Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2018, 20:28   #31
Dark_Archon_
 
Reputacja: 1 Dark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłość
Dron zwiadowczy to bardzo przydatne urządzenie. Mandalorianin bez problemu znalazł dzięki niemu odpowiednie stanowisko strzeleckie, zlokalizowane na dachu jednego z niewysokich slumsów. Ostrożnie wspiął się na górę, od niewidocznej z kierunku bunkra strony. Panujący na tym poziomie półmrok pozwolił mu nie zwrócić na siebie uwagi. Przybrał pozycję leżącą i oparł karabin o gzyms, jednakże w taki sposób, aby lufa nie wystawała poza obrys budynku i pozostała niewidoczna. Z tego miejsca idealnie widział wejście, stojących przed nim strażników i całą sytuację, która się tam rozwijała. Drona natomiast pokierował na bok bunkra i nakazał zająć taką pozycję, aby widzieć budynek z innej strony i wypatrywać ewentualnych niespodzianek, ale jednocześnie nie dać samemu się zauważyć.
Wartownicy kierowali swoje karabiny najpierw w kierunku zakapturzonego jegomościa, o coś się z nim spierając. Następnie jeden, kiedy zauważyli Rhaila i Lyssę, wycelował w nich. Hastal uważnie się im przyglądał i starał ocenić ich możliwości. Ten wyglądający na cyborga, aktualnie trzymający na muszce Zabraka, sprawiał wrażenie groźniejszego. Mandalorianin więc wycelował w niego i położył palec na spust, gotów przepalić jego tors, kiedy tylko spróbowałby spróbować wystrzelić.

Gotował się już do strzału, widząc wzrastające napięcie przy wrotach. Do eskalacji jednak nie doszło. Wszyscy się rozeszli. Hastal zniżył karabin snajperski. Akurat w porę, by zauważyć dwójkę zbirów zmierzających do niego wzdłuż slumsu. Z tyłu, za budynkiem, usłyszał trzeciego. Ci dwaj z przodu mieli pistolety i vibroostrza, jeden był Kel Dorem, drugi Zygerrianem. Nie nosili pancerzy i nie wyglądali tak groźnie jak strażnicy, przypominali bardziej uzbrojonych żuli i bardziej pasowali do opisu ćpunów Lyssy.
- Hej, ty! Złaź stamtąd! - zawołał Zygerrian. Długa szrama przecinała jego futrzasty policzek. - Torreo nie akceptuje żadnych obcych na swoim terenie, a zwłaszcza łowców nagród! Zejdź i zapłać myto, to pozwolimy ci w spokoju odejść, prawda, Ulzz? - spojrzał na swego towarzysza.
- Prawda - odparł ponuro Kel Dor. - Myślę, że jego snajperka może być odpowiednią nagrodą za robienie nam takich kłopotów i odeskortowanie do wyjścia.

Przy bramie chyba nie układało się najlepiej, spostrzegł Hastal przez lunetę karabinu. Kiedy strażnicy dostali sygnał przez commlink, wysunęli osłony i przegonili bronią przybyszów, żołnierz na dachu już przeczuwał, że coś nie gra. Nagła zmiana zachowania tamtych mogła świadczyć tylko o jednym - kłopotach. Doświadczenie go nie zmyliło. Przytrzymał jeszcze cel, dopóki jego towarzysze nie znaleźli się w bezpiecznej odległości. Kiedy się akurat rozluźnił i miał już opuszczać stanowisko, zauważył dwóch zbliżających się oprychów. Głośne kroki trzeciego usłyszał zza budynku. Nie wyglądali na przesadnie niebezpiecznych, ot pospolici siepacze, ale nie należało lekceważyć zagrożenia. Nawet pomimo przewagi pozycji. Puścił dyskretny sygnał do Zabraka i przywołał drona, aby mieć lepszy widok na napastników. Starał się tu dostać niepostrzeżenie, lecz ten gang musiał mieć wiele par oczu i uszu w okolicy, których nie udało mu się dostrzec. W międzyczasie po cichu, starając się nie wychylać swojej sylwetki, odczołgał się na bezpieczniejszą pozycję, z której miałby dobrą możliwość oddania strzału do wchodzących na dach zbirów. Może dałoby się coś z nich wyciągnąć, jednego trzeba będzie oszczędzić - pomyślał. Spokojnie wyczekiwał na pierwszy ich ruch, niech spróbują tu wejść i nadstawią głowy do przestrzelenia. Czekał też, aż Rhail z Lyssą się zbliżą i na lepszy obraz sytuacji z drona, by samemu móc przystąpić do działania.
- Nie odpowiadasz - odezwał się Zygerrian. - Uznajemy to za odmowę.
Napastnicy podeszli tak blisko, że Hastal nie mógł już ich widzieć. Usłyszał za to, że ktoś próbuje się wspinać w tym samym miejscu, którym on się to dostał. Przygotował się do strzału.
- Czekaj - usłyszał tajemniczy rozkaz z dołu, a hałas wspinaczki ucichł. W tym momencie na pozycję wrócił dron, dając obraz na dwóch skradających się napastników. Jeden z nich z uśmiechem właśnie wyciągnął granat…

Granat? Serio? Myśl uderzyła Mandalorianina, kiedy zobaczył, co się szykuje. Nie było jednak czasu się zastanawiać. Widząc pozycję zbirów pod budynkiem, szybko skalkulował dystans i możliwości ruchu. Trzeba było działać albo zaraz będzie zbierany ze ścian. Podniósł się i zrobił kilka cichych, ale szybkich kroków do krawędzi. Wychylił się lekko i przymierzył. Miał nadzieję, że strzał od góry przyszpili grenadiera do gruntu. Jeszcze potem schować się za krawędź i będzie można kontynuować walkę zaczepną. Zygerrianin jednak był szybszy. Rzucił granatem, jednak zaskoczenie spowodowane nagłym pojawieniem się Mandalorianina na dachu, oraz kierunek rzutu, zdecydowanie utrudniły atak. Granat nie dosięgnął celu, zdetonował obok budynku. Kel Dor właśnie się wspinał, lecz eksplozja wytrąciła go z równowagi, bardziej ze strachu, niźli ze względu na trafienie. Upadł na plecy, co go oszołomiło na chwilę. Hastal starał się schować za gzymsem i osłonić głowę ręką, by choć trochę zminimalizować obrażenia. Refleks go zawiódł, nie udało mu się uprzedzić napastnika. Część odłamków go dosięgnęła i przebiła ciężkie ubranie. Rany nie były jednak zbyt poważne. Wychylił się więc ponownie, przymierzył i wystrzelił w grenadiera. Trafił Zygerriana prosto w głowę, po której nie został praktycznie żaden ślad. Rozprysła się na wszystkie strony, a jego ciało bezwiednie padło na ziemię. Zdruzgotany tym widokiem Kel Dor skulił się przy ścianie.
- Poddaję się, nie strzelaj! - wyjęczał ze strachem w głosie.
Tymczasem z tyłu na górę wdrapał się drugi przeciwnik. Masywny Gamorrean z toporem. Większego nie było? - pomyślał snajper, widząc wielkiego wieprza i jego broń. Nie miał jednak możliwości głębiej się nad tym zastanawiać. Po prostu złożył się do strzału i ponownie wypalił. Gamorrean z kwikiem zawył, gdy pocisk z blastera trafił go prosto w brzuch. Zwolnił tylko na chwilę, po czym w szale ruszył dalej na strzelca. Ten widząc, że jego strzał nie okazał się na tyle skuteczny, aby zatrzymać wieprza i wiedząc, że nie ma szans w zwarciu, zeskoczył na dół, obok kulącego się Kel Dora. Zauważył, że ten rozmawiał przez commlinka.

W tym samym czasie zza rogu wybiegł Rhail. Zabrak ruszył biegiem, doskoczył do leżącego Kel Dora i uderzył z góry. Dosłownie wgniótł w ziemię Kel Dora, jego potężny cios odzianych w Blast Knuckles pięści był nie do zatrzymania. Przeciwnik został kompletnie zmasakrowany. Siła uderzenia połamała kości jak zapałki, jeszcze chwilę temu bijące serce zmieniło się w bezkształtną breję.
- Kurwa - zaklął Zabrak - Trzeciego żywcem.
Lyssa wybiegła chwilkę później z drugiej strony, ale nie miała już jak pomóc. O Gamorreanie na górze jeszcze nie wiedziała, a pozostali dwaj przeciwnicy na dole byli całkowicie rozpaćkani. Nawet ją obrzydził ten widok.

Gamorrean nie miał świadomości, co wydarzyło się na dole. Z rozpędu po prostu zeskoczył na dół w pogoni za Mandalorianinem. Wpadł jednak wprost na Zabraka. Potrzebował chwili, żeby zrozumieć, co się wydarzyło, co pozwoliło Rhailowi się lepiej przygotować na obronę. Świnia zamachnęła się na niego ze swym toporem. Rhail zszedł z linii ataku i podciął świniaka. Ten wyłożył się gubiąc broń. Zabrak skoczył na leżącego i złapał za ramię skręcając je do tyłu. Udało mu się, ale kosztowało go to wszystko trochę wysiłku. Hastal podał Zabrakowi kajdanki, a ten spiął obezwładnionego Gamorreana.
- No dobra, coś za jeden i dlaczego nie masz dołączyć do kumpli? - zapytał Rhail więźnia. Rękawica, wciąż z resztkami mięsa, zaciskała mu się na klapach ubrania tuż pod twarzą.
Hastal, kiedy otrząsnął się po tym krótkim zamieszaniu, podszedł do leżącego ciała Kel Dora i szturchnął go nogą, jakby chciał sprawdzić, czy wciąż żyje. Ten w odpowiedzi jedynie przewrócił się na bok.
- Akurat musiałeś zabić tego bardziej skorego do rozmowy… - powiedział, po czym wskazał lufą na skrępowanego Ganorreana. - Lepiej dla niego, aby okazał się wartościowy.
Następnie sięgnął po commlink Kel Dora i przyjrzał się urządzeniu. Może ktoś byłby w stanie powiedzieć, z kim się komunikował, albo podsłuchać jego częstotliwość. Schował go do kieszeni i zaczął dalej przeszukiwać trupy. Zabrał ich broń i trochę kredytów.
- Nazywam się Gulduul - wysapał ranny Gamorrean. - Ja jestem największy wieprz z gangu Torreo. Dlaczego ja dołączyć do kumpli? - zapytał niewinnie. Widocznie jego latarnia intelektu nie świeciła zbyt jasno.
- Jak nie będziesz przydatny, to zginiesz. - Wyjaśnił Rhail.
- Kim jest Torreo? - zapytał spokojnie Mandalorianin, przeszukując zwłoki i patrząc przy tym wieprzowi prosto w oczy. - I czym się zajmuje?
- Torreo to król tego sektora. Wszyscy tutaj są mu posłuszni. No… poza tymi żołnierzami z bunkra. Ale oni nie przeszkadzają. Czasami nam coś dadzą…
- A kim oni są? Myślałem, że oni też dla niego pracują. - Zapytał Zabrak
- Torreo mówi, że to lewo… rewo… lusjo… rewolucjonińści! - odpowiedział dumnie po chwili jąkania. - Torreo ich lubi, bo utarli nosa Grakkusowi.
- A co mu zrobili? Naszczali na bramę? - dopytywał Rhail.
- Hehehehe, kwiiiik. - Gamorrean zaśmiał się głupkowato, jakby już zapomniał, że jest więźniem i grozi mu śmierć. - Chyba nie tylko. Na powierzchni wszędzie ich szukają. Przeprowadzili jakieś zamachy terrorystyczne… okradają Grakkusa… zabierają mu klientów… Ale to dziwne, bo Gulduul nigdy nie widział, jak wychodzą z bunkra, ani jak wracają…
- Jaja sobie robisz? Jak twój szef może nie wiedzieć, jak wychodzą, to przecież jego teren. - powiedział gawędziarskim tonem Zabrak. - A ty się nie domyślasz?
- Umm, może… się… teleportują? Hehe. Gulduul myśli, że oni się po prostu wystraszyli Grakkusa i boją się wyjść.
- Wiesz dokładniej, kim oni są? Albo znasz kogoś z nich? Z kim się kontaktują? - Weteran ciągnął dalej pytania Zabraka. - Powiedz nam wszystko, co o nich wiesz i o ich kolegach, to cię puścimy.
- Nooo… - zamyślił się, widocznie jednak zależało mu na wolności. Na chwilę na jego twarzy zagościł grymas bólu, złapał się za ranę na brzuchu. - Są bardzo dobrze uzbrojeni. Mają naprawdę dobre bronie, pancerze i inne gadżety. Są groźni, nawet Gulduul się boi do nich zbliżać. Nic więcej o nich nie wiadomo…
- A za co nie lubi Gulduul Grakkusa? - zapytał Rhail.
- Gulduul pracował kiedyś dla Grakkusa, ale go zwolnił za… hmm… no i kazał Gulduula pobić.
- A co Grakkus zrobił Torreo?
- Za co konkretnie Grakkus cię zwolnił? - Mandalorianin wtrącił się i spróbował pociągnąć świński, osobisty wątek.
- Gulduul… - Gamorrean widocznie się zawstydził, jakby było to prawdziwa plamą na jego honorze. - Odmówił wykonania rozkazu… - odparł zdawkowo, a widząc nieustępliwość Hastala, dodał: - Gulduul odmówił pobicia ładnej pani ze sklepu za to, że oszukała Grakkusa z płaceniem haraczu…
- Dlaczego jej nie przylałeś? - zainteresował się Rhail.
- Bo była ładna…
- Coś jeszcze potrzebujemy wiedzieć? - zapytał towarzysza.
Mandalorianin pokręcił głową, chyba więcej nic wartościowego by się od niego nie dowiedzieli.
- No cóż - zwrócił się do Gamorreana - wolność zwróci ci osobista egzekutorka Grakkusa - spojrzał porozumiewawczo na Catharkę - Ostatni twój.
- Twoi koledzy czekają przy windzie - bardziej oznajmiła niż spytała Lyssa. Gamorrean kiwnął głową. Catharka wyciągnęła ostrze i wbiła mu w serce.
Droga, którą tu przyszli była zablokowana. Musieli więc wybrać okrężną trasę, by wrócić na powierzchnię i uniknąć kolejnych zabijaków. Znikomym łupem podzielą się, kiedy znajdą się w bezpieczniejszym miejscu. Ciekawych rzeczy się tutaj dowiedzieli, będą musieli zastanowić się, co z tą wiedzą zrobić. Hastal postanowił jednak w duchu więcej dowiedzieć się o tych "rewolucjonistach". Kim są, co robią, gdzie działają. Na te pytania będzie musiał znaleźć odpowiedź.
 
Dark_Archon_ jest offline