Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2018, 22:40   #16
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Na krawędzi (wspinaczkowcy)

Elfka leżała wciąż na pajęczynie, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, w pełni jednak świadoma tego, co się dzieje dokoła nich.
Elf nie miał zamiaru pozostawiać wszystkiego w rękach towarzyszy niedoli. Pająk był na tyle duży, że mógł sprawić wszystkim bardzo dużo kłopotów. Co prawda jego pajęczynie zawdzięczali życie, ale na tym dobroczynność przerośniętego ośmionoga się kończyła. Dlatego Daivyn starannie wycelował, po czym posłał strzałę w pająka.
Pocisk był celny i, ku zadowoleniu strzelca, pozbawił przeciwnika życia.
- Dobrze, że tu była ta pajęczyna - powiedział, spoglądając pod nogi, w rozciągającą się pod kleistą siecią przepaść. - Lot w dół skończyłby się dużo gorzej. Ale ten pająk to całkiem niepotrzebny dodatek.
Alladien widząc, że jej oponent w końcu padł, rzuciła tylko ciche “spoczywaj w spokoju”, a następnie podeszła do elfki i wzięła ją delikatnie na ręce, po czym spojrzała na wojownika obok niej.
- Możesz pomóc koboldowi wydostać się z sieci, czy wolisz odpocząć po tamtym ugryzieniu? - spytała ciepłym głosem.
- Ha, to nie jest dobre miejsce na odpoczynek, dam radę - odparł najemnik, starając się nie myśleć o bólu. Ale niosąc tę elfią dziewoję będzie nam ciężej. Dla pewności przebił mieczem truchło pająka. - Choci- dodał, pomagając “Profesorowi” się uwolnić.
- Och, dziękuję - westchnął Keek, nie ukrywając ulgi. Rozejrzał się po nowych towarzyszach - Dobra robota, mogło być z nami krucho.
- Gdyby Aurora nie przyjęła na siebie ataku pająka. - Elf skinął głową.
- Nie zostawię jej tu, choćby nie wiem co - stwierdziła aasimirka. - Muszę jeszcze tylko jakoś swoje rzeczy wziąć, i będę gotowa do drogi. - dodała, spoglądając na swój plecak. Westchnęła ciężko, po czym dodała. - Zaniesie mi ktoś moje rzeczy z dala od tej pajęczyny, proszę?
- Ja, za chwilę - zapewnił ją Daivyn.
- Dziękuję ci bardzo.
Sieć okazała się lepką pułapką, ale po chwili mogliście się zorientować, że chodząc po jej grubszych nitkach nieco ostrożniej można było zmniejszyć szansę na przyklejenie się do sieci. Aurora pozostawała przytomna, ale trucizna wciąż paraliżowała jej ciało. Tymczasem uwagę awanturników mogły przykuć dwa ciemne wyloty wąskich korytarzy, na których bestia umocowała jedną część swojej ogromnej sieci. Wysoko w górze zaś, wisiały trzy dość duże, szare worki, niby monstrualne polipy. Uważny wzrok elfa mógł rozpoznać, że owe worki również wykonane były z pajęczej wydzieliny.
- Popatrzcie. - Daivyn skierował uwagę swych towarzyszy w górę. - -Chyba mamy przed sobą, a raczej nad sobą, poprzednie ofiary naszego pająka. Nas pewnie też by czekał taki los. Jak sądzicie... dałoby się tam dostać?
- Możliwe że tak, ale dopiero gdy stan naszej towarzyszki się poprawi - odparła Alladien. - Pewnie nikt z was nie ma nic na trucizny, mam rację?
- Możemy spróbować, czekając aż Aurora stanie na nogi - odpowiedział elf. - A pewnie wygodniej by jej było poleżeć w korytarzu, niż wędrować na czyichś plecach.
- Ixion wie, ile czasu nam to zajmie i ile czasu mamy do wschodu, a tamtym już nie pomożemy. Zresztą w każdej chwili może się okazać, że jest tu więcej takich pająków. Chodźmy szybko, proszę.
- Którym korytarzem? - spytał elf.
Miał świadomość, że tamci od dawna rozstali się z życiem, ale ciekaw był, czy nie ofiary pająka nie miały jakiegoś przydatnego wyposażenia. Ale rozumiał (i częściowo podzielał) obawę aasimarki przed następnymi pająkami.
