Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2018, 22:53   #88
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Wraz z upływającym czasem Yastrę zaczął ogarniać niepokój. Kiedy oni tak sobie siedzieli i zbijali bąki, wsłuchując się w wywołujące ciarki odgłosy Fangwood, to przez las wciąż przedzierali się pozostali ocalali, tym razem już większą i znacznie głośniejszą grupą. Narastała w niej obawa o nich, zwłaszcza o Rhyn, być może całkiem racjonalna, jako że ta puszcza jest bezlitosna wobec intruzów, o czym osobiście zdołała się już przekonać.
A nawet jeśli wszystko będzie w porządku, to przynajmniej wskażą im drogę do celu.
- Musimy po nich wrócić - oznajmiła zdecydowanie, dźwigając się niepewnie na nogi. Z tonu jej głosu można było odnieść wrażenie, że bardzo jej na tym zależało. Spojrzała na pozostałych, oczekując jakiejkolwiek reakcji. W jej oczach kryła się... prośba?
Kharrick spojrzał zaskoczony na Yastre. Właśnie ściągał okoliczne pajęczyny samemu już będąc nimi okropnie oklejonym.
- Co? Po kogo? Chodzi o resztę? - Zreflektował się. - Ale przecież oni tu idą. Będą tutaj już niedługo - zaczął uspokajać dziewczynę myśląc, że chyba atak pająka odbił się nie tylko na jej ciele.
- Ale co jeśli ich też coś zaatakowało? - odpowiedziała mu już mniej pewnie. Jej spojrzenie uciekło w stronę z nadzieją ujrzenia tam znajomych twarzy. Stamtąd jednak wciąż ziała tylko ciemność. Nawet nie wiedziała czego się spodziewała, skoro mieli przybyć dopiero za dobę.
- Cóóż… jest ich więcej, nie? Pozatym, czy przypadkiem nie ma tam osób znających Fangwood? Pewnie nawet lepiej niż Rathan. - O Sulimie Kharrick wolał nie wspominać, bo akurat ON mógł znać najlepiej. - Na pewno nie dali się tak zaskoczyć jak my. Nas nic nie zaatakowało w lesie. Tylko tutaj. Pozbyliśmy się tego tutaj nie?
- Chcesz po nich iść? - Rathan zaskoczony spojrzał na Yastrę, która - jego zdaniem - padłaby po przejściu kilkunastu metrów. - Trzeba by wysłać po nich, razem z tobą, lekko licząc dwie osoby. Poza tym Kharrick ma rację. Dotrą do nas bez problemów.
Elfka dopiero po chwili zdecydowała się usiąść i wziąć parę uspokajających wdechów. Przed chwilą wyglądała jakby zamierzała pójść sama, lecz uznała wyższość argumentów obu mężczyzn. Ocaleli to nie dzieci, a przynajmniej większość z nich nimi nie była. Obawa jednak wciąż pozostawała.
- To nie wojownicy, w przeciwieństwie do nas. Nawet zbrojnym daleko do naszego wyszkolenia. Jeśli cokolwiek ich zaatakuje, to na pewno ktoś zginie - wyobraziła sobie Silvie wymachującą tym nożykiem do masła i jakoś nie potrafiła się przekonać do tego, by była w stanie się w jakikolwiek sposób obronić gdyby przyszła taka konieczność - To, że nam nic nie stanęło na drodze, nie oznacza że im nie stanie. Nawet będąc tutaj wciąż jesteśmy w lesie.
- Słodziutka, nawet w mieście przypadki chodzą po ludziach jak się pani szczęścia od nich odwróci. Ty wiesz ilu widziałem co zmarli bo im na głowę obluzowana dachówka spadła? - złodziej inaczej spojrzał na sprawę. - Może zamiast narażać siebie miej ciut wiary w innych? Ta twoja koleżanka kapłanka wygląda na taką co sobie poradzi. Ba! Innym pewnie też. No, a teraz nie czarnowidź, bo czarnowidzenie pecha przynosi.
- To nie miasto, gdzie mieszkają tysiące ludzi. To Phaendar, tu było nas może ćwierć tego tysiąca. Wszyscy się znaliśmy. Każdy zabity w tym miejscu jest kimś bliskim na swój własny sposób. To nie są pechowcy, których trafiła dachówka. To nasi sąsiedzi i przyjaciele, narażeni na niebezpieczeństwa lasu. Tacy jak ty tego nie zrozumieją - odwróciła spojrzenie, ucinając tą dyskusję i już nie mając zamiaru wchodzić w temat Rhyn. Ten człowiek nic nie wiedział. Przyszedł z zewnątrz i teraz myślał, że to takie proste.
- W przeciwieństwie do was, ja się troszczę o pozostałych - dodała jeszcze na koniec.
- My się o nich nie troszczymy i dlatego pozostawiliśmy ich samym sobie, w Phaendar, na pastwę hobgoblinów - odparł Rathan, mający powoli dosyć marudzenia Yastry i jej ponurych wizji. - To nie jest tak, że przez las kroczy niedołężna staruszka, którą trzeba prowadzić pod rękę. To spora grupa, której byle co nie zaczepi.
Jednak jego słowa nie zostały już wysłuchane.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline