Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2018, 21:22   #13
Jacques69
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację

Alette
Wczorajsza rozrywka Cereanki na pewno musiała się odbić na jej porannym samopoczuciu i miała tego pełną świadomość, nawet jeśli nie wypiła szczególnie dużo alkoholu. Jednak budzik według niej zadzwonił stanowczo za wcześnie, przerywając jej sen w połowie. Alette z wielkim trudem ociężale wygramoliła się ze swojego łózka. Nie wiedziała, jaka jest pora dnia, jej kwatera nie miała dostępu do okien. Kliknęła budzik, by przestał brzęczeć, jednak alarm wciąż grał. Wówczas to młoda poszukiwaczka skarbów zrozumiała, iż to nie budzik ją obudził. Miała jeszcze półtorej godziny snu. Alarm dobiegał z komunikatora - ktoś próbował się z nią połączyć. Fakt ten nieco ją rozbudził. Dwoma susami przeskoczyła na drugą stronę pokoju, do biurka. Połączenie pochodziło od Tiny. Cereanka bez namysłu odebrała.
- Alette? – Nad biurkiem pojawiła się hologramowa sylwetka przykurczonej szmuglerki. Mówiła podenerwowanym szeptem. – Ktoś dostał się na pokład statku… Chyba nie wie, że tu jestem… Proszę, ratuj mnie, Alette, boję się…


Barah
Krążąc pomiędzy klubami i przepełnionymi knajpkami, Barah musiała powstrzymywać swą ochotę do zabawy. Chyba trafiła do nieco lepszej dzielnicy, stanowczo rzadziej dochodziło tu do bójek. Seki mimo to uważnie rozglądał się po okolicy, a wszyscy przechodnie ustępowali im z drogi. Zeltronka nie musiała się przeciskać pomiędzy grupkami młodych imprezowiczów. Szła wprost przed siebie, z uniesioną głową, idąc zawadiackim, w pełni naturalnym krokiem.
Całkiem przypadkiem usłyszała gdzieś za plecami, gdy Dashade roztrącił kolejną grupkę:
- To niemożliwe, ujarzmiła Sekiego!
- Ona wygląda, jakby mogła ujarzmić nawet Krayt Dragona… - dodał kto inny rozmarzonym głosem, a po chwili usłyszała jeszcze przeciągły gwizd.

Barah uśmiechnęła się szeroko, usłyszawszy to, i nawet zdecydowała się odwrócić w stronę tych komentatorów, by zaszczycić ich swoim uwodzicielskim wzrokiem. Każdy z nich wyglądał, jakby już ich ujarzmiła. Prędko jednak zrezygnowała z ich atencji. Gdzieś za nimi dostrzegła nazbyt dobrze znajomą sylwetkę. Niewielu ludzi w galaktyce było podobnych do jej przyjaciela. To musiał być on! Skręcił gdzieś w boczną uliczkę, a ktoś mu towarzyszył. Barah natychmiast zawróciła Sekiego i ruszyła ich tropem.


Gerdarr

Redajj miał tupet, to prawda, ale Gerdarr również. Kto inny odważyłby się na podobne podejście do jednej z najważniejszych, o ile nie najważniejszej, osoby po Grakkusie. Dowutin śmiał się w drodze powrotnej z tych min wszystkich jego przydupasów. Zygerrianik musiał potroić straż, żeby spotkać się z jednym samotnym Dowutinem.
Gerdarr doczłapał się wreszcie do swojej kwatery. Był dziś wyjątkowo zmęczony. Wygonił swoja masażystkę, która zazwyczaj zajmowała się nim po najcięższych treningach i walkach, po czym od razu położył się spać. Mimo wszystko wstał zgodnie ze swoją wojowniczą rutyną zaledwie po paru godzinach snu. Czekał go dziś ostatni trening i musiał jeszcze do końca przemyśleć „ofertę” Redajja. Tymczasem okazało się, że – jak powiadomiła go jego masażystka, pełniąca przy okazji funkcję asystentki – w saloniku czekał na niego Garm Baize.


Hastal i Rhail
Rhail tylko czekał, aż Lyssa uśpi czujność swych towarzyszy i czmychnie. W międzyczasie tłumaczył Hastalowi to i owo o obowiązujących tu regułach, opowiedział co nieco o paru ważniejszych osobach ze świty Grakkusa, lecz dla Hastala było to nie do końca satysfakcjonujące. Mandalorianinowi zależało bardziej na konkretach niż ogólnikach, ale na razie nie naciskał na Rhaila. Ich wspólna „misja” upilnowania krnąbrnej Catharki pomogła się nieco się zintegrować. Ośmielili się na żart od czasu do czasu, jakiś zadziorny komentarz w stronę mijanych ludzi, zwłaszcza panienek.

Centrum handlowe Kerivvin Park było strzeżone lepiej niż niejedna jednostka administracyjna czy siedziba gangu. Na każdym piętrze kręciło się przynajmniej po kilku ochroniarzy w pełnych pancerzach, z blasterami i ogłuszającymi pałkami. Po krótkiej ich obserwacji łatwo można było uznać, że nie zadawali zbyt wielu pytań przed interwencją, dlatego w całym budynku panował prawdziwy porządek i spokój.

Rhail z Hastalem czekali na zewnątrz sklepu, aż Lyssa wybierze sobie jakąś nową koszulkę w przymierzalni. Rhail trzymał już trzy torby zakupów Catharki. Nieco to godziło w jego dumę, ale wolał to niż jej ciągłe narzekania. Obydwu mężczyzn pochłonęła rozmowa, gdy nagle ze środka dobiegł ledwo słyszalny trzask. Hastal stwierdził beznamiętnie:
- Ucieka.
- Tak – odparł obojętnie Rhail. – Idziemy za nią?



Hokk Boonta

Radości Hokka nie było końca. Znalezienie innego Jedi poprawiło jego humor wręcz nieopisanie. Aż obejrzał się za siebie, nie wierząc, że napotkany osobnik istniał naprawdę. Bogg’dan rzeczywiście dreptał za nim narzuconym przez niego, nieco wariackim tempem. Nautolan zwolnił, przeczuwając, że Polis Massanin może sam o to poprosić. Obaj wiedzieli, ze nie powinni się rzucać w oczy. Do „Stryczka” i tak już niewiele brakowało. Przeszli skrótem, mijając ostatnią bardziej zaludnioną imprezową ulicę. Zostawili za sobą jaskrawe neony i hologramy roznegliżowanych kobiet – dotarli do bocznej uliczki, z której nie było już widać nocnego nieba. Kilkanaście pięter w górę ciągnęły się ściany budynków mieszkalnych, przykryte ogromną płytą, na której zbudowano kolejne, mniejsze budowle.

„Stryczek” znajdował się w ślepym zaułku, gdzieś w połowie uliczki. Był położony na tyle daleko głównej drogi, że nikomu z imprezowiczów nie chciało się tutaj przychodzić, więc niemal całą klientelę stanowili mieszkańcy. Na szczęście nie było ani pory obiadowej, ani śniadaniowej, toteż powinno tam być obecnie pusto.

Hokka nieco zdziwiło, gdy zobaczył przy jednym ze stolików pod ścianą dwójkę mężczyzn, zbyt dobrze uzbrojonych, by być lokalnymi mieszkańcami. Poza nimi jednak nikt inny nie zwrócił waszej uwagi. Nautolan ruszył usiąść po przeciwnej stronie knajpy…


Lyssa
Towarzystwo dwójki mężczyzn wbrew pozorom nie było dla Lyssy jakoś specjalnie uporczywe. Mimo początkowych zgrzytów, gdy wszyscy dotarli do centrum handlowego, współpracowali z Catharką bez zbyt wielu zająknięć. Jej towarzysze zajęci byli rozmową, Hastal z chęcią słuchał o Nar Shaddaa i chyba nieważne dla niego było, czy robi to, chodząc po sklepach, siedząc gdzieś na murku w ciemnym zaułku czy w barze przy drinku. Lyssie wydawało się, że niespecjalnie się przejmą, jeśli rzeczywiście ucieknie, ale wolała mieć pewność, że nie zdążą jej znaleźć. Uśpiła wpierw ich czujność. Zmieniła ton i podejście. Co prawda nie musiała zbytnio udawać, że zakupy przynoszą jej szczególną radość, lecz chciała sprawiać wrażenie, iż faktycznie akurat na tym jej zależy. Całą trójką chodzili więc pomiędzy grupkami modnie ubranych osób, różnymi galantami z wymagającymi paniusiami, gotowymi kupić swym wybrankom wszystko. Co jakiś czas skręcali do któregoś sklepu, Lyssa kupowała parę rzeczy, po czym szli dalej. Minęło już jakieś półtorej godziny.

Okazja do ucieczki nadarzyła się wkrótce. Wszyscy opuścili stoisko z kosmetykami, gdzie Catharka z lubością testowała różne pudry, rozświetlacze czy cienie, by przejść do jednego ze sklepów odzieżowych, takiego z naprawdę przestronnymi szatniami. Rhail z Hastalem nawet nie kłopotali się, by wchodzić za nią do środka. Teoretycznie nie istniało z niego żadne inne wyjście. Do przejścia służbowego potrzebowała kodu lub karty, a to wydawało im się zbyt trudne i ryzykowne do zdobycia, by się na to odważyła. Po części mieli rację, to nie było najlepsze wyjście. Droga na wolność Catharki biegła przez szyby wentylacyjne. Dziewczyna prędko znalazła szatnię, nad którą znajdowało się wejście do jednego z takich szybów. Z łatwością do niego doskoczyła. Otwarła kratę i wdrapała się do środka. Gdy już jednak brakowało jej ostatniego kroku, trzasnęła piętą w zawieszoną klapę, która z hukiem spadła na podłogę w szatni. Cóż… było już za późno na odwrót. Pozostawało liczyć, że zanim ich pościg ruszy, o ile w ogóle ruszy, Lyssa znajdzie się już wystarczająco daleko.


Marka i Sudodth
Dalsza część rozmowy była już nieco przyjemniejsza. Ostatnimi czasy nieczęsto Marce i Sudodthowi trafiała się taka okazja. W środowisku Grakkusa należało ważyć swe słowa, zachowując dla siebie pewne stwierdzenia. Tutaj poczuli się swobodnie. Wypadało jednak powoli wracać. Rano czekała na nich praca, zwłaszcza Sudodth potrzebował odpoczynku.

Gdy już jednak zaczęli się zbierać, do knajpy wkroczyło dwóch jegomości. Lekko zziajany Nautolan oraz tajemniczy osobnik w białej masce skrywanej pod szerokim kapturem. Sudodth po chwili dopasował ich wygląd do opisu podejrzanych osobników, którzy rzekomo knuli włamanie lub inną groźną akcję przeciw Grakkusowi.


Orflick

W drodze do Pałacu Grakkusa Kaela przeżywała prawdziwy rollecoaster nastrojów. Na przemian rozpaczała i płakała, użalała się nad sobą, potem dziękowała Orflickowi jak największemu herosowi, z pełną nadzieją wypowiadała się o nowym życiu w innym środowisku. A później przypominała sobie, że zmierzają do Grakkusa i to pewnie będzie dla niej ciągła udręka. Ale przynajmniej będzie żyć! Pocieszała się znowu. Kompletnie nie pasowała do zapamiętanego przez Orflicka obrazu opanowanej i stanowczej Rodianki, której łatwo przychodziło wychodzenie z wszelkich tarapatów.

Powoli Drall zaczynał żałować, że zgodził się jej pomóc. Wciąż jednak liczył, że uda się od niej wydobyć, w posiadanie jakiej ważnej i poufnej informacji weszła, skoro skończyła z wyrokiem śmierci od Czarnego Słońca. Nie pozbywaliby się normalnie swojej wieloletniej, doświadczonej agentki z taką lekkością.

Po niemal pół godzinnym spacerku udało im się dotrzeć do Pałacu. Kaela wyglądała, jakby wreszcie się uspokoiła na widok tej potężnej budowli. Orflick zbliżył się do bramy, na straży stał duros, Sid Maanden, w asyście dziesięciu innych żołnierzy kręcących się w najbliższej okolicy.
 
Jacques69 jest offline