- Niestety nie wiem… Nie znam się na jaskiniach. Może nasz profesor potrafiłby oszacować, który korytarz wiedzie na górę? - spytała z cieniem nadziei w głosie kapłanka.
Sparaliżowana elfka czuła jednoczesne zażenowanie tym, że zdana jest w obecnej chwili na łaskę obcych i wdzięczność, że kapłanka nie chciała pozwolić na to, by ją tu zostawiono. W tym większą frustrację wprawiało ją to, że nie mogła nawet mówić. Z pewnym lękiem zastanawiała się kiedy i czy w ogóle paraliż ustąpi.
Obie szczeliny w skale wyglądały podobnie. Naturalne pęknięcia, o nieregularnych krawędziach. Chodnik za nimi nie miał równego podłoża, pełen był wystających skał i leżących luzem tu i ówdzie kamieni. Sufit obu chodników również pozostawiał wiele do życzenia, jeśli szło o wygodę podróży. Widać było, że miejscami będzie można się wyprostować, ale zapowiadało się, że miejscami trzeba będzie zejść nawet na czworaka.
Z lewego korytarza, dało się wyczuć słaby powiew powietrza, który przechodził niemrawo przez tą tajemniczą jaskinię, studnię bardziej, wchodząc do drugiej szczeliny. Przeciąg jednak był słaby, i jedynie kobold mógł go w tej chwili wyczuć swoimi niewielkimi nozdrzami. Aurora też to czuła, jednakże leżała wciąż bezwładnie, nie mogąc wydobyć głosu.
- Ciekawe, czy ta poczwara się tu urodziła, czy też kiedyś przylazła, urosła i nie mogła wyjść... - powiedział Daivyn, podnosząc równocześnie plecak elfki.
“Dzięki za pomoc, ale niech coś z niego zniknie...”, pomyślała elfka.
- Co ona tu nawpychała - mruknął. - To chyba waży więcej, niż jego właścicielka - dodał, spoglądając na szczupłą, acz odpowiednio wyposażoną przez naturę właścicielkę plecaka.
“Nie twój zasrany interes i czego się gapisz, ta cała sytuacja i tak jest frustrująca”, krzyczała w myślach gotując się w środku z nerwów, że nie jest w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Ja bym się kierował tam gdzie czuć powietrze - stwierdził Kargar. - Ale może jednak byśmy sprawdzili tamte kokony, tam są pewnie ofiary pająków, mogą mieć coś co może nam się przydać, pewnie udało by się nam je ściągnąć na dół. Najemnik nie rozumiał czemu po pokonaniu wroga nie mieliby zaopiekować się pozostałym po nim łupem.
“A bawcie się z tym, ja się nigdzie nie wybieram. Mam czas”, pomyślała ironicznie druidka.
- Wejdźmy najpierw w jakiś korytarz - zaproponował Daivyn. - Ta pajęczyna nie musi być taka mocna, jak się może w pierwszej chwili wydawać.
- Ten pomysł z powietrzem byłby dobry, gdybyśmy wiedzieli skąd wieje wiatr. Ktoś coś? - Blondynka rozejrzała się bezradnie po towarzyszach. - I skończcie już z tymi pajęczymi skarbami, proszę. Mamy tu otrutą bogowie wiedzą jakimś świństwem ranną i w najlepszym wypadku kilka godzin do wschodu słońca, zostaliśmy porwani, w okolicy mogą grasować na nas krwiożercze bestie, a wy myślicie o napchaniu sobie kieszeni złotem?
“Serio tego nie czujecie? Lewy korytarz! Lewy! Na bogów, kiedy ten paraliż się skończy!?” Aurora wołała w myślach.
- Nie dziw się, Alladien. - Elf uśmiechnął się lekko. - Wygraliśmy walkę, a wtedy rasowi najemnicy myślą o łupach. Poza tym... Wcale nie musi chodzić o złoto.
“Złoto nie uratuje cię przed głodnym pająkiem, sowoniedźwiedziem czy innym potworem, zresztą patrząc na te kokony to ich inne rzeczy też im nie pomogły… Tak że może dacie sobie spokój?! Jeszcze coś spadnie na sieć i ją zarwie!” Elfka kontynuowała swoje milczące wywody.
Kobold, mając zamknięte oczy, poruszał nozdrzami niczym królik, próbując wyczuć kierunek, z którego wyczuł delikatny powiew powietrza. Następnie wskazał ręką na korytarz po lewej i otworzył oczy:
- Tam. Stamtąd czuję powiew. Czy oznacza to wyjście? Niekoniecznie, ale zawsze warto spróbować - Keek wzruszył ramionami - Ale przede wszystkim, zejdźmy z sieci na tamten chodnik. Pani Alladien, nikt nie mówił o napchaniu sobie kieszeni. Bardzo możliwe, że owi wiszący nieszczęśnicy byli lepiej przygotowani od nas, choć mieli mniej szczęścia. Może wśród ich rzeczy znajdziemy jakieś antidotum dla Aurory? A gdyby się okazało, że są oni wciąż żywi, tylko sparaliżowani, tak jak i ona? Chciałabyś zostawić ich na pastwę losu?
"Ale się profesorek rozgadał", pomyślał elf.
- Schowajmy się w korytarzu - powiedział. - Nie wierzę w taki nadmiar szczęścia - nawiązał do dalszej części wypowiedzi Keeka - że któryś mógłby mieć szkic tych podziemnych korytarzy. Niektórzy ruszają w jaskinie dobrze przygotowani - dodał.
- Bo wiecie - kontynuował profesor, unosząc szponiasty palec w górę - istnieją takie gatunki pająków, które wolą żywić się ofiarami, w których ciągle płynie świeża krew. Uważam, że powinniśmy chociaż spróbować. Kargarze, podrzucisz mnie?
Daivyn nie czekał na efekt rozmów. Ruszył, wybierając grubsze i mniej pokryte klejem liny, w stronę wskazanego przez kobolda korytarza.
“Podrzucać tym uroczym jaszczurkiem? Przecież może się uszkodzić! Taki profesor a nie wie, że upadki mogą być niebezpieczne… Z kim ja trafiłam do tej jaskini?!”, pomyślała słysząc pomysł kobolda.
- Pamiętaj tylko, żeby mnie później złapać - dodał Keek, poczym wspiął się na podanej przez Kargara ręce. Przygotował także bicz oraz wytężył gadzie ślepia, starając się wycelować w miejsce przytwierdzenia kokonu do sufitu.
- Jeśli naprawdę znajdziecie odtrutkę, dajcie mi ją szybko, ja idę razem z naszym elfem. Powodzenia! - odparła Alladien, ruszając za Daivynem.
Kargar wyszczerzył się w stronę kobolda
- No, dobrze gadasz, każdy łup może nam pomóc. Dalej, podrzucę cię.
- Jeśli już naprawdę musicie to robić… - Alladien starała się mówić głośno, aby reszta zgromadzenia mogła ją usłyszeć. - …to niech wam przynajmniej bóg dopomoże. Starczy nam jednej biednej duszyczki, która nie może nic robić. Niech ci Ixion pomoże w twoich zadaniach - dodała, kładąc dłoń na barku woja. - I uważaj.

Kargar chwycił kobolda oboma rękoma, kucnął, aby wykonać ciałem dłuższy ruch i podrzucił kobolda mocno do góry, ten zaś odbił się silnie nogami od ramion wojownika próbując biczem trafić jeden z wiszących kokonów. Poszło nawet zbyt dobrze. Kargar zaaplikował w czasie rzutu taką siłę, że mając w ręku kawał skały, mógłby z powodzeniem iść w zawody z trebuszem.
Plasnęło, kiedy koboldzi pocisk trafił w kokon. Profesor pisnął z wrażenia, choć pewnie nie o taki efekt mu chodziło. Mógł jednak wdrapać się na wiszący u sufitu worek zrobiony z nieco delikatniejszej pajęczej nici i odciąć go swoim sztyletem. Mógł też podążyć wzrokiem wyżej, gdzie kołysały się jeszcze dwa takie same worki, wszystkie zawieszone na całkiem długich i grubych pajęczych linach. Liny owe wystawały z mleczno białej, szarawej w lekkim poblasku świecącego kamyczka Alladien masy, zbitej z gęsto tkanej pajęczej sieci. Bystry umysł kobolda w mig wydedukował, że to właśnie tam musiało znajdować się właściwe leże pająka.
- Stąd widać tego więcej! - profesor zakomunikował reszcie. - Ale wygląda to niebezpiecznie, tam wyżej pająk miał prawdopodobnie domek - zachichotał i przystąpił do zrzucania następnych kokonów. Obecnie nie miał zamiaru pchać się w miejsce, które mogło okazać się paszczą lwa, nie chciał także ryzykować upadku z takiej wysokości.

Brnięcie przez pajęczynę nie było takie proste jak się wydawało. Obciążeni plecakami i ciężarem w postaci niesionej elfki, Daivyn i Alladien nie potrafili sami zrobić niemal kroku. Wydawało się, że trwać mogłoby to wieczność. Jednak w końcu dotarli do wylotu lewego korytarza. Miał bardzo nieregularne ściany, takież podłoże i sufit. Elf nie obawiał się o chodzenie czy nawet walkę po tak nierównym podłożu, ale Alladien mogła mieć już nieco większy problem, szczególnie jeśli utknęła by gdzieś na skałach, o co w ciężkim pancerzu nie było trudno. Korytarz wyczuwalnie wspinał się do góry, stopniowo, niczym schody, choć wyciosane niedbałą ręką natury. Ułożyliście elfkę na kamieniach, podłożywszy jej wpierw pod głowę płaszcz Daivyna i nawet wydawało się, że zaczęła ona jakby odzyskiwać czucie w palcach, a także zaczęła czuć mrowienie na twarzy. Paraliż, nieco powoli, ale ustępował.
- Jak dobrze stać w końcu na twardej ziemi… - powiedziała z pewną dozą ulgi Alladien. - Ale gorzej leżeć, masz może coś na czym możemy ją położyć? - dodała.
- Racja - uśmiechnął się Daivyn, wyciągając z plecaka śpiwór i rozkładając go na ziemi. - Przełożysz ją? Nie wiadomo, kiedy odzyska czucie w rękach i nogach, a po co ma zaczynać od siniaków.
- Zajmij się nią przez chwilę, ja muszę pomóc reszcie zanim jeszcze przypadkiem zrzucą profesora w tę przepaść rzekła Alladien, wracając na pajęczynę. Następnie dodała cicho, już sama do siebie. - Ileż to ja bym dała za pajęcze nogi…
Elfka próbowała ruszać palcami u rąk, jednak póki co słabo jej to szło. Obecna sytuacja denerwowała ją coraz bardziej. Nie cierpiała być uzależniona od kogokolwiek, jednak mimo wszystko była wdzięczna, że w tej chwili los postawił na jej drodze tą dziwną ekipę. Spojrzała na pilnującego ją elfa. Panująca cisza ją frustrowała, a to że sama nie mogła jej przerwać wzmacniało to uczucie.
Daivyn mniej jednak uwagi poświęcał elfce, a więcej korytarzowi, z którego (co miał nadzieję się nie zdarzy) mogło coś wyleźć.
- Słyszysz nas, prawda? - Daivyn spojrzał na dziewczynę, mając nadzieję, że ta jakoś zareaguje.
Druidka przewróciła oczami. “Jestem sparaliżowana, nie głucha.” pomyślała. Spróbowała raz jeszcze poruszyć palcami, wydawało jej się, że drgnęły, jednak nie była pewna czy elf to zauważył
Daivyn odetchnął z ulgą.
- Robisz postępy - powiedział. - Nie mówię, że zaraz staniesz na nogi, ale jestem pewien, że za parę chwil odzyskasz głos.
Wolał się nie zdradzać z wcześniejszymi obawami, że paraliż może trwać i trwać nie wiadomo jak długo.
Spojrzał w głąb korytarza, a potem ponownie przeniósł wzrok na elfkę.
Aurora także spoglądała raz na korytarz, a raz na elfa. Wyglądało na to jakby próbowała podjąć próbę powiedzenia czegoś, ale z jej ust wydobył się jedynie cichy jęk. W jej oczach malowały się widoczne gniew i niemoc.
- Spokojnie... - Daivyn położył dłoń na dłoni dziewczyny. - Jesteś w dobrych rękach - zapewnił.
“Wierzę, ale osobiście wolę być samodzielna” pomyślała. “Samodzielna” zawsze taka chciała być, właśnie dlatego mimo nalegań Malona wybrała się na zbieranie ziół kilka dni wcześniej sama. On, został w wiosce, a gdy wróciła już nie żył. Leżała wpatrując się w sklepienie jaskini pustymi oczami, dosłownie jakby zapominając o obecności elfa i obwiniając się o to, że nie chciała wtedy, by Malon z nią szedł.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 08-08-2018 o 22:49.
Lord Melkor jest offline