łatwo o trudny teren. Tu błoto, tam ciernie, a i po kanałach czasami się wędruje. Z mojego pierwszego ubrania zostały szmaty, jakich żebrak by nie ubrał. A ty? Masz jakieś ciekawsze doświadczenia? Rany, blizny?

W międzyczasie, kiedy Lae oraz Esmond rozmawiali, Axim Jarnar zwrócił się do krasnoluda.
- Ha! Taki zawodowiec się nam trafił? Dobrze więc - odezwał się mężczyzna i skinieniem głowy pożegnał Atheris, by zbliżyć się do Randara.
- Teraz przed karczmą, na gołe pięści! Treningi planowałem dopiero jutro, ale możemy już waszmości sprawdzić, Randarze Żelazny Liściu. - Równy Bykowi rzucił wyzwanie.
Krasnolud spojrzał w górę. Oczy mu się rozszerzyły. Gęba początkowo otwarła, by po chwili pokryć się nieskrywanym, szerokim uśmiechem. Wziął ostatni głębszy łyk, ponownie walnął kuflem w stół i wstał.
- Cho! - zadowolony krzyknął do Axima. Peppa wesoło chrumknęła również. - Ty nie! Nie dziś. - klepnął ją w bok, po czym począł ruszać w kierunku wyjścia. Axim nie zwlekając podążył za nim.

Kłos miał nieco skwaszoną minę, obserwując to wszystko. Ogarnął wzrokiem cały burdel jaki zrobiły dziewczyny, barwną zbieraninę i pluszowego misia. Pokręcił tylko głową i przeniósł wzrok na Axima.
- Te buty same się nie przerobią, mówiłem poważnie o tym wyskakiwaniu z trzewiczków - rzucił Kłos, gotów do wyjścia już od dłuższego czasu. Axim jednak nie zareagował i opuścił karczmę nie patrząc na mówiącego.

Esmond odprowadził tamtych wzrokiem, po czym spojrzał na Lae, oczekując na odpowiedź.
Drowka także przez chwilę śledziła rozmowę mężczyzn. Musiała przyznać, że była ciekawa wyniku tego pojedynku. Upiła spory łyk piwa i powróciła spojrzeniem do Esmonda. Wskazała na swoje ucho, na którym nadal był strup po rozcięciu.
- To po dzisiejszym pojedynku. - Objęła kufel oburącz. - Ran mam sporo, ale większość z nich jest efektem pojedynków, treningów i nieistotnych potyczek. Przybyłam tu by się sprawdzić.
- Z pewnością będziesz miała mnóstwo okazji - stwierdził mag. - Każda wyprawa to okazja do sprawdzenia się. I nie ukrywam, że ostatnio takich okazji miałem powyżej uszu. Na szczęście w niektórych przypadkach kapłani są w stanie... naprawić niektóre szkody - dodał.
Lae spojrzała na niego odrobinę zaskoczona.
- Stało się coś, co wymagało zaangażowania kapłanów?
Esmond poruszył okrytymi rękawiczką palcami.
- Powoli odrastają - powiedział.
- To dobrze...co się stało? - Drowka była wyraźnie zaintrygowana.
Esmond machnął ręką.
- Ewidentny dowód na to, że magowie nie powinni się pchać do pierwszej linii - powiedział. - I że powinni się ograniczyć do magii.
- Tak, lepiej gdy na froncie są osoby, których palce osłania jakaś rękawica… najlepiej opancerzona. - Drowka uśmiechnęła się odrobinę. -A więc jesteś magiem.
- Nie wyglądam, prawda? - Esmond się uśmiechnął. - Na razie musisz mi uwierzyć na słowo, bo Sybill miałaby do mnie pewne i uzasadnione pretensje, gdybym urządził tutaj pokaz swych możliwości.
- Nim przyjdzie do walk, zazwyczaj dzieli się ludzi na tych zbrojnych i resztę. Planujesz wyruszyć na to całe poszukiwanie Walkirii czy pozwolisz palcom się zregenerować?
- Nie mógłbym ich zostawić samych - odparł. - Gdyby któremuś z nich coś się stało, to miałbym pewnie wyrzuty sumienia. Poza tym... co to za przyjemność siedzieć w mieście i szperać po bibliotekach, skoro można wyjść, jak to mówią, w pole, i powalczyć.
Drowka przytaknęła ruchem głowy upijając znów piwa.
- Cieszę się wobec tego, że wyruszymy razem.
- Ja też, ale jeszcze bardziej się będę cieszyć, jak po powrocie siądziemy razem do piwa - stwierdził.

