Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2018, 11:58   #4
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przebudzenie nie należało do najmilszych, jakie Daivyn miał w swoim życiu. A to, że nic go nie bolało, kazało przez moment zastanawiać się, czy jeszcze żyje.
Słuch przekazywał niepokojące bodźce. Na tyle niepokojące, że Daivyn po raz kolejny zaczął się zastanawiać, co się mogło stać.
Przekroczył próg szałasu, a potem...? Ktoś go oslepił magią, czy po prostu walnął go maczugą w łeb?
W ostatniej chwili powstrzymał się przed sprawdzeniem, czy ma na głowie guza...

Doświadczenie z lat młodości kazało mu jedynie lekko uchylić oczy. I to wystarczyło, by nie uwierzyć w to, co widzi... chociaż w swym życiu widział niejedno. I był pewien, że nie tak powinno wyglądać wnętrze opuszczonego myśliwskiego szałasu.
Wnętrze zamieszkałego i najbardziej nawet zadbanego szałasu tak nie powinno wyglądać. A na dodatek do najbliższych gór trzeba by jechać dobrych kilka dni.
Ile czasu zatem minęło od chwili, gdy stracił przytomność?
Dlaczego zatem nie czuł głodu? Ktoś go karmił?

Przypomniał sobie oczy.
Wpatrzone w niego oczy, które widział w jakimś tam momencie spadania.
Jakaś dobra duszyczka go dokarmiała?
Nie sądził, by na świecie istniał ktoś, poza Rai, kto by się nim bezinteresownie zajął... a te oczy z wizji były całkiem obce, beznamiętne.

Usiadł i otworzył oczy. I niestety okazało się, że ani wzrok, ani słuch go nie mylił. Faktycznie trafił do jakiejś jaskini.
Chociaż kochał lasy i szerokie przestrzenie, to nie miał nic przeciwko jaskiniom... pod warunkiem, że sam do nich wchodził, świadomie i dobrowolnie. No i wiedział, jak z nich wyjść.

Okazało się, że nie był tu sam. Co wcale nie było pocieszajace, bowiem towarzystwo, jakie się zebrało w jaskini było, można by rzec, malownicze. O dziwo, znalazły się tu też dwie kobiety, co oznaczało, że Porywacz (bo tak Daivyn postanowił nazywać tego, kto go tutaj umieścił) przynajmniej w pewnym stopniu uznawał równouprawnienie płci. No chyba że łapał każdego, kto mu wpadł w ręce.
W każdym razie Porywacz był na tyle uprzejmy, że nie wrzucił ich tu gołych i bosych.
A nawet był ich ekwipunek.
Daivyn dopiero teraz sobie przypomniał o jednym drobiazgu... W paru krokach był przy swoim plecaku. Otworzył go i odetchnął z ulgą. Vyk siedział skulony w kąciku, cały i zdrowy, chociaż jeszcze trząsł się ze strachu.

- Wszystko będzie dobrze - szepnął Daivyn (chociaż sam nie był tak do końca pewien) i pogłaskał myszkę po łebku.

Gdy po raz kolejny rozejrzał się po jaskini, zobaczył stwora, który zajmował się czymś, co wyglądało na szklaną kulę.
Zdecydowanie nietypową szklaną kulę.
Magiczną, bez wątpienia.

- Czy to twoja sprawka? - zwrócił się, tonem pełnym podejrzliwości, do maga. Po thyatiańsku, bo sądził, że tamten szybciej zrozumie język ludzi, niż elfów.
 
Kerm jest offline