Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2018, 17:42   #18
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Wielki błękit

Prąd zdawał się być coraz silniejszy, jednak silne ramiona paladyna młóciły wodę, powoli acz uparcie posuwając się naprzód. Nie było prądu na tyle silnego, by zatrzymać morską istotę jaką był tryton. Jaszczuroczłek i wodny genasi radzili sobie nieco gorzej, ale ściana korytarza była blisko, a skały umożliwiały pewny uchwyt. Jeden z popleczników barda, najsilniejszy z nich nawet podpływał za trytonem, rozgarniając wodę mocarnymi ramionami. Reszta zaś, kuląc się niczym pisklęta za kwoką podążały wzdłuż ściany za swoim panem. Po kilkunastu minutach awanturnicy dotarli do jaskini z wodospadem. Huk spadającej z kilkudziesięciu stóp był w tym miejscu ogłuszający, i nie było pewności, czy nawet krzyk byłby w stanie przebić się przez ten hałas. Korytarz rozszerzał się w niewielkie jezioro, zasilane wodospadem. Za nim zbudowano drewniany pomost, na którym zbudowano coś w rodzaju kołowrotu, napędzanego przez wodę, sprytnie zbieraną z wodospadu za pomocą drewnianej, masywnej rynny. Kołowrót napędzał coś w rodzaju żarna, widocznego w płytkiej, nie zalanej wodą niszy, w której kręciło się dwóch goblinów. Jeden, utytłany mąką kontrolował kamienie, drugi starał się przesypywać mizerny urobek z pod kamieni do nieco dziurawego worka. Oba gobliny nie miały widocznej broni, i były bardzo zajęte swoją robotą. Niewielkie schodki prowadziły od kołowrotu z niszą na chodnik dookoła jaskini. Zawieszony na ścianie jaskini na wysokości jakichś dziesięciu stóp od tafli wody, zakręcał tu i ówdzie na nierównej skalnej ścianie. Drewniane barierki, pokryte deskami i gdzieniegdzie zwierzęcymi skórami miały stanowić pewne zabezpieczenie dla idących chodnikiem. Chodnik spinał dwa wyjścia z jaskini, jedno prowadzące z grubsza w stronę jaskini z łódką i ogromnym wyjściem, drugie, nieco większe w przeciwną stronę. Z obu wejść widać było żółtawą łunę ogniska lub pochodni, świadczącą o tym, że korytarze czy też jaskinie znajdujące się za tymi przejściami są najpewniej zamieszkałe. Jakieś czterdzieści stóp powyżej tafli wody, znajdował się jednak kolejny otwór w skalnej ścianie, najpewniej rodzaj strażnicy lub gniazda wartowniczego. Widać było dwie sylwetki, sądząc po spiczastych uszach również goblinów. Błysk stali w świetle pobliskiej latarni potwierdził, że wartownicy byli uzbrojeni. Staliście jednak w miejscu, którego jeszcze nie mogli dostrzec strażnicy, którzy nie zwrócili najmniejszej uwagi na niewielkie stworzenie, które ponownie ciekawie im się przypatrując przysiadło na kawałku wystającej skały, oglądając całe pomieszczenie.
- Tu jesst młyn. I drugie weśsscie do jaskini ss łodzią. I sssą sstrasznicy. Nie widzsą nass.
Gobliny nie robia tsakich sszeczy. Okupują to miejssce.- Stwierdził mag.
- Wydają się bardzo zorganizowani - jęknął cicho Seafoam. - pewnie poprzednich właścicieli tego miejsca już dawno nie ma na tym świecie. Myślicie, że będziemy musieli z nimi walczyć?
- Mussiy unikać. A jessśli waczyć, to ukryć ciała w wodzssie. A najlepiej puśsscić tym saamym korytarzaem, którym prssszypłyneliśssmy. - Tetto zanurzył się pod wodę. Nie był bezbronny, ale tych goblinów mogła tu być cała armia.
Genasi spojrzał na swoich poddanych i uśmiechnął się.
- Jeśli wszyscy będziemy współpracować, na pewno jakoś z tego wyjdziemy - powiedział do nich, po czym spojrzał na Oosę i Teto, i powiedział:
- Najchętniej po prostu załatwiłbym po cichu te cztery gobliny przy ognisku, obok łodzi, przejąłbym samą łódź i uciekł stąd jak najdalej. Mako Mako i reszta znają się na tym, więc o obsługę łodzi martwić się nie musimy.
- Tak, ale nie wiemy csso jessst po drugiej ssstronie wyjssścia. - Teto podrapał się po głowie. - To tessz mussimy zbadać.
- No to co robimy? - fuknął Seafoam - Gdyby to ode mnie zależało, to zrobiłbym tak, jak powiedziałem. Ale jeśli macie lepszy pomysł, to proszę. Prowadźcie!
Teto zanurzył się w wodzie i podpłynął nieco w głąb jeziorka. Liczył na to że piana z wodospadu ukryje jego obecność, i że tak strażnicy nie dostrzegą jaszczura przyczajonego na dnie. Kiedy był już w bezpiecznym miejscu, usadowił się tak by prąd go nie porwał i znów połączył się myślami ze swoim chowańcem. Ten zanim opuścił swoją półkę skalną, przyjrzał się jeszcze raz strażnikom czy nie zareagowali, po czym bardzo ostrożnie, tak by nie być całkowicie na widoku strażników, przy bokach jaskini, podleciał sprawdzić co kryje korytarz który powinien prowadzić do jaskini z łodzią.
Strażnicy najwyraźniej zajęci byli czymś zupełnie innym niż stanie na straży, bo chowaniec nie miał najmniejszych problemów ze sfrunięciem z półki, prosto pod ich nosami. Lekko szybując wleciał w korytarz, ujawniając przed czarodziejem jego sekrety. Zgodnie z przewidywaniami czarodzieja, prowadził on w stronę dużej jaskini z łódką. Chowaniec przysiadł jednak na ziemi, bo korytarz nie był zbyt wysoki. W dodatku był on całkiem dobrze oświetlony pochodnią, która zamocowana była do skały za pomocą drewnianego uchwytu.
Wąż powoli sunął w głąb, gotów cały czas zerwać się do lotu gdyby został przyuważony.
Seafoam przyłożył dłoń do czoła, przymknął oczy i odetchnął głęboko. Już miał nadzieję, że towarzysze zgodzą się na jego prosty plan. Ale nic nie mogło być tak proste. Spojrzał na swoich poddanych i powiedział:
- Trzymajcie się w bezpiecznej odległości. Miejcie oczy dookoła głowy. Teraz wasz główny cel, to nie zostać zauważonym. Najlepiej trzymajcie się BARDZO daleko i starajcie się być w pełnej zasłonie przed oczami goblinów - po tych słowach zamilkł i czekał na relacje Tetoteco.
Słudzy barda zrobili to co im nakazał posłusznie...zostając na miejscu. Stali już dosyć dobrze ukryci i jedynie zerkali co i rusz na wyjście z jaskini.
- A gdybyśmy sprowokowali kuo-toa do walki z goblinami? Furtkę już uchyliliśmy - zaproponował tryton.
- A co jeśli nie zdołamy tego kontrolować? Fakt, faktem, lepsze to niż spędzenie wieczności tu, w ukryciu. Ale z pewnością tam jest więcej kuo-toa niż tylko te, które spotkaliśmy. O wiele więcej…
- Jak i goblinów - odpowiedział Oosa. - A bardziej mi po drodze z rybopodobnymi stworzeniami. Czy musimy to kontrolować? Niech się mordują nawzajem, a Tetoteco będzie to obserwować z ukrycia.
- Możemy więc spróbować, chociaż na razie trudno mi to sobie wyobrazić - westchnął ciężko Seafoam.
Oosa-Aqua-Alfa również wypuścił powietrze z nielada wysiłkiem.
- To nie jest łatwa decyzja, rozumiem. Jak ją podejmiemy nie będzie już odwrotu. Wyszkolono mnie do żołnierki i trudnych negocjacji. W tym czuję się jak w wodzie, ale w kwestii cichych zasadzek obawiam się, że gobliny wywęszą mnie równie łatwo jak wędzoną rybkę. Po czym faktycznie mnie uwędzą - zażartował. W jego ojczystym języku formułowanie myśli przychodziło mu zdecydowanie łatwiej. Nawet potrafił żartować.
Tetoteco kiwnął głową, zgadzając się na plan paladyna. Pozostawało więc wrócić z powrotem do jeziora w którym napotkaliście Kuo-Toa aby przekonać ich do planu podwodnego rycerza.
Oosa-Aqua-Alfa po drodze zamierzał wziąć łańcuch, który udało im się wspólnie zerwać, aby mieć dowód na poparcie swoich słów w kontaktach z kuo-toa. Wielcy trytońscy paladyni, którzy stali na straży krakena zamieszkującego głębiny Smaarp, wpoili mu, że kuo-toa żywili większą nienawiść do ludów lądowych niż morskich i podmorskich, gdyż to właśnie przez ludzi, elfów, gobliny i inne stworzenia ich powierzchniowi pobratymcy wyginęli, a rasa stoczyła się w ciemne czeluście podświata, w którym przez wieki pielęgnowali paranoję i chęć zemsty. Ten fakt dawał mu cień szansy na pomyślne negocjacje. Jeśli oczywiście był prawdziwy, ale Oosa-Aqua-Epsilon był prawdziwym mędrcem i rzadko kiedy się mylił. Przebiegły rycerz zamierzał zagrać na religijnych uczuciach ryboludzi, dając im okazję do okrycia ich rasy wielką chwałą goblinobójców. Kiedy drużyna była gotowa do drogi, poprowadził ją w stronę jaskini, w której ostatnio spotkali patrol kuo-toa, trzymając w jednej ręce zerwany łańcuch, a w drugiej czaszkę ryboludzia. Samo w sobie wyglądało to na dobrą metaforę zrzucania okowów wykutych przez stulecia przegranych walk. W duchu Oosa obiecał sobie, że będzie to pierwszy podbój, który zainicjuje. Następnym będzie odzyskanie Podmorza... A później, kto wie?
Paladyn ponownie prowadził swoich towarzyszy, tym razem jednak z powrotem w głąb jaskiń. Po kilkunastu minutach, płynąc szybciej z podwodnym prądem, dotarli do ogromnej jaskini. Przeczucie nie myliło podmorskiego rycerza, kiedy znów zobaczył sześć sylwetek, patrolujących te wody. Tym razem jadnak, Kuo-Toa nie podpłynęli w szyku bojowym,a raczej leniwie, trzymając włócznie opuszczone grotami w dół.Wydawali się spokojni, jakby zrelaksowani i znudzeni. Wydawało się również, jakby rozpoznawali awanturników którzy tak hojnie opłacili przebywanie na tych wodach. W każdym razie nie można było wyczuć, czy traktują ich jak wrogów, czy jak przyjaciół. Krążyły opowieści o szaleństwie ryboludzi, i nigdy nie wiadomo było, jakie emocje czaiły się za ich rybimi oczami.
Rybolud z czerwonym grzebieniem, który nastroszył się dumnie podpłynął do awanturników. Gestykulując płetwami, i zmieniając nieco kolor łusek stwór przekazał prosty komunikat, pytając czego chcą.
Oosa-Aqua-Alfa po drodze wymieniał myśli z Daliantholem, szukając inspiracji dla swej przemowy. Miał niewiele czasu na jej ułożenie, ale wiedza Dalianthola o dziejach i znajomość pieśni tego świata była nieoceniona, musiał je tylko przełożyć na ograniczone możliwości językowe, którymi był zmuszony się posługiwać w kontaktach z tymi stworzeniami. Dlatego kiedy już spotkali kuo-toa, tryton bez najmniejszej oznaki niepewności uniósł błoniastą dłoń i, szeroko rozpościerając palce, złączył środkowy z serdecznym na znak pokoju. Miał nadzieję, że czteropalczaste dłonie ryboludzi odpowiedzą tym samym.
- Ponieśliście straty - pokazał czaszkę kuo-toa z czcią należną zmarłym. - My zaś otworzyliśmy bramę do tamtych jaskiń - pokazał łańcuch, zaciskając pewnie pięść na przerdzewiałych ogniwach. - Macie szansę się zemścić na powierzchniowych oprawcach i ich barbarzyńskich bogach. Wziąć ich w niewolę. Możemy wam w tym pomóc.
Początkowo Kuo-Toa nie zareagował właściwie w ogóle. Wachlował się tylko swoimi płetwami wisząc spokojnie w wodzie jeziora. Upływały minuty, i kiedy paladynowi wydawało się, że negocjacje zakończą się porażką, lub być może rybolud nie zrozumiał rycerza, grzebień ryboluda poruszył się kilkukrotnie a zakończona pazurami łapa, z błoną pławną między kościstymi paluchami chwyciła czaszkę jednego z pobratymców. Łeb stwora przekręcił się na boki, a zimne, pozbawione powiek oko wpatrywało się w łańcuch, dyndający w dłoni rycerza.
Kreatura skrzeknęła, o ile tak właśnie można było nazwać ten przedziwny, podwodny bulgot po czym obróciła się na ogonie i pomknęła szybko w głąb jeziora, zostawiając jednak pozostałą piątkę Kuo-Toa na miejscu. Po kilkunastu minutach, z mroku głębin zaczęły wynurzać się kolejne Kuo-Toa. Wkrótce wokół awanturników pływało już dwudziestu ryboludzi. Dwóch z nich było znacznie masywniejszych od swych towarzyszy, o ogromnych pazurach które być może zdolne były nawet rozerwać metalową kolczugę. Ich dowódca, bo musiał niewątpliwie nim być, nosił kościany hełm, ozdobiony szlachetnymi kamieniami i perłami. Złote branzolety na jego dłoniach błyskały zdobieniami. Potrząsał groźnie swoim kosturem, zapewne symbolem swojej władzy, lub też może używał go, aby odprawiać swoje podwodne czary. Reszta Kuo-Toa którzy przypłynęli z głębin też wyglądała bojowo. Nie nosili żadnych ubrań, ale swoje sieci owinęli wokół siebie nieczym pasy, kościane oszczepy kołysały się w przytroczonych futerałach a włócznie z matowego metalu groźnie wskazywały jasninie goblinów. Grupa ruszyła, po kilkunastu minutach rozdzielając się w miejscu, gdzie paladyn wyłamał kratę. Sześciu ryboludzi, prowadzonych przez jednego z tych bardziej muskularnych Kuo-Toa wpłynęło do jaskini z łodzią przez wyłamaną kratę, sprytnie lawirując między rozstawionymi sieciami rybackimi. Druga grupa, w której był przywódca zaczęło walczyć z silnym prądem, próbując dotrzeć do drewnianej balustrady. Czarodziej obserwujący cały atak mógł tylko podziwiać ich zadziwiającą koordynację. Kuo-Toa doskonale wiedzieli, co robić rozdzielając się bez najmniejszego dźwięku, jakby ćwiczyli to od miesięcy.
Diabelskie ogniki tańczyły w oczach Oosa-Aqua-Alfy. Nie zdołał powstrzymać okrutnego uśmiechu. Przyszedł dwadzieścia jeden lat temu na świat zarażony gorączką walki, z bitewnym zapałem we krwi, tak kontrastującym z jego urodzeniem. Sianie przemocy pośród prymitywnych plemion zamieszkujących te jaskinie pozwoli mu chociaż na chwilę zapomnieć o całej okropności swego położenia; pozwoli mu cokolwiek “wygrać”. Z tarczą i oszczepem był gotów ruszyć do boju, jednak spryt i ostrożność kryjąca się w jego głowie, a odziedziczona po przodkach - szlachetnych generałach - kazała mu rozważyć także inne możliwe posunięcia.
- Wspomniałem, że możemy im pomóc - wyjaśnił po drodze Tetoteco i Seafoamowi - ale chyba mało ich obchodzimy! - syknął. - Udawajmy zaangażowanie, dopóki nie znajdziemy jakiejś drogi! - tryton miał nadzieję, że w wirującym chaosie jego plan stopi się w jedno z walką i pozostanie niezauważony.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 25-09-2018 o 23:51. Powód: drobna edycja
Lord Cluttermonkey jest offline