Tymczasem Atheris wyszła sobie z karczmy i usiadła w samotności na pieńku niedaleko wejścia. Podciągnęła kolana do piersi i zamyśliła się, zatopiona w swoich sprawach.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 27-07-2018 o 09:34.
Kerm jest offline  
Stary 28-07-2018, 19:50   #98
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Pojedynek Randar vs Axim



Nad Mystią zapadał wieczór. Tym ciemniej było na uliczkach dzielnicy Bram, gdzie przy jednej stała karczma “Ognisko”. Wokół panował względny jak na warunki okupacji spokój. Węszący przed drzwiami przybytku kot odskoczył gwałtownie, kiedy te otworzyły się na oścież, wypuszczając z wnętrza światło, ciepło oraz zapach alkoholu. Wyszło przez nie dwóch awanturników. Krasnolud z długą, zaplecioną brodą oraz ogolony człowiek w zbroi rycerskiej.

- Jesteś jednym z najemników, którzy przybyli z Białą Niedźwiedzicą, jak zgaduję? - odezwał się Axim, który znalazłszy dla nich kawałek pustej przestrzeni, zaczął odpinać swoje miecze oraz ściągać pancerz.

- Pod jej dowództwem przybyłem tu - potwierdził Randard ściągając górną część odzienia. Gdy zaprezentował swój nagi tors, wyglądający na bardziej wysportowany, niż u większości swoich pobratymców, rozejrzał się wokoło. Gdy dojrzał pierwsze dziewczę, które na niego spoglądało, puścił jej, na swój grubiański sposób, "oczko". Następnie wzrok z powrotem wylądował na wojowniku. A tyś dowódca pod sztandarem...?- zawiesił głos dając odpowiedzieć mężczyźnie, z którym miał stoczyć bitkę.

- Czerwone Lisy - odparł wojownik, odkładając ostatni element rynsztunku. Podobnie jak Randar, ściągnął koszulę. Kudłaty, siwiejący już tors, poprzecinany licznymi bliznami świadczył o wieku oraz doświadczeniu mężczyzny. - Zostaliśmy zwerbowani przez Lysandera na pierwszą misję inwigilacyjną. Od tamtej pory działamy na terenie miasta, walcząc z okupantem - dopowiedział Axim, rozgrzewając jednocześnie ramiona. Kiedy skończył, stanął w pewnej odległości od krasnoluda, przyjmując postawę.
- W porządku, przyjacielu. Zobaczmy, z jakiej gliny jesteś ulepiony.

- Dobrze... - podsumował półgłosem krasnolud, zacisnął pięści i pewnie zmniejszył dystans do doświadczonego wojownika.

Axim wymierzył cios w brzuch krasnoluda i zadał 1PŻ obrażeń zabierając mu dech.
Randar wymierzył cios w klatkę piersiową człowieka, który uchylił się na tyle, że cios zamienił się w mokre plaśnięcie w środek klatki piersiowej za 0 PŻ.

Atheris zupełnie przypadkiem znalazła się na owym, dla niej przynajmniej przedstawieniu. Gdy zobaczyła że mężczyźni zdejmują koszule stwierdziła że nie przegapi takiej okazji i żwawo podeszła bliżej.
- Chłopcy tylko się za bardzo nie poobijajcie! Jakby co mogę was naoliwić..! - Krzyknęła rozbawiona i przełożyła nogę przez jakąś drewnianą barierkę która stała jej na drodze. Usiadła sobie na niej wygodnie, zarzucając nogę na nogę i z lekkim rumieńcem zerkała, głównie po nagich torsach.

Alchemik który do tej pory próbował dobudzić nieprzytomną zwiadowczynię warknął z irytacją.
- P-po naoliwiasz ich sobie p-p-później. Pomóż mi z nią skoro masz nadmiar cz-czasu!

Elfka w odpowiedzi zadarła lekko brew, równie niezadowolona że ktoś jej przeszkadza. Alchemik robił się całkiem gadatliwy gdy czegoś chciał, nie to co wcześniej. W dodatku wcale nie darzyła nieprzytomnej rasistki sympatią.
- A po co ją cucić? Oddycha? To wrzuć ją do łóżka i niech wypocznie.
Zawiesiła ponownie oczy na walce Axima z Randarem.

Bartholomeus pokręcił głową i poszedł do stajni po wiadro które napełnił deszczówką. Po chwili był już z powrotem przy swojej pacjentce, na którą wylał zawartość naczynia.

