Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2018, 04:30   #263
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Moore - optymistyczny surwiwalowiec



~ Mhm. Tak. Pewnie. No jasne. Bo dotąd to nudno było. Za lekko. Mhm. ~ Frank jęknął w duchu ale zakłopotanie starał się ukryć za dłonią jaką na chwilę zasłonił brudną od ziemi i kurzu twarz gdy pocierał swoją skroń. No a co miał pomyśleć? Co prawda okazało się, że Dixie okazała się dość łatwa do znalezienia. Ale niestety Dixie nie była już sama. Miała znaleźnego dzieciaka. Rozsądek podpowiadał, żeby zostawić dzieciaka albo nawet je obydwie. Dzieciak to dodatkowy konsument skromnych zasobów a dwa miał marne szanse by nadążyć za dorosłymi więc trzeba byłoby go pewnie nieść. A do niesienia nawet taka kruszyna to już była odpowiednikiem nieźle wyładowanego plecaka. Tylko mniej poręczna. No nijak się to na zdrowy rozum nie kalkulowało...

~ I pewnie jeszcze będzie się drzeć... ~ pomyślał cicho wydychając z westchnieniem podnosząc wzrok na dziewczynkę, kobietę i martwą pietę jej rodziny. ~ No ale przecież ich nie zostawię... ~ pokręcił krótkoostrzyżoną głową. Popatrzył na twarz paramedyczki. Potem na kierunek skąd przybył gdzie powinna czekać blondi. Otworzył usta by to powiedzieć. Że weźmie dzieciaka na plecy i by szatynka wzięła w zamian jego plecak. Że spróbują podczołgać się do Alice we trójkę a potem do wzgórz. By jakoś zagadała do dzieciaka by był cicho albo nawet zaplastrowała małej usta plastrem. I jeszcze by nie panikować bo jak dotąd ostrożność była niezłą taktyką więc pewnie dalej będzie. Mackonogi ich nie wykrył więc mieli szanse, że tak dalej będzie. Że się z tego wywinął. Otworzył usta by powiedzieć jej coś takiego ale wtedy kątem oka dostrzegł ruch. Odwrócił się i poczuł jak w żołądku rośnie mu zimna kula strachu. ~ O kurwa! ~ przesunął językiem po wargach.

- Lecą tu! - syknął odwracając się z powrotem ku Dixie. Ogarnął znowu scenę jednym rzutem oka. Walczyć czy uciekać?! Biec czy chować się?! Brać grzdyla czy samą Dixie?! - Bierz i spieprzamy stąd! I jak umiesz to módl się! - syknął podejmując szybko decyzję. Zdjął z pleców swój plecak ze skromnymi zapasami i wcisnął go w ramiona Dixie. Sam przykląkł przy zmasakrowanej i zapłakanej rodzinie. Od mężczyzny wziął pistolet który wsadził sobie za pasek. Przyda się. Potem. Jak się z tej matni wymkną. Zaraz sięgnął ku zapłakanej dziewczynce i spróbował załadować ją sobie na plecy. A potem? Potem bieg! Jak najprędzej! Co prawda te latające insekty może nie leciały na nich. Może dostrzegły coś za nimi. Pewnie miały właśnie zrobić to co robiły, wypłoszyć zwierzynę myśliwemu na strzał albo i unieszkodliwić ją. A sądząc po odgłosach w trzcinach to zielsko niezbyt chroniły przed latającą szarańczą. Może atakowały tylko tych których stwór jakoś wykrył. Może. Ale zapowiadała się regularna obława i czesanie terenu. Nie miał zamiaru tu utknąć bo nie wróżył tu zbyt dużych szans komuś kto tu dłużej zostanie. Czyli trzeba było wiać! Póki była okazja. I modlić się. Modlić by sukinsyn z mackami spudłował a szarańcza ich nie dogoniła.

- Gotowa? No to w nogi! I spoko, nie dygaj, wyrolujemy ich! - powiedział kucając przy Dixie i na końcu dał radę się nawet trochę uśmiechnąć. Złapał ją za rękę i popchnął przed siebie paskiem pustej ziemi jaką się tu przeczołgał. Sam ruszył zaraz za nią by znów się mu nie zgubiła. Zostawało jeszcze tylko jedno. - Alice! Do wzgórz! Sprint! - wrzasnął gdzieś przed siebie gdzie powinna wciąż leżeć na ziemi blondynka czekająca na ich powrót.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline