Randulf rozumiał, ale nie miał zamiaru posłuchać. A przynajmniej nie od razu. Wszak gdyby nagle wyszedł z krzaków, to każdy by się domyślił, że nie było żadnego wypadku, a cała przemowa miała na celu tylko i wyłącznie wprowadzenie w błąd mieszkanców chaty.
Po cichu oddalił się.
Miał zamiar dodać sobie parę 'ozdobników' w postaci liści czy plam od ziemi (by wyglądało to na wspomniany przez Oswalda wypadek), a po chwili dopiero pojawić się, lekko utykając i podpierając się odrobinę łukiem, idąc z kierunku, z którego wcześniej nadszedł Oswald. |