Randar wymierzył cios w człowieka, ale ten podniósł lewe kolano, amortyzując cios udem 0PŻ
Axim wymierzył cios w krasnoluda trafiając w lewą pierś za 1PŻ. Szarpnięcie w ciele i odgłos pękających żeber wypełnił najbliższe otoczenie. Oddychanie cholernie boli, krew pojawiła się na ustach, a nogi niepewnie zadrżały.

Drowka pożegnawszy się z Esmondem, opuściła karczmę i wyszła za bardką. To co zobaczyła lekko ją zaskoczyło. Podeszła do elfki, niepewnie wymijając alchemika i jego pacjentkę.
-Chyba… będzie lepiej jak się prześpi.

Zerknąwszy przez ramię Atheris zmierzyła mroczną elfkę wzrokiem. Zdawało się że wszyscy z środka zaczeli się rozchodzić, akurat po tym jak wyszli pierwsi. Czyli w sumie mogła zostać w środku, choć na powietrzu czuła się trochę lepiej.
- Im dłużej śpi tym mniej sprawia problemów. Stanęłam w jej obronie tylko by załagodzić sytuację, ale z jej nastawieniem do nieludzi nawet nie chce mi się kiwnąć palcem. - zrobiła chwilową pauzę, i pobujała stopą tajemniczo uśmiechnąwszy się do drowki. -Niewiele dowiedziałyśmy się o naszej misji, Laerune.
-Będziemy ratować jakąś walkirię. Nie spodziewałam się, że takie istoty potrzebują pomocy. - Drowka stanęła obok bardki, obserwując walczących mężczyzn. - Nie zdziwiłabym się gdyby sami nie wiedzieli więcej.
-Nie nadaję się do armii.. nie jestem żołnierzem. Axim chyba liczy że utworzy wojskowy oddział w dwa dni. - westchnęła cicho i ujęła jedną dłoń w drugą, niepewnie. - Podobają Ci się? - Rzuciła cicho, spokojnym tonem i skinęła głową w stronę walczących mężczyzn.
-Zawsze podziwiałam potrafiących walczyć wręcz. - Drowka przytaknęła. - Osobiście wolę mieć ostrze w dłoni. A co do tworzenia wojskowego oddziału... - Lae oderwała wzrok od walczących by spojrzeć na elfkę. - Podróżowałaś z armią Zhola, widziałaś że na porządny oddział składa się więcej niż jedynie wojownicy.
Kobieta wrzasnęła jak poparzona, budząc się ze snu ochlapana przez Mandragorę wodą.


Randar zbierając całą dumę, wściekłość i siłę zamachnął się ponownie. Wystrzelił lewego podbródkowego za 3PŻ. Struga krwi bryznęłą z ust człowieka, a jeden z zębów stał się luźniejszy.
Axim smakując w ustach własną krew zamachnął się na krasnoluda celując w jego lewe oko. Ten jednak na czas odchylił głowę i cios przeszedł nad jego uchem.

Na wspomnienie o elfiej armii, bardka wydała się nieco speszona, ale jakoś powstrzymała grymas. Wciąż bardzo ciekawa, błądziła wzrokiem przez kontrasty białych włosów z ciemną skórą i oczu drowki.
- To prawda.. Ale też nie palę się do umierania, choć Axim starał jakby się nas oswoić z myślą że będą ofiary. - Zmrużyła lekko powieki, patrząc na ciekawy błękit oczu drowki. - Krasnolud Cię nie odrzuca? Podobno nie przepadacie za sobą… naczy tak jak i my.. za nimi.
Drowka mimo wszelkich starań by powstrzymać grymas, uśmiechnęła się.
-To miłe, że pytasz. Gro osób zakłada, że wszyscy inni mnie odrzucają. - Chwilę przyglądała się elfce, po czym odwróciła wzrok na pole walki. - Jest mi obojętny, nie przepadam za ich językiem, jest w nim coś… coś od czego przechodzą mnie ciarki. Nie przepadam też za głupią agresją. Walka to sztuka i powinna być opatrzona odpowiednim ceremoniałem. Jeśli chodzi o ofiary… chodząc po tym obozie możesz się potknąć i nabić na czyjś miecz. Ofiary są nieuniknione.
- Mówisz jak prawdziwy elf - Pochwaliła ją Atheris, bez kpiny w głosie, w zasadzie brzmiała na zadowoloną z tego co słyszy. - Mimo to fajnie popatrzeć na mężczyzn w ich żywiole, rywalizacji… o ile tak jak tutaj nie jest to jakaś walka na śmierć i życie. I także wolę bardziej melodyjny głos, ale nie wiem czy to nie jest już trochę zboczenie zawodowe..
- Jak by na to nie patrzeć jestem elfem. - Drowka sięgnęła do swego długiego ucha i pociągnęła za jego czubek. - Jest jeden pogląd wśród drowów, z którym mimo wszystko się zgadzam. Mężczyźni nadają się tylko do dwóch rzeczy i jedną z nich owszem jest rywalizacja i to na polu walki.
Patrząc jak Laerune ciągnie się za uszko, skinęła delikatnie z uśmiechem, a słuchając dalej morskozielone oczy bardki błysnęły z zaciekawieniem. Złapała się za kolano i przez moment chyba zastanawiała nad słowami samurajki.
- Będziesz musiała mi o tym opowiedzieć. - Rzuciła melodyjnie, nie mogąc powstrzymać nuty pewnej niecierpliwości w głosie. - Jeśli Ci to nie uwłacza, może też poćwiczyłybyśmy walkę razem? Ogólnie, używam rapiera.
-Nie ma wiele do opowiadania. - Lae położyła dłoń na rękojeści katany. -Ja walczę tym, jeśli jednak chcesz potrenować rapierami, możemy pewnie gdzieś jakiś pożyczyć i poćwiczyć podobną bronią.
- Przecież nie wybiorę sobie jaką bronią będzie dysponował przeciwnik… raczej nie trenowałabym ostrą, bo łatwo można stracić nadgarstek.. albo wybić gdzieś coś. Wydaje się jednak że jesteś bardziej doświadczona i może dzięki Twojej radzie, mego ucha żaden miecz nie skróci.
- Drewniane miecze mogą być równie, o ile nie bardziej niebezpieczne, ale możemy potrenować czymś takim. gdy Axim skończy spytamy czy mają coś na stanie.

Randar ciężko dyszał z każdym oddechem czująć przeszywający ból w piersi i ciągle zbierającą się krew w ustach. Szybko stracił połowę swoich sił, ale mogło być jeszcze ciężej gdyby nie jego twarda krasnoludzka skóra. Zamachnął się ponownie uderzając z całych swoich sił pierś człowieka, który z całych sił ją napiął. Mocarna pierś gruchnęłą w równie mocarne napięte mięśnie. Potężne dudnięcie wypełniło plac, ale nie zadało obrażeń.
Axim czuł jak piecze go mocno pierś, a luźny ząb strasznie boli. Wymierzył również cios w pierś krasnoluda, który zdążył odstąpić od ciosu.

Randar po szybkim uniku ponownie się zamachnął, ale tym razem człowiek odskoczył unikając ciosu.
Axim zamachnął się na krasnoluda, ale ten również odskoczył.

Obaj przeciwnicy okrążali się odskakując od ciosów, wypatrywali błędów w obronie przeciwnika.
Randara ponownie pacnął tors w człowieka przyprawiając go o kolejnego niegroźnego siniaka.
Axim wymierzył cios w czoło, który został uniknięty z dużą łatwością

Randar ponownie mocno się zamachnął z cały sił, ale Axim łatwo uniknął ciosu i wymierzył własny, którym chybił celu.

Randar wykonał kolejny zamach, który nie trafił. Axim dojrzał okazję na którą czekał od dawna i uderzył ponownie w złamane żebra krasnoluda. Ten zawył z bólu czując jak połamane żebra jeszcze mocniej ranią płuco, padł na kolana podtrzymując się ziemi i rzygnął krwią. Najmniejszy oddech strasznie bolał, nie mógł już kontynuować walki. Każdy następny gwałtowny ruch mógł oznaczać utratę świadomości i wewnętrzne wykrwawienie.

