Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2018, 11:50   #19
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Po niemalże pół godzinnej męczarni, elfia druidka w końcu odzyskała władzę w kończynach w stopniu wystarczającym, aby móc zadbać o siebie i swój ekwipunek. Od tego momentu poruszanie się korytarzem stało się dużo prostsze. Kamień Alladien przestawał świecić, kiedy prosta sztuczka ulotniła się niczym senna mara o poranku, jednakże w ciemności dało się zobaczyć łunę, poblask właściwie.
Dotarli do półki skalnej, najeżonej ostrymi skałami, zawieszonej nad wielką jaskinią. Poblask rzucany przez dwa ogromne koksowniki ukazywał wysoką na dwadzieścia stóp kamienną kolumnę w kształcie człowieka, którego głowa jednak przypominała głowę psa, lub lisa. Muskularne ramiona posągu dzierżyły włócznię i zakrzywiony kostur. Za posągiem znajdowały się ogromne, masywnie wyglądające kamienne drzwi, pokryte glifami i płaskorzeźbami. Przed posągiem zaś, coś w rodzaju obscenicznego ołtarza, zrobionego z kości i drewna, obciągniętego jakby świńską skórą. Za ołtarzem, pod ścianą tej ogromnej jaskini znajdował się namiot ze skór dzikich zwierząt, otoczony czymś w rodzaju płotu z kamieni, patyków i suchych gałęzi krzewów, przetykanych kośćmi zwierząt. Najpewniej właściciel namiotu próbował w ten sposób zapewnić sobie minimum prywatności. W jaskini znajdowały się również drewniane totemy. Ponad dwa tuziny otaczały ołtarz i kamienny posąg. Połowa zajęta była przez nie dające się zidentyfikować, krwawe ochłapy, niewątpliwie będące kiedyś jakimiś humanoidami. Pięć niewielkich ognisk wyłaniało z mroku przykurczone sylwetki czternastu goblinów. Ich półnagie ciała pokrywały jakieś wymyślne rysunki namalowane ochrą, w blasku ognia przypominającą nieco krew. Szwargotali coś w swoim języku. Niektórzy wyglądali na przejętych, niektórzy zaś kołysali się niczym w transie. Rozmaite elementy broni i ekwipunku walały się dokoła ognisk. Wprawne do wojaczki oko Kargara naliczyło osiem włóczni, sześć krzywych szabel. Dostrzegł również coś w rodzaju jatek w pobliżu ołtarza i namiotu. Oprócz stosu kości i nieokreślonej kupy odpadków, zobaczył całkiem spory, dwuręczny topór. Połowa goblinów mogła zaś szybko uzbroić się w okrągłe, obciągnięte skórą tarcze, które wojownik widział nieopodal ognisk. Kobold lustrując otoczenie zobaczył drewnianą kratę przegradzającą szerokie przejście na przeciwko posągu. Powyżej nich jednak, kobold dostrzegł przejście, do którego jednak trzeba by było wspiąć się po niemal pionowej skale, jakieś sześćdziesiąt stóp od półki skalnej i dokładnie takiej samej wysokości nad głowami ponad tuzina goblinów. Ze skalnej półki prowadziła w dół jedna tylko droga - wąskie kamienne stopnie, częściowo wyciosane przez jakieś istoty, a częściowo przez kapiącą po ścianach wodę. Na dole, u stóp tych na wpół naturalnych schodów stało dwóch goblinów, najpewniej wartowników. Ich zardzewiałe szłomy, ozdobione czerwoną kitą z końskiego włosia były z góry doskonale widoczne, i choć sami wartownicy nie wyglądali na zbyt przejętych swoją robotą, było pewne, że mają niemal całe schody na oku. Bystre uszy elfów łowiły jeszcze szum wodospadu z oddali, a wszyscy czuli zapach gotowanej na ogniu strawy.
- Ciekawe czy to koledzy tego goblina, którego znaleźliście w kokonach... - szepnęła Aurora. - Raczej nie przepuszczą nas w zamian za dobre chęci niesienia pomocy ich znajomemu…
- Mówiłeś coś, Kargarze, o tym, że znasz ich język - rzekła Alladien, starając się nie zwracać na drużynę uwagi goblinów. - Możesz nam powiedzieć o czym rozmawiają, proszę?
- Chcesz się z nimi porozumieć? - zainteresował się Daivyn. - Boję się, że będziemy musieli wywalczyć sobie drogę do wolności.
- Wywalczyć? Nas jest pięcioro, ich szesnaście. Nie widzisz pewnych dysproporcji? - druidka zapytała z lekkim niepokojem.
- A widzisz inne wyjście? Bo nie sądzę, by się nam udało ich obejść albo przejść niepostrzeżenie obok. Chcesz wracać do pajęczyny i wypróbować drugi korytarz?
- Nie wiem, może drugi korytarz będzie lepszą drogą. Jak nie będzie innego wyjścia to będziemy walczyć, ale specjalnie tego nie widzę… - Elfka odpowiedziała sceptycznie.
- Mamy chociaż przewagę pozycji - odparł Daivyn. - Pod górę trudniej się atakuje. I chyba nie mają łuków.
- Gobliny nie lubią podejmować walki, jeżeli nie mają przynajmniej kilkukrotnej przewagi liczebnej, ale jak chcemy atakować, to z zaskoczenia mamy szansę. W mojej kompanii było paru hobgoblinów, ale tym tutaj pokurczom nie można ufać
Kargar skupił się, próbując podsłuchać gobliny.
Kargar jednak nie wiele słyszał przez szum wodospadu w oddali, a kakofonia tego szwargotania nie pozwalała wydzielić jakiegokolwiek sensownego wątku. Powtarzali jednak jedno słowo - “Czarny Pan”. Oraz od czasu do czasu, padało imię - “Gartok”, po czym najczęściej następowała jakaś goblińska inwektywa.
- Gadają o jakimś Czarnym Panie i przeklinają kogoś o imieniu Gartok - przetłumaczył szeptem kompanom.
- Nic mi to nie mówi - stwierdził Daivyn - ale to sugeruje jakiegoś wodza, który ich tu wysłał. Może na niego czekają i się nudzą. Szkoda, że nie możemy im zrzucić na głowy naszego kobolda. Z pewnością wytrąciłoby ich to z równowagi.
- Rzucać profesorem jaszczurką w gobliny? Że ci to w ogóle do głowy przyszło. - Elfka skarciła strzelca wzrokiem.
Keek rzucił parze elfów wymowne spojrzenie.
Daivyn machnął ręką.
- Przejęzyczyłem się - powiedział. - Miałem na myśli tego goblina, co go Keek - spojrzał na profesora i rozłożył bezradnie ręce - wyciągnął z kokonu. Jeśli go znali, to by zrobiło to na nich podwójne wrażenie.
Elfka uniosła jedną brew nie do końca wierząc, ale nie miała zamiaru drążyć tematu.
- To co w takim razie robimy? - spytała wszystkich towarzyszy.
- Jeśli mamy walczyć, to ja ich sprowokuję do przyjścia tutaj - odrzekł Daivyn. - Ustrzelę jednego czy dwóch, a jeśli was nie zobaczą, to może zechcą mnie dołączyć do swojej spiżarni. I wtedy spotka ich niemiła niespodzianka...
- Wolałabym, żeby nie zdążyli tu dotrzeć, ale może zanim tu dobiegną damy radę trochę zredukować ich liczbę… Nie jestem pewna co do szans powodzenia twojego planu - odparła Aurora zastanawiając się nad planem elfa, i starając się rozpatrzeć wszystkie jego dobre i złe strony.
- Ale chyba nie mamy wyjścia, trzeba jakoś sobie oczyścić drogę.
- Obyś tylko podołał. Obyśmy my wszyscy podołali - powiedziała Alladien, żałując że nie potrafiła wymyślić bezpieczniejszego rozwiązania.

Niektórzy (co rzucało się w oczy) nie pałali zbytnim entuzjazmem, wypowiadając się (lub znacząco milcząc) na temat planu, jaki przedstawił Daivyn. Z braku jednak rozsądnej alternatywy elf przystąpił do realizacji swych zamierzeń.
Żaden z goblinów nie wyróżniał się niczym specjalnym - wszyscy byli półnadzy i wymalowani ochrą w dziwne wzory i żaden nie wyglądał na wodza czy szamana. Z tego też powodu elf wybrał sobie na cel jednego z siedzących. Wycelował i posłał strzałę w jego plecy.
Pod ręką miał kolejny pocisk, by potraktować nim kolejnego goblina. A może i następnego, póki stwory będą spanikowane.

 
Asmodian jest offline