Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2018, 17:53   #31
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Karasu nie robił sobie większych ceregieli. Zaczął od badań krwi. U Lu znalazł odczyt BA, który nie miał sensu. Louise miała AB, zgodnie z kartoteką. Leukogram, odczyn Biernackiego i inne Hematologiczne badania były jednak w normie u obu kobiet. Problemów Karasu nie znalazł też z białkiem. Ciekawiej było w kwestii rentgena. Do badania panie musiały przystąpić w bieliźnie i biolog miał wrażenie, że Lu w którymś momencie musiała zsikać się w majtki. Mimo wszystko dla bezpieczeństwa i higieny doktor nie stykał się z zabrudzonym materiałem. Dzięki wybrakowanemu stanowi ubioru kobiet Karasu miał okazję zobaczyć blizny na ich plecach. Obie miały dwie podłużne i całkowicie identyczne. Jeżeli były tylko bliźniętami, dokładność tego podobieństwa byłaby absurdalna.

Wyniki badania były ciekawe. Lu miała wszystkie organy nie po tej stronie, co trzeba. Chociażby jej serce było po prawej. Louise nie miała takich problemów. Organy same w sobie były jednak typowo ludzkie u obydwu. Dalsze ciekawostki znajdowały się w teście genetycznym. Standardowo pobiera się trzy próbki genotypu. U Louise wyniki prezentowały się jako 96.3, 96.7 i 96.4% genotypu ludzkiego. Bardzo wysoki wynik godny Cesarskiej szlachty. Lu z kolei osiągnęła wyniki 99.9%, 104.3% i 99.6%. Absurdalny, ponad stuprocentowy błąd nigdy się nie zdarzał, a przynajmniej Karasu się z nim wcześniej nie spotkał. Wisienką na torcie były dane Louise Cypher w bazie danych cesarstwa. Jej średni wynik badań genetycznych wynosił 95.5%. Żadna z pań nie zaliczyła tego testu, współczynnik nigdy nie wzrasta. Na sam koniec wyniki badań Lu wyjawiły, że kobieta powinna mieć czerwone oczy, chociaż te były niebieskie i nie wyglądały na soczewki...

***


Victor spędził ten czas na przeglądaniu nagrań. Nie był specem od ochrony, więc zebranie wycinków z kamer, które go interesowały i obejrzenie ich dobre kilka razy zabrało mu zdecydowanie więcej czasu, niż sama wycieczka załogi po powierzchni bazy księżycowej. W końcu jednak skompletował całkiem ciekawą historię...

Jedynym miejscem na okręcie pozbawionym kamer była kajuta admiralska Lu. Tam kobieta spędziła większość czasu przed ich przybyciem na księżyc. Na mostek zeszła zaledwie pół godziny przed zbiórką załogi. Wylądowała okręt w ich obecności, oddelegowała i przeszła do nadzoru.
Nadzór przebiegał z mostku, gdzie Lu oglądała zmagania drużyny przez ogromny wyświetlacz. Widziała wszystko z punktu widzenia swojego drona, który automatycznie podążał za Victorem. Gdy Lu chciała spojrzeć gdzie indziej, musiała łapać za joystick.
Jakieś pół godziny po opuszczeniu okrętu przez załogę, Lu wstała z fotela i zdjęła marynarkę, aby powiesić ją na oparciu. Zrzuciła również swoją sukienkę. Rozsiadła się na fotelu w koszuli i bieliźnie, zarzucając nogi na panel sterowania. Kontynuowała nadzór w ten sposób przez jakąś godzinę. Wtedy przyszedł do niej robot niosąc tacę obiadową. Victor nie znał zwyczajów Lu, więc nie mógł stwierdzić, czy to normalna pora na posiłek, ale zdecydowanie było to dużo później niż reszta załogi. On, jak i Eddie zjedli półtorej godziny przed wymarszem, aby uniknąć problemów gastrycznych.

Posiłek Lu składał się z talerza ziemniaków oraz kotleta serwowanego z nożem i widelcem. Noża nie wzięła, złapała tylko widelec w prawą rękę, po czym zarzuciła talerz na kolana. Robot podał jej również mojito w długiej szklance. Od tego momentu przycisk transmisji głosowej na panelu pani admirał wciskała stawiając na nim swojego drinka. Jadła powoli i bez klasy, bawiąc się ziemniakami na talerzu.

Po skończonym posiłku Lu założyła słuchawkę kontaktową i udała się do kuchni. Zostawiła naczynia w zlewie i wstawiła czajnik, w którym woda zaczynała powoli bulgotać. Mogła oddelegować te zadania swoim robotom, jednak zamiast tego pochyliła się nad zlewem i zaczęła po sobie zmywać. Szum wody w kranie i bulgot tej w czajniku stanowiły znienawidzoną już przez Victora mieszankę odgłosów. Gdy kobieta uporała się z naczyniami, a czajnik tyknął, otworzyła szafkę nad zlewem. Sięgnęła w stronę puszki z kawą, jednak zamiast z niej skorzystać odsunęła ją na bok. Z głębi wyciągnęła plastikowy pojemniczek suchej, natychmiastowej herbaty. Ekstra słodkiej, o smaku truskawkowo-malinowym. Victor pamiętał spożywanie takich napojów, gdy miał jakieś osiem lat, ale zdecydowanie nie w dorosłym wieku. Po zaparzeniu kubka różowego napoju i schowaniu swojej sekretnej mieszanki, wesoła pani Admirał wróciła na mostek.

Lu nie usiadła od razu, oparła się o krzesło patrząc na ekran i popijając herbatkę. W pewnym momencie zatrzęsła się, wypuściła kubek, który ją ochlapał w pasie, oraz wyrwała słuchawkę z ucha i cisnęła nią o ziemię. Szok był na tyle duży, że kobiecie zrobiło się na moment czerwono w oczach. Szybko przetarła nogi rękawem od koszuli, po czym schyliła się na ziemię, aby sprawdzić...w jakim stanie jest kubek. Nic mu na szczęście nie dolegało. Mimowolny upadek z wysokości nie miał w sobie dużej siły kinetycznej. Gorzej ze słuchawką, którą admirał cisnęła z premedytacją. Urządzenie było roztrzaskane.

Victor musiał sporo się zastanawiać, do czego w tym momencie doszło. Na szczęście pancerze wspomagane wyświetlają na ekranie ile godzin minęło od ich uruchomienia. Dzięki temu Corvus doszedł do wniosku, że szok był wywołany w momencie przegryzienia mechanicznego kamerzysty przez ścierwojada. Musiało to wydać w słuchawce admirał dźwięk, na który ta nie była gotowa.

Kobieta oddała kubek robotowi, który odniósł go do kuchni. Sama z kolei wyjęła z szafki swoją księgę. Otworzyła ją i przeczytała jakąś stronę. Kamera na mostku nie miała w sobie mikrofonu, więc nie wiadomo co konkretniej powiedziała. Mimo wszystko efektem było pojawienie się obrazu nad księgą, w którym widać było drużynę. W ten magiczny sposób Lu nadrobiła utratę kamery. Zerkając co chwila na ten nowy ekran, kobieta poświęciła chwilę na znalezienie mopa i wyczyszczenie swojego bałaganu. Gdy się uwinęła, drużyna zaczęła zbliżać się do okrętu. Lu schowała więc szybko mop i założyła zwisające z fotela ubrania, choć nie znalazła czasu na wymianę tych zalanych. Gdy miała już udać się do wyjścia, zatrzymało ją nagłe pojawienie się raportu na ekranie głównym. Pompa paliwowa została z jakiegoś powodu odpięta. Lu wzruszyła przed nikim ramionami, po czym ruszyła w stronę włazu. Stanęła w korytarzu minutę, za nim właz się otworzył.

***

Mając swoje dane, Victor i Karasu spotkali się w więzieniu. W oddzielnych celach za półprzezroczystymi barierami twardego światła znajdowały się Lu i Louise, czekający na dyskusję i werdykt dwójki. Tamci mogli już rozmawiać, przejść do prywatnego pokoju, lub poczekać i sprawdzić, czy Eddie zainteresuje się sprawą.
- Mam swój typ. Ta co nas przywitała była pokazywana najczęściej na monitoringu, to Pani admirał - Zagadał Victor do Karasu. - Więc ta która się deklarowała że naprawiła pompę to ta… fałszywa. Co wyciągnąłeś z badań? Tylko oszczędź sobie podręcznikowych opisów. Jestem żołnierzem nie naukowcem. - Po tonie wypowiedzi można było się domyśleć że były szlachcic kompletnie wytrzeźwiał, choć nadal nie miał zamiaru opuszczać pancerza.
- Zanim zaczniemy, bardzo chciałbym, abyś wezwał Eddiego. Nalegam na to. Ta rozmowa musi być przeprowadzona przy nim. -rzekł Karasu z naciskiem.
- Niech będzie. - rzucił od razu wywołując niebieskoskórego przez radio. - Przerwij co robisz i chodź przed cele. - “Poprosił” Eddiego.
Nie minęło nawet kilka minut, a profesjonalny przemytnik znalazł się w towarzystwie syntetyka i byłego arystokraty. Eddie miał na sobie luźną, nieco zbyt dużą bluzę z kapturem oraz czarne spodnie z licznymi kieszeniami. W części z nich dzwoniły najróżniejsze przedmioty, reszta widocznie była pusta.
- Co jest? - spytał, wyraźnie wybity z rytmu.
- No to mamy problem. - zaczął Karasu - Przebadałem obie Panie. Druga Louise, ta którą była poza statkiem, jest człowiekiem. Pierwsza Lu, ta ze statku, jest przedstawicielką aryjskiej rasy panów, ma w sobie ponad 100% genu ludzkiego - znaczy, kij wie co to jest. Nie, nie jest to możliwe, by mieć ponad 100%.. Do tego jej grupa krwi to BA - nie, to też nie jest możliwe. Dodatkowo, ma po drugiej stronie wszystkie narządy. Dla pewności potwierdzę, że u ludzi to niemożliwe. Do rzeczy - ta pierwsza to lustrzane odbicie drugiej osobniczki. Nie wiem czy klon, coś syntetycznego, czy stworzonego z magii. Jak najbardziej realna, ale nie jest człowiekiem w naszym rozumieniu. - referował medyk bez emocji. Po chwili dodał - Teraz najlepsze. Pani admirał z kolei nie jest tym, za kogo się podaje. Nie zgadza się jej genotyp z tym, co mamy w bazie danych. Nie ma możliwości, by zmieniła się wartość “człowieka w człowieku”, więc mamy do czynienia z zupełnie inną osobą. Nie zgadza się również kolor oczu. Nie mam pojęcia kto nami do tej pory dowodził, ale nie jest to ktoś, kim powinien być. - dokończył Karasu i spojrzał na Victora, czekając na jego reakcję.
- Zabijemy obie. W imię cesarstwa nie pozwolę sobie na ryzykowanie zaplutych kseno na okręcie. - Orzekł na głos Victor. Niekoniecznie kryły się jakieś złe zamiary za tą wypowiedzią, chciał zobaczyć reakcję obu kobiet. - Prawdziwa Admirał nigdy by nie dopuściła do takiej sytuacji - Dodał po chwili stając naprzeciw celów. Palniki w pancerzu zaczęły się rozgrzewać gotowe od oblania obu pań ogniem.
Gdy Corvus odwrócił się od doktora i Eddiego, rozgrzewając swoje palniki, zauważył pewną niezgodność w celach. W tej po lewej znajdowała się Lu. Po prawej był Jednak Karasu, walący w energetyczną ścianę pokazując palcem na swoją drugą wersję, przebywającą na statku.
- Oi, czekaj. Jak chcemy mordować, to jestem do tego pierwszy - zaznaczył wyraźnie niebieskoskóry. Widać było, że nie cierpi gdy ktoś robi go w przysłowiowy członek na łonie dorosłego cismare z planety SJ-44W, jednak nie zamierzał skakać do egzekucji dla samej przyjemności.
- Kurasu, czy ich “ludzkość” dodaje się do 200%? - spytał.
Corvus był wyraźnie zaskoczony tym że w celi nagle pojawił się Karasu. Jak dla niego to było więcej niż potwierdzenie że ma do czynienia z jakimś zmiennokształtnym kseno. Wyłączył barierę i bez ceregieli wkroczył do celi gdzie był sobowtór syntetyka z zamiarem uniesienia go oburącz do góry. Patrząc mu prosto w oczy ściskałby jego szyje coraz mocniej by na końcu złamać kosmicie kark.
- Kurasu? - Eddie zwyczajnie nie zwrócił uwagi na zachowanie arystokraty. Jeśli przez przypadek zabije on część psychiki admirał, ręce niebieskórego będą czyste jak nigdy. Przecież jeszcze się na tym nie wzbogacił.
- Nie wiem co to jest. Nie było tego w bazie. Kij wie, czy to może mieć nawet over 9000% genu ludzkiego. Z czymkolwiek mamy do czynienia, człowiekiem nie było i nie będzie. Nie mam pojęcia jednak, czy to nie skutek jakiegoś artefaktu, klon, czy cokolwiek takiego. Raczej nie jest połączone z oryginałem. Ba, to może być zwykłe stworzenie, które kopiuje. Mnie zastanawia inna rzecz - ile to coś siedzi na statku. I kim jest ta druga? To nie jest dowódczyni, która powinna być odpowiedzialna za całą misję. To ktoś zupełnie obcy. - rzekł medyk.,
-NIE! PROSZĘ, PRZYZNAJĘ SIĘ! - Krzyknął Karasu, odskakując pod samą ścianę celi. Kajdany, które były na niego założone, gdy jeszcze wyglądał jak Louise, zsunęły się. Zamiast jednak bronić się czy uciec, klon zakrył twarz rękoma i skulił się.
Cierpliwość szlachcica wyczerpała się. - Gadaj śmieciu! - Pojedynczym ssyknięciem palników posłał ogień pod jego stopy. - CZYM KURWA JESTEŚ?! - Nie przestawał ani na moment się zbliżać do osobnika. Czymkolwiek był.
- Sierotą! - krzyknął klon. - Chciałam wydostać się z planety...mam iskrę... - Karasu mógł oglądać jak płacze z trzeciej osoby.
- Aha… To miast pokazać mi się jako CZŁOWIEK, postanowiłaś ścierwo używać sztuczek?! - Warknął Corvus. Był bardzo w złym humorze. - Imię, nazwisko. RAZ DWA TRZY… - zaczął odliczać.
-...S02... - wyjąkała przerażona osóbka.
Niebieskoskóry podszedł do Kurasu, chwilowo nie mieszając się w rozmowę arystokraty i jego jakże ciekawego celu i szepnął kilka słów do syntetyka.
Słysząc te opis Victor wyraźnie złagodniał. - Byłaś obiektem badań? Pokaż swoją prawdziwą twarz… jeśli jesteś człowiekiem nic ci nie grozi. - Przemówił kapitan drużyny, po czym dodał. - Jeśli… -
- Nie mam. Używam iskry od małego. - wyjaśniła postać.
- No spytaj go o córę, nie owijaj - krzyknął tylko Eddie, mierząc wzrokiem pancernego arystokratę.
Nie odwracając wzroku od istoty, były szlachcic wskazał palcem na niebieskoskórego i powiedział. -[i] Stul pysk Eddie.[i/] - Było to oschłe i bardzo dosłowne. Zaraz po tym zapytał istotę. - Byłaś przedszkolakiem na tym księżycu? Co tam się wydarzyło? - Prawie dwu i pół metrowa sylwetka pancerza przykucnęła przed osobą, oczekując odpowiedzi.
Niebieskoskóry rozluźnił się. Najwyraźniej słowa arystokraty miały z sobą wystarczająco dużo wagi, by rasowy i zawodowy przemytnik odpuścił wszystkie problemy. Eddie nieco przygarbił się, jakby zgaszenie przez obecnego dowodzącego misją było dla niego wyjątkowo ciężką i zaskakującą reprymendą.
Odczekał kilka sekund, zbierając słowa i szukając ciętej riposty.
Ta zaś… nadeszła z jego prawej nogi, która dosłownie zniknęła, by niemalże w tym samym momencie z niesamowitym impetem uderzyć w głowę Corvusa. Tak właśnie działał supersoniczny kickboxing. Przeciwnik na pewno Cię nie usłyszy.
Zaraz po tym, Karasu wystrzelił pociskami paraliżującymi. Dwa skierowane były w Victora i dwa w klona. Medyk odpowiednio wypuścił strzałki z opóźnieniem, aby te wbiły się w dowódcę po rozbiciu jego zbroi. Ryzykował, bowiem nie miał pewności, jaki skutek odniesie atak Eddiego. Miał jednak pewność, że stwora wyłączy z gry.
Był to pierwszy raz, gdy Eddie użył swojej nowej techniki na celu, który nie był obiektem treningowym. Było to zupełnie inne wrażenie niż zwykle, ale na szczęście noga nie odleciała od ciała. Eddie czuł, że ma dostęp do co najwyżej kilku takich ataków na nogę, były one jednak skuteczne. Hełm na głowie Victora popękał i skruszył się, spory kawałek zwyczajnie odpadł, odsłaniając skórę. Karasu wykorzystał to, aby wystrzelić swoje toksyny. Victor zaczął czuć, że traci władzę w ciele. Długo tak nie wytrzyma, w tym momencie przypominało to bycie lekko podpitym, ale co będzie za moment? Postać, z którą chciał rozmawiać, mimik z sierocińca, stracił przytomność prawie natychmiast po wbiciu ampułki.
- Eddie… Ty… skurwyy…. - Wymamrotał szlachcic, biorąc nieskuteczny zamach w stronę niebieskoskórego. Runął na podłogę, niezdarnie wyrywając z siebie strzałki Karasu. Na pewno będzie to pamiętał.
- Nie po to ratowałem życie Tobie i córce, by je potem odbierać - dodał krótko niebieskoskóry. Czekał na ewentualne ruchy szlachcica, gotów by dopomóc jego paraliżowi.
- Victorze, Kurasu… - Eddie zaczął, wiedząc że elita jego rodzinnej planety nie straci przytomności tak łatwo, zwłaszcza, gdy spotkała więcej nieprzytomności losu, niż książe Genji kobiet w czasach planetarnej Japonii.
- Wiecie co zrobi z bachorem cesarstwo. Dostaliśmy oczywisty rozkaz, jeśli chłopaka zostawimy, albo umrze, albo zostanie przez nas pokrojony i będzie cierpiał jeszcze bardziej. - oświadczył krótko, prezentując swe zamiary. - Kurasu, ściągnij z niego wszystkie dane, których potrzebujesz, ja postaram sie zorganizować dla niego drogę inną niż śmierć - dodał.
- Wszystko mam już zebrane, potrzebuję czasu na sprawdzenie materiału, ale dziecko nie jest mi potrzebne. Co robimy z nią? - zapytał medyk.
- Mówiłam już, że nie chcę krojenia dzieci. - Lu, przyklejona do bariery swojej celi, starała się zobaczyć, o co chodzi. - Ta sierota faktycznie odpięła naszą pompę. - dodała.
- Ciebie nikt o zdanie nie pytał. Skoro jednak odzywasz się niepytana, to moja droga, wyjaw nam, kim jesteś. - Karasu zwrócił swoją uwagę w stronę Lu.
- Albert… Do mnie. Nie będę leżał w jakiejś…. Celi jak jakiś… śmie… - Ledwo kleił słowa Corvus. Musiał przyznać, że strzałki syntetyka nie były czymś przyjemnym.
- Louise Cypher. Na usługach Cesarzowej. Nie, nie jestem w stanie tego udowodnić. - przyznała z uśmiechem.
- Jeśli chcesz zrobić mu jakieś niezbyt inwazyjne badania, to zrób to teraz - Eddie odparł krótko, wskazując ręką na obezwładnione już źródło problemu.
- Luise, czy możesz nam powiedzieć co faktycznie działo się wcześniej w tej zerówce i jaką rolę miała w tym Johanna - spytał Admirał, nieszczególnie przejmując się dzielącą ich barierą energetyczną.
Karasu przytaknął Eddiemu, po czym zabrał się za S02. Interesowało go, czy istota zmienia się tylko dzięki sile swojej woli, czy w stanie wyłączonej świadomości Iskra również zadziała. Nie miał bowiem pewności, czy zdolność mimikowania była czysto rasowa, czy związana była z tym konkretnie osobnikiem. Dlatego samemu otworzył powieki stworzenia i skierował jego wzrok w stronę Victora, czekając na ewentualną reakcję. Pobrał również próbkę śliny oraz odciski palców. Intrygowało go, czy linie papilarne również były duplikowane.
- Oczywiście, że nie. Po to was tam wysłałam, abyście mogli odkryć te rzeczy samemu...taki trick, na obejście regulacji prawnych. - Lu puściła oczko.
- Jeśli dobrze rozumiem zdolności S02, równie dobrze mogę kontynuować tą farsę i kazać mu przybrać Twoją postać i zdobyć część znanych przez Ciebie informacji. - Eddie odparł wyraźnie zrozpaczony tego typu postawą przełożonej. - Obezwładniłem Victora, bo to on tutaj byłby najbardziej skory do gwałtownych reakcji, również w sprawie osób których nieuwaga do tego doprowadziła. - dodał.
- Więc mogłabyś kooperować chociaż trochę. - uśmiechnął się do Luise.
- Farsa jest tylko dlatego, że ten mimik mnie zainteresował. - oznajmiła Lu. - Co tu się właściwie dzieje? Układ był prosty. Działasz dla cesarstwa, a cesarstwo kasuje twoją obszerną listę występków. A teraz...? Ambicja? Czy jak nie ma tego na karcie kredytowej, to się nie liczy? - zaciekawiła się kobieta, zamykając oczy.
Badający mimika Karasu nie zobaczył żadnych efektów. Jego klon wpatrujący się nieprzytomnymi oczyma w Victora nie zmieniał swojej postaci.
Karasu nie był specjalnie zaskoczony. Ponownie chciał pobrać krew oraz tkankę S02, chcąc wykorzystać dane istoty do własnych badań. Być może uda mu się odkryć coś ciekawego. Jako, że stworzenie było bezwładne, teoretycznie nie powinien mieć problemów z zebraniem materiałów badawczych. Przy okazji przyłożył ucho do klatki piersiowej S02, aby przekonać się, czy serce tego czegoś było po nietypowej stronie, jak u Lu.

Nie był bowiem pewien, czy mimik wykonuje lustrzaną, czy dokładną kopię drugiej osoby. Zewnętrznie wszystko się zgadzało, ale bebechy były kompletnie gdzie indziej. Nie dawało to spokoju Karasu. Teoretycznie S02 powinien mieć zamiast serca artefakt i do tego umieszczony tam, gdzie standardowo znajduje się ten organ u ludzi.

Równocześnie Karasu zaczął nacinać niezbyt głęboko, na lewym ramieniu, ciało istoty, aby sprawdzić, jak został skopiowany. W końcu medyk posiadał syntetyczny organizm i nie miał jako takiego mózgu, czy serca oraz innych narządów. Nie posiadał nawet zwykłego ciała. Dlatego intrygowało go, jak poradził sobie z tym fantem S02.

- A czy ja robię coś, co zakłóciłoby nasz układ? - Eddie odparł dziwnym, pozbawionym przekonania tonem. - Upewniam się jedynie, że S02 nie oberwie od rozdrażnionego ojca gdy ten usłyszy o występkach swojej córki - wytłumaczył, wskazując prawą ręką na leżącego Viktora. Podszedł krok w stronę bariery, spoglądając na Luise.
- Przecież dobrze wiesz, że gdyby mi na tym zależało, uciekłbym stąd milion razy, kradnąc przy tym artefakty znajdujące się na statku, bądź przynajmniej ich część - zauważył. Powędrował wzrokiem w stronę Kurasu i mimika.
- Chcę tego dzieciaka wysłać w miejsce, które zapewni mu możliwość życia i szansę rozwoju. To lepsze niż wszystko, co mogą zrobić oficjalne kanały - uzasadnił w końcu swoje działania.
- Tylko zwykła pycha i popisówka? - zdziwiła się Lu. - Język do dupy uciekł, to noga zaswędziała? - zadrwiła z Eddiego. - Open. - na jej jedno słowo bariera wiążąca ją w celi zniknęła. Postawiła krok na zewnątrz i odwróciła się w stronę Eddiego. - S02 zostaje z nami. Może się przydać. - postanowiła. - I nie chcę go widzieć na żadnym stole eksperymentalnym.
- S2 idzie ze mną, jak będzie chciał, to droga do imperialnej kadry zawsze stoi otworem. Jeśli to będzie jego wybór, to jako jakikolwiek agent czy pracownik będzie z niego o wiele lepszy. - odparł.
- I jak go zabierzesz? Jesteś tu na zapas. - odparła Lu, wciąż z zamkniętymi oczyma. - Doceniam moralność, ale chyba będę zmuszona cie zwolnić. To, że nie trzymam cię na siłę, nie znaczy, że wszystko, co chcesz, jest do wzięcia.
Słyszący tę wymianę zdań Karasu pobierał próbki z ciała S02. Zebrał krew i wysłuchał rytmu serca. Spowolnione, zapewne z uwagi na jego toksyny, ale serce. Nacięcie, które zrobił na skórze, natychmiast zaczęło krwawić. Nie było tutaj nic nadzwyczajnego.
Karasu uśmiechnął się pod nosem - ich mimik nie kopiował całej osoby, a “jedynie” jej wygląd zewnętrzny, wiedzę, głos, czy osobowość. W środku nadal pozostawał sobą, co zdecydowanie ułatwi badania nad transformacją wizualną komórek. Nie zmieniając wyrazu twarzy, podniósł broń i wystrzelił w Lu resztę magazynku. Wykorzystał okazję, gdy ta miała przymknięte oczy.
- Jak ci zależy, to dzieciak za kilka lat może wrócić do imperium - stwierdził, podchodząc do ciała mimika. Dziwnym trafem nie odwracał się od Lu.
- Twoja kolej na pomoc, niebieskoskóry! -krzyknął medyk. Ten zaś spróbował wykonać błyskawiczne kopnięcie w żebra Lu. Tym razem jednak kopał lewą, nie prawą nogą. Po tym uderzeniu zamierzał dodatkowo uderzyć pięścią w twarz pani admirał. Oczywiście, oba ruchy przewyższały naturalną prędkość.

