Elmer i Johannes wrócili do obozu. Po drodze Kroenert nie był zbyt rozmowny, najwidoczniej cała ta sytuacja nieco go zaskoczyła. Powiedział tylko Elemerowi, że idzie rozmawiać z Salvadore oraz żeby on i Santiago starali się w najbliższym czasie nie rzucać w oczy Stirganom.
Lutefiks szybko odnalazł Estalijczyka, który drzemał sobie nieświadom niebezpieczeństwa. Jako, że Santiago mógł już (w nieco ograniczonym stopniu) poruszać się o własnych siłach, z pomocą maga przeniósł się do namiotu na skraju obozowiska. Chwilę później Elmer udał się do znajdującej się we wsi gospody na poszukiwanie łowcy czarownic i towarzyszących mu zakonników.
Mimo późnej pory, karczmarz natychmiast i bez oporów obudził Konrada von Mackensena. Gdy usłyszał od magistra rewelacje o tym co dzieje się w pobliskim lesie, kazał mu czekać. Kilka minut później zjawił się ponownie, wyekwipowany do wyprawy, a towarzyszyli mu obaj bracia zakonni.
-
Prowadź – rozkazał i nie czekając na Elmera sam ruszył przodem do drzwi.
*
Na polanie czarownica wciąż kleciła miksturę, a Boyko drzemał. W momencie, w którym Maria Luisa wsypała kolejny składnik do kociołka, z wnętrza uniósł się szkarłatny obłoczek, który wirując uniósł się w górę. Potem przybrał kształt ludzkiej głowy, z orlim nosem i wysokim czołem. A potem uleciał gdzieś w głąb lasu.
-
Boyko! – zakrzyknęła nekromantka na swojego sługę. –
Idziemy!
Niemowa niechętnie wstał, poprawił kapelusz i we dwójkę powędrowali między drzewa, dokładnie tam gdzie zniknął szkarłatny fantom.