|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
30-07-2018, 14:58 | #141 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 | I ruszyli, paktować ze smokiem. Zoren był najzwyczajniej w świecie przerażony – nigdy nie uważał się za dyplomatę, a teraz został wysłany z takim zadaniem. Koszmar! ~Tylko spokojnie… To jak próba załatwienia czegoś u dziekana – też nie mam za sobą żadnych argumentów i trzeba się podlizywać. No, ale profesor Valanthas nie zeżarbły mnie, gdyby się nie udało. Chyba…~ Próba dodania sobie otuchy nie wyszła najlepiej, ale przynajmniej miał już za sobą Oakhurst i jego dziwactwa. Volf podchodząc ryknął by zwrócić uwagę smoka. Obrócił się on w kierunku drużyny. - O wielki co chcesz? – Volf przemówił w mowie smoków - Tam jedzenie moje! - ryknął smok. - Witaj, potężny! Z radością oddamy Ci część naszych zwierząt, a pozostałymi zaopiekujemy się, aż znowu nie nabierzesz ochoty na branthowe mięso. - Zoren ukłonił się z szacunkiem. - Możecie mu życzyć ode mnie smacznego - mimo wypowiedzianych słów, mnich sprawiał wrażenie, jakby wcale nie zależało mu na tym, aby ktoś powtórzył je smokowi. - Wy ofiara dla mnie. Ofiara z żarcia. Złożcie ofiara. - ryknął smok. - Złożymy Ci ofiarę jednego brantha, o lodowaty. Gdzie mamy ją zaprowadzić? - Tak złożyć ofiarę - smok przysiadł na ogonie i tylnych łapach. - Oczywiście, czy ma zostać jakoś przyrządzona? I czy pozwolisz nam wtedy ruszyć w dalszą drogę? - Poderżnijcie gardło ofiara.- ryknął tylko smok - tu przede mną złóżcie mi pokłon. Jak kapłani ofiarujący bogu ofiarę. - Ależ bogom ofiary składa się w świątyniach, czyż nie? Czy jest tu może gdzieś miejsce godne Twemu majestatowi? - Tu śnieg i lód, tu najlepsze miejsce dla czczenia boga polowań w zimie. - w miarę jak rozmawiali smok wyrażał się składniej. - A cóż mamy czynić po złożeniu Ci ofiary? Bogowie zwykle udzielają różnego rodzaju pomocy swym wyznawcom po otrzymaniu od nich darów. - Będziecie mogli odejść. Wyznawcy regularnie składają ofiary. Wtedy bogowie obdarzają łaskami. Wy pierwszy raz dopiero. - smok odparł rykiem, bo chyba inaczej porozumiewać się nie umiał. - Oczywiście! Volf, przyprowadź jednego brantha. Następną ofiarą także będzie mógł być branth? - Tak musi to być duże zwierzę. Dużo mięsa. - ryknął smok. - W takim razie składamy Ci w ofierze tego oto brantha. Drugiego zaś dotuczymy porządnie, by następna ofiara była bogatsza. - dał znać Volfowi, żeby ten zrobił to, czego domaga się smok, a sam ukłonił mu się głęboko. Nie było aż tak źle – skoro smok będzie domagał się następnych ofiar, nie powinien chcieć ich od razu pozabijać. Do tego ten branth powinien wystarczyć mu za posiłki na kilka dni. O ile nie będzie miał kaprysu… W tym samym czasie reszta drużyny skupiła się przy saniach, obserwując przebieg negocjacji - Chyba się dogadali - powiedział cicho Morn, który na bieżąco tłumaczył swoim kompanom treść rozmowy. - Myślicie że gadzina dotrzyma słowa? - spytała ciut niezadowolonym tonem barbariana, ale w duchu poczuła lekką ulgę, że nie będą musieli próbować swych sił ze smokiem. - Powinna... Jeśli szybko dostanie tę ofiarę - odparł Morn. - Smoki to raczej inteligentne i honorowe stworzenia. Z tego co wiem to dotrzymują zawartych umów, ale traktują je bardzo dosłownie. Jeżeli smok pozwoli ci przejść przez dolinę to faktycznie słowa dotrzyma, ale może dogonić cię zaraz za tą doliną i bez wyrzutów sumienia pożre. W jego mniemaniu dotrzyma warunków umowy. - W głosie mnicha było słychać coś w rodzaju rozbawienia zaistniałą sytuacją. - Odejść to odejść - powiedział Morn. - Poza tym najedzony nie będzie musiał polować i na nas. - Wolałbym, żeby to on odszedł, czy raczej odleciał. Jeśli my możemy odejść to należy zadać pytanie: Jak daleko? - Anathema coraz bardziej bawiły te dywagacje. - Kolejne pytanie, to czy odejdziemy nienaruszeni, czy może