Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2018, 13:49   #71
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
7 marca, 2018, 17:32

Nad Furano Municipal Stadium powoli zapadały ciemności. Piłkarzom to jednak nie przeszkadzało. Zapalono już światła i teraz każdemu z zawodników i trenerów towarzyszył wydłużony i rozedrgany cień.
Właściwy trening jeszcze się nie zaczął. Na murawie póki co rozciągała się połowa drużyny. Brakowało Kenjiego, Totoyi, Murphy'ego, Hajime. Mieli dołączyć w ciągu kwadransa. Garrett ćwiczył z trenerem bramkarzy. Bjoereng truchtał z Hiroshim. Obaj byli równie zajęci treningiem co rozmową o ostatnim meczu.
I wtedy...
- Witam państwa! Tu Ueda Kenji z telewizji Hokkaido One! Przed nami...Jak się nazywasz?
- Daiki Tetsuya.
- Dziękuję. Rozumiem, że ostatnio brałeś udział w meczu z Gambą Osaka, w którym niewidzialne macki osakijskiej obrony spętały niemalże Proustowską ofensywę Furano Hokkaido. W tym meczu byliśmy świadkami wskrzeszenia najlepszych wzorców frontalnego ataku, która jednakowoż poległa w sposób nie ulegający wątpliwości z kunktatorskim przedstawicielem betonowej defensywy. Co masz nam do powiedzenia?
Pod koniec tyrady młodego dziennikarza już niemal wszyscy na boisku zwrócili uwagę na jego ofiarę i ekipę składającą się z zaaferowanego kamerzysty.
Cos się kroiło.
Daiki uśmiechnął się uroczym roztrzepanym uśmiechem. I nagle...
- No szczeliłem bramę, nie!
Chwila ciszy.
- Słucham?
- No bramę szczeliłem, nie! Siatę zaliczyłem, nie!
- Aha...
Chłopaki walczyli ze wszystkich sił by się nie roześmiać. Trener Krzeszewski ukrył twarz w dłoniach.
By po chwili opuścić ręce. Nie było Kenjiego, Hajime, Totoyi, Murphy'ego. Ze starszych został Bjoereng i to właśnie na niego kierował wzrok trener.
Równie dobrze mógłby powiedzieć to głośno.
"Zrób mi coś z tym świrem!".

*****

7 marca, 20:31

Kenji ostatni raz zagrał solówkę na gitarze. Koishi postukując czubkiem bucika w prowizoryczną scenę dała znak zespołowi i wszyscy zakończyli energiczny utwór własnymi ozdobnikami.
W garażu rodziców Koishi dobiegła końca kolejna próba. Yoshiyuuki klepnął Kenjiego w ramię...
- Dobrze mieć cię z powrotem, stary!
...a ekipa zanim wszyscy rozeszli się do domów rozmawiała jeszcze przez chwilę. Koishi triumfalnie przypomniała, że w sobotę mają występ w klubie. Po jej depresji sprzed kilku dni nie pozostał nawet ślad.
Szkoda, że Urashima nie miał zbyt dobrego nastroju.
W niedzielę, w samolocie lecącym do Furano, dotrzymał słowa i zatelefonował do panny Aizy...
- Kenji, porozum się, proszę, ze swymi rodzicami. Musimy znaleźć jakiś wspólny termin na spotkanie. To ważna rozmowa, rozumiesz...
...no właśnie, rodzice. Niełatwo było znaleźć dzień, w którym razem byliby w domu. A na dodatek Urashimę Starszego coś wyraźnie dręczyło. Jutro miał rozpocząć urlop i to była dobra wiadomość...
Wchodząc do małego dwupokojowego domku z wydzielonym aneksem kuchennym, Urashima młodszy czuł, ze coś jest nie tak.
Szybko okazało się co.
Ojciec Kenjiego siedział przy stole w kuchni, a na blacie stolika przed nim stały butelka sake i szklanka, do której mężczyzna drżącą dłonią nalewał alkohol. Kenji momentalnie się zorientował, że to nie była pierwsza butelka.
Głos Urashimy Starszego był chrapliwy i odległy jak stąd do Sapporo.
- Eee, Kenji. Szybko wróciłeś.

