Alchemik dość niezdarnie pozbierał się po upadku, sprawdzając, czy nie wypadła mu żadna z licznych fiolek z bandoliera. Na szczęście wszystko było na swoim miejscu, więc jedynym problemem było kilka solidnych siniaków, które zdążył sobie nabić. No i stado wilków, znacznie większe niż to, które zaatakowało ich te kilka tygodni wcześniej. Zoren przyjrzał się tym większym - miał nadzieję, że to nie kolejne zimowe bestie, a jedynie wyrośnięci przedstawiciele gatunku. Nie tracąc czasu, zaczął przygotowywać kolejne dekokty - tym razem miał zamiar być w pełni przygotowany do walki. Nagle przypomniało mu się, że teraz jest idealna okazja do wypróbowania jego ostatniego dzieła - ma w końcu spory zapas produktów, nad którymi intensywnie pracował przez ostatnie tygodnie. Rozejrzał się po ich dość licznej grupie, szukając odpowiedniego asystenta do eksperymentu.
- Szykujcie broń dystansową, może uda się je przetrzebić zanim się zbliżą. - alchemik krzyknął do pozostałych, wyciągając kolejne fiolki z bandoliera - Zazo, czy mogłabyś podejść na kilka chwil?
- Mhm - odmruknęła i podeszła do diabelstwa zwanego Zorenem. Zanim się zbliżyła, zdążył wychylić pierwszą miksturę.
- Czy możesz zaprezentować mi ostrze swojego topora? Opracowałem pewną mieszankę, która pozwala na utrzymanie substancji alchemicznych na płaskich powierzchniach, w ten sposób wykorzystując na przykład broń jako wektor przenoszący. Czy zgodzisz się na wzięcie udziału w tym drobnym eksperymencie. - mówił szybko, jednocześnie szykując kolejne mikstury.
Zielonoskóra popatrzyła na niego niczym cielątko na malowane wrota. - Nie zrozumiałam ani słowa co powiedziałeś po "Sprezentuj swoje ostrze'. - powiedziała z rozbrajającą szczerością ale podsunęła mu ostrza topora nadal trzymając uchwyt broni - Nie wiem co robisz ale jeśli roztopisz mi ulubioną broń szykuj się że użyję ciebie jako improwizowanej maczugi.
Alchemik wyszczerzył się w uśmiechu, a w jego czerwonych oczach widać było rozbawienie.
- Patrząc to, ile odczynników mam przy sobie, byłbym efektowną maczugą, chociaż jednorazową. Obiecuję nic nie zniszczyć. - zakończył już poważnie, po czym pokrył topór Zazy zawartością dwóch fiolek. Ostrze zalśniło zielonkawo, ale nic więcej się nie stało. Alchemik złapał fiolkę, dotychczas trzymaną w ogonie i wypił ją jednym haustem - Dziękuję za zaufanie, po walce sprawdzim... - nie dokończył, tylko zgiął się wpół, przez moment okropnie charcząc, po czym wyprostował się, odmieniony. Przybyło mu kilka centymetrów, ręce wydłużyły się, a skóra poszarzała i wyraźnie stwardniała. Uśmiechnął się, ale w tym uśmiechu nie było już nic dobrego
- No, to teraz je rozpierdolmy - rzucił innym głosem i ściągnął z pleców łuk.