Kołysząc się na nogach i dysząc ciężko, Jarnar pochylił się nad swoim przeciwnikiem.
- Piękna walka - wydyszał, a z jego ust pociekło więcej krwi. - Chodź, przyjacielu, trzeba cię połatać. - Po tych słowach uniósł głowę i rozejrzał się. Gdzieś z boku dostrzegł Nedię, elficką akolitkę, towarzyszkę Sybill.
- Hej, będę potrzebował pomocy - zawołał do kobiety Axim.
Krasnolud splunął krwią, którą jego usta ponownie się napełniły. Z ogromnym wysiłkiem podniósł rękę chcąc pogratulować Aximowi. Czuł, że jest na skraju sił i niewiele trzeba, by je całkowicie utracił. Czuł jednak też podziw do kunsztu, doświadczenia i siły przeciwnika. Wiedział, że będzie ciężko, ale nie przypuszczał, że aż tak. Słowa nie wydusił, skinął tylko jeszcze głową, po czym ponownie opadł.
Nedia dobiegła do rannego i wysunęła jeden z licznych zwojów przypasanych do pasa. Pośpiesznie go otworzyła i wyrecytowała modlitwę do Wszechstwórcy. Melodyjny głos rozbrzmiał i otoczył ciało krasnoluda, połamane żebra rozbłysły światłem, szarpnęły wracając na miejsce, a ból ustał. Dotykana skóra przy żebrach wciąż trochę boli, ale duszności i bóle przy oddychaniu minęły. Trzymany zwój przez elfkę rozkruszył się na strzępy pyłu i popiołu rozwianych przez wiatr.
Żelazny Liść wręcz czuł, jak żebra się zrastają. Boli jeszcze..., pomyślał.
- Dobrze... Ma boleć! - ryknął ostatnie dwa słowa po wypluciu resztek krwi, która wciąż znajdowała się w ustach. Szeroki uśmiech wrócił na jego twarz. - Szacunek mój - ponownie wyciągnął dłoń do Jarnara.
- Pomyliłem się, nazywając cię kotem. Zwracam honor - Axim wyszczerzył zęby i uścisnął dłoń krasnoluda.
- Hej, nie pozabijajcie się tam! - Krzyknęła prosząco bardka i zmarszczyła nos. Taka walka była dużo poza przyjacielską rywalizację, przynajmniej w jej mniemaniu, a wykorzystywanie magii leczącej dla zabawy nie w porządku wobec medyczki. Przestała przyglądać się im z zainteresowaniem i westchnęła lekko.
Równy Bykowi zerknął w stronę bardki, ale nic jej nie odpowiedział. Zamiast tego raz jeszcze zwrócił się do towarzysza.
- Chętnie bym się napił, ale chyba wrócę do kwatery lizać rany. Widzimy się na odprawie - powiedział, po czym zebrał swój rynsztunek i ruszył z powrotem w stronę karczmy.
- Dobrze... Widzimy się jutro. Moją broń i zaangażowanie masz pewne - potwierdził wojownikowi Randar.
 
AJT jest offline  
Stary 28-07-2018, 19:59   #99
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Walkiria w sypialni

Zamykając za sobą drzwi do sypialni Sybill rozejrzała się po pomieszczeniu. Stało tu duże łóżko i nierozpakowane dwa kufry z tym co z Jarnarem szumnie nazywali swoim dobytkiem. Na stojący pod oknem stole leżały jej i Axima narzędzia pracy, czyli różnej maści oręż, głównie długie miecze. Spojrzenie Walkirii zatrzymało się na tarczy, która leżała na środku łóżka. Nie miała pojęcia czy dobrze zrobiła nie wspominając tamtej Walkirii o tym, że jest w jej posiadaniu.
Kobieta zdjęła z siebie płaszcz i uwiesiła go na gwoździu wbitym tuż przy drzwiach do pokoju. Zrzuciła buty i zostawiła jej też przy wejściu. Podeszła do łóżka i usiadła na nim, kładąc dłoń na tarczy. Po tym nagłym spotkaniu w świątyni sama teraz nie wiedziała co powinna myśleć o tym wszystkim. Nie rozumiała o czym mówiła wojowniczka, ale usilnie starała się to pojąć.

Martwiło ją najbardziej to, że używanie mocy Walkirii miało mieć jakąś cenę... Sybill nie była w stanie wymyślić cóż to mogło być w jej przypadku.
Opadła na łóżko i wbiła zamyślone spojrzenie w drewniany sufit. Myślami cofnęła się do tego momentu kiedy została wskrzeszona, ale niezależnie od tego jak bardzo wysilała pamięć to nic jej nie przychodziło. Żadnego spotkania z bogiem czy choćby jego niebiańskim sługą. Po prostu ocknęła się po wszystkim i nie miała pamięci tego o czym opowiadali jej świadkowie tamtych wydarzeń. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się jak "powstawały" inne Walkirie. Ale na dłuższą metę nie miało to większego znaczenia, bo jak to określiła Sagila, sposób stania się bożym wybrańcem, w przypadku Arunsun był nietypowy.

