Dalsza wyprawa była utrudniona, sanie połączone razem i ciągnięte przez jedno zwierzę psuło co delikatniejszym podróż, ale nie Zazie. Owszem obijanie się o siebie sań było irytujące ale zielonoskóra się nie skarżyła, nie chciała wyjść na miękko kostną. Dopiero kiedy sanie przewróciły się a pasażerowie powypadali Zaza poczuła prawdziwy dyskomfort kiedy podczas upadku miała mocne zderzenie z drewnianym kantem sań.
Wprawdzie pomoc przyszła szybko ale Zaza miała czuć jeszcze to zderzenie przez jakiś czas.
- Chyba nie straszne ci te chodzące ciepłe kożuchy, lekko kostny magu? - rzuciła z rozbawieniem Zaza. Sytuacja wprawdzie nie była taka trywialna gdyż stado wygłodniałych wilków było bardzo niebezpiecznie. Podczas kiedy ten którego zwali Zorenem robił coś z jej toporem ona wyciągając ramię wskazała na piątkę największych zwierząt. - Wygląda, że tamte kierują stadem, jeśli nie przymierają głodem, to jak je zabijemy lub zmusimy do odwrotu reszta powinna się rozpierzchnąć - powiedziała z pewnością siebie - więc jak jesteś Kuloogniomioterm to polecam celować w te.
Po tych słowach ustawiła się przy saniach, nie posiadała broni dystansowej więc siedzenie na saniach było bezcelowe, stała na dole czekała kiedy te uzbrojone w kły futra spróbują zaatakować grupę będzie gotowa do odparcia ataku.