Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2018, 16:50   #96
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Łyżka zastygła w połowie drogi do rozchylonych usteczek elfki. Zaraz też kropla gęstej, zielonej mazi spłynęła powoli po jej brzegu, aż z ociężałością skapnęła do reszty polewki wypełniającej miskę.
Zaskoczona Eshte wprost nie mogła uwierzyć swoim oczom. Tak, po tym wszystkim co przeszła w Grauburgu, teraz prędzej spodziewała się spotkać wściekłego Pierworodnego niż całkiem przyjaznego niziołka. Chociaż czająca się gdzieś w okolicy lubieżna kapłanka zdecydowania czyniła to spotkanie mniej przyjemnym.

-No oczywiście, że wolę jeść tutaj niż z tymi tam, wydelikaconymi paniczykami. Przy nich to nawet sobie beknąć nie można, bo zaraz się popłaczą ze strachu i poślą na stos - zarechotała sobie na samo wyobrażenie zszokowanych min tych dobrze wychowanych szlachciurów. Pewno wystarczyłoby tylko, gdyby zaczęła maczać pajdę chleba w zupie, aby na sam ten widok zaczęli omdlewać z obrzydzenia, zakrywać dzieciom oczy i wznosić modły ku swoim szlachciurskim bożkom. Właściwie.. byłoby to całkiem zabawne. Może jednak powinna tam się zakręcić w trakcie posiłków?

-A Ty co tu robisz? Myślałam, że ze swoim rycerzykiem wyruszyłeś już w poszukiwaniu kolejnego turnieju. Ten tu hrabia chyba nie organizuje takiego na swoich ziemiach, co? -zapytała z ciekawością, nim z zadowoleniem wpakowała sobie zawartość łyżki w usta. Polewka mogła wyglądać jak trawa przeżuta i przetrawiona przez krowę, ale swoim dziwnym smakiem cieszyła elfkę.

-Właściwie to tak. Mój szlachetny pan ruszył w poszukiwaniu nowego wyzwania. Może wreszcie jakąś wywernę upoluje, albo mantykorę… albo ta Henrietta złapie go za róg i skończy się ta cała tułaczka w poszukiwaniu okazji do utracenia dziewictwa. - wyjaśnił rozbawiony niziołek. - Ziemie hrabiego ponoć obfitują w potwory do ubicia. A okazja do wykazania się bohaterstwem jest świecą dla ćmy mego rycerza. Ba… jest nawet plemię dzikich elfów. Pewnie dlatego wyruszasz z tą karawaną, co? Zobaczyć ziomków chcesz?

Eshte kilka chwil zajęło zrozumienie, co właściwie Loczek miał na myśli. Nie to, żeby była jakaś głupia albo powolna, ale po prostu spotkanie z dzikimi elfami wydawało jej się tak bardzo niedorzeczne, że trudno jej było uwierzyć w zadane przez niego pytanie. Tak, dobrze wiedziała, że sama jest elfką - świadczyły o tym te spiczaste uszy po bokach głowy i wyjątkowy sposób w jaki ją traktowało wielu ludzi. Jednak nigdy się nie utożsamiała ze swoimi, uh, rodakami. Wychowała się pośród ludzi i wcale nie czuła potrzeby poszukiwać swych korzeni. Wręcz uznawała siebie za jedyną przedstawicielkę całkiem innej, zupełnie wyjątkowej rasy. Wszak na próżno było szukać drugiej takiej jak ona pośród wszystkich kreatur zamieszkujących ten światek.

-Po co miałabym chcieć się z nimi zobaczyć? Ty się spotykasz z dzikimi niziołkami? -zapytała ze szczerą niewiedzą i ciekawością, bo i sama nigdy nie trafiła na innych Loczków baraszkujących radośnie w lesie. Czy rzeczywiście spotykali się na jakieś rodzinne wspominki?

-No bo akurat żadnych nie ma w pobliżu, choć jeśli opowieściom wierzyć… gdzieś na wschodzie horda moich pobratymców na wielkich psach przemierza Wielkie Morza Traw. - odparł szczerze i wesoło Palemonius przyglądając się elfce.- No i zawsze próbuję się spotkać z miejscowymi niziołkami. Dostarczają zawsze wiarygodnych informacji, a ty nie?

No… ona akurat nie. Jakoś gadanie z miejscowymi spiczastouchami niespecjalnie ją interesowało, zwłaszcza że wiele elfek lądowało często w przemyśle “rozrywkowym” przeznaczonym dla dorosłej i męskiej klienteli. Miejsca te nie bardzo nadawały się na wizyty dla pyskatej artystki, mającej mało cierpliwości dla podszczypujących jej zadek osób, które przypadkiem uznały ją za kolejną pracownicę zamtuza. A leśne elfy… były dzikie, bo w ramach powrotu do natury odrzucały wszelkie dobrodziejstwa cywilizacji. Było to absurdalne, według Eshte, podejście do życia. A że w ramach tego powrotu do natury elfy czciły głównie różne wcielenia Dzikuna toooo… po ostatnich doświadczeniach z tym bóstwem, kuglarka nie bardzo miała ochotę na spotkanie z elfimi druidami.

-No.. niezbyt - burknęła kuglarka po spałaszowaniu kolejnej łyżki zielonej mazi. Potem zamachała nią nonszalancko w powietrzu, a że była już pusta, to Loczek nie musiał się obawiać zostania obryzganym resztkami zupą. Nie tym razem - Chyba, że przesiadują w karczmach. Ale przy kuflach piwa to mi jest obojętne, czy gadam z drugim elfem, gnomem, krasnoludem, czy jakim wampiórem. Ważne jest tylko co mają do powiedzenia i ile błyszczących monet trzymają w kieszeniach. A im chętniej się nimi dzielą z innymi, tym chętniej się z nimi rozmawia, co nie?

Uśmiechnęła się szeroko, jak gdyby z jakiegoś powodu niziołek o nieskazitelnej fryzurze mógł podzielać jej zdanie. Jak dobrze, że jakiś zastęp służek był odpowiedzialny za przemielenie tej zupy, bo inaczej niewątpliwie zielone kawałki zostałyby na wyszczerzonych zębach Eshte.

-A propos elfów, ponoć jakaś się ożeniła z szlachcicem i przebywa w tym taborze, psując humor córki jaśnie dziedzica. - zaśmiał się cicho Palemonius dzieląc się tymi sensacjami. - Przez co nasz gospodarz ma nadzieję, na związek małżeński z moim panem i jego córuchną. Płonne nadzieje. On… jest cnotliwym prawiczkiem, ona wyraźnie nie ma to ochoty. Choć na miejscu tej elfki bym uważał. Urażone kochanki bywają mściwie i okrutne.

-Eeee! -na te wieści Eshte kuglarka wydawała z siebie pogardliwy odgłos łączący w sobie prychnięcie z oślim rykiem. Kwintesencja elegancji -Ta jaśnie Paniunia to tylko dużo miele ozorem, a paluszkami nie ruszy z obawy, że sobie je pobrudzi albo paznokietka złamie. Z magią też się rozminęła, bo słyszałam pierdnięcia straszniejsze od tych jej ognistych kulek.
Jak gdyby tego było mało i szlachciance jeszcze za słabo płonęły uszy, to elfie ślepa nagle błysnęły złośliwie. Jeśli chodziło o Paniunię, to ta tutaj sztukmistrzyni nie znała umiaru w szerzeniu pogłosek - Poza tym podobno na zamku często w swych komnatach gościła krasnoludy. Nie raz po dwa, albo trzy naraz. Może więc to wśród tych brodaczy jej tatusiek powinien sobie szukać zięciunia.

- Coś ty na nią taka cięta? Znacie się dobrze?
- zaciekawił się Loczek. - Brzmisz jakbyś to ty była… - oczy niziołka urosły do wielkości talerzy. - To ty?! Ta żona szlachcica?
Powiedział to zdecydowanie za głośno, przyciągając uwagę okolicznych gapiów.

-Coooo?! NIGDY! -obruszyła się Eshte nie na żarty, przy czym w jednej chwili poderwała się na równe nogi, miską zupy balansując w dłoniach. A że dotąd siedziała na schodkach prowadzących do swego wozu, to teraz spoglądała na niziołka zdecydowanie z góry, co tylko pomagało w podkreśleniu jej gniewu tymi oszczerstwami padającymi z jego ust.
-Widziałeś żoneczki tych jaśnie panów? I czy ja Ci wyglądam na jedną? Żadna z nich nie poradziłaby sobie w podróży bez zastępu służek, nie wspominając o kierowaniu wozem własnym rączkami. Pewno też każda omdlałaby z braku tu u nas słodkich bułeczek i rybich jajek do jedzenia, ha ha ha ha -wszystko to powiedziała na tyle głośno, aby sięgnęło uszu tych pobliskich osób spragnionych ploteczek i kontrowersji. Dodatkowo pod koniec wybuchnęła bezczelnym śmiechem, a przecież żadna z tych malowanych żoneczek nie byłaby w stanie śmiać się sama z siebie, prawda? Prawda?

Po chwili gwałtownie ucięła swoje rozbawienie. Pochyliła się nisko ku niziołkowi, aby tym razem jej syknięcie było słyszalne tylko dla niego - A Ty to próbujesz zrujnować mi reputację, co? Chcesz, aby inni zaczęli myśleć, że trafiłam do orszaku przez jakieś znajomości ze szlachciurkami?

-A nie trafiłaś? Przecież każdy z nas trafił tu bo zna jakiegoś wielmożę, lub wpadł oko jakiemuś znajomemu hrabiego, który go mu polecił.
- zapytał wielce zdziwiony niziołek drapiąc się po karku. - My z Arissą jesteśmy tu tylko dlatego, żeśmy w orszaku mego pana Hagdara Tyrwaldsona. Więc? Czy to ów przystojny szlachcic z którym tańcowała na balu polecił naszemu obecnemu gospodarzowi? Arissa o was rozpytywała i chciała was znaleźć następnego dnia. Ale jak sama wiesz… wkrótce rozpętało się tam piekło.

-Jaaa...
- elfka wyprostowywała się, a przyjętą przez nią pozycję pełną dumy paskudziła nieco ta nieszczęsna miska w dłoni -Ja trafiłam do orszaku, bo Wielki Pan Hrabia miał okazję obejrzeć jeden z moich występów. Albo ktoś mu opowiedział o moim niezwykłym kunszcie kuglarskim, co przecież byłoby oczywiste. Jak raz ktoś zobaczy moje tańce z ogniem, to potem nie może przestać o nich mówić.

Znów się roześmiała, lecz tym razem niewiele miało to wspólnego z rozbawieniem malowanymi paniuniami. Te krótkie parsknięcia śmiechu, od których z lekkością wzdrygały się ramiona Eshte, miały nonszalancki i trochę fałszywy wydźwięk. Idealnie pasowały osobie przekonanej o swojej niezwykłości, która w nieudolny sposób starała się okazać skromność i zawstydzenie tą poświęcaną sobie uwagą.

W końcu odetchnęła głębiej i machnęła wolną ręką w powietrzu - Tak czy inaczej, jestem tutaj ze względu na mój talent, którym mam uprzyjemniać podróż hrabiemu i towarzyszącym mu szlachciurkom. I nie musiałam się po to przymilać do żadnego paniczyka.

-I Arissie… jej pewnie też przyjdzie ci uprzyjemnić wieczór. Z pewnością ucieszy się, gdy się dowie że ty również trafiłaś do tego orszaku i zaprosi cię na wieczorną popijawę
- zadumał się niziołek. - Mam nadzieję, że trenowałaś od ostatniego razu, gdyż poprzednio wykazałaś się słabą głową. Ulec alkoholowi szybciej niż filigranowa elfka… wstyd.- pokiwał głową Palemonius, ale cóż poradzić… ta fałszywa kapłanka była trzcinką nawet w porównaniu z Eshte, a odporność na procenty miała godną krasnoludzkiego najemnika.

Kuglarka pobladła z przerażenia, jak gdyby sam Pierworodny przed nią stanął.
-O nie, nie, nie -jako, że w naturze miała bogatą i dramatyczną gestykulację, to teraz ta jej wolna ręka sięgnęła ku niziołkowi, aby przed jego nosem karcąco pokiwać palcem wskazującym. Każdemu „nie” akompaniowało własne cmoknięcie jej usteczek -Możesz przekazać swojej kapłance, że będzie musiała sobie znaleźć inne towarzystwo do spijania i rozbierania. Ja muszę mieć siły, aby za każdym razem prezentować szlachciurkom tylko najlepsze z moich występów. Nie jestem tutaj, żeby sobie odpoczywać.

Czy.. czy te słowa naprawdę właśnie padły z ust Eshte? Tej Eshte? Nie zdarzało się często, aby rezygnowała z porządnej popijawy, więc ten dzień wart był zapisania w kalendarzach!
Cóż, powodem tego była ta cała Arissa, wobec której kuglarka miała dość mieszane uczucia. A to oznaczało, że zwyczajnie jej nie lubiła. Nie chciała być znowu przez nią obłapiana, nie chciała znów obudzić się z nią w jednym łóżku i po prostu.. po prostu nie! Bezpieczniej się czuła w towarzystwie całej gromady pijanych krasnoludów i obcych, karczemnych żłopów, niż przy jednej, szalenie lubieżnej kapłance.

-Obawiam się, żeeee świątobliwa kapłanka Arissa nie da się tak łatwo spławić,więc uważaj gdy ją spotkasz. A spotkasz na pewno, bo ona jest jedną z tych wielmoży, których przyjdzie ci zabawiać. - zaśmiał się rubasznie niziołek.

Mina elfki najpierw zrzedła, a po chwili wykrzywiła się w paskudnym grymasie - Ale jak to? Przecież ona jest kapłanką, a na dodatek fałszywą. Żadna tam z niej wysoko urodzona damulka.
Nie minął nawet jeszcze dzień, odkąd dołączyła do orszaku, a już zaczynała żałować swojej decyzji. Niech przeklęte będą pięknie błyszczące monety!

NIE DOŚĆ, że jako Wspaniała Eshte, Trzymająca w Napięciu Sztukmistrzyni i Dziki Ogień Zachwycający Swą Odwagą, została umniejszona do rangi służki zamiast korzystać z luksusów dostępnych szlachciurkom.
NIE DOŚĆ, że Thaaneeekryyyyst miał głęboko w nosie swą fałszywą narzeczoną i w najlepsze spoufalał się z całym jaśnie państwem.
NIE DOŚĆ, że całą wyjątkowość orszaku przysłoniła obecność tutaj Paniuni i teraz jeszcze Arissy.
To jak gdyby tego wszystkiego było mało, tamta rozpustna i kłamliwa elfka była tutaj lepiej traktowana od światowej sławy artystki?!

Jedno ze spoglądających na niziołka oczu o fiołkowych tęczówkach, mrugnęło niespokojnie w gniewnym tiku.
-Jest kapłanką… a że fałszywą to wiemy tylko ty i ja. - przypomniał jej Palemonius nieświadomy narastającej w niej wściekłości. - A tu już stawia ją ponad plebs. Jest też przyboczną kapłanką szlachetnie urodzonego rycerza i jedynego dziedzica dość majętnego rodu z Północy. Przez to jest o wiele bardziej szanowana niż ty i ja.

Eshte prychnęła wściekle, po czym z powrotem usadziła tyłek na jednym ze schodków swojego wozu. Wieści niziołka opadły niezwykłym ciężarem na jej smukłe barki, przez co drewno pod jej pośladkami zajęczało cierpiętniczo. Bo przecież to nie tak, że była gruba, albo deski już dawno miały za sobą czasy swej świetności.

-Wystarczy trochę pomacać kopie, powznosić modły i powywracać oczami, a naiwne szlachciurki będą padały do stóp. Mogłabym wskoczyć w białe szatki i dalej podawać się za Yunalescę, a pewno by mnie tu lepiej traktowali -ponarzekała sobie, nie pierwszy raz w życiu. Potem zaś westchnęła ciężko, dramatycznie, a dłoni jej sięgnęła ku swemu zbolałemu sercu -Trudne jest życie wędrownej artystki. Dużo wyrzeczeń i ciężkiej pracy, a czasem pod koniec dnia człowieczki nie potrafią nawet docenić niepowtarzalnego kunsztu mojej sztuki.
Nagle spojrzała na Loczka w taki sposób, jak gdyby pierwszy raz go widziała i przez ten cały czas po prostu mówiła do siebie. Co właściwie nie byłoby aż takie dziwne w jej przypadku. Także i jej głos nabrał podekscytowanej nuty -Ej, może skoro też jesteś w tym orszaku, to byś mi ułożył włosy przed wieczornym występem, co?

-Mogę. Nie będę potrzebny memu rycerzowi. Jeśli to poprawi ci humor to ułożę twoje włosy fantazyjnie, tak że ci możni nie będą mogli oderwać od ciebie oczu. A kto wie… może i ty znajdziesz swojego ulubionego rycerza, co?
- zapytał żartobliwie Palemonius, nie mając pojęcia o priorytetach kuglarki i jej problemach “małżeńskich”. - Albo chociaż ładnego barda do umilania czasu.

Kuglarka chrząknęła sobie w rozbawieniu jego słowami.
-Widziałeś kiedyś rywalizujących ze sobą bardów? Są jak stroszące się koguty, a każdy z nich próbuje zapiać głośniej od pozostałych. Paskudny widok - skwitowała bez cackania się, bo przecież miała kilka okazji spotkać na swojej drodze tych śpiewaków. Ich próżność mieszała się z rozbuchanym pożądaniem i często wyśpiewywali mdłe pioseneczki dla swych przyszłych kochanek. I kochanków.

-A ja już mam swoją bardkę. Chcesz ją poznać? Pierwszy raz opuściła dom, więc jeszcze prawie nikogo nie zna -nie czekając na odpowiedź Eshte obróciła się na schodku, aby ręką móc sięgnąć ku drzwiczkom swego wozu i uchylić je lekkim pchnięciem dłoni.
-Trixie? Jesteś tam? -zawołała, a nagła myśl sprawiła, że podejrzliwie przymrużyła oczęta -Znowu grzebiesz w moich ubraniach?

-Raczej w rzeczach twojego męża, które nam do wozu załadował. Są ciekawsze…
- odezwał się piskliwy i wesolutki głosik wróżki. Ale zanim ta wyleciała z wozu, niziołek skołowany tą rewelacją zapytał - Twojego… męża?

Kuglarka zastygła w pozycji odwrócenia ku drzwiom swego wozu, skąd dobiegł ten przeklęty głosik.
Taaaaak, miała w życiu wiele pomysłów, ale wołanie w tym momencie wróżki nie należało do jej najlepszych. Ta maleńka kobietka najchętniej publicznie wyśpiewałaby o, uh, miłości łączącej elfkę i czarownika, kiedy zaś Eshte wolałaby ukrywać ten drażniący sekrecik i wyciągać tylko po to, aby rzucić swym małżeństwem w twarz Paniuni. Jak ciastem z górką słodkiej, słodkiej pianki.

Kiedy w końcu wyrwała się ze stuporu, to odwróciła się ku Loczkowi i znów parsknęła śmiechem głośnym, o fałszywej nucie - Oh, nie słuchaj jej, to straszliwa romantyczka. W Grauburgu wzięłyśmy ze sobą innego kuglarza, a ta już na każdym kroku widzi jakąś miłość. Na szczęście ten nie będzie z nami zbyt długo. Za mało talentu.
Następnie urażonym spojrzeniem obrzuciła samą Trixie - A Ty to pamiętasz, że ja szyję Twój strój na występ? Jeśli tak bardzo Ci się podobają tamte ciuchy, to zamiast dzwoneczków i kolorowej sukienki możesz dostać czarną pelerynę, niczym ponury wampiór. I to bez kapelusza.

-Uuu… możesz? Będę Trixie przerażająca! Nikt się mnie nie boi, więc to będzie dla mnie nowe doświadczenie.
- zaszczebiotała radośnie nic sobie nie robiąc z ukrytych gróźb, albo… wróżka nie pojmowała subtelnych podtekstów w słowach bardki. Toteż entuzjastycznie zareagowała na słowa elfki.

- Aaaacha… więc masz admiratora.- odparł niemrawo niziołek próbując poskładać te informacje do kupy. Jego oczy znów stały się spodkami, gdy Trixie pojawiła się frunąc z szerokim uśmiechem na ustach - Twój bardk… bardka jest wróżką? No… to może się okazać, że… jednak coś między tobą a tym kuglarzem będzie.- dodał dukając i jakby coś rozważając.
- Hej… jestem Trixie i zajmuję się oprawą muzyczną niesamowitych występów wspaniałej Eshtelëi Meryel Nellithiel del Taltauré, zjawiskowej akrobatki i utalentowanej iluzjonistki i…. co by tu jeszcze dodać?- zapytała zwracając się do kuglarki, po czym spytała małego balwierza. - A ty kim jesteś?
- Jestem Palemonius. I to prawda, co o was mówią? Że roznosicie miłość?
- zapytał się niziołek drapiąc po brodzie.
-Bardziej rozpylamy… ale tak, to prawda.- uśmiechnęła się wesoło Trixie.

Eshte, prowadzona już własnym doświadczeniem z pyłkiem roztrzepanej wróżki, przesłoniła swój nos i usta dłonią przyobleczoną w rękawiczkę bez palców. Oczywiście, że był to artystyczny wybór. Gdyby tylko chciała, to mogłaby sobie kupić lub uszyć rękawiczki z palcami. Ale nie chciała!

-Rozmawiałyśmy już o Twoim pyłku, Trixie. Uważaj ze swoim lataniem, bo jeszcze my tu z Loczkiem zaczniemy się mieć ku sobie - materiał przygłuszył głos elfki, tak samo jak i ukrył uśmieszek rozbawienia wykrzywiający jej wargi. Następnie skinęła głową w stronę odstawionej na schodek miski, w której jeszcze zostało trochę zupy o dość odpychającym kolorze -Jesteś głodna? Musisz mieć siły na nasz wieczorny występ, a jakoś wątpię, aby w szlachciurskiej karawanie ktoś przygotował porcję jedzenia pasującą wróżce. Ja też nie mam w wozie odpowiednio małych misek i łyżek..
-Odrobinę…
- zgodziła się wróżka lądując na ramieniu kuglarki i uśmiechając się wesoło.

-Intrygujące…- stwierdził niziołek przyglądając się tej dziwacznej dwójce -Co byś powiedziała Eshte na dodatkowy zarobek? Gdyby udało mi się zeswatać mojego rycerza z córką hrabiego mógłbym ci zapłacić za pomoc. I zakończyć całą tą wędrówkę od turnieju do turnieju w towarzystwie lubieżnej kapłanki i naiwnego prawiczka.

-Dobrze wiesz, że dla zarobku to ja nawet potrafię odstawić przekonującą kapłankę
- przypomniała mu Eshte, której oczka nieśmiało błysnęły na myśl o błyszczących monetach. W końcu ich pierwsze spotkanie okazało się być całkiem warte czasu i talentu zapracowanej artystki - Czyżbyś miał dosyć bycia mamką dla rycerzyka? I czy naprawdę tak źle mu życzysz? Toż ta Paniunia to zwykła Zmora w gorsecie i roztrzepanej peruce. Pewno biedakowi już pierwszej nocy odgryzie głowę, a potem krew wyssie.

W trakcie rozmowy z niziołkiem sięgnęła po miskę, a żeby ułatwić Trixie jedzenie, to jeszcze nabrała trochę zupy na łyżkę i podsunęła ku niej. Być może powinna podarować jej jeden ze swoich naparstków? Tylko.. czy to nie byłoby jakieś takie krzywdzące? W końcu nie żyły w bajce, wróżka z pewnością była większa od ludzkiego palca i chyba żadne zwierzątko nie chciało jej wziąć za żonę. Zatem czy jedzenie z naparstka nie byłoby dla niej tak obraźliwie, jak sugerowanie Eshte przytulenie się do drzewa?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem