Poczuł się lepiej, gdy potężny Thorwaffe zabrzmiał w jego dłoni, sprowadzając zniszczenie i pożogę. Sam był odrobinę zaskoczony efektywnością broni. Od rana czuł się dziwnie. Zatracił gdzieś swój humor, nadpobudliwość oraz przebojowość. Snuł się tylko za resztą obserwując uważnie okolicę. Całkowicie zatopiony w swoich myślach.
Gdy palce zacisnęły się na stylisku jakby powrócił stary dobry Grzmot. Jego głos był zapowiedzią burzy i zniszczenia.
- Dobrze jest wrócić!
Po zmasakrowaniu goblina, nie opuszczał broni. Z tego co dowiedzieli się przed misją, las ten był domeną jakiegoś szamana czy innego druida. Zapewne wiedział już o ich nadejściu. Możliwe też, że nawet gdyby wykorzystali plan cichego zwiadu to również by odkrył ich obecność. Barbarzyńca wolał grę w otwarte karty. Umiejętności kontra umiejętności. Teraz przynajmniej nie będzie zaskoczenia. Nie licząc tych, którzy powpadali w pułapki.
Coś się chyba jednak zbliżało. Lewą rękę położył na stylisku Orko-tłuka. Przeczesywał wzrokiem wszystkie odnogi próbując przewidzieć z której strony nadejdzie atak. Stał zaraz nad pułapką, nie chcąc robić kroku dalej. Zagrożeń mogło być więcej.
- Co teraz? Dalej zmierzamy w stronę tego klifu?
__________________ you will never walk alone |