***
Dzieciak upadł w trawe cudem unikajac ciosu wielkiego toporzyska. Bruno poczuł pot na plecach, jezdziec zbliżał sie w szalonym tempie...wtem koń stanął pod nim dęba, zatoczył się i upadł łagodnie na bok. Konny zwinnie zeskoczył z wierzchowca, złapał oburącz topór i postapił krok w kierunku wiedzmaka-"Ja ci kurwa pokaże psi synu..."-parsknął przez zaciśnięte wargi. Z hełmu na jego zarośniętą, pooraną bliznami twarz spływały krople deszczu, pod skórzaną kapotą widać było kolczą koszulkę...ludzie z gór...Bruno zaklął w duchu.
***
Alicja bezszelestnie zbliżała się do miejsca gdzie upadł spłoszony koń, strugi deszczu pogarszały widok ale pożoga wioski wyrażnie oświetlała plecy odzianego w kubrak żołdaka...jeszcze kilka kroków...
***
Manfred siedział przyczajony w zaroślach, deszcz przemoczył go juz niemal całkowicie... kilkadziesiat metrów przednim przewrócił się jeden z jeżdzców widział tam jeszcze dwie lub trzy piesze sylwetki, strugi deszczu bijace o liście drzew zagłuszały wszelkie dzwieki...w oddali płonęła wieś... |