*****

7 marca, 21:03

- Hiroshi? Tu Makiko. Pamiętasz mnie...? To dobrze. Słuchaj, mam problem. Mam się z kimś spotkać na mieście w ważnej sprawie, ale jestem sama. Robi się ciemno i troszkę zaczynam się bać. Zrobisz mi niewielką przysługę i przyjdziesz mnie popilnować...? Ja wiem, że nie jesteś ochroniarzem, ale zrozum kobietę w potrzebie. Wiem, że się słabo znamy, ale nie mogę dodzwonić się do Hajime, chyba jest w trasie. Pomożesz? To nie zajmie dużo czasu i nie, nie flirtuje z tobą w tej chwili. Pomożesz mi? Hiroshi...?
Taką oto rozmowę odbył przed kwadransem młody Sasaki.
Właśnie siedzieli z Royem i Johnatanem pijąc colę na pohybel Verdy gdy przyszłą prośba o pomoc.
Normalnie Hiroshi nigdy by się nie zadawał z Material Girl, ale na sama myśl, że dziewczynie moze coś się stać, a on zachowa sie jak wtedy w Sapporo, kleszcze stresu ściskały mu gardło.
Nigdy więcej.
Szybko postanowili, że pójdą we trójkę. Zabrali kurtki i wyszli na mroźną ulicę prosto w nurt ulic wieczornego Furano.
Nie mieli długiego dystansu do przejścia, kilka przecznic. Szli śliskimi ulicami mijani przez pojazdy o żółtych ognistych ślepiach złocących skórę przechodniom. Trwało to jednak tylko przez chwilę, potem znów ciemność brała w posiadanie kamienice, bloki i uliczki.
Skręcili w ulicę Pierwszego Shoguna i wtedy wpadła im w oko otulona kożuszkiem kobieca sylwetka. Nawet z odległości kilkudziesięciu metrów i w wieczornych ciemnościach Hiroshi poznał Makiko.
Akurat nikogo innego nie było w pobliżu. Cała trojka skierowała się w stronę dziewczyny stojącej u wylotu uliczki.
Nagle Makiko zniknęła. Dobiegło do was tylko jej pełen zaskoczenia stłumiony jęk,a chwilę potem ktoś wciągnął dziewczynę w uliczkę.
Chłopaki spojrzeli po sobie, pokiwali głowami. I ruszyli jak strzały.
Wpadli w najlepszym (lub najgorszym, zależy jak patrzeć) momencie. Dwaj mężczyźni trzymali Makiko, jeden za nogi, drugi zaś przyciskał jej chusteczkę do ust. Kawałek materiału musiał być nasycony jakimś środkiem usypiającym bo dziewczyna walczyła z każdą chwilą coraz słabiej. W uliczce stał otwarty samochód osobowy w zgaszonym kolorze, z otwartym bagażnikiem, w którym to planowali chyba uwięzić swą ofiarę.
W tym samym momencie, w którym ratownicy zdali sobie sprawę z sytuacji obaj opryszkowie spojrzeli w waszym kierunku.
- Ty idioto! - syknął ten wyższy, obaj mieli odkryte twarze i ten, który mówił prezentował ceglasto czerwoną cerę i narośle na policzkach - Mówiłeś, że nikt nie patrzy!
Drugi z mężczyzn, dryblas z długimi włosami w bluzie z nadrukiem Cambridge Chemistry puścił nogi Makiko. Ten drugi wciągnął półprzytomną dziewczynę do samochodu, a jego kompan otworzył motylkowy sztylet.
Cichy szczęk, ostrze znieruchomiało w dłoni oprycha.
- Spierdalajcie stąd w podskokach, póki jeszcze macie nogi!



*****

7 marca, 19:47

Hajime położył swój ścigacz w ciasny skręt. Na zakręcie brawurowo minął pękatego minivana jak zwykle niemal dotykając kolanem nawierzchni. W ostatniej chwili uniknął zderzenia z półciężarówką i wyszedł na prostą dodając jeszcze gazu.
Wiatr był jak ściana, a pomruk motocykla jak warkot bestii. Ciemność zimowego wieczoru kładła się wokół niczym całun dodając jeździe kilka stopni trudności.
Chłopak lubił myśleć, że umiejętnościami ustępuje tylko rajdowcom. Patrząc obiektywnie, nie była to czcza przechwałka.
A przynajmniej jadąca za Soroyamą czteroosobowa grupa zdawała się tak myśleć. Brawurowy manewr został nagrodzony energicznym pohukiwaniem.
Motor Hajime, czarna Yamaha, ozdobiona onirycznym srebrnym graffiti, grzała już sto osiemdziesiąt na godzinę. A mogła jeszcze więcej. Kolejny ciasny zakręt, zmniejszyć trochę gaz, wyprowadzić maszynę na prostą i znów rwać ostro przed siebie.
Dalej! Śmiało! Młode szalone dusze! Rwijcie przed siebie! Połykajcie wiatr! Przed siebie! Naprzód!
Arata, rozpoznawalny po srebrnym pasie na czarnym kombinezonie, i żółtym kasku, zmniejszył dystans do Soroyamy. Zwolnili na tyle by się usłyszeć.
- Hej, Hajime! Widzisz zjazd? Za kilka kilometrów łączy się z estakadą! Pościgamy się? My jedziemy droga, ty zjazdem! Kto pierwszy ten wygrywa pięć tysi!
Soroyama odpowiedział w swoim stylu. Zatrzasnął złoty kask, poprawił zamek czarnego kombinezonu i, wyczuwając chwilę, skręcił w zjazd. Grupa, wrzeszcząc, dodała gazu.
Hajime znał trasę, nie raz już się tu ścigali. W dół zjazdem i do estakady to jakieś cztery kilometry. Jadąc brawurowo, kilka minut.
Chłopak podniósł motor. Przez chwilę jechał na jednym kole, już w tej chwili zwiększając prędkość. I ruszył jak strzała, mijając wolniejszych (czy też rozsądniejszych) użytkowników dróg.
Szybciej!
Zanim się zorientował był już w trzech czwartych drogi. I wtedy...
Później Hajime nie mógł sobie wytłumaczyć jak to się stało. Skąd się wziął ten dzieciak, który wyskoczył na jezdnię w ostatniej chwili. W żółtym blasku światła yamahy, przez pół sekundy, już widząc przerażoną twarz dzieciaka, Hajime, reagując instynktownie, w stanie chwiejnej równowagi, położył motor, jednocześnie rozpaczliwie zmniejszając prędkość...
W ostatnim ułamku sekundy, tuż przed zderzeniem, oczy motocyklisty poraził nagły błysk.
A potem już tylko huk, ból, trzask pękającego kasku i zgrzyt gnących się blach ścigacza.
Jeśli niefortunny jeździec stracił przytomność, to tylko na chwilę. Znów otwierając oczy, Hajime skupił się na swym ciele, nie myśląc o tym co ma złamane, a o tym co całe. Ból pulsował w całym ciele i przez chwilę chłopak bał się poruszyć nogami. Nie jestem...
Sparaliżowany.
Na szczęście nogi zareagowały. Upajając się słodkim smakiem życia, Hajime, spróbował się podnieść. Tylko po to by opaść na asfalt w stanie oszołomienia.
Podnosząc głową miał już tylko ochotę opierdolić gówniarza od góry do dołu. Kto wbiega bez ostrzeżenia na trasę szybkiego ruchu!?
- Przepraszam! Ja...
W tej chwili niefortunny jeździec miał ochotę wepchnąć szczylowi to jego "przepraszam" tak głęboko by do wyjęcia potrzebny był chirurg. Szlag, ale boli...
Świadomość wróciła mu na tyle by być świadomym otoczenia. Zdał sobie sprawę, że za nim stoi jakaś osobówka, a jej kierowca wzywa przez telefon...karetkę? Policję? Diabli wiedzą.
Zgrzyt opon po asfalcie. Jakieś dziesięć kroków dalej, przy barierce stanął wóz z charakterystycznym czerwonym błyskającym kogutem. Szybcy są, skurwiele.
Na twarzy dzieciaka odbił się autentyczny strach, tak silny, ze nie zostawiający miejsca na nic innego. W jednej chwili, równocześnie ze zgrzytem otwieranych drzwiczek radiowozu, szczeniak dopadł do barierki i skoczył.
Powodzenia. Tam było dobre dziesięć metrów do ziemi. Wariat, jasny gwint.
Hajime znów osunął się w ciemność. Tylko na moment. Gdy czarny lej znów go wypuścił jeden z gliniarzy właśnie dobiegał do barierki, za którą zniknął szczeniak, a dwaj kolejni byli już obok Hajime.
Pochylili się nad nim.
- Żyje - powiedział jeden - Nie ruszaj się. Bo po prostu zginiesz.
W beznamiętnym głosie gliniarza było coś takiego, że Soroyama uwierzył w każde słowo.
Chwilę później poczuł na nadgarstkach stalowe obrączki, chwilę plus chwilę później policjanci powlekli go do radiowozu. Wepchnęli do ciemnego wnętrza samochodu (Uwaga na głowę!). W następnej chwili jeden z nich wsiadł na miejsce kierowcy i włączył blokadę tylnych drzwi.
- Nie martw się - po głosie poznał, że to ten gliniarz, który jeszcze się nie odezwał - zabierzemy twój motor. Będziesz grzeczny na posterunku to go sobie później odbierzesz...

*****

Godzinę później, Hajime, siedział w policyjnym biurze na rozlatującym się krześle. Obie ręce, wciąż w bransoletkach, przymocowano do stalowej obręczy na stole. Pokój, w ciemnych zgaszonych barwach, oświetlony górnym światłem, pozbawiony jakichkolwiek ozdób i cech charakterystycznych, aż do bólu przypominał stereotypowy pokój przesłuchań.
Siedzący naprzeciw mężczyzna, w ciemnoniebieskim mundurze japońskiego policjanta, o szczurzej twarzy i bystrych brązowych oczach uważnie przyglądał się aresztantowi.
Młodzieniec nieoczekiwanie poczuł, że wzrok gliniarza jest trudny do wytrzymania. Przeniósł spojrzenie na jedyny przedmiot przyciągający uwagę. Grubą księgę w prostej płóciennej okładce. Mimo że książka była odwrócona, Hajime zdołał odczytać tytuł:

Przestępczość w Japonii: 1960 - 1968

Autora nie było.
Policjant zastukał palcami w biurko i Soroyama podniósł wzrok.
- Cóż - głos policjanta był zaskakująco łagodny i przyjazny - Zacznijmy od początku. Jestem sierżant Tori, funkcjonariusz Keibi-kyoku, odpowiedzialny za bezpieczeństwo tej dzielnicy Furano. Ty zaś- zerknął w dokumenty - zostałeś zatrzymany za spowodowanie wypadku drogowego, w którym szczęśliwie nikt nie zginął. To znaczy, że nie popełniłeś przestępstwa, a tylko wykroczenie.
- Jak rozumiesz musimy o tym porozmawiać. Może zaczniemy od najwyższego priorytetu. Czy potrzebujesz lekarza?
Pytanie! Hajime nie czuł się tak poobijany od...właściwie jeszcze nigdy. Ból pulsował tępo i to dawało pewną nadzieję, to nie był ból połamanych kości.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 30-07-2018 o 14:04.
Jaśmin jest offline