Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2018, 12:10   #199
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Mokhrul zdawał się rozleniwiać z każdym kolejnym dniem. Ostatniego dnia spał niemal do południa, przez co przegapił moment, w którym drużyna postanowiła pójść na rekonesans. Pech, że nikt go nie obudził, bo faktycznie miał ochotę przejść się i sprawdzić co kryją zakamarki tej starożytnej budowli. Niestety natura wzięła górę i po tylu dniach i nocach pracy na pełnych obrotach, wypatrywaniu zagrożeń, szukaniu drogi, pilnowaniu by nikt nie wszedł w jadowite rośliny, lub olbrzymie pająki, półork po prostu "odpadł".



Gdy obudził się, słońce już stało wysoko, a wokół niego krzątała się jedynie Jasmal. Po krótkiej wymianie zdań Onaga postanowił nie zwiedzać w pojedynkę okolicy. Jaszczur z jakiegoś względu bardzo troszczył się o kapłankę, więc należało mieć ją na oku. Gdyby cokolwiek się jej stało, życie ich wszystkich natychmiast stało by się o wiele bardziej skomplikowane.



Tak więc dzień upłynął dość leniwie. Poranna (przedpołudniowa?) toaleta, posiłek, przepakowanie plecaka, leniwe rozmowy o wszystkim i o niczym, przygotowanie posiłku... Niby zwykły dzień, choć sceneria wyjątkowo egzotyczna.


Gdy drużyna zaczęła się zbierać, półrok poczuł mimowolnie ulgę. W myślach przeliczał członków drużyny ciesząc się, że wszyscy wrócili cali i zdrowi. Jak zwykle, trzymał emocje dla siebie nie pozwalając im wyjść poza stoicką maskę, którą zwykle przywdziewał w towarzystwie ludzi. Czuł jednak niemałą zazdrość, gdy widział z jakimi łupami wrócili. Kto wie, może gdyby zdecydował się jednak pójść, znalazłby co nieco również dla siebie? A tak pozostał mu tylko błyszczący pierścień od Thazzara. Mokhrul skinął głową przyjmując go nie mając wątpliwości, że jego wartość jest znikoma w porównaniu do innych fantów, jakie na swojej drodze znaleźli poszukiwacze.





* * *


Następny dzień oznaczał opuszczenie ich obecnego miejsca i powrót na szlak. Ze świeżym umysłem Mokhrulowi o wiele łatwiej było wyławiać niuanse tras wybieranych przez jaszczura, choć miał wrażenie, że w jakimś stopniu omija go to co się dzieje wokół niego. Podczas podróży, gdy szli w miarę bezpieczną drogą Onaga zatapiał się we własnych myślach nad naturą otaczającego go świata. Coraz mocniej czuł się obserwatorem teatru rozgrywanego wokół niego, zupełnie jakby swoją rolę już odegrał i pozostało mu jedynie przypatrywanie się jak główne role przejmują inni.


Z natłoku myśli wyrwał go krótki kobiecy krzyk. Odwrócił się i odruchowo doskoczył łapiąc za rękę Ankę, która chwilowo walczyła o równowagę na śliskich od siąpiącego deszczu kamieniach.

~ Nie, jeszcze nie ~ pomyślał do siebie pomagając dziewczynie złapać równowagę. Spojrzał w niebo czarne od chmur. Krople deszczu spadały na jego zieloną skórą, czerwoną bandanę, która już dawno przestała spełniać swoją rolę. Zerwał ją jednym szarpnięciem uwalniając gęste, czarne włosy, które momentalnie oblepiły się wszystkiego. Przeczesał je, by nie wchodziły do oczu i chowając chustkę ruszył dalej.


Łuk nie znosił dobrze takiej pogody, duża wilgotność połączona z wysoką temperaturą, oraz wahaniami pogody - naprzemiennie słońce i deszcz, ciepło i chłodno, sprawiało, że coraz mocniej obawiał się o kondycje swojej ulubionej broni.





Wejście do osady było typowe dla tego typu miejsc, choć nadal zaskakujące. Jakby dżungla ustępowała nagle sile postępu i cywilizacji. Nie było żadnego "pasa granicznego", czy strefy zdemilitaryzowanej. Bach, kończyła się przyroda i zaczynała cywilizacja. Choć to może zbyt dużo powiedziane, ponieważ cywilizacji tu od jakiegoś czasu nie było.



Weszli do jednego z domostw i każdy momentalnie poczuł siłę zmęczenia jaką zbierał przez cały dzień. Jaszczur był wyjątkowo nieustępliwy i Mokhrul to doceniał. Dżungla nie była miejscem dla mięczaków i sam również nie pozwalał na zbędne postoje gdy prowadził drużynę wzdłuż brzegu.

Teraz zrzucił plecak i zdjął z siebie przemoczone ubranie. Nie przejmując się resztą drużyny zdjął skórznie, koszulę, łuk. Odpiął pas odkładając dwie szable na ziemię. Wyżymał włosy, które uwolnione od ciężaru wody zaczęły się lekko skręcać na końcówkach. W następnej kolejności półrok zdjął buty i spodnie wyżymając całe swoje ubranie, a potem wziął się za przepakowywanie plecaka. Suche ubranie miał w części z impregnowanym woskiem świecy brezentem, reszta była całkowicie przemoczona i musiała wyschnąć. Przebrał się i wziąwszy broń wyjrzał przez drzwi patrząc za Anką, która poszła na rekonesans.

Faktycznie, domostwo, które sobie obrała było w najlepszym stanie, ale droga mogła być zwodnicza. Mokhrul sprawdził dom w którym się zatrzymali wciągając co nieco ze swoich zapasów żywieniowych.


Interesowało go bezpieczeństwo, ale jeśli cokolwiek by znalazł to może poczułby się lepiej. Nadal bowiem czuł niesmak związany z poprzednim dniem. W dalszej kolejności nałożył na siebie brezentową płachtę i ruszył wzdłuż kamiennych uliczek sprawdzając kolejne domostwa (13, 12, 8, 4, 3.
 
psionik jest offline