odejdziemy z tego świata? - nie ukrywał już uśmiechu. - I czy przewiduje sytuację, kiedy odchodząc wchodzimy do jego leża - Volf podprowadził z niemałym wysiłkiem wierzgającego ogiera brantha. Szybkim ruchem sztyletu poderżnął mu gardło. Krew trysnęła barwiąc karminowo śnieg. Volf wycofał się zgięty w pokłonie. Wężowym ruchem smok zaatakował dogorywające zwierzę, skracając jego agonię. Wgryzł się w brzuch wyrywając wątrobę, kilkoma kłapnięciami pożarł. - Wy może dobre sługi. Znajdźcie mnie, służcie wtedy nagrody. Po tych słowach odleciał z wysiłkiem dźwigając brantha. Alchemik wrócił do pozostałych. Mimo zimna widać było pot na jego twarzy, dłonie lekko mu drżały. - Tanisie, jesteś znacznie bardziej utalentowanym mówcą ode mnie. Co powiesz na szybki kurs kilku mniej popularnych języków? - Ty swój talent rozwiniesz, a ja miałem już na to przeszło półwiecze - najwidoczniej półelfy dziedziczyły część długowieczności elfich przodków, bo wieku Tanisie nie było aż tak widać - A już teraz wspaniale daliście radę. Ale nauk nie odmówię, ba, może i ja jestem w stanie coś przekazać w zamian. - Bardzo odpowiada mi tego rodzaju umowa, z pewnością obaj wyciągniemy z niej zadowalające korzyści. A teraz pozostaje tylko decyzja, czy wyruszamy w dalszą drogę niezwłocznie, zanim smok zmieni zdanie, czy trzymamy się planu podstawowego i ruszamy rankiem. W drugim przypadku, życzę państwu dobrej nocy, obym tylko zdołał zasnąć. – Alchemik wciąż był wyjątkowo zestresowany. - Do świtu pewnie nie jest zbyt daleko, jesteśmy już wszyscy na nogach dzięki tej białej besti, i pewnie będziemy poruszać się wolniej bez jednego zwierzęcia do ciągnięcia sań. Jestem by kontynuować wyprawę chyba że ktoś potrzebuje tych ostatnich godzin snu. - Wypowiedziała się zielonoskóra kiedy w końcu oderwała wzrok od odlatującej białej bestii. - Jedźmy dalej - powiedział Morn, który nie był pewien, czy do świtu zasnąłby. - Cytadela miała być godzinę konno od Oakhurst; po tych kilku godzinach podróży nie powinniśmy już być daleko - Tanis także był za ruszeniem dalej, choćby żeby zejść z odsłoniętej powierzchni gdzie lodowaty wiatr mógł hulać do woli. - W takim razie oddalę się, muszę przygotować swój ekwipunek do drogi – Zoren ruszył szybkim krokiem do swojego namiotu. Kilka łyków destylatu pomogło zarówno na chłód, jak i na zdenerwowanie. |
04-08-2018, 11:12 | #142 |
Reputacja: 1 | Przeżyli spotkanie z białym smokiem. Opłacili mu się jak bandytom. Smok, uważający się za boga polowań w śniegu, obiecał nagrody gdy go odnajdą i będą wiernie służyć. Problem był w tym iż nawet gdyby chcieli to zrobić to taki smok może mieć swoje legowisko wiele lig od miejsca spotkania. Legowisko i skarb, który rozpalił wyobraźnię zbrojnych lady Diany. O smokach i ich skarbach cicho rozmawiali w czasie swoich wart. Reszt nocy upłynęła spokojnie. Rankiem drużyna przypomniała sobie o innym problemie. Do Bezsłonecznej Cytadeli mieli dotrzeć wieczorem, lecz były to założenia opierające się na posiadaniu dwóch branthów. Krwawe ślady po ofierze dla białego smoka, w słońcu, nisko wiszącym nad horyzontem, karminowo skrzyły się na oślepiająco białym śniegu. Nie dotrą tego wieczora do celu. Być może dopiero nazajutrz wieczorem ujrzą rozpadlinę z Bezsłoneczną Cytadelą. Po krótkiej naradzie, zrobili to co jedynie mogli zrobić w tej sytuacji. Połączyli sanie skomplikowanym systemem lin. Wszyscy wiedzieli, że prędkość spadnie. Tak, jak przypuszczali dwoje sań ciągniętych przez jednego brantha, poruszało się o połowę wolniej. Nie była to też wygodna podróż. Sanie ciągle się o siebie obijały. Tak samo byli obijani ich pasażerowie. Przy jednym z gwałtowniejszych szarpnięć jeden zbrojnych rozbił głowę. Lea była zmuszona już trzy razy używać pozytywnej energii mocy Swej bogini, by leczyć wszelkie obicia pasażerów. Było już po południu, gdy usłyszeli wycia wilków. Dochodziły one z kierunku jazdy, dobiegały one jakby półokręgiem. W końcu, jakieś dwieście jardów przed saniami pojawiły się słabo widoczne w słońcu, biało szarawe kształty wilków. Stado prowadziło pięć wielkich wilczych kształtów, stado było duże nadchodziło półokręgiem, z widocznym zamieram otocznie zdobyczy. Drużyna na razie oprócz pięciu wielkich wilków dostrzegła około trzydziestu mniejszych. To zapewne nie były wszystkie, biorąc pod uwagę, iż stado miało też słabsze i wolniejsze osobniki. Branth usłyszawszy ponownie wilczy zew poniósł, wywracając sanie. Wszyscy znaleźli się pobijani w śniegu. - Zbierzcie się wokół mnie. - krzyknęła Lea sięgając po symbol Lurue. Ponownie przez ciał drużyny popłynęła lecząca moc, lecz nie uleczyła wszystkiego.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 Ostatnio edytowane przez Cedryk : 04-08-2018 o 11:19. |
04-08-2018, 17:16 | #143 |
Administrator Reputacja: 1 | Jak powiadają, każdy plus ma swoje minusy. To, że udało im się przekupić smoka i uniknąć ciężkiej z nim walki poskutkowało znacznym przedłużeniem podróży. Cytadela stała się jakby magiczna i miast się przybliżać - jakby oddalała, a na dodatek od czasu do czasu trzeba było wysiąść i pognać biednemu zwierzakowi, mającemu podwójne obciążenie. W końcu nie o to chodziło, by branth padł, co zmusiłoby dwunożne istoty do ciągnięcia sań. Albo porzucenia znacznej części zapasów. Ani jedno, ani drugie rozwiązanie nie przypadło Mornowi do gustu. Znawcy przedmiotu nieraz wspominali, że spacery są korzystne dla zdrowia. I podczas tej wędrówki okazało się, że słowa te to czysta prawda. Podróż w saniach była co prawda mniej męcząca dla nóg, ale Morn nabił sobie parę sińców, gdy sanie kołysały jak łódka na falach i się zderzały ze sobą. - Przepraszam - powiedział, gdy po raz kolejny wpadł na któregoś z sąsiadów. * * * Kulig skończył się wielką wywrotką. Morn, nie da się ukryć, nie dziwił się branthowi. On sam też nie był zachwycony ze spotkania z wilkami, szczególnie że pojawiły się one w dość znacznej ilości. Na dodatek niektóre były, można by rzec, przerośnięte. - Coś dla ciebie - powiedział do Zazy, która sprawiała wrażenie nieco rozczarowanej faktem, iż nie mogła zmierzyć się ze smokiem. Osobiście nie zamierzał ruszać wilkom na przeciw. Wolał się trzymać blisko sań (gdzie wilki nie mogły go dopaść z paru stron) i częstować magią każdego wilka, który się zbliży. A jeszcze wcześniej poczęstować serią magicznych pocisków któregoś z tych większych. |
05-08-2018, 11:42 | #144 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
05-08-2018, 16:37 | #145 |
Reputacja: 1 |
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |
05-08-2018, 19:50 | #146 |
Reputacja: 1 |
|
07-08-2018, 18:13 | #147 |
Reputacja: 1 | - Słyszeliście Zazę? Najpierw w te wielkie wilki! - półelf wołał z góry, wskazując cel zbrojnym i gwizdnął na psa, który zaczął włazić na górę śladem Krithy. I nagle, rzecz niebywała, kiedy półelf zrobił krok poza przewrócone sanie i miał spaść w zaspy obok, znikąd pojawił się pod jego stopą kruchy lodowy stopień na którym się wsparł. Wzniósł oczy ku zachmurzonemu niebu i mruknął coś do siebie o Tyrze, po czym ruszył po lodowych schodach wysoko nad nadciągające wilki.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |
27-08-2018, 21:09 | #148 |
Reputacja: 1 | Nawałnica strzał i bełtów nie zatrzymała nadbiegających wilków. Były zbyt niecelne, czy to przez wiatr czy to przez zgrabiałe od mrozu ręce. Za to magiczne pociski którymi nieustannie miotał Morn zrobiły lepszą robotę: największy z wilków padł w biegu i pierwszy zarył zębami w śnieg.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 28-08-2018 o 21:44. |
30-08-2018, 21:54 | #149 |
Reputacja: 1 |
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 |
02-09-2018, 10:18 | #150 |
Administrator Reputacja: 1 |
|