- Czy jest więcej Walkirii? - zapytała spoglądając znów na tarczę. Jak na razie ta jedyna przez nią napotkana napawała ją w zwątpienie we własne siły, bo w porównaniu z Maakrin wypadała dość blado. Skoro tamta była dowódcą Złotych Lwód, to musiała być doskonałym przywódcą, mającym pod sobą doskonale wyszkolone wojsko. Trzeba było też przyznać, że faktycznie Sagila była " siłą, gniewem i furią". - Istny huragan chaosu... - mruknęła Sybill z niechęcią jaką czuła do tej kobiety. Miała wręcz szczerą ochotę zostać w pokoju by mieć pewność, że już nie będzie musiała jej, przynajmniej dziś, spotykać na swojej drodze. Zastanawiała się, czy tamta kobieta zechce jej odebrać tarczę gdy w końcu dowie się, że ją ma. Czy powinna oddać tamtej Walkirii? Czy może należała już do niej? Ten magiczny dysk bardzo był pomocny i polegała na nim tak bardzo, że nie wiedziała, czy potrafiłaby się bez niego obejść.

Arunsun sięgnęła po złożony na brzegu łóżka koc i okryła się nim, by choć trochę zwalczyć uczucie osamotnienia.
- Może moje kapłańskie wykształcenie jest tu kluczowe... - powiedziała do siebie bez przekonania i na koniec westchnęła cierpiętniczo. - Czemu mnie to spotkało? - schowała twarz w dłonie. Wcześniej nie zaprzątała sobie tymi myślami głowy, ale teraz nie mogła już tak tego ignorować. Przed swoją śmiercią była przecież nie najlepszą kapłanką, mimo młodego wieku już zmęczona widokiem rannych i konających. Robiła swoje i nie wychodziła przed szereg, pozostając niewidzialną i nie chcącą nikogo poznawać bliżej, często będąc opryskliwą i sarkastyczną. Wątpiła nawet czy Wszechstwórcę jakkolwiek interesuje dobro istot, które stworzył. Ale od czasu wskrzeszenia jej i uczynienia Walkirią, zupełnie zapomniała o tym jak dawniej postrzegała wiarę. Teraz było jej pod tym względem znacznie łatwiej. Sama przed sobą musiała przyznać, że w porównaniu z tym jaka była wtedy, a jaka była w tym życiu, to zmieniła się i była już zupełnie inną osobą. Uczynienie jej Walkirią było rzuceniem jej na głęboką wodę. Ale miała kolejną udaną misję za sobą, a to do dodawało otuchy.

W końcu zganiła się sama w myślach za to użalanie się. Powinna cieszyć się każdym dniem nowego życia. Pod tym względem żyła ponad stan, bo powinna umrzeć dawno temu, na tamtej przeklętej arenie, w nierównej walce z minotaurem. Zamiast tego żyła i była znacznie silniejsza niż wtedy, mając moce, o których wcześniej mogła tylko śnić. Ponad to miała jeszcze niezawodnych towarzyszy, którzy pójdą z nią w każde piekielne otchłanie. I miała też kogoś przed kim mogła być sobą. Zdecydowanie od wskrzeszenia jej żywot uległ poprawie. Wszystko dzięki Wszechstwórcy. Jakby jednak się starała to nie była w stanie określić co było "kosztem" posiadania jej mocy, bo nie odczuwała by czegokolwiek jej ubywało.

Od tych wszystkich myśli i analizowania słowo po słowie tego co powiedziała Sagila, mocno rozbolała ją głowa. Zaczęła masować sobie skronie, ale niewiele to pomagało. Wstała z łóżka i podeszła do okna by wpuścić do pokoju świeże powietrze. Tylko pobieżnie spojrzała po zebranych na skwerze osobach. Axim stał z jakimś krasnoludem. Cieszyła się, że zajął on się tym za nią, bo dzisiejszego dnia była zbyt rozbita by czymkolwiek się więcej się zająć. Teraz nawet wybór stroju kelnerek byłby dla niej za trudny. Była wykończona i nie nadawała się do niczego.
Wróciła do łóżka i po prostu padła na nie, wzdychając z umęczeniem. Otuliła się mocniej kocem i w tej chwili nie miała zamiaru opuszczać swojej małej ostoi.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 28-07-2018, 20:09   #100
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
W sypialni Walkirii

Chwilę panowała względna cisza. Względna, bo gdzieś tam w tle brzmiały głosy z karczmy i z tego co działo się na zewnątrz. Ale w tą symfonię wkradła się fałszywa nuta. Ktoś ewidentnie szurał o ścianę, może wspinał się. Tak czy tak po chwili zza okiennego parapetu wychynęła głowa pluszowego misia.
- Wyczułem, że ktoś jest zmartwiony, więc przybyłem najszybciej jak byłem w stanie. - powiedział przejęty wciągając się i ostrożnie wpadając przez okno do pomieszczenia.
Kiedy wylądował zadkiem na podłodze, przyłbica jego hełmu opadła mu na oczy. Pluszek mocował się z nią chwilę i ostatecznie hełm po prostu zdjął.
Słyszać hałas, Sybill podniosła się na łokciach, rozglądając po pokoju. Prawie już przysnęła, kiedy z objęć snu wyrwały ją odgłosy. Namierzyła to co je wywołało i uśmiechnęła się. Zaraz też doszedł do niej sens wypowiedzi małego rycerza. Westchnęła przeciągle.
- Tak można by ująć to co teraz czuję... - odparła mu szczerze i usiadła. Poklepała ręką na łóżko, dając misiowi znak, by podszedł i usiadł obok niej. - Nie wiem czy podołam temu do czego zostałam stworzona - dodała, spoglądając w dal, przez otwarte okno.
Miś bez ociągania podreptał do łóżka, wspiął się na nie. Usiadł obok Walkiri, a hełm położył sobie na kolanach.
- A do czego zostałaś stworzona? - zapytał cicho przypatrując się jej ciekawie.
Arunsun otworzyła usta by mu odpowiedzieć, ale żadne słowa się nie pojawiły. Kobieta zrobiła strapioną minę, jakby nie do końca była w stanie odpowiedzieć mu na to błahe przecież pytanie. Spuściła głowę i zamyśliła się.
- Właściwie... To chyba też w tym jest problem - wzruszyła ramionami. - Nie wiem do końca co mam robić... Walkiria powinna być narzędziem Wszechstwórcy wypełniającym jego wolę - skrzyżowała ręce przed sobą. - Ja tak naprawdę nie wiem czego ode mnie może wymagać... Zostałam wskrzeszona, stworzona Walkirią i nawet nie wiem dlaczego

Wielce zafrasowana mina pojawiła się na buźce Pluszka. Skrzyżował łapki i przyłożył jedną do czoła pogrążając się w głębokim zamyśleniu.
- Mnie też nikt nie wyjaśnił dlaczego jestem. - przyznał mały rycerz a mina mu się trochę rozpogodziła - Po prostu jestem i robię to co trzeba robić. I już. Ummm… hmm… masz nowe życie. A życie to podróż, którą trzeba doświadczać, a nie problem do rozwiązania. - zamilkł na moment - Po co w ogóle się tym przejmować? Nikt by się nie wysilał z daniem ci drugiej szansy gdyby nie był pewien że zrobisz co trzeba.
Arunsun miała minę jakby zamierzała się nie zgodzić ze słowami Pluszka. Ale nic nie powiedziała, w milczeniu intensywnie myśląc nad tym co powiedział.
- Może... - spuściła wzrok, przyglądając się swoim dłoniom. - W końcu jestem "anomalią" - ostatnie słowo wypowiedziała tonem jakby niekoniecznie miało to znaczyć coś dobrego, ale już na pewno oznaczało, że Sybill czuła się tym źle. Kobieta spojrzała kątem oka na misia. - Spotkałam dzisiaj inną Walkirię... Chyba przybyła z wojskami księżniczki. Jestem zupełnie niepodobna do niej. To ona mi uświadomiła jak bardzo odstaję od tego jaka powinnam być - westchnęła ciężko. - Dopóki jej nie spotkałam to wydawało mi się, że nawet mi dobrze idzie... Ale teraz już nie jestem taka pewna - wyznała.
Przez chwilę miś pobujał nogami na skraju łóżka.
- A jaka powinnaś być? Dlaczego bycie inną od niej sprawia ci takie zmartwienie? - zapytał Pluszek - Kto ustalił jaka powinna być Walkiria? Czemu nie może być inna? Kto powiedział, że nie może być inna?
Pytania sypały się ze strony Pluszka jakby był małym dzieckiem, ale kiedy przestał, odłożył hełm na półkę, wszedł na łóżko i odbił się od niego..
- Przestań się zadręczać. Jesteś odważniejsza niż sądzisz, silniejsza niż przypuszczasz i mądrzejsza niż ci się wydaje. I jesteś wspaniała taka jaka jesteś. - powiedział - A teraz chodź poskakać!.
Sybill otworzyła szerzej oczy. Wyraźnie było po niej widać, że wypowiedź Pluszka ją otrzeźwiła. Uśmiechnęła się przyglądając się skaczącemu po jej łóżku pluszakowi.
- Wiesz... Masz rację - wyciągnęła ręce i złapała w locie swojego rozmówcę. Objęła go i przytuliła do siebie. - Dziękuję ci z całego serca za tą rozmowę
- Huh? - mruknął Pluszek zaskoczony - Proszę bardzo…
Odwzajemnił uścisk Sybill i uśmiechnął się, bo po raz kolejny udało mu się wypełnić misiowe obowiązki odganiania smutków i zmartwień. Gdy Sybill przytuliła Pluszaka coś zadudniło między nimi, słabe puk, puk. Za chwilę mocniejsze puk, puk. Pomiędzy nimi rozbłysło słabe światło, amulet noszony przez misia błyszczał światłem i dudnił odgłosem wolno bijącego serca.
- Wiecznie zadajecie wiele pytań zamiast ufać i kierować się jego wolą. - Z medalionu rozbrzmiał słaby, spokojny głos.
- Jeśli potrzebujesz poczuć się jak inne Walkirie oto twoja misja zatwierdzona przez samego Wszechstwórcę. Znajdź pozostałe amulety serca podobne do tego i dokonaj właściwego wyboru. - Głos zamilkł, a światło zgasło, bicie serca również zastygło.
Sybill ze zdumieniem wpatrywała się w medalion Pluszka.
- Też to słyszałeś? Czy tylko mam omamy ze zmęczenia? - zapytała kobieta.
Pluszek patrzył przez chwilę na medalion potem na Sybill i uśmiechnął się uradowany. Zaczął podskakiwać wesoło.
- Dostaliśmy zadanie z samej góry! - powiedział radośnie klaszcząc łapkami.
Arunsun uśmiechnęła się promiennie.
- Czyli jednak... - wyglądało, że już nie potrzebowała więcej znaków by uspokoić się co do swojej prawdziwości bycia Walkirią. Opadła na łóżko, czując się lekką, gdy pozbyła się wątpliwości. - Pilnuj dobrze swojego medalionu - poleciła towarzyszowi.
- Będę! Widzisz? Trzeba czuć i ufać. Nie wątpić. - jeszcze raz miś przytulił się do Walkirii, ale teraz na krótko - A teraz czas już, byś poszła spać.
Wziął z szafki swój hełm, poprawił przyłbicę i założył na głowę.
- Miłych i spokojnych snów. Przypilnuje, aby potwory i koszmary nikomu nie przeszkadzały!
- Też trochę odpocznij - odparła mu Sybill i zaczęła układać się na łóżku do snu. - Dobranoc Pluszku
- Dobranoc, Sybill. - Miś wspiął się na parapet, stanął w oknie i pomachał jeszcze do Walkirii.
A potem skoczył prosto w mrok grobowej nocy.

Walkiria została sama. Miała zamiar zasnąć tak jak leżała, ale zdecydowała się jeszcze przebrać. Zwlekła się z łóżka i podeszła do swojego kufra. Kluczykiem wyciągniętym z kieszeni otworzyła kłódkę i otworzyła wieko. Były tam same szpargały i ubrania. Wyjęła lnianą koszulę nocną i w nią się przebrała, zostawiając swoje ubranie złożone na krześle. Za oknem było już zupełnie ciemno, ale odgłosy rozmów dobiegających z placu przed karczmą wciąż rozbrzmiewały.

Wróciła do łóżka i ponownie zaczęła układać się do snu. Bardzo żałowała, że nie było przy niej teraz Axima, ale musiała się z tym pogodzić, bo wiedziała że rekrutowanie nowych osób do drużyny to ciężkie i pracochłonne zajęcie. Otulona kocem zamknęła oczy.

Dwa kwadranse później do komnaty wemknął się Jarnar. Najciszej jak potrafił odłożył swój rynsztunek. Następnie przemył się i doprowadził do porządku po stoczonej bójce. Kiedy przestał lepić się od krwi, rozebrany wsunął się do łóżka Sybill. Ucałował ją delikatnie w czoło, po czym obejmując ją ramieniem, położył się na boku i usnął.
 
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172