Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2018, 21:00   #266
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Thundertree
6 Marpenoth, wczesne popołudnie


Stimy Yol obudził się, kiedy kucyk przystanął. Budził się też wcześniej. Za pierwszym razem krzycząc wniebogłosy, że jest niewinny.
- Jestem niewinny! Co zawiniłem? - krzyczał nim zorientował się że został związany przez znajomych by nie spadł z kucyk.

Drugim razem obudził się i wdał się w dialog z kucykiem, który uparcie mu odpowiadał, a Stimy nie chciał przestać pierwszy. Uważał to za całkiem zabawne, choć w końcu znów przysnął i było ciszej, a kuc co by już nie gadał, dostał od myśliwego do schrupania kilka ulęgałek zerwanych przy drodze.

Za trzecim razem odezwał się do Jorisa. - Musimy powziąć jakieś założenia. Jedno mamy, szukamy czegoś magicznego lub złego, ale to za mało. Moim zdaniem powinniśmy uznać że wiele rzeczy jest połączonych. Co łączy Thundertree z czymkolwiek? - Stimy nadął policzki i uniósł wskazujący palec do góry. - okładka, którą znalazł lub przytargał tu smok... Przytargał czy znalazł? - zapytał, ale kontynuował - Wybuch wulkanu. Jak łączy się wybuch wulkanu z magią, żywymi krzakami i druidem i okładką? Wybuch, który uwolnił magię? Skąd magia w podziemiach? Magiczna kuźnia i podziemne tajemnice Bowgentle? Magia przywiodła smoka? A okładka? Czego szukamy w Thundertree, kiedy najwyraźniej źródło jest pod ziemią?

Zmęczony nieco podróżą Joris, który sporą część wędrówki pokonał na nogach, przeciągnął się wysłuchując kolejnych pytań niziołka. Nawet sprawiał wrażenie jakby każde rejestrował, ale gdy Stimy zakończył tyradę, myśliwy wciąż przez chwilę w milczeniu kiwał głową, patrząc na porzucone domy jakby nie zorientowawszy się, że niziołek czeka na odpowiedź.
- Okładkę, sobie tak dumam, to nie smok znalazł, a alchemik, który w tej wieży urzędował. Znalazł. Albo dostał. Licho wie. Smoka pewno magia zwabiła w to miejsce… No i to drapieżnik, a dookoła dobre tereny łowieckie. To i przeszukałbym zwojami ruiny zawalonej wieży alchemika w pierwszej kolejności. Jak to nic nie da to jeszcze kryjówkę szarytów, bo w którymś domu tu sobie te swoje bibki urządzali. Pewnie którymś najlepiej zachowanym. Łatwo się zorientujemy.
Niziołek chciał coś odpowiedzieć, ale Joris mu przerwał.
Ale najpierw - wskazał wzgórze pogrzebane przez Turmalinę - wieża. Trzewiku… Na to samo wyjdzie, czy ja ten zwój przeczytam, czy Rika, lub Ty? Bo ja to tego jeszcze nie robiłem i… no dukam trochę i nie wiem, czy to nie zaszkodzi...- Trzeba pamiętać, by nie patrzeć się za długo w jedno miejsce, jeśli chcemy zbadać większy obszar. Po kilku mrugnięciach powinno się już zauważyć aurę. Jeśli jej nie ma, znaczy że jej nie ma i szkoda marnować zaklęcie. - Stimy pokręcił dłonią nos, jakby go swędział - Dobrze gdy wie się na co się patrzy jak już wypatrzy… Nie wiem jakimi zdolnościami dysponuje Torikhę… Może spróbować, ale pana Jorisa bym odradzał!- Wolałabym, żeby to jednak Stimy użył zwoju. Nie mam w tym zbytniej wprawy… - niepewnie rzekła Tori. Stimy uśmiechnął się pod nosem.

Mocno okrojona w składzie drużyna weszła na teren spalonej osady. Mimo że wiedzieli co może ich tu czekać - zarówno z własnych doświadczeń, jak i z opowieści Marduka - kilka ożywionych krzaków, które ruszyły im na spotkanie, nieco ich zaskoczyło. Na szczęście przy obecnych zdolnościach i stopniu opancerzenia najemników chuderlawe patyki nie były dla nich wyzwaniem. Kilka minut później byli już pod domkiem i zawaloną wieżą maga. Na wszelki wypadek obeszli je wokoło, ale było bezpiecznie. W pobliżu nie było ani żarłocznych krzaków, ani olbrzymich pająków.

Tori i Joris spojrzeli wyczekująco na Stimiego. Lekko uniesiona prawa pięta niziołka nieśmiało zakręciła półkola wokół palców stopy.

- Nooo… Boję się tylko że jeśli nawet coś tam jest to mogę nie dojrzeć bo… - Stimy kiwnął ochoczo i twierdząco - bałagan jest.
Chwilę potem bałagan jednak zdawał się mu nie przeszkadzać tak bardzo. Stimy obszedł sobie wieżę dookoła i sprawdził czy drzwi od domku są otwarte. Popatrzył sobie też na domek i okolice szukając co bardziej obiecujących obiektów badań. Wreszcie poprosił Jorisa o jeden z jego zwojów.
- Najpierw popatrzę na wieżę, ale jak nic nie znajdę, poszukam w domku. Jak tam też nie będzie niczego i starczy czasu popatrzę po okolicy.
Trzewiczek zdjął z ramienia plecak i odłożył nie obok, a koniecznie na stopy Toriki. Wygładził swoje kędzierzawe loki, poprawił nogawki i rozwinął pergamin. Odchrząknął.

Dziwne słowa były w zasadzie obce dla Trzewiczka. Wiedział jak je wypowiedzieć, ale w zasadzie nie wiedział co znaczą, jeśli w ogóle coś znaczyły, to było tam coś o tęsknocie za czarującą niewiastą. Może miało to jakieś podłoże w historii smoków. Ktoś tam kiedyś mówił na studiach, że smoczy to język magii, ale dla Trzewika to były tylko odpowiednio dobrane dźwięki, którymi należało wprawić w drgania Splot.

Drahini kome’bak tuna’es!

Mały niziołek ziewnął i było to dość nieoczekiwane i chyba nie związane z zaklęciem, ale zaraz potem zamrugał kilka razy, a jego źrenice zwęziły się, jakby nagle zaczęły odbierać zbyt dużą dawkę światła. Trzewikowi pociemniało w oczach, lecz zaczął też postrzegać świat, trochę tak, jak w vinoglach widział poszczególne przedmioty, na których ustawił odpowiednio szkiełka.

Na początku nie dojrzał nic ciekawego. Domek czarodzieja wydawał się wolny od Splotu; nie pozostał nawet ślad po jego magicznym mieszkańcu. Potem Trzewiczek powoli ruszył w stronę ruin wieży, uważając żeby się nie potknąć i nie stracić koncentracji. Co prawda smocze leże było zawalone, ale poprzednim razem najemnicy odwalili sporą część spróchniałych belek i kamieni by dostać się do smoczego skarbu. Niziołek mógł więc nawet wejść na kamienną podłogę parteru.

I tam zobaczył TO.

Światło pomiędzy kamiennymi blokami, które kiedyś tworzyły wieżę. Jasne niby ognista kula, kłujące wzmocniony magią wzrok niziołka, a równocześnie dziwnie zamglone, przywodzące na myśl zaćmienie słońca, które Stimy widział jako dziecko. Yol aż otworzył usta ze zdumienia, gdyż wiedział, że nie ma przed sobą źródła jakiejś tam magii. Ma przed sobą źródło DZIKIEJ magii! I to wielkie niczym ogrzy łeb! Wydzielana przez nie aura była tak rozległa, że Trzewiczek nie mógł dojrzeć jej granic, ale był całkiem pewien, że dochodząc co najmniej do granic Thundertree.




 
Sayane jest offline