Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2018, 14:34   #11
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jaszczuroczłek usiadł pod urwiskiem i zdawało się, że nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w ścianę. Jednak po chwili gdy jego chowaniec był już na górze, odezwał się w Alpathiaskim.
- Na ssamym sszczycie jessst sałamanie, dużo ssstalagmitów i ssstalaktytów, nieregularnia rzessba terenu. Widaśss trochę mchu pssy jednej krawędzi. Sstalalagmity zassssłaniają widok, nie wisse nic więcsej.
Po chwili jego wzrok znów stał się normalny, a jego wąż zleciał i oplótł się wokół jego szyi, światła rozproszyły się zaś po większym terenie oświetlając znów całą jaskinię. Poczłapał do przejścia ukrytego pod wodą i wskazał na nie ręką.
- Kto sssprawdzi?
- Co ty tam gadasz, co jest na górze? Nie znam tego alpathianakiego bełkotu
- warknął nieufnie Kargar.
Seafoam wzdrygnął się na dźwięk groźnego głosu człowieka.
- Daivyn. - Skoro większość podała swe imiona, to i łucznik poczuł się zobowiązany do wypełnienia tej części obrzędów powitalnych. Z tego, co powiedział jaszczuroczłek, nie zrozumiał ani słowa. A sądząc po wyrazie twarzy niektórych osób - nie tylko on. Mag (czy może szaman?) mówił chyba w alpatiańskiem, w którym Daivyn rozumiał piąte przez dziesiąte, ale tamten dorzucał przy okazji tyle szelszczących spółgłosek... - Może mi ktoś powiedzieć, co pan jaszczurowaty powiedział? - poparł przedmówcę.
Jaszczuroczłek chyba się przedstawił jako Tetoteco, ale a nuż było to jakieś wyrażenie z jego języka? Na przykład 'dzień dobry'? Daivyn wolał się nie ośmieszać.
- Jak dla mnie, wspinaczka odpada. Zbyt niebezpieczne, a moi koledzy - Seafoam spojrzał na trójkę poddanych - się pozabijają, jeśli spróbują tam wejść. Podwodne korytarze mogą okazać się genialnym pomysłem. Ale najpierw ten pan tryton, wyglądający na niezwykle potężnego osobnika swojego gatunku, musi sprawdzić, czy jest tam bezpiecznie. Jak rozumiem, pan jaszczuroczłek zechce mu towarzyszyć? Ja oczywiście będę wszystko nadzorował i… - zawahał się chwilę i przyłożył palec do brody - was asekurował. Tak, ktoś musi dbać o wasze bezpieczeństwo z góry. Tylko prędko wróćcie, aby zameldować co tam zobaczycie. To jak, ustalone? - zapytał zadowolony i zaklaskał w dłonie. Wziął do ręki już niewielką kostkę lodu i przejechał nią po czole, pozostawiając chłodny ślad na skórze.
- Wątpię - powiedział Daivyn - by ktokolwiek z nas, oddychających powietrzem, zdołał przetrwać dłuższą podróż pod wodą. To pewna śmierć - dodał. - Wolę zaryzykować tamtędy. - Wskazał kierunek, w którym przed chwilą udał się latający wąż.
- A kto powiedział, że to będzie długa podróż? - zaśmiał się nerwowo Seafoam. - Pewnie trzeba będzie przepłynąć kilka metrów i wyjdzie się bezpiecznie w jakimś suchutkim, bezpiecznym korytarzu, którym będzie można dojść do wyjścia z tego przeklętego miejsca. - Spojrzał niepewnie w górę.
Tryton zwięźle przetłumaczył dyskusję. Przypomniał też o potencjalnych niebezpieczeństwach obu pozostałych dróg:
- Uważajcie na mech i bądźcie przygotowani do walki w trudnym terenie - powiedział podmorski paladyn do tych, którzy mieli zamiar się wspinać. - A zanim postawicie stopę na moście, sprawdźcie, co się pod nim znajduje. Przechodźcie pojedynczo, ubezpieczeni linami - zaproponował w odniesieniu do trzeciej drogi.
Był zdziwiony, że niektórzy z poznanych lądowców nie potrafili posługiwać się oboma językami. Sam miał okazję je poznać, mimo że nigdy wcześniej nie opuścił Podmorza. Ani też nigdy wcześniej nie zamierzał, dlatego nauka alphatiańskiego i thyatiańskiego zawsze wydawała mu się przykrym obowiązkiem, który nigdy nie przyniesie mu żadnych prawdziwych korzyści. Tetoteco i przedstawicielowi nieznanego morskiego ludu Oosa-Aqua-Alfa odpowiedział tylko kiwnięciem głowy. Nie angażował się w dalszą dyskusję, w tamtej chwili potrzeba było już tylko czynów. “Milczący trytoni rządzą głębinami”, powiadał w końcu świętej pamięci Oosa-Aqua-Epsilon. Rycerz przygotował się do podwodnej eksploracji, licząc na wsparcie jaszczurzego czarodzieja... i Dalianthola, jeśli potrafił robić coś poza gadaniem.
- Nikt przy wspinaczce się nie pozabija! - krzyknął kobold grzebiąc w plecaku. - Skoro mamy już rozeznanie, co znajduje się na górze, to możemy przygotować drogę pod wspinaczkę. Na wypadek, gdyby podwodny szlak był zbyt długi, rzecz jasna.
Keek po chwili wydobył kołki, młotek, a także odpiął od plecaka linę. Odwrócił się do pozostałych i powtórzył zarówno w Thyiańskim, jak i Alphatiańskim:
- Czy znajdzie się ktoś silny i odważny do pomocy?
- Ja mogę pomóc
- rzekła Alladien, spoglądając na kobolda.
- Też mogę pomóc - rzuciła od niechcenia Aurora. - Nie mam najmniejszego zamiaru przepływać jakimiś tunelami…
- Mi też niezbyt odpowiada pomysł podwodnej podróży
- dodał Daivyn. - Jakoś nie nauczyłem się oddychać pod wodą.
Kargar przez chwilę łypał w milczeniu spod oka na dziwaczne towarzystwo. Na widok zadziornego kobolda w kapeluszu z trudem powstrzymał śmiech. Podszedł i chwycił za linę swoimi muskularnymi ramionami.
- Dobra mały, ja też pomogę, nie mam ochoty na kąpiel. - Zarówno Alladien, jak i elfy chciały się wspinać. Nikomu tu do końca nie ufał ale wolał ich towarzystwo niż tego dziwacznego morskiego stwora i jaszczurzego magika. - Naprawdę nikt nie ma pojęcia jak tu się znaleźliśmy?
- Dla twojej informacji
- oburzył się Keek - jestem bardzo wysoki, jak na kobolda! Co do tego jak się tu znaleźliśmy, cóż… podejrzewałem, że grupa, z którą wybrałem się w poszukiwaniu starożytnych ruin mnie ogłuszyła. Teraz już sam się zastanawiam, bo niby po co, skoro mnie nie okradli?
- Może jakiś mag maczał w tym swe łapska?
- wysunął przypuszczenie Daivyn.
 
Kerm jest offline