Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2018, 16:57   #97
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- Tak… ale akurat potrzebna mi jest bardziej ona i jej rozpylanie miłości.- Palemonius wskazał palcem na wróżkę i dodał - A ta Paniunia jak ją zwiesz nie jest ani brzydka, ani biedna… Nie jest też szczególnie wredna. Nie bardziej niż inne arystokratki jakie miałem okazję poznać.
Wzruszył ramionami dodając.- Oczywiście, że mam dosyć. Niby dlaczego miałbym chcieć to przedłużać. Zresztą ojciec mojego rycerza wynagrodzi mnie, jeśli uda mi się znaleźć mu żonę. Jakąkolwiek płodną żonę.
Trixie zaś pałaszowała zupę z łyżki w ogóle nie zwracając na toczącą się rozmowę.

-No, wydawało mi się, że całkiem Ci się podoba towarzystwo tej dwójki i jeżdżenie po turniejach. W końcu układanie im włosów, dbanie o ubrania rycerzyka i twardość jego kopii brzmi jak dość wygodne życie, nie? -kuglarka wzruszyła ramionami. Delikatnie, aby nie zrzucić wróżki, ani tym bardziej nie wzniecić w powietrze jej pyłku. „Żona szlachcica zdradziła go z niziołkiem” to dopiero byłaby soczysta ploteczka w karawanie -Ale wiesz, to nie ja tutaj mam skrzydła z magicznym pyłkiem. To Trixie musisz się zapytać, czy zechce Ci pomóc w rozpyleniu miłości dla rycerzyka.
Lekkie wydęcie warg już i tak zwykle powykrzywianych w grymasach - tyle wystarczyło, aby zdradzić żal elfki z braku śliczniutkich skrzydełek rosnących na jej plecach.

- Takie podróże szybko się nudzą, zwłaszcza gdy trzeba się opiekować naiwnym młodzikiem i pilnować chutliwej elfki. - stwierdził ironicznie Palemonius i rzucił kuglarce wyzwanie - Zamieńmy się na dzień obowiązkami to się przekonasz.
- Ooo… wspaniały pomysł.
- zainteresowała się wróżka, jak zwykle nie tym co trzeba.
- A pomożesz ze swataniem?- zapytał z nadzieją w głosie niziołek.
-Oczywiście. Szerzenie miłości jest takie romantyczne. No i nie trzeba mi płacić. Lubię robić dobre uczynki. -odparła Trixie, która jak na gust elfki, za długo siedziała w lesie.

-Trixie, Trixie, Trixie, Trixie. Nie śpiesz się -dobrze, że sztukmistrzyni była tuż obok, aby w porę zareagować na bluźnierstwa wypowiadane przez wróżkę. Gdyby ta była trochę.. no, większa, to po przyjacielsku objęłaby ją ramieniem i przekazała całą swoją wiedzę dotyczącą zdobywania świecidełek wszelkiego rodzaju. Tyle, że Trixie była maleńka, a i niewinna przeraźliwie. Eshte musiała odpowiednio dobrać słowa, jeśli nie chciała zostać z pustymi rękami.

-Rozumiem, że obce Ci jest pobrzękiwanie monet w sakiewce, ale nie myśl o nich jak o zapłacie. Bardziej jak o wyrazie wdzięczności dla Twoich talentów i magii. Nie jest łatwo o szczęśliwą miłość, nie? To po wszystkim powinnaś pozwolić rycerzykowi się odwdzięczyć za pomoc w odnalezieniu jego brzydszej połowy - nie zdarzało się często, aby kuglarka miała okazję przybierać mentorski ton. Właściwie, był to chyba pierwszy taki raz. Dlatego dodatkowo pokiwała głową, aby nikt nie mógł wątpić w te jej mądrości - Nieładnie jest odmawiać takiego podziękowania.

- Nooo jak podziękują to nie odmówię.- rzekła spolegliwie Trixie, ale widać było że niziołek rozważa podziękowanie jeno werbalne. Bądź co bądź… po co przepłacać?
-Będę musiał pogadać o tym z Arissą. Z pewnością ucieszy się jak się dowie że jesteś tu cała i zdrowa.- dodał z wesołym, acz ironicznym uśmieszkiem.

Na samą myśl o ponownym spotkaniu z Arissą, spotkaniu pełnym macanek i nieprzyzwoitych propozycji ze strony tamtej, kuglarka zacisnęła wargi w wąską wargę. Nie wiedziała co to kurtuazja. A chociaż raz bycie miłą dla kapłanki rzeczywiście się przydało, to ten jeden wieczór skutecznie przestrzegł ją przed kolejnymi.
-Nooo.. a czy równie mocno się ucieszy z tego, że chcesz jej rycerzyka pchnąć w ramiona Paniuni? Bo jakoś wątpię, aby ta zgodziła się wziąć jego wianuszek razem z rozpustną elfką - byłoby jednak całkiem zabawnie zobaczyć tę malowaną lalkę plującą się na widok innego długoucha. Ale tego Eshte nie powiedziała na głos. Za to znów nabrała trochę zupy na łyżkę i uniosła ją ku wróżce, mówiąc przy tym do niziołka -Arissa będzie musiała sobie znaleźć innego naiwnego szlachciurkę do utwardzania mu kopii, co?

- Cóóóż… Arissa została wynajęta przez ojca mego rycerzyka właśnie w tym celu. By stracił on cnotę. Z nią… lub jakąkolwiek inną kobietą.
- wyjaśnił niziołek nabijając sobie fajeczkę. - I choć nie znam szczegółów jej umowy starym Tyrwaldsonem, to i ona chętnie zakończyłaby tą misję. Tym bardziej, że pewnie i ją czeka nagroda.
No tak… wszyscy mogli liczyć na jakieś nagrody. Tylko biedna elfia artystka musiała się obejść ze smakiem! Świat jest niesprawiedliwy.

-A to ta jego cnota jest tak straszną przywarą, że własny ojciec uknuł pozbycie się jej? Jakiś dowód na jej utratę też macie pokazać? - i znów zwyczaje szlaciurków przyprawiły Eshte o całkowite niezrozumienie, niedowierzanie, a nawet i trochę o obrzydzenie. Cóż, może i nie miała błękitnej krwi, musiała ciężko pracować i żyła w wozie zamiast w zamku, ale przynajmniej nikt się nie interesował jej cnotą.
Gdyby tylko miała wolną rękę, to teraz podrapałaby się palcami po rozczochranej głowie -Może rycerzyk po prostu nie lubi kobiet, co? Pomyśleliście o tym?

- Tak. Ale mięty do mężczyzn też nie wykazywał.
- wzruszył ramionami niziołek i dodał z uśmiechem.- Zresztą nasza “kapłanka” twierdzi, że problem leży gdzie indziej. Powiedzieć jeno nie chce gdzie.
Zaciągnął się dymem z fajki i wypuścił go dodając dodając.- Sama cnota nie jest problemem… tylko brak potomków. Następców rodu. Widzisz… on złożył ślubowanie rycerskie, także do życia w cnocie. I dzięki temu miga się od ożenku. Gdyby jednak ów ślub złamał… nie miałby już wymówki przed ojcem. I o to właśnie toczy się gra.

Trixie zaś siedziała cichutko przysłuchując się ich rozmowom i nucąc sobie wesolutko. Wyraźnie zadowolona z sytuacji, w której się obecnie znalazła.

-Noooo....-słowa Loczka jakoś niezbyt przekonały elfkę - A jeśli jemu zwyczajnie podoba się bycie takim cnotliwym rycerzykiem? Zawsze to jego tatusiek może sobie zrobić drugiego synalka, który będzie nabijał kobiety na swoją kopię, zamiast turniejowych przeciwników, co nie?

To nie tak, że martwiła się losem tego mężczyzny, którego widziała jak dotąd tylko raz. Tyle, że była osóbką szalenie ceniącą sobie własną wolność. Nie potrafiła sobie wyobrazić, aby ktoś jej narzucał utratę cnoty, rodzenie dzieci i całkowite porzucenie swego przeznaczenia, jakim przecież było kuglarstwo. Trochę miała w sobie taką orędowniczkę niezależności i wypinania się pośladami na cudze zachcianki.

- Pierworodny, to jednak pierworodny. Dla szachty to wiele znaczy. A póki co mój pan nie ma… jakby to określić… legalnego rodzeństwa.- wyjaśnił Loczek wzruszając ramionami.- Poza tym co to za przyjemność… nigdy nie być z kobietą.
-Straszny los. Nigdy nie zaznać miłości. Dobrze że ciebie taki nie czeka Eshtelëo, bo masz…
- dalsza wypowiedź Trixie zmieniła się w tłumiony bełkot. Bo dłoń kuglarki odruchowo zakrywała jej całą twarz. Palemonius zaś przyglądał się temu podejrzliwie.

-Boooooo mam mój talent! I to jedyna miłość jaka mi potrzebna! Ale nie rozpowiadaj tego tak ochoczo, bo jeszcze usłyszy Cię jakiś szlachciurek i zechce mi dyktować jak mam żyć i ile dzieci urodzić -Eshte lekko zrugała wróżkę, której szybki i beztroski język zdecydowanie mógł jej przysporzyć zbyt wiele kłopotów. Wprawdzie sama elfka też nie była jakąś subtelną panieneczkę, co to prędzej się popłacze niż komuś odwarknie w twarz, ale przynajmniej własne sekrety trzymała za zębami.
Odłożyła na bok miskę, która stuknęła cicho o drewniany schodek wozu.

-Już się najadłaś? Chcesz pójść ze mną przyjrzeć się innym artystom, których wybrał sobie hrabia? -szybko i zwinnie znalazła inny temat do odwrócenia uwagi tej dwójki od jej NIEISTNIEJĄCEGO życia miłosnego. Zerknęła na niziołka -Też chcesz iść popatrzeć?

-Nie… ja muszę wrócić do swojego namiotu, usługiwać elfce i rycerzowi.
- westchnął ironicznie Palemonius żegnając się z obie dziewczętami.

Elfka odprowadziła go spojrzeniem, po czym podniosła się ze schodków. Jej ręce powędrowały wysoko, hen ku górze, gdzie palce dłoni splotły się ze sobą w wygodnym uścisku, a grzbiet wygiął się w mocnym przeciągnięciu. Komuś innemu pewno towarzyszyłyby przy tym jakieś.. jakieś.. chrzęsty, trzaski i cała symfonia innych odgłosów wydawanych przez zastałe stawy. Ale nie u niej, nie w przypadku Sztukmistrzyni Meryel. Nawet jeśli ostatnimi dniami nie miała okazji do wielu treningów, to.. wiele razy musiała się ratować ucieczką, co przynajmniej pozwalało jej utrzymać formę.
Dlatego jedynym dźwiękiem towarzyszącym jej rozciąganiu był rozkoszny pomruk rodzący się gdzieś głęboko w jej gardle. Brzuch miała pełen zielonej papki, a wieczorem czekał ją występ i tonięcie w kosztownościach rzucanych jej pod nogi przez zachwycone szlachciurki. Czuła się całkiem zadowolona.

I z pewnością spacerek zapoznawczy nie będzie w stanie zepsuć jej dobrego humoru.




* * *





Ach… obozowisko wielmoży miało swoje zalety. Było tu głośno, kolorowo i bezpiecznie. A nawet jeśli jakieś kieski ginęły, to z pewnością nie należały do Eshte. To znaczy już należały… skoro je znalazła, to były jej. A że znalazła je zakamarkach swych szat, to ten detal był bez znaczenia.

Oczywiście, orszak wielmoży wymagał także innych rodzajów rozrywki. Nie tylko wina i nałożnic.
Byli tu grajkowie, grupka akrobatów i żonglerzy.





Najstarszy z nich. Niski siwobrody mężczyzna w skórzanym kubraku, ćwiczył swoje sztuczki jednocześnie udzielając porad dwójce łysych osiłków. Bliźniaków niemal. Sądząc po ich zachowaniu darzyli go prawdziwym szacunkiem, a sam mężczyzna wyglądał na lidera tutejszych akrobatów. Człowieka, któremu samotna kuglarka winna też okazywać szacunek i nie wchodzić na odcisk. Wyglądał na takiego co nie tylko piłkami zręcznie potrafi rzucać.



* * *



Śliczniusi. Gibki. O oczach z płynnego złota.
Nic dziwnego, że żadne dziewczę nie przeszło bez zwrócenia na niego uwagi. Tym bardziej, że ten akrobata wyróżniał się nie tylko urodą, ale i skąpym egzotycznym strojem.





Jego gibkość dorównywała Eshte, ale siłą ją przerastał. Jak i umiejętnościami.
Rozbijał drewniane szczapy gołą ręką ! I to tylko w trakcie treningu. To musiał być jakiś trik. Jakaś ukryta siekiera w dłoni. Bo to niemożliwie by machnięciem dłoni po prostu rozłupać drewno na dwie połówki!
Ale nie… on to robił raz po raz, jakby to było takie łatwe. I te jego mięśnie poruszające się pod… z pewnością twardym jak skała brzuchem. Ta sylwetka, ta uroda, te oczy… tylko szkoda, że brakowało tatuaży, malowanych dróg dla ciekawskiego elfiego paluszka, który podążając nimi docierałby w nowe rejoooo…

Elfka się zarumieniła zdając sobie nagle jakie to jej myśli wypełzły do głowy. I KTO ma takie tatuaże pełzającego po jego ciele.



* * *



Były trzy. Liczba ostatnio pechowa dla kuglarki. Strzyg też było trzy i też były tancerkami. I też tańcowały w skąpych szatkach jak te tutaj.






Trzy ładne ślicznotki, tańczące gibko i zwinnie przy dźwiękach cytry. I do licha, każda z nich tańczyła lepiej od kuglarki! Bardziej gibko i zwinnie. A gdy tańczyły razem to już dopiero było przedstawienie. Poruszały się bowiem jak jeden organizm, ich ruchy były swymi lustrzanymi odbiciami. Ba, czasami zlewały się w jedną sześcioręką, trzygłową istotę, gdy stawały razem w jednej linii.
Były… lepsze od Eshte, co kuglarka niechętnie musiała przyznać przed sobą. Oczywiście nie powiedziałaby tego otwarcie. Na szczęście miała też swoją magię i tym pewnie przebijała ich występ. Bo one swojego maga nie mają, prawda?
Prawda?! Prawda?!!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem