Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2018, 10:40   #240
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Kapitan złoto wziął, pomruczał coś pod nosem i gestem kazał znikać z jego statku. Ledwie “przebrani” stanęli na nabrzeżu doszedł ich krzyk kapitana. Vince oglądając się przez ramię zobaczył jakiegoś chudego półlefa w podartych portkach biorącego się za naprawę. Jak można było się spodziewać brudny mieszaniec, zabierał pracę nie mniej brudnemu, ale za to człowiekowi pełnej krwi. Ba, w ponad stukilowym cielsku na pewno było więcej czystej krwi niż w niejednej dwójce ludzi.

Starając się nie wyglądać podejrzanie obaj nasi herosi pewnym krokiem zmierzali do kapitanatu. Jak na razie udawało się, ale…
- A wy gdzie obdartusy, tu jest urząd! Tu się pracuje, żebrać możecie w porcie!. Tu mają wstęp tylko kapitanowie. - Rosły strażnik zagrodził im drogę, stając w drzwiach, opierając pięści na biodrach i górując nad nimi wzrostem.

Tymczasem statek zwinnie skręcił i po chwili wyszedł z portu. Nie minęła godzina jak miasto zniknęło naszym bohaterom z oczu. Rozpoczęła się ta część morskich podróży, która dziwnym trafem była pomijana w balladach i opowieściach. Piekielna nuda. Niektórzy mogli z zazdrością spoglądać marynarzy, którym z dobroci serca nowy bosman znajdował zajęcia by wzorem naszych herosów nie cierpieli na wszechogarniającą nudę.

W końcu po pięciogodzinnych męczarniach kapitan wskazał niewielką zatokę.
- Tu możemy rzucić kotwicę. Jeśli to panu odpowiada, panie Wróbel.
 
Mike jest offline