Kule odbiły się od różnych miejsc na ciele Louise, błyszcząc błękitnie w momencie kontaktu. Wcześniej, Karasu widział kobietę pół nagą. Wiedział, że nie nosi na sobie żadnej tarczy. Musiała to być magia albo coś jeszcze innego…
Zaledwie po tym, jak doktor mrugnął, miał przed sobą obraz Eddiego z nogą w boku kobiety, która odleciała na pobliską ścianę odbita jak piłeczka, niemal w tym samym momencie w jej twarz wbiła się pięść niebiskoskórego, posyłając ją prosto na ziemię. Wyglądało to, jakby nie było tutaj czasu trwania ataku, prędkość uderzeń Eddiego definiował tylko jego czas reakcji. Uderzenia były tak silne, że wcześniej zamknięte oczy Lu były szeroko otwarte i załzawione. Robili postępy.
Coś było jednak nie tak.
Eddie czuł przy uderzeniu kontakt z czymś twardszym od skóry. Czymś w rodzaju odpychającej siły energetycznej. Nie zatrzymywała jego ataków całkowicie, ale osłabiała je. Mimo to pięść trafiła lepiej niż noga. Jeżeli ta bariera ochroniła Louise, to będzie musiał tylko powtórzyć swoje manewry kilka razy ekstra.

Recollection of Right and Greed
LOUISE CYPHER

[media]http://www.youtube.com/watch?v=MwST1TMD6WI&feature=youtu.be&t=16s[/media]
Walka zaczęła się na całego. Leżąca na ziemi kobieta uśmiechała się. Wyglądała, jakby miała niesamowitą frajdę. Nie czekając na kolejny napór ataków Eddiego, powiedziała - Gravity times one hundred. - coś zaburczało.
Karasu kojarzył ten dźwięk, ale Eddie znał go jeszcze lepiej. Kobieta nie otworzyła drzwi do swojej celi magią! To okręt reagował na jej polecenia głosowe, a ta właśnie aktywowała generatory grawitacji na niesamowite obroty. Nim dwójka mogła zareagować, została przygnieciona do ziemi. Tracący oddech Eddie widział tylko, jak Lu podnosi się bez większych ceregieli. Postawiła krok nad przemytnikiem i tyle ten ją widział.
Podeszła do Karasu, z impetem rozdeptując próbkę krwi S02. - Trochę więcej kreatywności, ty już to potrafisz. - zaśmiała się. Ciało Karasu było pozbawione kształtu, przygniecione nanoboty rozchodziły się nieco jak placek. Naukowiec nie mógł się ruszyć. Mógł tylko patrzeć, jak z zamkniętymi oczyma Lu zabiera ze sobą S02, co przyszło jej z pewnym trudem. Chwilę później doktor stracił przytomność.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 27-07-2018 o 17:56.
Fiath jest offline